Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2008, 12:35   #185
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Chatki żadnej nie było.
Mech zachęcał swoją miękkością, przyjemnie było usiąść na chwilkę, przestać myśleć o kłopotach...
"Chociaż trzeba by wstać... Ktoś powinien pilnować... Już wsta..."
Znużona myśl zatrzymała się w połowie drogi

Kuba otworzył oczy.
I natychmiast zerwał się na równe nogi.
Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy zapadł w sen, ale z pewnością nie zasypiał przytulony do Misi... W żadnym wypadku nie zamierzał tak spać. Obojętnie, czy byłaby to Misia, czy jakakolwiek inna dziewczyna. To było takie... nienaturalne...
Do chłopaków też nie zamierzał się tulić. Nawet w nocy.
I to, że inni też leżeli przytulani do siebie wcale go nie tłumaczyło. Poza tym - to przecież on powinien spać z brzegu, a nie kraść innym ciepło...

Zrobił kilka kroków na bok i machając rękami w ramach rozgrzewającej, porannej gimnastyki zaczął pogwizdywać wesołą melodyjkę. Po paru taktach przerwał... Z pewnym opóźnieniem zorientował się, jaką melodię podsunął mu złośliwy los. Zdecydowanie nie wypadało gwizdać "Były sobie świnki trzy!"... Na szczęście wszyscy jeszcze spali i nikt nie spojrzał na niego pełnym wyrzutu wzrokiem...

Zrobił jeszcze do kompletu kilka podskoków, a potem rozejrzał sie dokoła.
Las pozostał bez zmian, ale za to niebo... Wyglądało na to, że ponure, szare chmury w nocy postanowiły komu innemu zatruwać życie. Bieluśkie bałwanki, choć nieliczne, wyglądały na błękitnym niebie przeuroczo.

- Jak dobrze wstać, skoro świt(*) - powiedział cichutko. Nie miał zamiaru nikogo budzić, nawet po to, by powitali wstające słońce.
- Dzień dobry, słoneczko - pomachał w stronę złotej tarczy słonecznej, nieśmiało wyglądającej zza wierzchołków drzew.


Malutki promyczek przystanął na chwilę na wyciągniętej w stronę słońca dłoni. Z zaciekawieniem spojrzał na chłopca i pokręcił z niedowierzaniem głową. Widać nie spodziewał się takiego zachowania po pełnym realizmu, nader twardo stąpającym po ziemi Kubie.
Wreszcie uśmiechnął się i skłonił na powitanie głowę, a gdy Kuba odpowiedział równie szczerym uśmiechem promyk zachichotał i strzelił palcami. I zniknął.
Oczy Kuby zapłonęły złotem, a świat stał się kolorowy, jak odbicie rzeczywistości w mydlanej bańce.


Po chwili wszystko zniknęło.
Kuba zamrugał, a potem westchnął z żalem.

"Przydałby sie jakiś strumyk" - pomyślał wracając do rzeczywistości.
Romantyczne drugie "ja" schowało się gdzieś bardzo głęboko. W Paskudnych Krainach nie było miejsca na takie sentymenty. I zachwycanie się widoczkami...

Spojrzał na pozostałe dzieci.
Powoli otwierały oczy. Z pewnym niedowierzaniem spoglądały na sąsiadów. Wstawały z minami nieco niewyraźnymi, jakby zawstydzone...

- Dzień dobry - powiedział Kuba, gdy już wszyscy wyrwali się z objęć Morfeusza. - Piękny dzień się budzi, będzie się przyjemnie wędrowało...
- Ale najpierw, skoro nikomu nie wyrosły ośle uszy
- zażartował - ani ogon, proponowałbym poczęstować się ciasteczkami. - Wskazał na koszyk. - Parę ich jeszcze zostało.

Kto chciał, ten zabrał się do jedzenia.
Przez noc ciastka nie straciły nic ze swego smaku. Przynajmniej według Kuby...
Inni też tak chyba myśleli, bo po skończonym posiłku na dnie koszyka zostały samotne dwa ciasteczka.
A po śniadaniu ruszyli dalej...

Otoczenie stawało się coraz przyjemniejsze - ciemny las zaczął się przerzedzać, jakby maleć... Wysokie drzewa, spoglądające na wędrujących ponurymi, ciemnymi oczami dziupli jakby odsunęły się nieco od ścieżki. Zrobiło ich się nieco mniej. Całkiem jakby grupka dzieci powoli wydostawała się z Ponurego Lasu.
Pojawiające sie coraz częściej smukłe brzozy wglądały o wiele sympatyczniej niż ich posępni krewniacy, dęby. Krzewy, wystawiające długie ciernie i złośliwie czepiające się nieostrożnych nóg i rąk również zostały gdzieś daleko z tyłu.

Słońce przyjemnie grzało, uśmiechając się do całego świata. Wesołe promyki figlowały między liśćmi brzóz i jarzębin, bawiły się w berka na coraz częściej pojawiających się polanach.
Kuba od czasu do czasu rozglądał się, czy nie zobaczy gdzieś znajomego promyczka. Przez moment zdawało mu się, że mały figlarz przysiadł na daszku jego czapki, ale nie był tego pewien. Promyczki były do siebie bardzo podobne.

Widząc mostek położony nad przecinającym ścieżkę strumykiem Kuba zatrzymał się na moment.


Rozejrzał się dokoła. Teoretycznie mógł tu siedzieć jakiś troll. Albo wodnik...
Na szczęście żaden z takich stworów nie czaił się pod mostkiem ani w sitowiu. Jedynie mała żabka zakumkała na widok Kuby i czym prędzej skoczyła do krystalicznie czystej wody.


"Widocznie nie chciała być całowana" - pomyślał rozbawiony Kuba.
Podszedł do mostka i tupnął z całej siły sprawdzając wytrzymałość desek. Mostek zatrząsł się, posypało się trochę kurzu.
- Solidna robota - powiedział Kuba i ruszył jako pierwszy.
- Zrobimy mały postój? - spytał, gdy już znaleźli się na drugim brzegu.

Ruszyli dalej.
Droga, ścieżka prawdę mówiąc, wiła się między wzgórzami, przypominającymi Kubie Bieszczady.
Chłopak skrzywił się nieco. Wędrówka była bardzo przyjemna, nawet się zbytnio nie zmęczył, ale mimo wszystko wolałby wędrować po "prawdziwych" górach. Tak, jak to miał w planach wakacyjnych.
A teraz nie był pewien, czy czasem planów owych nie trzeba będzie odłożyć na święty nigdy...

Blask słońca, odbity od jakiegoś szklanego przedmiotu, wyrwał go z niezbyt wesołych rozmyślań.
A to, co ujrzeli pod brzozą, wydało mu się dziwnie znajome...
"W maleńkiej róży kochał się"(**) - przemknęło mu przez głowę.

Kuba podszedł do róży, przyklęknął i uniósł szklany klosz.
- Dzień dobry, różyczko - powiedział. - Mogłabyś nam powiedzieć, dokąd poszedł Mały Książę? - spytał.


-----------------
(*) "Radość o poranku", słowa: Jonasz Kofta
(**) "Mały Książę", słowa: Krzysztof Dzikowski
 
Kerm jest offline