Julia wręczyła mu wodę utlenioną i gazę potem odwróciła się i zajęła się Kurtem. Julianowi średnio uśmiechało się opatrywanie Faustina, no ale co zrobić. Wziął plecak z półki. -Chyba tu już nie wrócimy.
Wyszedł z przedziału rozglądając sie za chórzystą.
Nie podobało mu się opuszczanie przedziału po wcześniejszym zdemolowaniu go, no ale co zrobić? Zadał sobie to pytanie już drugi raz w przeciągu minuty.
"Przecież nie mam pieniędzy na nowe okno."
Sanari miał właśnie wejść do ubikacji, Hoffman przyśpieszył kroku. -Faustin, mam wodę utlenioną od Juli.
Podszedł do swego towarzysza podróży i podał mu butelkę i gazę. Wątpił, żeby Sanari oczekiwał od niego przemywania czoła. -Musiałeś ją atakować? Ma niewyparzony język ale to nie powód, żeby ją bić. Czy to coś pomoże? Jegr i Kurt teraz też nie pałają do Ciebie sympatią po dzisiejszym incydencie. Jedziemy do jakiejś dziury gdzie nie ma nawet prądu i gdzie czają się seryjni mordercy. Może nawet to są wampiry czy magowie.
Julian na chwilę przerwał i spróbował przypomnieć sobie co mentor mu mówił o wampirach. Sam chyba wiele nie wiedział. Było to jeszcze zanim został biskupem, jeszcze jako zwykły proboszcz na małej parafii miał nie miłe spotkanie z przeklętym. Ów wampir był seryjnym mordercą do tego chorym umysłowo. Młody chórzysta próbował gorączkowo przypomnieć sobie wszystko co mentor mu mówił. Wampir nie był nigdy w kościele i ranił go krucyfiks i woda święcona. Czyli lepiej się w nie zaopatrzyć. Rozmyślania przerwała mu odpowiedź chórzysty. -Przepraszam zamyśliłem się. Możesz powtórzyć? |