Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2008, 21:43   #37
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Andreas bez słowa patrzył jak Faustin wychodzi z przedziału. Julia skończyła opatrywać Kurta, który najwyraźniej miał z tego dużą satysfakcję. Drugi z chórzystów uzbrojony w butelkę z wodą i bandaż wyszedł szukać swojego towarzysza. Przedział opustoszał. Jedynie szum powietrza wdzierającego się się przez rozbitą szybę darł ciszę jak kartkę papieru.
- Nie sądzisz, że nie powinniśmy tu dłużej zostawać? - spytał Kurt. Obawa przed konduktorem była wielka.
- Jasne, chodźmy stąd. To nie jest dobre miejsce. Szkoda, że tak się stało już na początku. Mam nadzieję, że to ostatni raz. Niech reszta podróży minie w spokoju.
Pomógł zdjąć plecak i podał go Kurtowi. Ruszył do wyjścia.
- Idę porozmawiać Julią. A potem znajdę konduktora. Nie będziemy przecież ukrywać się przed nim do końca podróży.

Ściągnął swój plecak z półki i chwycił za szelki. Na korytarzu było prawie pusto. Na jednym z końców stało dwóch chórzystów. Andreas już wiedział, że Faustin to zaślepiony mrzonkami i mściwy człowiek. Tacy są zawsze niebezpieczni i zamierzał mieć na niego oko.

Jegr ruszył w przeciwną stronę, widział też, że Kurt obrał ten sam kierunek. W przedziałach wypatrywał Julii, bo chciał coś ważnego jej powiedzieć. Przekonał się, że jeden z Chórzystów to człowiek, któremu nie zaufa. Nie chciał by i piękna Verbena zaliczała się do takich osób.
Trzy przedziały dalej zobaczył ją. Usiadła pod oknem i zamknęła oczy. Andreas chwycił za przesuwne drzwi. W szybie dostrzegł przesuwający się cień za swoimi plecami i zastygł bez ruchu. Wpatrywał się w Julię. Widział ją tak, jak parę lat temu kogoś innego...

....

...szpitalna sala śmierdziała potem, krwią oraz dymem z pieca. Przez jedyne okno wpadało tu niewiele światła i to wystarczało, by chłopaka nie opuszczał ponury nastrój. Inni jego współmieszkańcy nie narzekali za bardzo z bardzo prostego powodu - byli ciężej ranni niż on. Dla nich szczęściem było to, że nikt do nich nie strzelał. Dla Andreasa bezruch stanowił stan, który palił bardziej niż wódka. Musiał się ruszyć by coś zrobić. Wewnątrz siebie czuł, że tak powinien. I dlatego właśnie wyszedł na korytarz.
Wąski tunel był wypełniony stojącymi łóżkami oraz krzesłami okupowanymi przez rannych. Zapach lizolu, krwi oraz moczu był tak silny, że Andreas aż zatoczył się oszołomiony. Ruszył jednak i patrzył w twarze swoich towarzyszy broni. Obandażowane głowy, zakrwawione kikuty rąk i nóg, podkrążone oczy i śmierć wypisana na niektórych twarzach. W tej jednej chwili docenił to, że jednak przeżył. Tylko tyle i aż tyle.

Przeciskał się do wyjścia mijając jęczących i śliniących się żołnierzy. Niespecjalnie go to ruszało, bo wiedział, co jest po drugiej stronie. I nabierał przekonania, że TAM jest lepiej niż tutaj. Kulami zawadzał o nogi ludzi i łóżek. Nie zważał na to i szedł naprzód. Wtedy dostrzegł drzwi. Szklane drzwi z napisem w obcym języku. Pewnie po polsku, bo to przecież Kraków. Jak wszystko w tym budynku, tak i tą salę przerobiono na pokój dla chorych. Podszedł ostrożnie i zerknął do środka. Trzy łóżka i wszystkie zajęte. Podwieszone ręce na wyciągarkach oraz niektóre nogi tworzyły białą plątaninę linek i gipsu. Przy oknie zaś siedziała dziewczyna. Chyba spała, bo oczy miała zamknięte. Delikatna twarz była spokojna i pełna ciepła. Choć na zewnątrz była plucha i półmrok, od niej biła delikatna poświata spokoju, ale i zmęczenia. Andreas zaciekawiony przyglądał się dalej. Przyglądał i zastanawiał się. Czy przyszła do jednego z nich? Ciekawe do którego? Jeden rzut oka powiedział chłopakowi, że żaden nie jest przytomny i raczej nie wyglądają na takich, którzy by przyjmowali gości. To ciekawe, co robiła tutaj ta dziewczyna?
Andreas chwycił za klamkę. Jednak nie nacisnął. Nie chciał naruszać spokoju, jaki panował w środku. Ta dziewczyna była tak bardzo zmęczona czekaniem, że zasługuje chwilę odpoczynku. Jego ciekawość mogła poczekać. Ręka puściła klamkę. Wycofał się o kulach, choć to nie jest łatwe.

Na zewnątrz zanosiło się na deszcz. Ciemne mury krakowskiej twierdzy czerniały wokół jak baszty starego zamczyska. Widział wokół tych, którzy mogli się ruszać. Chciwie wystawiali twarze na wiatr i równie chciwie wciągali dym z papierosów. Stali w milczeniu, bo i tak nie było o czym mówić. Przecież była wojna.
Poczuł z tyłu dotknięcie i drżące, ciche słowo "Przepraszam". Słyszał je już wiele razy tutaj. To po polsku. Jedno z niewielu słówek, które znał. Ruszył się z przejścia i spojrzał na wychodzącą postać. Źrenice rozszerzyły mu się ze zdziwienia i była to jedyna reakcja na to, co zobaczył. Ze szpitala wychodziła dziewczyna, którą widział jeszcze niedawno w sali za szklanymi drzwiami. W ruchu wyglądała jeszcze ładniej, choć aura spokoju już nie była widoczna.
- To ja przepraszam - odparł Andreas. Dziewczyna zatrzymała się. Spojrzała ciekawie na żołnierza i szczelniej zawinęła się w palto. - Przepraszam... - powtórzył. Młoda Polka uśmiechnęła się. Dawno nie widział takiego uśmiechu. Chyba od czasu, gdy była tu Lena.

Wtedy coś przemknęło za plecami chłopaka. Cień jakiś albo odbicie w chmurach. Dziewczyna upadła na ziemię. Chwilę potem powietrzem targnęła eksplozja. Andreasa popchnęło w stronę budynku i wylądował na ciemnych i chropawym murze. Chyba nic mu się nie stało, choć niektórzy ze stojących jeszcze przed chwilą w tym miejscu nie mogli tak powiedzieć. Zerknął w bok. Dziewczyna leżała na plecach. Nie ruszała się. Jegr podczołgał się do niej. Zbadał puls. Uniósł się na łokciach i popatrzył w niewidzące oczy. Zobaczył w nich ten sam spokój co jeszcze parę minut temu. Zamknął je palcami i wyszeptał: "Przepraszam"...

...

...szarpnął drzwi. Nie starał się robić tego delikatnie, bo miał nadzieję, że Julia jeszcze nie zdążyła zasnąć. Pewnie w myślach już dawno ukamienowała go, ale nie zaważał na to. Pewnie okazał się w tym momencie chamem, ale nie chciał by to czekało. Nie teraz, gdy dopiero co wszystko się zaczyna.
- Julio - zaczął spokojnie. - Nie chcę zabrać Ci dużo czasu, bo mogę się domyślać tylko co czujesz. Żałuję, że to wszystko miało miejsce. A ponieważ nie chcę, by to się powtórzyło, mam do Ciebie prośbę. Będzie to prośba, bo Ciebie szanuję i wiem, że można ci ją przekazać bez obrażania się, gniewu czy głupiej dumy. Chodzi o Faustina oczywiście. To człowiek, który zbłądził. I choć wierzy, że to inni są jak ślepcy, to nie należy go prowokować. Wiem, że masz takie a nie inne podejście do wszystkiego, ale nie zamykasz się na nic i na nikogo. Dlatego sądzę, że zrozumiesz i posłuchasz się prośby. Proszę o nieprowokowanie chłopaka. Póki jego fanatyzm jest w nim samym, póty nam nie zagraża. Zostawmy go dla naszych wrogów, nie dla nas. Czy możesz przystać na tą prośbę?
Spojrzenie chłopaka tym razem wylądowało na twarzy dziewczyny. Teraz skończyło się tak, jak się skończyło. Co będzie dalej, tego nie wiedział. Wiedział za to, że Los zawsze zatacza koło i ciągnie za sobą historię. Wiele razy zamykał oczy tym, którzy odeszli. Niektórzy słusznie a niektórzy przedwcześnie. Tych drugich było mu żal. Tak jak tamtej Polki w Krakowie. I tak jak będzie żal każdego z grupy. Każdego.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline