Julian stał przed Faustinem, słuchał go. To co mówił nie miało sensu, a raczej miał go niewiele. Jaka płonąca stal, jaki szelest?!
Nadgarstki bolały od silnego uścisku chórzysty. Oczy młodzieńca ze strachem wpatrywały się w uśmiechniętą twarz.
"On jest szalony i niebezpieczny. Odbiło mu."
Kiedy Julian myślał, że Sanari połamie mu nadgarstki tamten puścił. Uśmiechnął się jeszcze raz i poprosił o niemówienie innym o tej rozmowie. W końcu wszedł do łazienki. Chłopak z ulgą oparł się o ścianę i rozmasował nadgarstki, krew w końcu znalazła dojście do dłoni. Odetchnął raz drugi.
"Co robić? Czekać? Nie, lepiej jak najszybciej poszukam reszty."
Hoffman poszedł korytarzem szukać towarzyszy. Minął przedział z rozbitym oknem i się zatrzymał na chwilę.
"Trzeba coś z tym zrobić. Ale co?"
Zastanawiając się poszedł dalej. Najpierw minął przedział w którym siedziała Julia, Jerg właśnie zamknął drzwi i stał tyłem do chłopaka.
"Pewnie rozmawiają, nie będę przeszkadzał."
Poszedł dalej, kilka przedziałów dalej na drugim końcu wagonu znalazł Kurta, otworzył drzwi. -Faustin opatruje się w łazience.
Nie wiedział czemu to powiedział. Na przeciwko eteryty i położył plecak na siedzenie obok. Chwile czegoś szukał. Wyjął srebrny termos, odkręcił i nalał do kubka-zakrętki trochę herbaty. -Po tym wszystkim zaschło mi w gardle. Chcesz? Herbata malinowa. Jak myślisz co nas może czekać? Ja myślę, że to wampiry, biskup mi kiedyś o nich opowiadał. Ponoć boją się światła i świętych symboli, tamten którego biskup spotkał był chory psychicznie, może to u nich norma? |