Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2008, 21:23   #36
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Kornelia przystawiła ucho do ściany i wsłuchiwała się w miarowe kapanie.
- Masz rację, dźwięk dochodzi ze schowka. Coś tam chyba cieknie – skrzywiła się – Wygląda na to, że niebawem dowiemy się co. Musimy się jedynie przewiercić na wylot.

W kuchni milczały obie jak zaczarowane. Zaczął im się udzielać grobowy nastrój. W końcu niebawem wejdą w sam środek niewiadomego, zmierzą się z własnym lękiem i odkryją mroczną tajemnicę, która może nie powinna nigdy wyjść na światło dzienne.
- Boisz się? - zapytała wreszcie Kornelia smarując masłem kromkę chleba.
- Tak – przyznała szczerze współlokatorka.
- Ja też – uśmiechnęła się do niej blado i pokroiła pomidora w grube nieforemne kawałki.

Te cholerne kanapki z żółtym serem i pomidorem smakowały jak najbardziej wyszukane danie. Delektowała się każdym kęsem i łapczywie popijała czerwonym wytrawnym winem, które wcześniej rozlała do dwóch wysokich szklanek.
- Pyszne – powiedziała z ustami wypchanymi chlebem – Wygląda mi to na ostatni posiłek skazańców, których czeka rychłe krzesło elektryczne – chciała zażartować ale wyszło mniej zabawnie niż planowała i obie spochmurniały tylko jeszcze bardziej.

Krępującą ciszę jak na zbawienie przerwał dzwonek do drzwi. Kornelia zerwała się z miejsca i pognała by je otworzyć. W progu stał Adam. Łobuzerski uśmiech rozjaśniał jego twarz. Kiedyś przepadała za jego uśmiechem ale w tej chwili nie potrafiła sobie przypomnieć co w nim tak lubiła.

- To już? Miałeś przyjść późnym wieczorem – otworzyła zapraszająco frontowe drzwi.
- Jest po dwudziestej drugiej. Mam sobie pójść i przyjść za jakiś czas skarbie? - rzucił lekkim tonem. Jego dobry humor zaczął ją drażnić
- Nie mów do mnie „skarbie”. Przecież zerwaliśmy, pamiętasz? - wypaliła złośliwie i zamknęła za nim drzwi.
- Cholera, nie rozumiem dlaczego się na mnie wściekasz – podniósł głos – Sama mnie prosiłaś żebym przyszedł. Mam wam wywiercić tą przeklętą dziurę czy nie? Zdecyduj się na coś wreszcie.
- Wiesz co mawiała moja pani od fizyki? - skontrowała - Dziurę to masz w dupie, wszystko inne to otwór.
- Kurwa wychodzę. Jesteś niemożliwa. - zaczął już ściągać kurtkę ale teraz z powrotem wsunął dłoń w jej rękaw.
W ostatniej chwili zagrodziła mu drogę i w pojednawczym geście położyła dłonie na jego ramionach.
- Wybacz. Nie jestem w nastroju, pewnie dlatego, że będę miała okres - skłamała. Chciała się jakoś wytłumaczyć a ta wymówka nasunęła się sama na język. Przecież nie powie, że ich sąsiadem jest duch jej martwego tatusia i jest z tego powodu nie w humorze.
- Syndrom napięcia przedmiesiączkowego to ty masz codziennie, przez okrągły rok.
Zrezygnowany wzruszył tylko ramionami i dał się zaprowadzić do pokoju Kornelii. Na podłodze leżał już tam cały niezbędny sprzęt, jak również pożyczony kombinezon roboczy i maska przeciwpyłowa.

- Tutaj – wskazała miejsce na ścianie – Przewierć się na drugą stronę i zrób tak dużą dziurę żeby można było przejść na drugą stronę – Widocznie sama nie uważała za stosowne wcielać w życie rad pani od fizyki.
- A co jest za ścianą? - spytał unosząc lekko brwi - Nie planujecie chyba się do kogoś włamać i go obrobić? Wolałbym uniknąć posądzenia o współudział.
Zaśmiała się nerwowo.
- Nie żartuj sobie. Tam jest tylko od dawna nie używana graciarnia. Spółdzielnia pozwoliła nam powiększyć mieszkanie o to pomieszczenie.

Nie zadawał więcej pytań i zabrał się do pracy. Kornelia wyszła z powrotem do kuchni i rzuciła Mireli znaczące spojrzenie.
- Zaczęło się - zabrzmiało to jakoś dramatycznie.

Hałas był nie do zniesienia. Widocznie nie tylko dla nich bo po pół godzinie do ich uszu znów dobiegł dzwonek do drzwi. Zerwały się obie by otworzyć. Nocną wizytę postanowiła im złożyć sąsiadka z naprzeciwka. Kornelia ją rozpoznała. Pani Kowalska mieszała tutaj już za czasów jej dzieciństwa, z tym, że wtedy była dużo młodszą i szczuplejszą kobietą. Teraz jej twarz zryta była gęstą siateczką drobnych zmarszczek. Spod chustki na głowie wystawało kilka papilotów. Ubrana w szlafrok i chapcie, w zębach tkwił tlący się papieros. Wyglądała jak karykatura sąsiadki z tanich dowcipów.

- Co tu się dzieje do cholery – zaczęła piskliwym głosem zanim któraś z nich zdążyła się odezwać – Obowiązuje cisza nocna. Chcecie abym zadzwoniła po policje?
- Przepraszamy panią – odparła grzecznie KorneliaPrzeprowadzamy drobny remont, niebawem powinnyśmy skończyć.
- Ty...- kobieta lustrowała ją badawczo – Ja cię skądś znam. Już wiem! - radośnie klasnęła w dłonie jak dziecko, które odgadło arcytrudną zagadkę – Ty mieszkałaś tutaj dawno temu. Byłaś tylko podlotkiem ale już wtedy dziwnie wyglądałaś pani Kowalska podrapała się po brodzie i wypuściła z ust szarą chmurę tytoniowego dymu. Kornelia była nałogowym palaczem, ale wyczuła, że papierosy sąsiadki musiały być z tej najniższej półki bo dym śmierdział przepotwornie. Zakaszlnęły obie z Mirelą z powodu drapania w gardle i odgoniły rękami dym, tylko po to by Kowalska wypuściła z siebie kolejną chmurę wycelowaną oczywiście prosto w ich twarze.

- Zaraz jak to szło...- zastanawiała się dalej sąsiadka - Nazwisko wyleciało mi z głowy – zerknęła na Kornelię jakby oczekiwała, że tamta pospieszy jej z podpowiedzią ale nic takiego się nie wydarzyło. Nie zniechęcona kontynuowała - Tak... Czy to nie twój ojciec powiesił się w tym starym schowku na graty?
- Niebawem skończymy hałasować – przerwała jej Kornelia z miną zbitego psa i zatrzasnęła z całej siły drzwi tuż przed jej nosem. Bez słowa wróciła do kuchni i zasiadła z powrotem do stołu. Ze złości wepchnęła do usta całą kanapkę i żuła ją zaciekle. Chciała ukierunkować swoją złość i równie dobrze mogła wyżyć się na kawału chleba. Szkoda tylko, że jak to bywa z rzeczami martwymi, kanapka nie miała jej tego za złe. Zapewne poczułaby się lepiej gdyby cel jej spontanicznego ataku odczuwał ból i skręcał się teraz mękach. Wyobraziła sobie, że w jej ustach jest uwięziona miniaturowa pani Kowalska a jej własne zęby rozpruwają jej ciałko na strzępy. Jeszcze bardziej zajadle miażdżyła zębami pieczywo. Na koniec przełknęła głośno, popiła wszystko pełną szklanką wina i uśmiechnęła się z dziką satysfakcją.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 30-07-2008 o 14:41.
liliel jest offline