Fosht'ka, ruszyłaś ostrożnie między drzewa, prowadzona słabym głosem Calcifera. Nie musiałaś szukać daleko. Kruk zwisał z niewielkiej leszczyny, zaplątany w jej gałęzie. Lewe skrzydło, wygięte pod nienaturalnym kątem, z pewnością jest złamane. Ptak ma pomięte lotki, na szyi widzisz też niedużą plamę zakrzepłej krwi. Nieco wyżej siedzi nastroszony Tiloup, oczami jak spodki obserwując otoczenie - najwyraźniej mnogość leśnych stworzeń mocno go niepokoi. Cześć Szefowo.... - wycharczał Calcifer na Twój widok - Mogłabyś mnie wreszcie stąd ściągnąć, bo czuję się jak ozdóbka na majowym palu...? Próbujesz delikatnie wyplątać kruka z gałęzi, jednak musi mu to sprawiać duży ból, gdyż zaczyna się szarpać i dziobać jak najzwyklejszy ptak. W końcu udaje Ci się go zdjąć. Obłamujesz jeszcze kilka prostych gałęzi, by zrobić z nich łupki, po czym tulisz swojego towarzysza delikatnie do piersi (uważając na zranione skrzydło) i zawracasz w stronę obozowiska. Tiloup sam zeskakuje z leszczyny, najwyraźniej uspokojony ludzką obecnością, i podąża za Wami. |