Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2008, 13:52   #16
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Dziewczynka tuliła w dłoniach małą świetlistą kuleczkę – Pana Świetlika. Rangers opuścił powoli broń…nie mógł przecież celować do dziecka… Wiedział, że każdy człowiek może być zagrożeniem… ale od czasu misji stabilizacyjnej w Czadzie w 2012 roku… obiecał sobie, że nie skieruje nigdy broni w stronę dziecka.

„… żar lał się z nieba… suche, pustynne powietrze drgało rozpalone… mała wioska, składająca się z kilkunastu chatek, skleconych z kartonów, starych desek i gliny, przerażała pustką… wychudłe psy błąkały się między stertami chrustu i resztkami narzędzi, porozrzucanych w pośpiechu.

Wywiad donosił, że rebelianci ukrywali się w tej dziurze… team Alfa rozciągnął się w tyralierę i ostrożnie zagłębiał się między chatynki…pot spływał po twarzy, gogle chroniły oczy przed pyłem niesionym z wiatrem, palec na spuście… oczy dookoła głowy… nagle usłyszeli płacz dziecka… Johnson pobiegł w tamtym kierunku i wtedy rozpętało się piekło… trajkot karabinów szturmowych przerwał bezlitosną ciszę… ołowiani posłańcy śmierci… znajdowali coraz to nowych adresatów wśród Rangersów…

Team Beta… zaszedł rebeliantów z flanki… kilka długich chwil i napastnicy byli zneutralizowani… sanitariusze biegali z zakrwawionymi bandażami… ktoś obok przez radio nawoływał: „Tu Team Alfa, mamy rannych…. Natychmiast potrzebujemy pomocy… kod 0247, powtarzam potrzebujemy pomocy kod 0247.”

Tim zauważył siebie w samym centrum tego całego zamieszania… widział siebie jak idzie z zaciętą z bólu i gniewu twarzą… w stronę dzieciaka, który zwabił ich w zasadzkę… młody na oko jedenastoletni murzynek, śmiał się mściwie patrząc na ciała zabitych kumpli z oddziału… przyłożył kolbę do ramienia… krótka trzy-pociskowa seria morderczo przerwała pobitewny zgiełk…”


Tim otrząsnął się z przerażających wspomnień… zaczerpnął głęboko w płuca chłodnego, zimnego, nocnego powietrza… przynosiło ulgę. Odetchnął… przyglądał się małej dziewczynce, która zdawała się rozmywać w słabym świetle księżyca, raz jej postać bladła, raz była wyraźna… ale nienaturalna bladość postaci szybko ustąpiła.

Mała machała w powietrzu swoją parasolką, kreśląc w mrocznym powietrzu zaułka ciemno-granatowe rysy, które znikały raz za razem.

- Co jest grane, to nie fair?! - w głosie dziecka, można było wyłowić zirytowanie i złość, Mała, aż przytupnęła z niezadowolenia.

*****

Nieprzyjemne mrowienie przebiegło po jego kręgosłupie… a w tył czaszki jakieś wrogie uczucie wkręcało się niczym calowe gwoździe. Żołnierz po woli odwrócił się za siebie… mleczno-biała zawiesina przesłaniała wyjazd z tego ślepego zaułka. Ciężkawa mgła powoli centymetr po centymetrze pochłaniała rzeczywistość… i zbliżała się do nich.

- Nie jest dobrze, panie Żołnierzyku jest bardzo, bardzo źle! Wszystko nagle oszalało i nie wiem co się dzieje. - Mała była wyraźnie przerażona i chyba, po raz pierwszy wiedziała tyle samo o tych dziwnych zjawiskach co Rangers, co nie było zresztą zbyt pocieszające.
Ta mgła jest… –tu dziewczynka zrobiła małą przerwę próbując znaleźć odpowiednie słowo-ZŁA, jednak nie mamy wyjścia i musimy przez nią przejechać. Tak sądzę. Jest pan z nami?

Tim wiedział, że nie było innego wyjścia… nie zdążyłby wysadzić ściany zagradzającej wyjście z uliczki… a przynajmniej nie zdążyłby tego zrobić, bez narażania Małej na niebezpieczeństwo. Wiedział tylko gdzieś w podświadomości, że musi ją chronić… to Ona był kluczem do tego wariactwa w jakim się znalazł… w tym śnie, aż ociekającym surrealizmem i nierzeczywistością.

W głębi mgły gasły co chwila jakieś głosy… to ludzie pochłaniani przez obłok… Tim wolał nawet nie myśleć co się z nimi działo… jemu samemu na samą myśl, o zanurzeniu się w tym cholerstwie cierpła skóra. Trzeba było działać, odpalił silnik quada:

- Wskakuj Mała i załóż to – posadził ją przed sobą na pojeździe, podając jej maskę przeciwgazową, była trochę za duża jak na nią, ale wolał nie myśleć, co to za świństwo unosiło się w tej mgle. Wokół swojej twarzy przewiązał zwilżoną wodą chustę.

- Poczekaj tu na mnie chwilkę, zaraz wrócę i pojedziemy Mała…

Tim wyciągną w pośpiechu z bagaży, mały podłużny pakunek… podszedł do ściany zagradzającej uliczkę, postawił na ziemi minę Claymor`a. Ładunek ustawił w stronę mgły… nastawiał zapalnik czasowy...

… 1
… 2
… 3
… 4

… 12 sekund

Ciekłokrystaliczny wyświetlacz lśnił w ciemności… a cyferki przeskakiwały jak szalone kiedy Tim ustawiał zapalnik. 11 sekund… tyle czasu będzie ich dzielić od wściekłej nawałnicy ognia błysku. Miał nadzieję, że tyle czasu im wystarczy by znaleźć się w bezpiecznej odległości…a to skurwysyństwo wiszące w powietrzu zostanie solidnie przypalone. Pobiegł sprintem do pojazdu…. sekunda minęła… zarzucił na plecy azbestowy koc… kolejna sekunda uleciała w przestrzeń… pojazd ruszył z maksymalną prędkością. Mała drżała tuląc do siebie Świetlistą Kuleczkę, ale trzymała się dzielnie Tima.

Biały obłok ich ogarnął… i wszystko ucichło…

*****

Stał na ulicy… zielone liście klonów, rosnących wzdłuż podmiejskiej alei szumiały przyjemnie. Od czasu do czasu jakiś samochód leniwie przemierzał asfaltową jezdnię. Minął go autobus szkolny wypełniony uśmiechniętymi buźkami dzieci, wracających ze szkoły. Słońce przyjemnie przygrzewało a lekki wiatr przynosił orzeźwienie. Szedł ulicą… ulicą, którą chodził wiele razy… tu gdzieś za rogiem…za kilkanaście metrów był jego dom.

Przyśpieszył kroku… chciał się z nimi zobaczyć jak najszybciej… nagle coś mu się przypomniało… zimny dreszcz przeszył jego ciało. Podniósł zegarek do oczu…na chronometrze wyświetlała się data, której nie chciał zobaczyć…3 czerwca 2016 roku, godzina 11.46„Boże dlaczego” – wyszeptał.

Przyśpieszył kroku, biegł z całych sił, wiedział, że zostały mu sekundy, roztrącał ludzi na chodniku, wszyscy patrzyli na niego ze zdziwieniem. Za plecami usłyszał nawet wykrzyczane ze złością słowa: „Gdzie się tak śpieszysz palancie”. Wbiegł na podwórze, drewniana furtka otwarła się z trzaskiem… matka siedziała z dziadkiem na altanie domu… ojciec stał przy garażu i oddawał się swojemu największemu hobby – stolarstwu… drewniane wióry jakby w zwolnionym tempie spadały na ziemię z heblowanej przez niego deski… Matka wyszła na schody i z uśmiechem powiedziała:

- Timmy! Nie spodziewaliśmy się Ciebie dzisiaj… - uśmiechnęła się ciepło, nagle na jej twarz wstąpiło zaniepokojenie, widocznie zdziwiła się jego pośpiechem i bólem na jego twarzy. Zapytała, już troszeczkę niespokojnie: - Timmy, co się stało?

Podniósł głowę w górę… spojrzał na piękne, błękitne niebo nad wiosenną Atlantą… na zegarku wskazówka sekundnika wykonała pełne okrążenie, przepędzając wskazówkę minutową pod cyferkę 47. Niebo nad miastem zapaliło się żywym ogniem… kilkaset metrów nad ziemią zapłonęło mordercze Słońce bomby termojądrowej. Fala uderzeniowa zbliżała się jak Przeznaczenie, czuł drganie ziemi pod stopami, słyszał łoskot, a raczej potworny ryk Zniszczenia. Czuł to wszystko… słyszał to wszystko… widział to wszystko… ale nie dane mu było tutaj umrzeć… mógł tylko stać i patrzeć, jak wszystko co kochał umiera. Miał tylko nadzieję, że nie cierpieli… ich życia zgasły w obliczu niszczącej siły… kiedy upadał na kolana… wszystko wokół było już ruiną… jedno uderzenie serca… wystarczyło by zniszczyć jego rodzinę… przeszłość… wspomnienia i miłość…

*****

Wybuch rzucił ich pojazdem, a syczące jęzory ognia ogarnęły ich na ułamek sekundy, mgła się przerzedziła, a Tim zatrzymał pojazd już poza jej zasięgiem. Odrzucił azbestowy koc daleko od siebie, zsadził Małą z quada, rzucił broń na ziemię i szybko odpinał hełm. Torsje wstrząsały nim już od dłuższej chwili… odbiegł na bok, rzucił się na kolana i zwymiotował…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline