Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2008, 16:34   #675
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Vaein Toris, zapomniana cytadela Ordo Cronos

Arein z pewną odrazą obejrzał miecz który wybrał. Na jego rodzinnym planie, magiczny oręż był kunsztownie zdobiony. Nawet tak pośledni jak ten. Ten tutaj...Nie spełniał estetycznych wymagań cienioelfa.
-No to, co z tymi girallonami?- pytanie leardmoońskiego gnoma wyrwało Areina z rozmyślań.
-Girrallony? Tak… stanowią spory problem… nie da rady ich obejść i pilnują wyjścia z tych lochów, podziemi, czy jak to mam nazywać…Są konkretniej 3 Girrallony, jeden samiec, spory jak na swój gatunek z ogonem zakończonym żądłem oraz 2 samice. Zastanawiałem się czy aby nie spróbować użyć czegoś za innymi drzwiami, aby je pokonać… ale nie wiem czy przez to nie sprowadzę na nas większych kłopotów… nie będzie łatwo je pokonać… Gdybyśmy mogli odwrócić jakoś ich uwagę i przebiec obok nich niezauważeni… niestety, choć moja magia mogłaby nieco pomóc to nie na tyle, żeby uczynić nas niewidzialnymi… poza tym coś ostatnio magia nie działa jak powinna. – Arein odparł z grymasem na twarzy.-Znalazłem różdżkę przyzywającą słabe stworzenia, zastanawiałem się czy nie można by było takiegoż stworzenia użyć jako dywersji, spróbować unieruchomić w miejscu Girrallony za pomocą mojej magii i przebiec obok nich… ale kwestia dzikiej magii jest nad wyraz drażniąca i niepewna.
- W hallu nasz gospodarz założył szereg pułapek magicznych służących do usuwania wszelkich magicznych osłon. W tym i niewidzialności. -rzekł w odpowiedzi Loagheer.- Ciężko jest przemknąć niezauważonym... Najpierw jednak przyjrzyjmy się sytuacji.
Gnom ruszył do przodu nie dbając o to, że ma Areina za plecami. Cicho niczym cień skradał się przy ścianie, od czasu do czasu węsząc nosem niczym zwierzę. Cienioelfowi nie pozostało nic innego tylko podążyć za cokolwiek niepewnym, acz kompetentnym współtowarzyszem niedoli.
Wkrótce obaj dotarli do zdobionych gargulcami drzwi, za którym się kryło wejście i kłopot za razem.

Loagheer uchylił je nieco by mógł się rozejrzeć i powęszyć...Także Arein mógł sie rozejrzeć i ocenić sytuację.

Samiec był spory i agresywny, siedział na rozbitej rzeźbie i wydawał głośne ryki. Jedna samica przebywała w „gnieździe” przygotowanym z połapanych mebli poduszek i innych szmat. Druga spała obok. Sala była duża i Kiedyś reprezentacyjna...O czymś świadczyła duża ilość malowideł i rzeźb których resztki, obecnie walały sie po całej komnacie. Ściany, zwłaszcza przy wyjściu z zamku, pokryte były malunkami, których głównym celem była neutralizacją zaklęć i zdolności defensywnych. I malunki te wyglądały na aktywne. Sama komnata była spora, wysoka na sześć metrów, szeroka na cztery, a długa na dziesięć, światło do niej wpadało że wąskie i podłużne okienka umieszczone wysoko. Wejście do zamku pozwalało tu wjechać dwóch jeźdźcom obok siebie. Broniące je, wyważone wrota leżały na ziemi.
Drzwi zza których spoglądali do komnaty Arein i Loagheer znajdowały sie na wysokości dwóch metrów na poziomem podłogi, na który to poziom schodziło sie po parzyście umieszczonych schodach, doprowadzonych do samych drzwi.
- Młodsza samica jest w ciąży...Piąty, może szósty miesiąc. Nie opuszczą szybko tego miejsca.- rzekł gnom.- Taak...To jest problem. Z drugiej strony to jest jakaś zaleta dla nas. Nie powinna uczestniczyć w walce...Niemniej, girallony zapewne skupią się na atakach, na to, co będzie zagrażało bezpieczeństwu ciężarnej samicy. Natomiast nie jestem pewien, czy różdżka przywołania zadziała...Jak ja ostatnio próbowałem przywołać wierzchowca za pomocą różdżki to...cóż...musiałem uciekać na piechotę.Sięgnął do sakiewki przy pasie wyjmując pojedynczy pokryty runami dwunastościan z runą na każdej ściance. - Mam przy sobie nieco kamieni grzmotów i podobnych alchemicznych przeszkadzajek...To może, ale nie musi pomóc.

Phalenopsis, Dzielnica Rzemieślnicza, w pobliżu domu Turama

Nie odpowiadając na słowa paladyna, starzec wyciągnął zza pasa magiczną różdżkę wykonał jeden gest dłonią i po chwili on sam, jego pomagierzy i ich ofiara zostali otoczeni kłębami śnieżnobiałej, gęstej niczym mleko, mgły.
- A więc, to jest ta osławiona odwaga krasnoludzkiej szlachty?! Czyli jesteś jedynie złodziejem, który ukradł te zbroje z ruin jakiejś twierdzy! W innym razie miałbyś dość odwagi by stanąć ze mną do pojedynku, jak na szlachcica przystało! Wyzywam Cię! Walcz!
Początkowo nic się nie działo, ale po chwili unosząc się na swych nietoperzowatych skrzydłach starzec pofrunął w górę, poza zasięg paladyna krzycząc.- Chciałeś pojedynku będziesz miał pojedynek. Już ja ci taki pojedynek urządzę, że raz na zawsze odechce ci się obrażać krasnoludzkich szlachciców, małolacie!
Krasnolud wypowiedział słowa magii i wokół jego ciała pojawiło się tysiące iskier, zaś niebo nad nimi pociemniało. Ciemne początkowo chmury skupiły się razem, płonąc jakby od wewnętrznego ognia tym bardziej im dłużej trwała inkantacja zaklęcia. Po chwili chmury wybuchły od zewnątrz, a na ziemię zaczęły spadać rozgrzane do czerwoności meteory. Uderzyły z dużą precyzją w obszar na którym stał paladyn. Żar ognia i podmuch uderzeń rzuciły Gedwarem jak szmacianą lalką. Krztusząc się od dymu z żarzących się meteorów i pyłu wzniesionego przed impet uderzeń, Gedwar rozejrzał się po okolicy. Najbliższe budynki ucierpiały nieco od uderzeń meteorów, jeden zapłonął. Droga została przeorana kraterami. Dom Turama i mgła znalazły się jednak poza strefą zniszczeń.
Gedwar czul pulsujący ból w plecach, także ręce i nogi miał obolałe. W głowie lekko szumiało od upadku. Wypluł zbierającą się w ustach krew.
Słyszał szydercze słowa krasnoluda.- Chyba nie powiesz mi, że masz już dość paladynie? Dopiero zaczynamy! Po tylu butnych słowach spodziewałem, że stawisz mi opór przez dłuższy okres niż kilka minut. Chyba, że szczekanie to jedyne co potrafisz!


Tymczasem Beriand wszedł w mgłę roztrząsając naturę oparu...Wkrótce odkrył też jej naturę. Powstała prawdopodobnie za sprawą czaru Nieprzenikniona mgła...Takiego samego jak on potrafił rzucić. Po chwili zauważył cztery sylwetki, i jedną przez nich wleczoną. A także kolejną z nietoperzowymi skrzydłami wylatującą w górę.
-Chciałeś pojedynku będziesz miał pojedynek. Już ja ci taki pojedynek urządzę, że raz na zawsze odechce ci się obrażać krasnoludzkich szlachciców, małolacie!- krzyk wściekłości rozległ sie w powietrzu.
Po chwili rozległ się świst towarzyszący spadaniu dużych głazów, oraz huk towarzyszący ich uderzeniom...Blisko. Nawet będąc poza strefą rażenia Beriand zorientował sie, że uderzyły niedaleko. Ziemia pod jego stopami lekko drżała. Elf rozejrzał się...Mgła nie pozwalała dokładnie rozpoznać obszaru, ale by pewien, że może dojść do domu Turama przypominając sobie drogę ( A przynajmniej kierunek w którym powinien iść). Lub mógł podążyć za skrytym w mgle sylwetkami. Czterema osobami i wleczonej przez nich ofierze.
A nad mgłą znowu rozległ się szyderczy krzyk. - Chyba nie powiesz mi, że masz już dość paladynie? Dopiero zaczynamy! Po tylu butnych słowach spodziewałem, że stawisz mi opór przez dłuższy okres niż kilka minut. Chyba, że szczekanie to jedyne co potrafisz!

Phalenopsis, Dzielnica Rzemieślnicza, dach budynku w pobliżu domu Turama

Okolica lekko zatrzęsła się, a Rasgan ostatkiem sił chwycił sie dachu, by nie spaść z niego i doznać kolejnych obrażeń. Skupił swe siły by podczołgać sie mimo bólu i zmęczenia do krawędzi dachu. Mógł jedynie obserwować...jak uskrzydlony krasnolud złorzecząc spuścił na rycerza uzbrojonego w młot, nawałę meteorów...Patrzeć i obserwować. Może i jego rany goiły się szybciej, ale za pewną cenę, a tą ceną było wycieńczenie organizmu...Elf odczuwał głód, wzrok mętniał...tylko kwestią czasu było jego omdlenie. Niemniej obserwacja przeciwnika który dosięgnął go na obszarze, w którym dotąd czuł się bezpieczny, w powietrzu, była ważną lekcją. Być może i jemu przyjdzie zetrzeć się z owym nekromantą.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-07-2008 o 15:46.
abishai jest offline