Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-07-2008, 18:44   #671
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
Cała ta sytuacja nie wyglądała najciekawiej. Po raz wtóry elf przekonał się o tym, że ciekawość nie popłaca. Zawsze gdy tylko próbował wścibić nos w nie swoje sprawy, a często także gdy zajmował się swoimi sprawami, lądował w nie lada tarapatach. Zazwyczaj zainteresowanie jakie przejawiał w każdej możliwej sprawie kosztowało go kilkanaście siniaków, trochę blizn i kolejne doświadczenia.

~~Gdyby tak każda z przygód kończyła się tylko ranami cielesnymi~~ myślał elf spadając z nieba porażony potężnym czarem. Doskonale sobie zdawał sprawę, że po takim trafieniu i upadku z wysokości będzie potrzebował czasu na leczenie ran. Nic sobie jednak z tego nie robił. Czasu bowiem i sił na leczenie ran miał nieskończenie wiele. Jego przekleństwo - kara za butność i zuchwalstwo, było darem w takich sytuacjach. Co prawda miało to wszystko swoje minusy, lecz nieśmiertelność (a przynajmniej nieśmiertelność w pojmowaniu elfa) była czymś pięknym dla istoty jaką się stał.

Szlachcic, sługa bogów – to kiedyś. Dziś? Morderca, bawidamek, istota bez większego celu. Tak w kilku słowach można śmiało streścić życie dumnego elfa, który ma o sobie mniemanie większe niż największa z gór na tym świecie. A to właśnie duma i wiara w samego siebie są przyczyną upadku istoty o imieniu Ras'ann'nach. I właśnie w tej chwili elf upadł po raz kolejny, choć nie koniecznie miało to związek z upadkiem ducha.

Boleśnie poobijany i poparzony, elf nadludzkim wysiłkiem woli zmusił się do przemiany w swą naturalną postać. Znów stał się wysokim mężczyzną o srebrzystoszarych włosach i oczach tego samego odcienia. Znów jego gibkie ciało, choć teraz powykręcane i osmolone, miało ludzkie kończyny i kształt istoty ludzkiej.

Elf spróbował przekulać się na plecy, co uznał za nie najmądrzejszy pomysł, gdy jego mózg został zaatakowany tysiącami igiełek bólu wpijających się w jaźń i utrudniając każdą, nawet najprostszą czynność życiową. W takich właśnie chwilach szlachcic przeklinał swe moce błagając o szybką i bezbolesną śmierć. Jednak gdy moce bogów zaczynały działać, gdy już czuł że jego ciało leczy się nad wyraz szybko, że każda z jego komórek regeneruje się, że odzyskuje siły szybciej niż jego przeciwnicy elf uśmiechał się w duchu i wspominał krew rodaków, którą przelewał z taką radością.

Teraz jednak nie miał czasu rozkoszować się czerwienią spływającą w jego wyobraźni. Teraz musiał się skupić na ucieczce do wnętrza domu Turama, gdyż wierzył, że w środku będzie bezpieczny. W czasie gdy leżał i czekał na regenerację ciała lekko podniósł głowę by sprawdzić swe położenie. Był na dachu jakiegoś domostwa, zapewne w sąsiedztwie domu Turama, bo gdzieś w dole słyszał głos jego napastnika – obrzydłego nekromanty, kuzyna krasnoluda będącego powodem wszystkich jego kłopotów. Gdzieś tam na dole leżał również Mi Raaz, mroczny kapłan o dość ciekawym odcieniu skóry.

Gdy tylko poczuł się na tyle silny, by wykonać podstawowe ruchy spróbował dostać się na skraj dachu. Na wpół czołgając się na wpół pełznąc po czerwonych dachówkach lekko skośnego dachu pragnął dojrzeć scenę z dołu. Poznać sytuację, a może nawet poznać godzinę swej wymarzonej śmierci i ponownego spotkania z bogami.

Nie taki los jednak był mu pisany. Nie będące w pełni sił, członki odmówiły posłuszeństwa, zbuntowały się, a ten ułamek sekundy, jaki zmarnował na ponowne narzucenie im swej woli kosztował go upadek z dachu na niewielki balkon domostwa, na którym został leżeć. Niezdolny do dalszych działań Rasgan wiedział, że jego jedyną nadzieją jest zapomnienie i czas, czas który jak w przysłowiu – leczy rany.

Na wpół przytomny, na wpół świadomy sytuacji w jakiej się znalazł, ostatkiem sił elf zaczął nucić swą ukochaną pieśń – Hymn Tancerzy Wojny.
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline  
Stary 15-07-2008, 17:47   #672
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Bagna Zapomnianego Boga
“Ruiny twierdzy”


Zmrużone powieki, napięte mięśnie, lekko ugięte kolana i pokrzepiający ciężar rapiera w dłoni... Aeterveris była gotowa do walki, a bynajmniej sama tak myślała. Tserrerak powiedział coś do niej, ale dziewczyna była zbyt zasłuchana w bicie własnego serca, by usłyszeć co. Zresztą, to i tak nie było istotne... liczyło się tylko, by wytrzymać jak najdłużej i zdobyć czas dla Liirchy i byłych więźniów...

Gnoll wyszczerzył kły w paskudnym uśmiechu i uniósł gotową do strzału kuszę...

Aeterveris spojrzała wprost w ciemne oczy Tserreraka. Starała się w nich dostrzec choćby cień strachu lub niepewności, jednak nie zobaczyła tam nic, może za wyjątkiem nienawiści...

Powietrze przeszył dźwięk zwalnianej cięciwy, który był jak sygnał do rozpoczęcia...

Dziewczyna błyskawicznie rzuciła się w bok, przetaczając przez zdrowe ramie i unikając wystrzelonego bełtu. Zdążyła jedynie unieść się na kolana, gdy Tserrerak znalazł się tuż przy niej, z wściekłym warknięciem wyprowadzając potężne uderzenie nadziakiem. Aeterveris odskoczyła w tył i broń, zamiast wbić się w głowę nimfy, uderzyła w ziemie odłupując fragment kamiennej podłogi. Gnoll nie czekał jednak ani chwili i postępując za przeciwniczką pchnął mieczem celując w serce. Tym razem dziewczyna nie próbowała uniknąć ciosu... Rapier, w towarzystwie trzasku rozsypywanych dookoła iskier, uderzył w ostrze przeciwnika spychając je ku dołowi, a kolano Aeterveris wystrzeliło w górę, by wybić broń z ręki gnolla. Jednak tym razem Tserrerak okazał się szybszy od dziewczyny. Błyskawiczne kopnięcie wybiło grunt spod nóg nimfy, tak że kobieta wylądowała na plecach u stóp łowcy. Ten natychmiast skorzystał z okazji i odwracając ostrze miecza ku ziemi, z okrzykiem tryumfu, pchnął starając się przybić przeciwniczkę do podłogi. Jednak broń zamiast w ciepłe ciało wbiła się w twardy i zimny kamień. Na nieszczęście Tserreraka, Aeterveris w ostatnim momencie odtoczyła się w bok. Zanim jednak zdołała podnieść się na nogi, łowca już wyrwał wbity w podłogę miecz i skoczył za przeciwniczką, biorąc zamach nadziakiem. Dziewczyna rozpaczliwie próbowała unikać kolejnych ciosów, tocząc się po ziemi we wszystkich możliwych kierunkach...

Ghalagirrr próbował wycelować kuszę, ale „leśna wiedźma” rzucała się po podłodze jak ryba wyjęta z wody, a Tserrerak, uganiający się za nią i wymachując swoim orężem, też nie ułatwiał sprawy. Gnoll przeklął w swoim języku, wciąż czekając na odpowiedni do strzału moment...

Aeterveris odtoczyła się w tył i poderwała na równe nogi, tylko po to, żeby poczuć za sobą płaską, kamienną ścianę. Ostatnim razem, gdy stała tak blisko twardej powierzchni nie skończyło się to zbyt dobrze... Tserrerak rzucił się ku nimfie z wściekłym rykiem. Miecz i rapier zderzyły się ponownie, a siła ciosu rozjuszonego gnolla przycisnęła nimfę do ściany i wyzwoliła kolejną fale bólu w rannym ramieniu. Aeterveris złapała drugą ręką za tępą krawędź swojego ostrza i pchnęła, odpychając przeciwnika o kilka kroków.

- A zatem „wielki” Tserreraku, nadszedł czas żebyś nauczył się posłuszeństwa, jak na psa przystało.

Nimfa liczyła, że zdoła rozwścieczyć wroga i zmusić do popełnienia błędu. Jednak gnoll był zbyt doświadczony, by nabrać się na taką sztuczkę. Zamiast dzikiego ataku Tserrerak uśmiechnął się jedynie ze wzgardą poczym odwrócił miecz szykując się do zadania kolejnego pchnięcia.

I właśnie wtedy nadszedł niespodziewany ratunek... Ryk przypominający ten wydawany przez wielkie i bardzo rozgniewane koty, na krótką chwilę odwrócił uwagę gnolli. Aeterveris wydawało się, że cały świat nagle zwolnił do prędkości malutkiego ślimaka. Widziała głowę Tserreraka powoli odwracającą się w kierunku wejścia do komnaty... idealna szansa na czysty cios. Płomień wściekłości i nienawiści eksplodował w sercu nimfy z mocą jakiej od dawna nie czuła. Nawet nie zauważyła, gdy jej dłonie oburącz zacisnęły się na rękojeści rapiera i z całą siłą jaka pozostała w ciele dziewczyny pokierowała ostrze wprost w kierunku serca przeciwnika...

„Zabij albo zgiń.” – stara maksyma, którą wbijano do głowy nimf odkąd świat zaczął się zmieniać, teraz znów wróciła z przeszłości. Ale Aeterveris nie była jedną z nich... Nie chciała stać się taka jak one...

- Nie!

Krzyk nimfy skierował uwagę Tserreraka z powrotem na dziewczynę, ale było już za późno. Rapier wbił się w ciało gnolla prawie po samą rękojeść, nie zatrzymany ani przez zbroje, ani oręż. Na twarzy łowcy odmalował się wyraz zdumienia i niedowierzania, gdy jego spojrzenie skierowało się na zakrwawiony oręż.

Tserrerak cofnął się o kilka kroków, po części dzięki pomocy Aeterveris ześlizgując się z rapiera. Jego broń z głośnym szczękiem uderzyła o podłogę, a zaraz za nią gnoll osunął się na ziemie, wprost w rosnącą kałuże krwi. Dziewczyna nie wiedziała, czy go zabiła, ale wydawało jej się, że widzi jak jego pierś unosi się i opada w rytm słabych, wolnych oddechów. W innej sytuacji z pewnością spróbowałaby mu pomóc, ale teraz miała jeszcze inne sprawy do załatwienia. Uniosła głowę, by rozejrzeć się po pobojowisku, a to co dostrzegła wcale jej się nie spodobało.

Zobaczyła drugiego gnolla, albo raczej jego fragmenty rozrzucane po całej komnacie przez pazury lamii. Widok był tak nieprzyjemny, że nimfa poczuła jak jej żołądek w wyrazie protestu wywraca się na drugą stronę.

Sytuacja nie wyglądała różowo... znacznie bliżej było jej do czerwieni. Krwawe plamy na ziemi, na ciele dziewczyny i Tserreraka, rozbebeszone zwłoki drugiego gnolla i zakrwawiona lamia, w dodatku najwyraźniej lubiąca brutalnie pozbywać się wrogów. Nimfa nie wiedziała co o tym myśleć. Z jednej strony pół kobieta i pół lwica pomogła dziewczynie w walce, ale wcale nie znaczyło to, że ma dobre zamiary wobec nimfy. Na dodatek część gnollów wciąż żyła i podążała za Liirchą, a do tego Aeterveris nie mogła dopuścić.

Dziewczyna zrobiła więc jedyną rzecz jaką w tym momencie uznała za rozsądną. Ruszyła biegiem w kierunku wyjścia, po drodze chowając rapier. Lamia uniosła głowę, dłonią przesłaniając oczy, by ochronić je przed blaskiem bijącym od biegnącej w jej kierunku kobiety. Ilmaxi nie wiedziała czemu dziewczyna ucieka, ale nie próbowała jej zatrzymywać siłą... wystarczało to, że swoimi rozmiarami praktycznie tamowała wyjście. Lamia nie spodziewała się jednak, że nimfa rzuci się jej wprost pod cztery zakończone śmiertelnie niebezpiecznymi pazurami łapy i przetoczy pomiędzy nimi ze zręcznością cyrkowej akrobatki.

Niemal w tym samym czasie, gdy Aeterveris zdołała przetoczyć się pod lamią i zerwać do dalszego biegu, w korytarzu pokazała się twarz młodego mężczyzny, który z ciekawością zajrzał do komnaty... by niemal natychmiast przekonać się, że był to błąd. Zdołał jedynie dostrzec biegnącą w jego kierunku kobietę, od której emanował nieziemski blask. Zaraz potem mężczyzna cofnął się i z sykiem zamknął powieki, by uchronić się przed palącym światłem, które gwałtownie wdzierało się do oczy. Poczuł jeszcze podmuch powietrza, gdy nimfa przebiegała tuż obok niego... Lecz po chwili odgłos biegnącej nimfy całkiem ucichł, gdzieś wśród labiryntu korytarzy twierdzy.

***

Aeterveris była trochę zaskoczona, że tak łatwo zdołała umknąć dwójce nieznajomych... może rzeczywiście nie chcieli zrobić jej krzywdy? Niezależnie od tego dziewczyna i tak nie miałaby czasu na nawiązywanie nowych przyjaźni. Musiała znaleźć Liirche i byłych więźniów nim zrobią to pozostałe przy życiu gnolle.

Dziewczyna postanowiła spróbować odnaleźć miejsce, w którym rozdzieliła się ze staruszką i stamtąd zacząć swoje poszukiwania. Miała nadzieje, że zdoła odnaleźć Liirche zanim będzie za późno.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 16-07-2008 o 12:00.
Markus jest offline  
Stary 15-07-2008, 21:48   #673
 
Beriand's Avatar
 
Reputacja: 1 Beriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemu
Beriandowi udało się uciec... tym razem. Ale z pewnością Galthus i canoloth ruszyli za nim. Tacy ludzie mają w zwyczaju kończyć sprawy, które zaczęli. Na myśl o skończeniu jego sprawy, elfowi przeszły po plecach ciarki. Przez minutę czy dwie biegł najszybciej jak mógł w kierunku domu krasnoluda. Udało mu się nie wpaść na nikogo, ale po chwili zmęczył się i musiał zwolnić. Spojrzał za siebie- jak na razie nic. Skręcił po raz kolejny w lewo i stanął jak wryty. Cały widok zasłaniała dziwna, gęsta mgła. Czarodziej patrzył na nią przez chwilę i przywołał w pamięci różne efekty podobne do tego.

Dziwna czarna mgła, która wprost wsysała każdego kto się doń zbliżył- jedno z wielu zaklęć bojowych... nie, to z pewnością nie to. Rzadka biała mgiełka nad jednym z miast, z której co chwila wylatywały pioruny? Nie, to też nie to. Może inny efekt dzikiej magii? W wypaczaniu zaklęć była nadzwyczaj oryginalna. Potem elf kolejny raz przetrząsnął pamięć w poszukiwaniu podobnych efektów. ~Przydałoby się coś o tym wiedzieć... ale czas nagli, a stoję tu dobre kilkanaście sekund. Niech Milczący Mędrzec ma mnie w opiece.~

I Beriand ruszył w mgłę. Miał nadzieję że jakoś odnajdzie drogę do domu Turama.
 
Beriand jest offline  
Stary 17-07-2008, 13:15   #674
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Gnom nazywał się Loagheer, dziwne imię… Arein nie był przyzwyczajony do imion z materialnego planu, wydawały mu się obce i bez jakiegokolwiek znaczenia… Jego imię pochodziło ze starożytnego elfiego, oznaczało „Wiatr”. Nadała mu je jego matka, mówiła, że oznacza ono zmiany, miała wielkie nadzieje co do swojego syna… niestety dla niej okazały się one tylko złudną fantazją. Gnom okazał się nie być, jak do tej pory, zbyt porywczy i kooperował bardzo sprawnie z magiem, choć mimo to cienioelf starał się aby szedł on z przodu, a jego pleców pilnował Szazel.

Gnom zrobił coś co zaskoczyło maga cieni – odnalazł sekretne drzwi..

- Jakim cudem, sprawdzałem ściany dokładnie.

Odpowiedź zdziwiła Areina, najwidoczniej Celdrun był sprytniejszy niż myślach, choć to i tak go nie ocaliło… Przypomniało mu się co mówił mu pewien łowca, jeszcze na planie cieni. Był wtedy w Lesie Zmierzchu – kiedy przybyli tu jego przodkowie przynieśli ze sobą sadzonki niektórych drzew, lecz wszystkie umierały w głębokich cieniach ich nowego domu. Jednak jako iż przywiązanie elfów do natury jest dość spore, część elfich magów szukała sposobu na hodowanie roślin na planie cieni – i powiodło się im. Udało się im wyhodować wersje drzew, które mogły przetrwać brak słońca i chłodne powietrze planu cienia. Liście tych drzew różniły się barwą, od czerwieni krwi do ostrego fioletu, lecz nigdy nie były to jasne kolory, były stonowane i ciemne. Na nowo zalesionych obszarach sprowadzono również specjalne wersje zwierząt, mroczne odpowiedniki tychże stworzeń. Wkrótce dzicz zaczęła żyć własnym życiem, a na zalesionych obszarach pojawiały się i inne stworzenia, przyciągnięte zwierzyną i lasem. Minęło sporo czasu od tego momentu, lecz jakieś 200 lat przed przybyciem do Lasu Zmierzchu Areina zaczęło urządzać tam kontrolowane polowania, była to przednia rozrywka, ale i mięso tych stworzeń było delikatesem. Kłusowników srogo karano, czasami nawet śmiercią.

Owy myśliwy nazywał się Reigal, był on mistrzem swojego fachu. Powiedział mu, iż dobry myśliwy nigdy nie zastawia zbyt wielu pułapek na zwierzynę, bo owszem mógłby znacznie więcej upolować i jego szanse byłyby większe, lecz im więcej pułapek tym większa szansa, że samemu się w nie wpadnie przypadkiem, lub ktoś z twoich towarzyszy. Celdrun wybierając na miejsce swojej siedziby wiedział o jej doskonałych zabezpieczeniach, lecz zapewne było tu wiele tajemnych przejść, których nie znał, a inni mogli to wykorzystać przeciwko niemu…

Zbrojownia była dość spora, z relacji gnoma, jego oprawca zbierał fundusze na wojnę, dla niego niestety nie zdążył. Większość ze sprzętu była dla niego zbyt nieporęczna i niezbyt przydatna. Zbroja była za ciężka i niezbyt wygodna, podobnie topór, długi miecz za to mógł się mu przydać. Nie mógł też wziąć zbyt wiele, nie miał plecaka, ani magicznej torby, którą mu odebrano. Zabrał więc co mógł i spojrzał na gnoma wyciągającego i zakładającego swój dobytek.

-Girrallony? Tak… stanowią spory problem… nie da rady ich obejść i pilnują wyjścia z tych lochów, podziemi, czy jak to mam nazywać…Są konkretniej 3 Girrallony, jeden samiec, spory jak na swój gatunek z ogonem zakończonym żądłem oraz 2 samice. Zastanawiałem się czy aby nie spróbować użyć czegoś za innymi drzwiami, aby je pokonać… ale nie wiem czy przez to nie sprowadzę na nas większych kłopotów… nie będzie łatwo je pokonać… Gdybyśmy mogli odwrócić jakoś ich uwagę i przebiec obok nich niezauważeni… niestety, choć moja magia mogłaby nieco pomóc to nie na tyle, żeby uczynić nas niewidzialnymi… poza tym coś ostatnio magia nie działa jak powinna. – odparł z grymasem na twarzy.

-Znalazłem różdżkę przyzywającą słabe stworzenia, zastanawiałem się czy nie można by było takiegoż stworzenia użyć jako dywersji, spróbować unieruchomić w miejscu Girrallony za pomocą mojej magii i przebiec obok nich… ale kwestia dzikiej magii jest nad wyraz drażniąca i niepewna.
 
Qumi jest offline  
Stary 20-07-2008, 16:34   #675
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Vaein Toris, zapomniana cytadela Ordo Cronos

Arein z pewną odrazą obejrzał miecz który wybrał. Na jego rodzinnym planie, magiczny oręż był kunsztownie zdobiony. Nawet tak pośledni jak ten. Ten tutaj...Nie spełniał estetycznych wymagań cienioelfa.
-No to, co z tymi girallonami?- pytanie leardmoońskiego gnoma wyrwało Areina z rozmyślań.
-Girrallony? Tak… stanowią spory problem… nie da rady ich obejść i pilnują wyjścia z tych lochów, podziemi, czy jak to mam nazywać…Są konkretniej 3 Girrallony, jeden samiec, spory jak na swój gatunek z ogonem zakończonym żądłem oraz 2 samice. Zastanawiałem się czy aby nie spróbować użyć czegoś za innymi drzwiami, aby je pokonać… ale nie wiem czy przez to nie sprowadzę na nas większych kłopotów… nie będzie łatwo je pokonać… Gdybyśmy mogli odwrócić jakoś ich uwagę i przebiec obok nich niezauważeni… niestety, choć moja magia mogłaby nieco pomóc to nie na tyle, żeby uczynić nas niewidzialnymi… poza tym coś ostatnio magia nie działa jak powinna. – Arein odparł z grymasem na twarzy.-Znalazłem różdżkę przyzywającą słabe stworzenia, zastanawiałem się czy nie można by było takiegoż stworzenia użyć jako dywersji, spróbować unieruchomić w miejscu Girrallony za pomocą mojej magii i przebiec obok nich… ale kwestia dzikiej magii jest nad wyraz drażniąca i niepewna.
- W hallu nasz gospodarz założył szereg pułapek magicznych służących do usuwania wszelkich magicznych osłon. W tym i niewidzialności. -rzekł w odpowiedzi Loagheer.- Ciężko jest przemknąć niezauważonym... Najpierw jednak przyjrzyjmy się sytuacji.
Gnom ruszył do przodu nie dbając o to, że ma Areina za plecami. Cicho niczym cień skradał się przy ścianie, od czasu do czasu węsząc nosem niczym zwierzę. Cienioelfowi nie pozostało nic innego tylko podążyć za cokolwiek niepewnym, acz kompetentnym współtowarzyszem niedoli.
Wkrótce obaj dotarli do zdobionych gargulcami drzwi, za którym się kryło wejście i kłopot za razem.

Loagheer uchylił je nieco by mógł się rozejrzeć i powęszyć...Także Arein mógł sie rozejrzeć i ocenić sytuację.

Samiec był spory i agresywny, siedział na rozbitej rzeźbie i wydawał głośne ryki. Jedna samica przebywała w „gnieździe” przygotowanym z połapanych mebli poduszek i innych szmat. Druga spała obok. Sala była duża i Kiedyś reprezentacyjna...O czymś świadczyła duża ilość malowideł i rzeźb których resztki, obecnie walały sie po całej komnacie. Ściany, zwłaszcza przy wyjściu z zamku, pokryte były malunkami, których głównym celem była neutralizacją zaklęć i zdolności defensywnych. I malunki te wyglądały na aktywne. Sama komnata była spora, wysoka na sześć metrów, szeroka na cztery, a długa na dziesięć, światło do niej wpadało że wąskie i podłużne okienka umieszczone wysoko. Wejście do zamku pozwalało tu wjechać dwóch jeźdźcom obok siebie. Broniące je, wyważone wrota leżały na ziemi.
Drzwi zza których spoglądali do komnaty Arein i Loagheer znajdowały sie na wysokości dwóch metrów na poziomem podłogi, na który to poziom schodziło sie po parzyście umieszczonych schodach, doprowadzonych do samych drzwi.
- Młodsza samica jest w ciąży...Piąty, może szósty miesiąc. Nie opuszczą szybko tego miejsca.- rzekł gnom.- Taak...To jest problem. Z drugiej strony to jest jakaś zaleta dla nas. Nie powinna uczestniczyć w walce...Niemniej, girallony zapewne skupią się na atakach, na to, co będzie zagrażało bezpieczeństwu ciężarnej samicy. Natomiast nie jestem pewien, czy różdżka przywołania zadziała...Jak ja ostatnio próbowałem przywołać wierzchowca za pomocą różdżki to...cóż...musiałem uciekać na piechotę.Sięgnął do sakiewki przy pasie wyjmując pojedynczy pokryty runami dwunastościan z runą na każdej ściance. - Mam przy sobie nieco kamieni grzmotów i podobnych alchemicznych przeszkadzajek...To może, ale nie musi pomóc.

Phalenopsis, Dzielnica Rzemieślnicza, w pobliżu domu Turama

Nie odpowiadając na słowa paladyna, starzec wyciągnął zza pasa magiczną różdżkę wykonał jeden gest dłonią i po chwili on sam, jego pomagierzy i ich ofiara zostali otoczeni kłębami śnieżnobiałej, gęstej niczym mleko, mgły.
- A więc, to jest ta osławiona odwaga krasnoludzkiej szlachty?! Czyli jesteś jedynie złodziejem, który ukradł te zbroje z ruin jakiejś twierdzy! W innym razie miałbyś dość odwagi by stanąć ze mną do pojedynku, jak na szlachcica przystało! Wyzywam Cię! Walcz!
Początkowo nic się nie działo, ale po chwili unosząc się na swych nietoperzowatych skrzydłach starzec pofrunął w górę, poza zasięg paladyna krzycząc.- Chciałeś pojedynku będziesz miał pojedynek. Już ja ci taki pojedynek urządzę, że raz na zawsze odechce ci się obrażać krasnoludzkich szlachciców, małolacie!
Krasnolud wypowiedział słowa magii i wokół jego ciała pojawiło się tysiące iskier, zaś niebo nad nimi pociemniało. Ciemne początkowo chmury skupiły się razem, płonąc jakby od wewnętrznego ognia tym bardziej im dłużej trwała inkantacja zaklęcia. Po chwili chmury wybuchły od zewnątrz, a na ziemię zaczęły spadać rozgrzane do czerwoności meteory. Uderzyły z dużą precyzją w obszar na którym stał paladyn. Żar ognia i podmuch uderzeń rzuciły Gedwarem jak szmacianą lalką. Krztusząc się od dymu z żarzących się meteorów i pyłu wzniesionego przed impet uderzeń, Gedwar rozejrzał się po okolicy. Najbliższe budynki ucierpiały nieco od uderzeń meteorów, jeden zapłonął. Droga została przeorana kraterami. Dom Turama i mgła znalazły się jednak poza strefą zniszczeń.
Gedwar czul pulsujący ból w plecach, także ręce i nogi miał obolałe. W głowie lekko szumiało od upadku. Wypluł zbierającą się w ustach krew.
Słyszał szydercze słowa krasnoluda.- Chyba nie powiesz mi, że masz już dość paladynie? Dopiero zaczynamy! Po tylu butnych słowach spodziewałem, że stawisz mi opór przez dłuższy okres niż kilka minut. Chyba, że szczekanie to jedyne co potrafisz!


Tymczasem Beriand wszedł w mgłę roztrząsając naturę oparu...Wkrótce odkrył też jej naturę. Powstała prawdopodobnie za sprawą czaru Nieprzenikniona mgła...Takiego samego jak on potrafił rzucić. Po chwili zauważył cztery sylwetki, i jedną przez nich wleczoną. A także kolejną z nietoperzowymi skrzydłami wylatującą w górę.
-Chciałeś pojedynku będziesz miał pojedynek. Już ja ci taki pojedynek urządzę, że raz na zawsze odechce ci się obrażać krasnoludzkich szlachciców, małolacie!- krzyk wściekłości rozległ sie w powietrzu.
Po chwili rozległ się świst towarzyszący spadaniu dużych głazów, oraz huk towarzyszący ich uderzeniom...Blisko. Nawet będąc poza strefą rażenia Beriand zorientował sie, że uderzyły niedaleko. Ziemia pod jego stopami lekko drżała. Elf rozejrzał się...Mgła nie pozwalała dokładnie rozpoznać obszaru, ale by pewien, że może dojść do domu Turama przypominając sobie drogę ( A przynajmniej kierunek w którym powinien iść). Lub mógł podążyć za skrytym w mgle sylwetkami. Czterema osobami i wleczonej przez nich ofierze.
A nad mgłą znowu rozległ się szyderczy krzyk. - Chyba nie powiesz mi, że masz już dość paladynie? Dopiero zaczynamy! Po tylu butnych słowach spodziewałem, że stawisz mi opór przez dłuższy okres niż kilka minut. Chyba, że szczekanie to jedyne co potrafisz!

Phalenopsis, Dzielnica Rzemieślnicza, dach budynku w pobliżu domu Turama

Okolica lekko zatrzęsła się, a Rasgan ostatkiem sił chwycił sie dachu, by nie spaść z niego i doznać kolejnych obrażeń. Skupił swe siły by podczołgać sie mimo bólu i zmęczenia do krawędzi dachu. Mógł jedynie obserwować...jak uskrzydlony krasnolud złorzecząc spuścił na rycerza uzbrojonego w młot, nawałę meteorów...Patrzeć i obserwować. Może i jego rany goiły się szybciej, ale za pewną cenę, a tą ceną było wycieńczenie organizmu...Elf odczuwał głód, wzrok mętniał...tylko kwestią czasu było jego omdlenie. Niemniej obserwacja przeciwnika który dosięgnął go na obszarze, w którym dotąd czuł się bezpieczny, w powietrzu, była ważną lekcją. Być może i jemu przyjdzie zetrzeć się z owym nekromantą.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-07-2008 o 15:46.
abishai jest offline  
Stary 21-07-2008, 15:30   #676
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Pomysł trafił jak grom z nieba na Areina. Śmierdząca maść piżmowa, alchemia, kamienie grzmotów… nie znał się na alchemii, lecz może coś mógł zrobić, on lub jego „przyjaciel”.

- To jest pomysł! Być może uda nam się przejść obok nich bez walki… powiedz mi Loagheer znasz się nieco na alchemii? Znalazłem parę eliksirów i przedmiotów, które wraz z twoimi alchemicznymi zabawkami mogą okazać się bardzo przydatne. Chodźmy do pracowni byłego władcy tego miejsca i tam przygotujmy się i porozmawiajmy o moim pomyśle.

Arein ruszył w kierunku komnaty, z której właśnie uciekł, był tam sprzęt, który mógł mu się przydać i to bardzo.

- Jak już wspominałem, nie znam się zbytnio na alchemii, lecz mam pomysł. Wykurzymy Girrallony z stamtąd. Wymieszamy te śmierdzące substancje z tymi lotnymi, dymnymi, a kamienie grzmotów rozproszą i uaktywnią reakcję dymną w rzuconej buteleczce. Musimy stworzyć coś na tyle śmierdzącego i drażniącego, że Girrallony rzucą się w kierunku wyjścia na powierzchnię do świeżego powietrza, będą starały się chronić samicę w ciąży, więc raczej nie ruszą w kierunku, z którego wydostaje się dym zostawiając ją samą, gdy ona będzie uciekać. Co ty na to? Nie znam się na alchemii, ale mam nadzieję, że moja wiedza o magii tajemnej i intelekt pomogą oraz twoje zdolności, ewentualnie jakieś notatki w tej pracowni. Trzeba będzie je przeszukać.

Mówiąc te słowa zaczął szperać w księgach i notatkach, słuchając uważnie co o tym sądzi gnom. Szazel w tym czasie obserwował gnoma uważnie, aby wyczuć moment, w którym mógłby gnom zaatakować jego mistrza i go ostrzec.
 
Qumi jest offline  
Stary 23-07-2008, 12:48   #677
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Luinehilien rozejrzała się wokoło. Udało się. Mantikora była martwa, ale jakoś nie przyniosło to ulgi. Reszta problemów nadal nie była rozwiązana. Upewniła się, że ranni otrzymają odpowiednią opiekę, po czym wyciągnęła zestaw i byle jak opatrzyła ranę. Żeby zatamować krwawienie i odkazić ją. Wolała magię zostawić na poważniejsze rany, natomiast nie warto było marnować dużej ilości środków, kiedy nie jest to zupełnie potrzebne. Pochowała swoje rzeczy i podeszła do Rybaulda. Starała się nie zwracać uwagi na kradnących niziołków.

- Dziękuję za pomoc. Bez was, nigdy by mi się nie udało. Niestety jedyne, czym mogę się odwdzięczyć, to ta drobna ilość pieniędzy... - powiedziała wręczając mu pięc sztuk złota. Pieniądze mogły jej się jeszcze przydać. - Niestety muszę już iść... - dodała, a jej twarz wyraźnie spochmurniała. - Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - uśmiechnęła się smutno i odwróciła się. Ruszyła spowrotem do świątyni. Zostawiła ją samą, a nie powinna była tego robić. Po chwili już biegła. Gdyby spróbować kontrolowania roślin? Może by podziałało? Wolała jednak poradzić się w tej sprawie Boreina.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 30-07-2008, 13:54   #678
 
Beriand's Avatar
 
Reputacja: 1 Beriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemuBeriand to imię znane każdemu
Beriand po kilku chwilach spędzonych we mgle zrozumiał, że została ona stworzona za pomocą zaklęcia Nieprzenikniona Mgła. Czyli nic groźnego....tym lepiej. Po paru krokach dostrzegł jakieś cztery sylwetki, które jakby wlekły kolejną. ~No świetnie, znowu się w coś pakuje~. Do uszu czarodzieja dobiegł krzyk skrzydlatej postaci. Co on powiedział? Krasnoludzkich szlachciców?
Ziemia zadrżała pod stopami elfa. ~Co oni wyprawiają, obrzucają się głazami? Do czego to doszło...~. Usłyszał kolejny krzyk znad mgły. Paladyn... I jakiś skrzydlaty krasnoludzki szlachcic? Hm... być może stwórca tych golemów. W takim razie lepiej trzymać się z daleka- szczególnie biorąc pod uwagę spadające głazy.

Beriand nagle coś sobie uświadomił. ~Skoro półgolemy walczyły ze strażą i Galthusem, to są złe. Więc ten czarodziej też jest zły. Z pewnością nekromanta. W takim razie... spotkanie jego i generała byłoby bardzo ciekawe. Bo pościg z pewnością niedługo nadejdzie~. Iść do domu Turama? Podejść bliżej? W każdym razie należało jak najszybciej gdzieś się ukryć, nie było czasu na stanie i beztroskie rozmyślanie. Czarodziej postanowił nie zbliżać się do nekromanty i jego przeciwnika, z uwagi na spadające kamienie. Póki co postanowił częściowo okrążyć pole walki, oddalając się od końca mgły i zbliżając do domu krasnoluda, jednak w ten sposób, aby nie stracić z oczu tych dziwnych sylwetek. No i oczywiście musiał uważać na kamienie.~ Pewnie nie wyniknie z tego nic dobrego, ale może uda się ponownie napuścić na siebie dwie strony. Wprawdzie w domu powinni być Yokura i inni, ale w straciu z generałem nie mają wielkich szans. Co innego ten mag... ~
 
Beriand jest offline  
Stary 30-07-2008, 20:21   #679
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Małe zwycięstwo
Na piechotę, diabła nie dopędzisz…

Pomimo zwiększania swej naturalnej szybkości ruchów, Gaalhil ciągle pozostawał w tyle, za pędzącą szaleńczo Lamią. Nie mógł jednak zwiększać swej wydolności, więc coraz bardziej męczył się. W trakcie krótkiej walki przystanął, dysząc ciężko, pochylając się w pół i opierając swe ręce na kolanach. Ostatecznie, gdy dobiegł na miejsce i zobaczył, że zagrożenie zostało wyeliminowane, osunął się po ścianie i począł głęboko oddychać, by dostarczyć tlenu swojemu organizmowi. Po tym krótkim odpoczynku, powstał energicznie i przezornie zerknął szybko do wnętrza komnaty, w szczególności na martwego gnolla, upewniając się , że nagle nie zmartwychwstanie. Następnie uśmiechnął się wesoło, w ten chłopięcy, żywy sposób, który urzekał niekiedy ludzi wokół i już miał zamiar rzec:

- Nic Ci nie jest, Pa...? - lecz w tym momencie , blask przesłonił mu oczy. Zorientował się jednak, że kobieta ucieka. Ta światłość przeszywała go na wskroś, niemal boleśnie. Pomimo to zawołał jeszcze:

- Przychodzimy w Pokoju! - Niestety było już za późno. Nigdzie nie było śladu po nimfie. I uciekła najwyraźniej w zupełnie inną stronę od tej, z której przyszli. Psionik westchnął zatem i powiedział opanowanym głosem do Ilmaxi, wciąż z przymrużonymi oczyma - No cóż, jeśli tak się dziękuje za ratunek... Nie będziemy za nią gonić. Wracajmy. - Ja będę szedł najszybciej jak mogę, ale zaczekaj na mnie...Ilmaxi, wespół nie będziemy więcej biegali. Jesteś szybsza od diabła! – rzekł głosem wskazującym na niesamowity trud, ból i cierpienie jego niedawnego biegu, po czym uśmiechnął się wesoło. Następnie ruszył powoli naprzód, powrotną drogą, pochylając lekko głowę w zadumie.

„ Tak, zdecydowanie gnolle te musiały zginąć. Są istotami rozumnymi, a odebrały wolność tym ludziom i zaatakowały samotną kobietę. Można powiedzieć, że postąpiliśmy słusznie i sprawiedliwie… Ale czy tak ma wyglądać sprawiedliwość? Nadchodzę, a „ci źli”, muszą umrzeć? W sumie, nie powinno mnie to w ogóle poruszać. W sytuacji w której jesteśmy…. Ale ja tak nie potrafię.”

******

Gdy szli na miejsce, zwrócił się do lamii, z dostrzegalną troską na twarzy:

- A z tobą wszystko dobrze? Mam nadzieję że to nic poważnego? - Mam także nadzieję... - dodał po chwili zastanowienia - że ta kobieta nie ściągnie teraz, ni na nas, ni na siebie kłopotów.

Gdy dotarli do pomieszczenia, i upewnił się, że Ilmaxi da sobie jakoś w tej chwili radę, rozejrzał się dokładnie po komnacie.

- No cóż, zajmę się teraz zakładnikami. Gdybyś mogła czuwać nad wejściami do komnaty, byłbym wdzięczny. Kyulii dołączy do ciebie.

„ Cóż, nimfo, wyglądałaś, przez tą chwilkę, nim raczyłaś doszczętnie mnie oślepić, na piękną i godną zaufania, będę jednak zmuszony dla bezpieczeństwa mych towarzyszy, zabezpieczyć to pomieszczenie”

Następnie, Gaalhil rozejrzał się bacznie, szukając wzrokiem Kyulii. Gdyby wciąż znajdowała się w takim miejscu, o jakie ją prosił, miał zamiar pochwalić ją, poklepać serdecznie po plecach, lub zrobić coś równie nieadekwatnego do sytuacji w której się znajdowali, potem zaś dać znak, że jest „wolna”. Gdyby zakładnicy byli wciąż spętani, ruszył natychmiast by oswobodzić ich, za pomocą swego noża. Następnie odezwał się donośnym, spokojnym głosem do więźniów:

- Wasza niewola dobiegła końca. Gdy opuścimy to miejsce, możecie towarzyszyć nam do pierwszego bezpieczniejszego traktu. Następnie nasze drogi się rozejdą, ale nim to nastąpi, chciałbym poznać wasze imiona i powody, dla których się tu znajdujecie.

Gdy rozmowa dobiegła końca, zwrócił się ponownie do Ilmaxi, z wyczuwalną nutką niecierpliwości w głosie:

- To cóż jeszcze mieliśmy w planach?
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"

Ostatnio edytowane przez Umbriel : 01-08-2008 o 14:26.
Umbriel jest offline  
Stary 01-08-2008, 23:32   #680
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany
Osłupiały Gedwar z niedowierzaniem wpatrywał się jak pogodne do tej pory niebo, zaczęła przesłaniać chmura jarzących się iskier. Przytłaczający huk rozdzieranego firmamentu rozbrzmiał echem pomiędzy kamiennymi murami domów. W mgnieniu oka kilka jaśniejących kul ognia roztrzaskało się o bruk ulicy. Mężczyzna porwany podmuchem, niczym dmuchawiec na wietrze, przeleciał kilkanaście stóp, nieuchronnie zmierzając na bolesne spotkanie ze ścianą jakiegoś budynku. W jednej chwili przeszył jego obolałe ciało niewymierny ból. Gedwar niczym bezwładny worek mięsa i kości osunął się po czerwieni cegieł. Niemilknący łomot, dźwięczał nieznośnie w uszach. Po chwili trwające w bezruchu ciało pomału zaczęło się wznosić. Obolały tors wznosił się pomału na drżących ramionach. Po chwili jedno z nich odmówiło posłuszeństwa i podało się prawu grawitacji. Okuta w stal sylwetka znów z hukiem upadłą na ziemię. Z ust paladyna dobył się tłumiony zaciśniętymi zębami, jęk. W mgnieniu oka mężczyzna znów zaczął się podnosić. Na ukrytej pod mokrymi od potu włosami, twarzy malował się grymas bólu. Przez zaciśnięte usta sączyła się pomału krew. Do pełnych juki nozdrzy dotarł swąd palącego się drewna. Kantem oka paladyn dostrzegł jak płomienie pomału zaczynają ogarniać pobliski dom. Wciąż drżąca ręka sięgnęła do pasa wykonanego z byczej skóry. Paladyn odetchnął z ulgą, gdy poczuł, ze żadna z fiolek nie uległa uszkodzeniu. W tej samej chwili, pomiędzy nerwowe dudnienie serca do uszu dotarł głos Władcy Szczurów:

- Chyba nie powiesz mi, że masz już dość paladynie? Dopiero zaczynamy! Po tylu butnych słowach spodziewałem, że stawisz mi opór przez dłuższy okres niż kilka minut. Chyba, że szczekanie to jedyne co potrafisz!


W czasie, gdy z usta kapłana dobywał się szydercze słowa, nie wielki korek upadł niespostrzeżenie na ziemię. Gedwar gwałtownym szarpnięciem urwał kawałek swojej peleryn. Zawiązawszy na jej końcu węzeł, ukrył ją w zaciśniętej pięści. Wsparłszy na drzewcu młota swoje ramiona, począł stawać na nogi. Po chwili jego wzrok spoczął na wciąż utrzymującym się w powietrzu kapłanie.

- Widzisz życie nie ustaje w zadziwianiu nas ironią.-
ciągnąc dalej paladyn zaczął z wolna iść wzdłuż ściany domów stojących za jego plecami, by po chwili przystanąć na chwilę. –Znam takich jak ty, cechujesz się wręcz niepoczytalną skłonność do okrucieństwa, agresji, gwałtownych wybuchów gniewu, a także wybujały temperament. - Gedwar urwał na chwilę. W dłoni, którą trzymał za plecami poczuł przyjemne ciepło wspinającego się po kawałku nasączonej oliwą szmaty płomienia. Kładąc na ziemi swoją broń spointował.
- U każdej baby można stwierdzić coś takiego.

Wtem płonąca szmata szybkim ruchem powędrowała ku szyjce otwartej fiolki z oliwą, którą Gedwar chwycił wolną ręką. W mgnieniu oka, paladyn zamachnął się i z całej siły cisnął nią w kapłana. Nie bacząc na efekty swoich działań ruszył ile sił w nogach w stronę mleczno białej mgły, w biegu chwytając swoją broń. Minąwszy zgraję najemników paladyn wpadł do domu Turama wlewając w swoje usta miksturę przyśpieszenia. W mgnieniu oka dotarł po schodach na piętro.

Nagle kobiet pomagająca w gaszeniu pożaru jednego z domów, wypuściła wiadro przeraźliwe przy tym krzycząc. Wtem wszyscy zebrani spostrzegli nienaturalnie dużą sylwetkę przebijającą się przez dach jednego z sąsiednich budynków. Dziwaczne monstrum, o kępach gęstego futra przebijającego się przez płaty mieniącej się zbroi, dobyło z siebie rozwścieczonego ryku. Potwór z niebywałą prędkością ruszył w stronę krawędzi dachu, jednym susem pokonując odległość pomiędzy domami. Niesamowity huk towarzyszący jej lądowaniu, skutecznie zagłuszył spadające kaskadami gliniane dachówki. Bestia rozejrzała się, ale latającego krasnoluda już nie było. Poprzez nozdrza monstrum zaczęło pochłaniać pokaźne hausty powietrza. Wiatr hulający nad dachami domów bezpowrotnie rozwiał zapach krasnoluda. Bestia bardzo intensywnie poczuła zapach, którego nienawidziła, zapach miasta. Mozaika smrodów, przepełniona była wonią zgniłej żywności, octu oraz najzwyklejszych szczyn dobywających się z kanałów. Z głuchym łoskotem bestia zeskoczyła na ziemię. Schyliła czarny wilgotny nos ku ziemi. Mlecznobiałą mgłą zaczęła słabnąć, mimo to jedyne co poczuł stwór to wilgotne powietrze wdzierające się do jego nozdrzy. Pozbawiony jakiegokolwiek tropu Gedwra przybrał ludzką formę. Po chwili przekroczył próg izby zamykając za sobą drzwi. Dostrzegłszy dwie postacie leżące na ziemi szybko do nich podbiegł, sprawdzając im puls. Po chwili kantem oka dostrzegł skulonego pod stołem krasnoluda.

– Mości panie skarbiku nic panu nie jest? - widząc obłąkańcze przerażenie w oczach Turama szybko dodał. - Zwą mnie Gedwar, jestem pokornym sługą. Krzewiciela Nadziei. Jest pan ranny? Co miało tu miejsce?
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d
g_o_l_d jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172