Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2008, 17:13   #104
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Świątynia Helma



Po pokonaniu wampira w opuszczonym magazynie Rosa wraz z Marą udały się na chwilę do karczmy, gdzie zadowolona ze zwycięstwa Paladynka obwieściła wszem i wobec, że we trójkę pokonali wampira. Johan wtedy jakoś dziwnie zbladł, Luna również miała nieciekawą minę. Po wypiciu na szybko kufla piwa Mara wraz z Rosą udały się do świątyni, licząc na pomoc Kapłana Aremiego w uleczeniu Paladynki, Yon zaś mając chwilowo dosyć towarzystwa Paladynko-Kapłanki pozostał w karczmie. W przybytku Helma okazało się jednak, że miejscowy Kapłan nie posiada zaklęć mogących pomóc rannej kobiecie.

Przebąkiwał, że na następny dzień może jakoś będzie umiał jej pomóc, w chwili obecnej nie pozostało jednak nic innego, jak najspokojniej w świecie przespać noc.

- No cóż... - Skwitowała sytuację Mara, po czym odezwała się do Rosy - Pomożesz mi ściągnąć pancerz?.

Paladynka zaprowadziła więc Rosę do swojej skromnej izby, gdzie ta druga pomogła jej wydostać się z napierśnika. Zwyczajowe łoże, mały stolik, parę ksiąg, szafa... . Następnie przybył Erin, młodzian służący w świątyni, obwieszczając przygotowanie dla Rosy izby gościnnej, w której mogła zamieszkać do woli, w czasie wspierania przybytku Helma. Na odchodne wyznawczyni Torma usłyszała od jasnowłosej coś, co ją mocno rozweseliło, i ukazało obiecujący aspekt wieczoru.

- Przyjdź do mnie później Roso, pogadamy sobie - Nieco blada Mara uśmiechnęła się do kobiety, tuż przed zamknięciem drzwi swojej izby.

...

Jakiś czas później, jak Mara zaproponowała, tak Rosa uczyniła, przychodząc do Paladynki na "pogaduszki". Mile zaskoczona kobieta po ponownym spotkaniu z Marą zauważyła przygotowaną przez Paladynkę skromną kolację, na którą składał się ser, chleb, kilka jabłek i butelka wina wraz z dwoma pucharami.

- Wchodź śmiało wchodź i siadaj - Paladynka ubrana w prostą, długą suknię bursztynowego koloru wskazała dłonią stół w swojej izbie. Nalała do obu pucharów wina, po czym mimo częstych grymasów bólu wywołanych złamanym żebrem, uśmiechnęła się do Rosy wznosząc toast - Za udane zwycięstwo nad pomiotem mroku Roso de Burbon, jesteś naprawdę wartościową towarzyszką, niosącą pomoc w każdej sytuacji.

Po upiciu wina Mara zjadła kawałek sera i pajdę chleba, a Rosa doszła do wniosku, że chociażby w zwyczajowej karczmie były o wiele lepsze posiłki, być może jednak Paladynka nie miała zbyt dużych wymagań, czy też żyła po prostu w tak radykalny sposób. Na dworze zapadł już zmrok, a w Rath w ciemnościach ginęli ludzie, nie pozostało więc nic innego, jak zadowolić się tym co jest, no chyba żeby "przycisnąć" Aremiego, czy nie ma czasem tu czegoś lepszego.

- Powiedz mi Roso coś więcej o sobie, skąd pochodzisz, gdzie się wychowałaś? - Zagadnęła Mara, i kobiety zaczęły rozmawiać na naprawdę wiele tematów... .


Karczma "Smoczy Łeb"


Yon po zakończonej walce w magazynie wyruszył do karczmy, nie mając tak naprawdę nic ciekawszego do roboty. Przez całą drogę dźwięczały mu w uszach słowa Mary, będące odpowiedzią na jego zaczepki dotyczące wanny:

- "Wannę znajdziesz wszędzie, a i do umycia pleców pewnie i też jakąś namówisz"

Od czasu do czasu uśmiechał się pod nosem wspominając jej słowa i zerkając na jasnowłosą. Paladynka potrafiła wyjątkowo trafnie skontrować wszelkie docinki i tym podobne, raczej była powściągliwą i "ogólnie niedostępną" osobą, ale chyba aż takim sztywniakiem jak większość nawiedzionych blach nie była. Wszedł do karczmy i trafił prosto na dyskusję dotyczącą wyprawy na zamek jakiegoś Barona Chernina, i wychodziło po chwili na to, że grupa awanturników najnormalniej w świecie miała zamiar zlekceważyć szlachcica... . Mara wraz z Rosą opuściły po chwili przybytek.

- Co podać? - Spytała Yona żona karczmarza stojąca za ladą, a na jej słowa natychmiast uniosła się z miejsca rudowłosa dziewczyna, jeszcze przed chwilą siedząca tuż obok grupki mężczyzn. Młode dziewczę, podobnie jak starsza kobieta, wyczekiwały co też Yon powie.

Po tym jak Luna poddała się wielu czynnościom strojenia i upiększania swojej skromnej osóbki pojawiła się na schodach, idąc wyjątkowo powoli i ze sporą gracją, co wywołało niezłe poruszenie wśród męskich osobników przebywających w głównej sali. Rozpuszczone włosy, piękna szata, prosto a zarazem elegancko, naprawdę wyglądała niczym jakaś szlachcianka. Szybko jej jednak mina zrzedła, gdy okazało się, że niemal nikt nie ma ochoty wyruszać do Barona!. Towarzystwo postanowiło najspokojniej w świecie zignorować zaproszenie na zamek, wyspać się w karczmie i dopiero następnego dnia samemu wprosić się do Chernina na śniadanie.

Żona Mivala spojrzała przez okna na ulicę misteczka, gdzie było już naprawdę ciemno. Kolejna noc i spora niewiadoma oraz znów to samo, barykadowanie drzwi, zamykanie okiennic, zapalanie licznych lamp... .
- Sergor, Zora, zamykamy wszystko - Kobieta zawołała swoje dzieci, do wypełnienia monotonnych czynności.

Yon chcąc więc, czy też nie, został "uwięziony" w szczelnie zamkniętej karczmie. Przy okazji okazało się również, że nie ma wolnych pokoi, jeden zajmowała Luna, a pozostałe trzy męska reszta awanturniczej grupy. Nie zostało więc nic innego, jak "zaszczytne" miejsce na podłodze głównej sali karczmy, przy kominku?. Od Tary dostał więc dwa koce i wygniecioną poduszkę, jeszcze jednak towarzystwo się nie rozłaziło. Nadal dyskutowano o podejmowaniu dalszych działań względem sytuacji panującej w Rath, no i oczywiście o Baronie Cherninie. Łotrzyk właściwie nie znał się z grupą poszukiwaczy przygód, była to więc dobra okazja do poznania tych awanturników i dowiedzenia się może czegoś interesującego na temat całego tego bajzlu panującego w miasteczku.

- A ty kim panie jesteś, towarzyszem tej Paladynki Rosy de Burbon tak? - Spytała starsza kobieta - Czy to naprawdę był wampir?. Czy wiesz co się dzieje w naszym mieście?.

...

Późno już w nocy, gdy każdemu same zamykały się oczy, postanowiono iść na spoczynek. Johan udał się do swojej izby, gdzie zastał zalanego do nieprzytomności Harkh'a. Kobold w jakiś sposób zwinął dwie butelki wina, a teraz chrapał w najlepsze śpiąc w... szafie. Zmęczony, i nie najlepiej czujący się mężczyzna położył się do łoża, długo jednak nie mógł zasnąć, rozmyślając o minionym dniu. Spotkał wampirzycę, padł ofiarą jej kłów, a teraz Mara obwieściła, że w opuszczonym magazynie pokonali we trójkę wampira. Było ich więc więcej?. Czy to one nękały miasto, brane błędnie przez mieszkańców za pojedynczą bestię, podczas gdy mogło być ich naprawdę sporo?. Johan nie znał odpowiedzi na te pytania, jednak wszystko to mogło być bardzo prawdopodobne, w końcu ktoś również mógł za życia być Magiem, nim stał się nieumarłym... . Zasypiając pomyślał o swoich najbliższych, o osobach których nigdy nie potrafiłby zapomnieć. Bardzo brakowało mu córki i żony, nie wiedział jak długo będzie w stanie jeszcze żyć bez nich, zwłaszcza, że życie rzucało mu pod nogi same kłody, coraz bardziej popychając w stan przygnębienia.

~

Zawiedziona Luna również udała się na spoczynek, nieco złorzecząc pod nosem już we własnej izbie, z dala od jakichkolwiek słuchaczy. Zmęczona dniem pełnym wrażeń zasnęła wyjątkowo szybko przy nadal padającym deszczu, sen jednak nie przyniósł ukojenia. Wręcz przeciwnie, Kronikarka, cierpiała w swoim łożu przez śniące się jej koszmary... .

Śniło jej się miasteczko w którym przebywała, było jednak zupełnie puste. Idąc samotnie ulicami coraz bardziej ogarniał ją strach, nigdzie żywej duszy, puste ulice, domy, absolutna cisza. Została jednak ona przerwała dudnieniem, mocnym dudnieniem czyiś wielgachnych kroków. Zza budynków wyskoczył kilkunastometrowy Aremi z wyjątkowo wrednym uśmiechem na gębie. Nie był to jednak tak do końca Aremi, ten "Gigant", mimo humanoidalnych kształtów miał straszną twarz, pełną gnijącego mięsa i wijących się robali. Luna nie potrafiła sobie tego wytłumaczyć, wiedziała jednak że to Kapłan Helma. Ruszył on prosto na nią z rechotem, a kobietę ogarnęła panika. Wtedy jednak na ulicy pojawiła się cała grupa dobrze już jej znanych awanturników, rozpoczynając walkę z wielgachnym przeciwnikiem. Chciała pomóc, rzucić jakimś zaklęciem, nie potrafiła jednak ruszyć choćby palcem.

Bezsilnie obserwowała, jak Aremi-Gigant po kolei rozdeptuje każdego z mężczyzn, a na końcu skacząc ponad budynkami biegnie prosto na nią. Chciała krzyczeć, uciekać, zrobić cokolwiek, wielki but opadł jednak na nią wyjątkowo szybko, gniotąc na miazgę.

Wtedy też wszystko zmieniło się wyjątkowo szybko, i oto Luna Wisewind przebywała w świątyni Helma, przygniatana przez "zwyczajnego" już Aremi'ego na biurku. Tym razem jednak mężczyzna z wrednym uśmiechem nie dawał za wygraną i odniósł sukces. Rozerwał bez najmniejszych problemów na strzępy jej koszulkę kolczą odsłaniając nagie piersi, podarł spódnicę w drobny mak, a jego twarz zamieniła się w twarz Aremiego-Giganta, pełną robali, gnijącego ciała i krwi.


Luna krzyknęła, podrywając się na łożu. Cała roztrzęsiona i spocona skryła twarz w dłoniach, po czym krótko zaszlochała. Zaczęła się uspokajać, choć tylko na chwilę, okazało się bowiem, że z jej nosa cieknie na dłonie krew.

~

Blajndo i Elhan, wraz z wilkiem Werkhensem, dzielili wspólną izbę z braku większej ilości pokoi w niewielkiej karczmie. Z początku nic szczególnego się nie działo, wkrótce jednak ktoś zaczął cicho pukać do drzwi. Zaspany "Łowca" ruszył do źródła hałasu obserwowany przez swojego zwierzęcego towarzysza, strzygącego czujnie uszami. Po otwarciu drzwi okazało się, że stoi w nich ze świecą... żona karczmarza. Zarówno na twarzy Blajndo, jak i kobiety pojawiło się naprawdę duże zdziwienie.
- Mmmm... - Tara w nocnej koszuli nie bardzo wiedziała co powiedzieć, ale Półelf już domyślał się, o co, lub raczej o kogo mogło jej chodzić - Pomyliłam izby - Wydusiła w końcu z siebie kobieta.
- Mam go obudzić? - Spytał rozbawiony Blajndo, wprawiając żonę karczmarza w jeszcze większe zakłopotanie. On najwyraźniej wiedział o co jej chodziło, a ona po prostu wiedziała, że on wie.
- Nie, nie, pomyliłam się - Szepnęła kłamiąc w żywe oczy - Wybacz panie, miłej nocy.

I tyle ją Blajndo widział. Rozbawiony zamknął drzwi, wracając na swoje prowizoryczne posłanie na podłodze, gdy Elhan poruszył się na łożu. Najwyraźniej nie spał, lub obudziła go właśnie przed chwilą rozegrana przy drzwiach scena.
- Przyszła do ciebie - Zarechotał Półelf - Mam was zostawić samych czy co?.
- Ech... - Elhan skwitował wszystko dziwnym pomrukiem, teraz już było chyba za późno na cokolwiek.

~

Śpiący w głównej sali karczmy Yon obudził się na dźwięk skrzypiących desek. Nie miał co prawda pojęcia o nocnych wędrówkach żony karczmarza, teraz jednak obserwował ze zdziwieniem rudowłosą Zorę, skradającą się w półmroku karczmy od drzwi kuchennych, w stronę schodów prowadzących na piętro.

Dziewczyna mająca na sobie jedynie nocną koszulę stawiała najciszej jak potrafiła stopę za stopą, nie obeszło się jednak bez przypadkowych, wielce niepożądanych w takich chwilach, skrzypnięć wrednych desek. Łotrzyk zauważył również coś dziwnego w jej dłoni, coś metalowego, co błysnęło na chwilę oświetlone ogniem z kominka.

Nóż??. Sztylet??.

Dziewka powoli ruszyła schodami, i w końcu dotarła do właściwego pokoju. Bez jakiegokolwiek pukania wyciągnęła dłoń w kierunku klamki, i otwarła sobie drzwi kluczem, mała żmijka. Pogrążony we śnie Siabo nie miał najmniejszego pojęcia co też działo się w jego izbie, póki nie poczuł kogoś wślizgującego się do jego łoża i zimnych stóp.

Zora zachichotała, a on momentalnie oprzytomniał, wyrwany w ten niezwykły sposób ze snu. Przytuliła się do niego powodując jeszcze bardziej rozszerzenie jego oczu, a on bardziej wyczuł, niż zauważył, że dziewczyna ma na sobie tylko przewiewną koszulę nocną.
- Zrób ze mnie swoją uczennicę - Wyszeptała błagalnie Siabo do ucha, a on już naprawdę nie wiedział co zrobić i powiedzieć.

W tym też czasie Yon poczuł nagle dziwne, wywołujące dreszcze, nienaturalne zimno. Aura ta nie oznaczała nic dobrego, słyszał już kiedyś przypadkowo o podobnych zjawiskach od Kapłanów. To mogło oznaczać tylko jedno... .




***

PD-ki rozdam jednak w następnym poście, i w nim również rozpoczniemy nowy rozdział.

Proszę wszystkich o zakończenie swoich postów faktem obudzenia się następnego dnia rano i robienia czegoś-tam, a w razie jakichkolwiek wątpliwości co do samej treści waszych postów służę pomocą przez pw lub gg.
 
Buka jest offline