Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-07-2008, 18:02   #101
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Czarodziej siedział na karczemnym krześle i rozmyślał. Nie podobał mu się fakt, że za równo on jak i jego towarzysze w dalszym ciągu nie wymyślili nic sensownego na temat ewentualnego wroga. A jak mają ratować Rath skoro nic nie wiedzą? Mag spojrzał na Zorę, która przysiadła w pobliżu. Te cudowne uczucie, które odczuwał jeszcze przed chwilą do córki karczmarza, rozwiało się z powodu przygnębienia. Siabo obiecał jej, że zrobią wszystko by zniszczyć zło, a tymczasem nawet nie mieli pomysłu, co to mogło być za zło. Porażka. - pomyślał i lekko uśmiechnął się do dziewczyny. W pewnym momencie jej ojciec przypomniał sobie o liście od niziołka i podał go Blajndo. Ten przeczytał go szybko na głos, a następnie się uśmiechnął. Milo postanowił zrobić sobie przerwę od awanturniczego trybu życia. Mądry malec. - pomyślał przelotnie Siabo, także lekko się uśmiechając. Nie spotkał go taki sam los jak Szadeda, więc, choć trochę poprawiło to humor maga.

Iluzjonista próbował zebrać myśli. Tyle było poszlak i ewentualnych możliwości, że można było się w tym łatwo pogubić. Jedno wiem. Została tu spleciona jakaś intryga i to naprawdę grubymi sieciami.

Przemyślenia przerwało nagłe wejście człowieka ubranego na szlachcica. Laumee Harr spojrzał spokojnie na niego i wysłuchał, co ten ma do powiedzenia. Okazało się, że do całej mieszaniny ludzi ważnych i chętnych na spotkanie się z grupą awanturników dołączył w końcu i Baron. Siabo już wcześniej chciał się do niego wybrać albo, choć czegoś się o nim dowiedzieć. Nagle córka Milvala przysunęła się do niego blisko i zaczęła prosić go by ten zabrał ją na kolację do barona. W całej tej propozycji było coś, co się czarodziejowi podobało a także coś, co się nie podobało. Podobał mu się pomysł Zory na to jak się "wkręcić" w towarzystwo. Widział, że ta wie, czego chcę i nie boi się o to walczyć. Podobała mu się też wizja Zory jako jego uczennicy. Niestety w takich sytuacjach zawsze było jakieś, „ale". Po pierwsze Siabo podejrzewał, że ten pomysł nie spodobałby się jej matce a zwłaszcza ojcu. Po drugie Siabo nawet jakby chciał nie mógłby jej zaprosić. Jeśli Baron uwielbia te wszystkie niuanse etykiety tak samo jak ci arystokraci, z którymi mag miał do czynienia, to zrobi wszystko, żeby ośmieszyć dziewczynę. Siabo nie chciał tego. Chciał jej sprawić radość a nie był pewien, czy całe to wyjście faktycznie tą radość jej da. Różnice klasowe były jednak zbyt wielkie. Dziewczyna musiałaby się nauczyć wielu rzeczy, aby wejść godnie w takie "towarzystwo". Ażeby nauczyć się całej etykiety, czyli wszystkich skłonów i odpowiednich wdechów i przydechów, całej otoczki związanej z rozmową a także samego zachowania, potrzeba było wielu godzin nauki, a tych niestety czarodziej nie miał do dyspozycji.

Laumee Harr spojrzał na dziewczynę o zielonych oczach. Stwierdził, że ma duży problem, bo owo spotkanie może być bardzo owocne, jednak nie może zabrać tam dziewczyny. Był pewien, ze taką decyzją sprawi jej przykrość. Siabo był w kropce. Rozejrzał się po towarzyszach. Luna już pobiegła się szykować, podczas gdy Blajndo okazywał, co myśli o całej tej sprawie.

- To mi śmierdzi jakimś podstępem! Kto by w tak niebezpiecznym mieście, nocną porą i przy takiej pogodzie gości zapraszał do siebie? Ciekawe... - powiedział cicho półelf i po chwili dodał już pewniej
- Jeśli jednak zdecydujecie by tam wyruszyć... to pójdę również, ale niech tylko usłyszę, że Wherkens gdzieś ma zostać... - mina mu spoważniała - To ten co to powie będzie zbierał zęby!

Czarodziej się uśmiechnął. Zaczynał lubić tego młodziana. Pomijając fakt przystawiania się, do Zory, robił na magu dobre wrażenie. Nie bał się powiedzieć, co myśli, nie kłamał a do tego był całkiem inteligentny. Wpadł szybciej na coś podejrzanego, niż doświadczony czarodziej. On ma racje - pomyślał Siabo - Tu faktycznie coś śmierdzi. Od samego początku jak słuchałem o kłopotach w Rath nie podobał mi się postać tego całego Barona. On by pasował do profilu kogoś potężnego, prawda? Może faktycznie to pułapka. A jeśli nie? Może udałoby się dowiedzieć czegoś ciekawego. Ale nie mogę tam iść, bo zranię Zorę. To nie jest teraz ważne. Najważniejsze jest rozwiązanie zagadki Rath. A jeśli to pułapka? A jeśli nie? A jeśli ktoś zaatakuje ponownie karczmę?

Czarodziej przez chwilę mocował się ze samy sobą na argumenty. Każdy jego pomysł miał swoje wady i zalety. Gdy w końcu wymyślił jakieś mądre w jego mniemaniu rozwiązanie przemówił:

- Drogi Blajndo rozumiem doskonale Twoje obawy, jednak uważam, ze nie było by dobrze, abyś wybił zęby jakiemuś szlachcicowi, bo moglibyśmy mieć kolejnych wrogów a tych już nam nie brakuje. - po tych słowach Siabo mruknął do łowcy i uśmiechnął się, po czym podjął - Poza tym jak słusznie mówisz to może być pułapka. Jednakże uważam, że powinniśmy dowiedzieć się o tym Baronie jak najwięcej. Być może przekaże nam jakieś przydatne informacje. Dlatego właśnie ktoś na pewno powinien tam iść. Jest jeszcze jednak sprawa następującej treści. Martwię się, że atak na "Smoczy Łeb" może zostać powtórzony. Dlatego chyba będzie się trzeba rozdzielić. Widzę, że Ty nie chcesz iść a więc zostaniesz tutaj. Harkh mimo swej ogłady też raczej nie nadałby się na salony, więc niech dalej śpi. Luna z tego, co zauważyłem bardzo chce tam iść i bardzo dobrze. Nie możemy puścić jej tam jednak samej, więc proponuje, ażeby to Johan i Elhan poszli z nią do barona. Co wy na to? - spojrzał na elfa i brodacza pytająco.
- Ja na pewno zostaje w karczmie gdyż nie lubię takich zabaw. - ostatnie stwierdzenie czarodzieja było lekkim kłamstwem. Dokładnie znał się, bowiem na odpowiednim zachowaniu w takich miejscach. Miał wrażenie, że to właśnie on najlepiej by się nadawał do tego zadania, więc dodał szybko - poza tym musze wypocząć, aby zregenerowała się moja moc, gdyż jak wiecie trochę dzisiaj już czarowałem. - mag już zakończył, gdy nagle nowa myśl zaświtała mu w głowie i postanowił się z nią podzielić.
- A może zrobimy inaczej? Zostalibyśmy wszyscy w karczmie a z samego rana całą naszą grupą udalibyśmy się do posiadłości barona robiąc mu miłą niespodziankę? Nikt nie musiałby ubierać się w stroje, które nam nie pasują. Bylibyśmy gotowi na wszystko. Moglibyśmy poprosić Marę by wraz z kilkoma strażnikami siedzieli w tym czasie w Smoczym Łbie. Co wy na to?

Następnie Siabo spojrzał na zawiedzioną Zorę i powiedział do niej:
- Musze Cię przeprosić, ale nie mogę Cię tam zabrać. Obawiam się ataku na karczmę a nie zostawię tego przybytku bez ochrony - mag stwierdził, ze musi zrobić coś, ażeby odciągnąć jej uwagę od uczty i nagle wpadł na to, co musi powiedzieć. Ironią losu było to, że to właśnie Zora poddała mu pomysł - Słuchaj a powiedz mi szczerze. Chciałabyś zostać moją uczennicą? Bo jeśli tak to będę zaszczycony. Mógłbym nauczyć Cię paru sztuczek, wprowadzić Cię w tajniki wiedzy tajemnej, nauczyć kilku języków a może nawet starożytnego języka smoków? Uważam, ze jesteś inteligentna, więc powinnaś być dobrą uczennicą. Co Ty na to? Gdy to wszystko się skończy przystąpimy do nauki, a jak będziesz pilną i dobrą uczennicą będę brał Cię na najwspanialsze przyjęcia a do tego, co ważniejsze nauczę Cię Sztuki. Więc jak? Jeśli się zgodzisz będę zaszczycony.

Laumee Harr był naprawdę ciekawy czy Zora nadawałaby się na czarodziejkę. Postanowił sprawdzić to przy najbliższej okazji.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 18-07-2008, 10:50   #102
 
ŚLePoX's Avatar
 
Reputacja: 1 ŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znany
Blajndo patrzał na wypowiadającego się maga z zainteresowaniem słuchając różnych możliwości. W końcu rzekł:

- Dobrze więc, te opcje są do przyjęcia, choć ciekawi mnie co ten cały Baron ma do powiedzenia... mimo wszystko bardziej ucieszy mnie pozostanie tutaj. - dodał - A czy ktoś tam dziś pójdzie czy też nie to zostawię Wam do ustalenia.

Chłopak bardzo dobrze wiedział, że jego pojawienie się i bardzo prawdopodobne, uliczne zachowanie na uroczystej kolacji u bogatych bubków może spowodować drobne zamieszanie, jeśli nie zamieszki ze strażą szlachcica. Wiedział także, że krzywdzenie innych z błahych powodów jest nie na miejscu i że powininen szukać lepszych rozwiązań. Niestety po ostatnich wydarzeniach i po wszystkich mieszanych uczuciach jakie go nawiedziły w tym czasie, czuł, że mógłby wybuchnąć, gdyby coś lub ktoś go zdenerwował.

- Tak więc, ja mogę zostać tu na straży, aż do rana. Wherkens jest bardzo czujny, dzięki czemu będziemy przygotowani, gdyby takowy atak miał nastąpić. - rzekł spokojnie, a następnie dorzucił - No chyba, że trzymamy się drugiej opcji i dziś go olejemy i wpadniemy tam jutro! - uśmiechnął się bo ten pomysł podobał mu się nawet bardziej. Nie lubiał, gdy ktoś obcy mówił mu co ma robić i gdzie iść, zwłaszcza gdy był to jakiś wielki mądrala ze szlacheckim rodowodem.

- Ustalanie co i jak tak jak już powiedziałem zostawiam Wam, jak by nie było dysponujecie większą wiedzą, tak więc może wpadniecie jeszcze na jakiś ciekawy pomysł. - uśmiechnął się wesoło - Ja sobie tu jeszcze piwko jedno strzele i pójdę się położyć. - po czym podszedł do baru i zwrócił się do kobiety za nim stojącej - Można jeszcze jedno prosić?
 
__________________
<PEACE>

Ostatnio edytowane przez ŚLePoX : 18-07-2008 o 10:53.
ŚLePoX jest offline  
Stary 18-07-2008, 13:41   #103
 
Sinthael's Avatar
 
Reputacja: 1 Sinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłość
Elhan wysłuchał Luny z uwagą. Możliwych rozwiązań co do tego co nęka Rath było naprawdę wiele i tak na dobrą sprawę nie można było wysnuć żadnego dobrego planu działania. "No nic, zobaczymy co przyniesie kolejna noc..." - pomyślał, nie mogąc wymyślić nic sensownego. Pogoda za oknem nie poprawiała się, a na niebie powoli płynęły czarne chmury, co napawało elfa smutnym nastrojem. Wkrótce jednak humor elfa rozjaśnił duży kawał pieczonej kaczki przyniesiony mu przez Tarę. Odwzajemnił uśmiech i zabrał się za jedzenie dużych, mięsistych piersi ptaka, od czasu do czasu popijając piwem. Gdy tak kompania miło gawędziła, na wzmiankę o Milo karczmarz wybełkotał coś w pijackim języku i podał małą karteczkę Blajndo.

Biedny Milo, incydent z gościem, który zbiegał wtedy po schodach musiał zostawić sporą zadrę w jego sercu. - odpowiedział, po tym jak Tropiciel skończył czytać to co zawarte było w liście - Teraz przynajmniej mamy pewność, że jest bezpieczny. - teraz ekipa miała na głowie tylko tajemniczego zabójcę - maga, nieumarłego lub jakieś wynaturzenie, z tego co wywnioskowała Luna. Elhan nigdy tak naprawdę nie walczył z czarodziejami, ani nieumarłymi, lecz doskonale zdawał sobie sprawę, że jego miecz niewiele zdziała w takich sytuacjach. Rozmyślania przerwało nagłe przybycie do karczmy bogato odzianego mężczyzny. Jak się później okazało był to sługa barona Chernina. Nawet gdyby przybysz się nie przedstawił, nie trudno byłoby zgadnąć kim jest. Wyglądał jakby chciał dotknąć podbródkiem sufitu i ten wyniosły głos... Typowy szlachcic. Jak się później okazało przybył zaprosić drużynę na ucztę u barona. Elhan wyczuł okazję na dowiedzenie się czegoś nowego o zagrożeniu. Luna pobiegła do swego pokoju, aby się przygotować, lecz oprócz niej wszyscy zostali w głównym karczemnym pomieszczeniu.

"To mi śmierdzi jakimś podstępem! Kto by w tak niebezpiecznym mieście, nocną porą i przy takiej pogodzie gości zapraszał do siebie? Ciekawe... - ostatnie słowo powiedział już znacznie ciszej i spojrzał na Wherkensa siedzącego pod stołem, zajętego namiętnym ogryzaniem kości."

- Może i masz rację co do tego podstępu. - odparł do Tropiciela - Ja jednak myślę, że po prostu zainteresował go incydent w ratuszu i ostatnie wydarzenia. Być może chce nas po prostu poznać, a może nawet udzielić przydatnych informacji. Mimo tego trzeba zachować ostrożność, na wypadek gdyby Twoje obawy potwierdziły się. - uśmiechnął się do Blajndo i skierował wzrok na jego wiernego towarzysza, który właśnie kończył swój posiłek radośnie merdając ogonem. Teraz wyobrażał sobie nieszczęśnika, który kazałby zostać Wherkensowi przed budynkiem.

Propozycja Siabo wydawała się elfowi najbardziej sensowna. Przynajmniej ktoś zostanie przy karczmie na wypadek niespodziewanego ataku.
- Oczywiście, mogę towarzyszyć Lunie na zamku barona. W razie jakiegoś podstępu nie będzie sama. - odparł elf do Siabo. Po chwili Iluzjonista zaproponował drugie rozwiązanie, które elfowi wydawało się znacznie lepsze. W grupie mieliby większe szanse.
- Po chwili zastanowienia muszę stwierdzić, że drugie rozwiązanie wydaje się znacznie lepsze. Lepiej gdy wszyscy tam pójdziemy. - stwierdził pociągając ostatni łyk z kufla, po czym rozsiadł się wygodnie w krześle patrząc przez okno na przesuwające się chmury.
 
Sinthael jest offline  
Stary 20-07-2008, 17:13   #104
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Świątynia Helma



Po pokonaniu wampira w opuszczonym magazynie Rosa wraz z Marą udały się na chwilę do karczmy, gdzie zadowolona ze zwycięstwa Paladynka obwieściła wszem i wobec, że we trójkę pokonali wampira. Johan wtedy jakoś dziwnie zbladł, Luna również miała nieciekawą minę. Po wypiciu na szybko kufla piwa Mara wraz z Rosą udały się do świątyni, licząc na pomoc Kapłana Aremiego w uleczeniu Paladynki, Yon zaś mając chwilowo dosyć towarzystwa Paladynko-Kapłanki pozostał w karczmie. W przybytku Helma okazało się jednak, że miejscowy Kapłan nie posiada zaklęć mogących pomóc rannej kobiecie.

Przebąkiwał, że na następny dzień może jakoś będzie umiał jej pomóc, w chwili obecnej nie pozostało jednak nic innego, jak najspokojniej w świecie przespać noc.

- No cóż... - Skwitowała sytuację Mara, po czym odezwała się do Rosy - Pomożesz mi ściągnąć pancerz?.

Paladynka zaprowadziła więc Rosę do swojej skromnej izby, gdzie ta druga pomogła jej wydostać się z napierśnika. Zwyczajowe łoże, mały stolik, parę ksiąg, szafa... . Następnie przybył Erin, młodzian służący w świątyni, obwieszczając przygotowanie dla Rosy izby gościnnej, w której mogła zamieszkać do woli, w czasie wspierania przybytku Helma. Na odchodne wyznawczyni Torma usłyszała od jasnowłosej coś, co ją mocno rozweseliło, i ukazało obiecujący aspekt wieczoru.

- Przyjdź do mnie później Roso, pogadamy sobie - Nieco blada Mara uśmiechnęła się do kobiety, tuż przed zamknięciem drzwi swojej izby.

...

Jakiś czas później, jak Mara zaproponowała, tak Rosa uczyniła, przychodząc do Paladynki na "pogaduszki". Mile zaskoczona kobieta po ponownym spotkaniu z Marą zauważyła przygotowaną przez Paladynkę skromną kolację, na którą składał się ser, chleb, kilka jabłek i butelka wina wraz z dwoma pucharami.

- Wchodź śmiało wchodź i siadaj - Paladynka ubrana w prostą, długą suknię bursztynowego koloru wskazała dłonią stół w swojej izbie. Nalała do obu pucharów wina, po czym mimo częstych grymasów bólu wywołanych złamanym żebrem, uśmiechnęła się do Rosy wznosząc toast - Za udane zwycięstwo nad pomiotem mroku Roso de Burbon, jesteś naprawdę wartościową towarzyszką, niosącą pomoc w każdej sytuacji.

Po upiciu wina Mara zjadła kawałek sera i pajdę chleba, a Rosa doszła do wniosku, że chociażby w zwyczajowej karczmie były o wiele lepsze posiłki, być może jednak Paladynka nie miała zbyt dużych wymagań, czy też żyła po prostu w tak radykalny sposób. Na dworze zapadł już zmrok, a w Rath w ciemnościach ginęli ludzie, nie pozostało więc nic innego, jak zadowolić się tym co jest, no chyba żeby "przycisnąć" Aremiego, czy nie ma czasem tu czegoś lepszego.

- Powiedz mi Roso coś więcej o sobie, skąd pochodzisz, gdzie się wychowałaś? - Zagadnęła Mara, i kobiety zaczęły rozmawiać na naprawdę wiele tematów... .


Karczma "Smoczy Łeb"


Yon po zakończonej walce w magazynie wyruszył do karczmy, nie mając tak naprawdę nic ciekawszego do roboty. Przez całą drogę dźwięczały mu w uszach słowa Mary, będące odpowiedzią na jego zaczepki dotyczące wanny:

- "Wannę znajdziesz wszędzie, a i do umycia pleców pewnie i też jakąś namówisz"

Od czasu do czasu uśmiechał się pod nosem wspominając jej słowa i zerkając na jasnowłosą. Paladynka potrafiła wyjątkowo trafnie skontrować wszelkie docinki i tym podobne, raczej była powściągliwą i "ogólnie niedostępną" osobą, ale chyba aż takim sztywniakiem jak większość nawiedzionych blach nie była. Wszedł do karczmy i trafił prosto na dyskusję dotyczącą wyprawy na zamek jakiegoś Barona Chernina, i wychodziło po chwili na to, że grupa awanturników najnormalniej w świecie miała zamiar zlekceważyć szlachcica... . Mara wraz z Rosą opuściły po chwili przybytek.

- Co podać? - Spytała Yona żona karczmarza stojąca za ladą, a na jej słowa natychmiast uniosła się z miejsca rudowłosa dziewczyna, jeszcze przed chwilą siedząca tuż obok grupki mężczyzn. Młode dziewczę, podobnie jak starsza kobieta, wyczekiwały co też Yon powie.

Po tym jak Luna poddała się wielu czynnościom strojenia i upiększania swojej skromnej osóbki pojawiła się na schodach, idąc wyjątkowo powoli i ze sporą gracją, co wywołało niezłe poruszenie wśród męskich osobników przebywających w głównej sali. Rozpuszczone włosy, piękna szata, prosto a zarazem elegancko, naprawdę wyglądała niczym jakaś szlachcianka. Szybko jej jednak mina zrzedła, gdy okazało się, że niemal nikt nie ma ochoty wyruszać do Barona!. Towarzystwo postanowiło najspokojniej w świecie zignorować zaproszenie na zamek, wyspać się w karczmie i dopiero następnego dnia samemu wprosić się do Chernina na śniadanie.

Żona Mivala spojrzała przez okna na ulicę misteczka, gdzie było już naprawdę ciemno. Kolejna noc i spora niewiadoma oraz znów to samo, barykadowanie drzwi, zamykanie okiennic, zapalanie licznych lamp... .
- Sergor, Zora, zamykamy wszystko - Kobieta zawołała swoje dzieci, do wypełnienia monotonnych czynności.

Yon chcąc więc, czy też nie, został "uwięziony" w szczelnie zamkniętej karczmie. Przy okazji okazało się również, że nie ma wolnych pokoi, jeden zajmowała Luna, a pozostałe trzy męska reszta awanturniczej grupy. Nie zostało więc nic innego, jak "zaszczytne" miejsce na podłodze głównej sali karczmy, przy kominku?. Od Tary dostał więc dwa koce i wygniecioną poduszkę, jeszcze jednak towarzystwo się nie rozłaziło. Nadal dyskutowano o podejmowaniu dalszych działań względem sytuacji panującej w Rath, no i oczywiście o Baronie Cherninie. Łotrzyk właściwie nie znał się z grupą poszukiwaczy przygód, była to więc dobra okazja do poznania tych awanturników i dowiedzenia się może czegoś interesującego na temat całego tego bajzlu panującego w miasteczku.

- A ty kim panie jesteś, towarzyszem tej Paladynki Rosy de Burbon tak? - Spytała starsza kobieta - Czy to naprawdę był wampir?. Czy wiesz co się dzieje w naszym mieście?.

...

Późno już w nocy, gdy każdemu same zamykały się oczy, postanowiono iść na spoczynek. Johan udał się do swojej izby, gdzie zastał zalanego do nieprzytomności Harkh'a. Kobold w jakiś sposób zwinął dwie butelki wina, a teraz chrapał w najlepsze śpiąc w... szafie. Zmęczony, i nie najlepiej czujący się mężczyzna położył się do łoża, długo jednak nie mógł zasnąć, rozmyślając o minionym dniu. Spotkał wampirzycę, padł ofiarą jej kłów, a teraz Mara obwieściła, że w opuszczonym magazynie pokonali we trójkę wampira. Było ich więc więcej?. Czy to one nękały miasto, brane błędnie przez mieszkańców za pojedynczą bestię, podczas gdy mogło być ich naprawdę sporo?. Johan nie znał odpowiedzi na te pytania, jednak wszystko to mogło być bardzo prawdopodobne, w końcu ktoś również mógł za życia być Magiem, nim stał się nieumarłym... . Zasypiając pomyślał o swoich najbliższych, o osobach których nigdy nie potrafiłby zapomnieć. Bardzo brakowało mu córki i żony, nie wiedział jak długo będzie w stanie jeszcze żyć bez nich, zwłaszcza, że życie rzucało mu pod nogi same kłody, coraz bardziej popychając w stan przygnębienia.

~

Zawiedziona Luna również udała się na spoczynek, nieco złorzecząc pod nosem już we własnej izbie, z dala od jakichkolwiek słuchaczy. Zmęczona dniem pełnym wrażeń zasnęła wyjątkowo szybko przy nadal padającym deszczu, sen jednak nie przyniósł ukojenia. Wręcz przeciwnie, Kronikarka, cierpiała w swoim łożu przez śniące się jej koszmary... .

Śniło jej się miasteczko w którym przebywała, było jednak zupełnie puste. Idąc samotnie ulicami coraz bardziej ogarniał ją strach, nigdzie żywej duszy, puste ulice, domy, absolutna cisza. Została jednak ona przerwała dudnieniem, mocnym dudnieniem czyiś wielgachnych kroków. Zza budynków wyskoczył kilkunastometrowy Aremi z wyjątkowo wrednym uśmiechem na gębie. Nie był to jednak tak do końca Aremi, ten "Gigant", mimo humanoidalnych kształtów miał straszną twarz, pełną gnijącego mięsa i wijących się robali. Luna nie potrafiła sobie tego wytłumaczyć, wiedziała jednak że to Kapłan Helma. Ruszył on prosto na nią z rechotem, a kobietę ogarnęła panika. Wtedy jednak na ulicy pojawiła się cała grupa dobrze już jej znanych awanturników, rozpoczynając walkę z wielgachnym przeciwnikiem. Chciała pomóc, rzucić jakimś zaklęciem, nie potrafiła jednak ruszyć choćby palcem.

Bezsilnie obserwowała, jak Aremi-Gigant po kolei rozdeptuje każdego z mężczyzn, a na końcu skacząc ponad budynkami biegnie prosto na nią. Chciała krzyczeć, uciekać, zrobić cokolwiek, wielki but opadł jednak na nią wyjątkowo szybko, gniotąc na miazgę.

Wtedy też wszystko zmieniło się wyjątkowo szybko, i oto Luna Wisewind przebywała w świątyni Helma, przygniatana przez "zwyczajnego" już Aremi'ego na biurku. Tym razem jednak mężczyzna z wrednym uśmiechem nie dawał za wygraną i odniósł sukces. Rozerwał bez najmniejszych problemów na strzępy jej koszulkę kolczą odsłaniając nagie piersi, podarł spódnicę w drobny mak, a jego twarz zamieniła się w twarz Aremiego-Giganta, pełną robali, gnijącego ciała i krwi.


Luna krzyknęła, podrywając się na łożu. Cała roztrzęsiona i spocona skryła twarz w dłoniach, po czym krótko zaszlochała. Zaczęła się uspokajać, choć tylko na chwilę, okazało się bowiem, że z jej nosa cieknie na dłonie krew.

~

Blajndo i Elhan, wraz z wilkiem Werkhensem, dzielili wspólną izbę z braku większej ilości pokoi w niewielkiej karczmie. Z początku nic szczególnego się nie działo, wkrótce jednak ktoś zaczął cicho pukać do drzwi. Zaspany "Łowca" ruszył do źródła hałasu obserwowany przez swojego zwierzęcego towarzysza, strzygącego czujnie uszami. Po otwarciu drzwi okazało się, że stoi w nich ze świecą... żona karczmarza. Zarówno na twarzy Blajndo, jak i kobiety pojawiło się naprawdę duże zdziwienie.
- Mmmm... - Tara w nocnej koszuli nie bardzo wiedziała co powiedzieć, ale Półelf już domyślał się, o co, lub raczej o kogo mogło jej chodzić - Pomyliłam izby - Wydusiła w końcu z siebie kobieta.
- Mam go obudzić? - Spytał rozbawiony Blajndo, wprawiając żonę karczmarza w jeszcze większe zakłopotanie. On najwyraźniej wiedział o co jej chodziło, a ona po prostu wiedziała, że on wie.
- Nie, nie, pomyliłam się - Szepnęła kłamiąc w żywe oczy - Wybacz panie, miłej nocy.

I tyle ją Blajndo widział. Rozbawiony zamknął drzwi, wracając na swoje prowizoryczne posłanie na podłodze, gdy Elhan poruszył się na łożu. Najwyraźniej nie spał, lub obudziła go właśnie przed chwilą rozegrana przy drzwiach scena.
- Przyszła do ciebie - Zarechotał Półelf - Mam was zostawić samych czy co?.
- Ech... - Elhan skwitował wszystko dziwnym pomrukiem, teraz już było chyba za późno na cokolwiek.

~

Śpiący w głównej sali karczmy Yon obudził się na dźwięk skrzypiących desek. Nie miał co prawda pojęcia o nocnych wędrówkach żony karczmarza, teraz jednak obserwował ze zdziwieniem rudowłosą Zorę, skradającą się w półmroku karczmy od drzwi kuchennych, w stronę schodów prowadzących na piętro.

Dziewczyna mająca na sobie jedynie nocną koszulę stawiała najciszej jak potrafiła stopę za stopą, nie obeszło się jednak bez przypadkowych, wielce niepożądanych w takich chwilach, skrzypnięć wrednych desek. Łotrzyk zauważył również coś dziwnego w jej dłoni, coś metalowego, co błysnęło na chwilę oświetlone ogniem z kominka.

Nóż??. Sztylet??.

Dziewka powoli ruszyła schodami, i w końcu dotarła do właściwego pokoju. Bez jakiegokolwiek pukania wyciągnęła dłoń w kierunku klamki, i otwarła sobie drzwi kluczem, mała żmijka. Pogrążony we śnie Siabo nie miał najmniejszego pojęcia co też działo się w jego izbie, póki nie poczuł kogoś wślizgującego się do jego łoża i zimnych stóp.

Zora zachichotała, a on momentalnie oprzytomniał, wyrwany w ten niezwykły sposób ze snu. Przytuliła się do niego powodując jeszcze bardziej rozszerzenie jego oczu, a on bardziej wyczuł, niż zauważył, że dziewczyna ma na sobie tylko przewiewną koszulę nocną.
- Zrób ze mnie swoją uczennicę - Wyszeptała błagalnie Siabo do ucha, a on już naprawdę nie wiedział co zrobić i powiedzieć.

W tym też czasie Yon poczuł nagle dziwne, wywołujące dreszcze, nienaturalne zimno. Aura ta nie oznaczała nic dobrego, słyszał już kiedyś przypadkowo o podobnych zjawiskach od Kapłanów. To mogło oznaczać tylko jedno... .




***

PD-ki rozdam jednak w następnym poście, i w nim również rozpoczniemy nowy rozdział.

Proszę wszystkich o zakończenie swoich postów faktem obudzenia się następnego dnia rano i robienia czegoś-tam, a w razie jakichkolwiek wątpliwości co do samej treści waszych postów służę pomocą przez pw lub gg.
 
Buka jest offline  
Stary 21-07-2008, 09:00   #105
 
Sinthael's Avatar
 
Reputacja: 1 Sinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłość
Szlachcic wysłany przez barona Chernina odszedł i w karczmie z powrotem zapanowała cisza przecinana co jakiś czas przez szepty i pijackie nawoływania karczmarza do swojej żony i dzieci, aby coś zrobili. Elhan siedział przy stole wygodnie rozłożony na krześle po zjedzeniu większej części kaczki. Spokój przerwało wejście nowo poznanej Rosy oraz Mary wraz z jakimś mężczyzną, którego elf widział tylko raz, zanim poszedł do pokoju z Tarą. Okazało się, że cała trójka niedawno pokonała wampira, a teraz muszą udać się do świątyni, aby nieco się podleczyć.

"Wampira?!" - elf poruszył się niespokojnie, a jego twarz przybrała kamienny wyraz - "Co, do cholery, wampiry robią w tym miasteczku? A może to oni stoją za tym wszystkim? To by nawet wiele wyjaśniało. Zabijają, żeby się pożywić, ale ten potwór... On na pewno nie wyglądał jak wampir. A jeśli to tylko iluzja?" - myśli kłębiły się w głowie wojownika. Nie mógł dojść do jednoznacznego wniosku. Widział teraz przed oczyma zbyt wiele scen, które bynajmniej nie łączyły się w spójną całość. Rosa i Mara wyszli już do świątyni pozostawiają tajemniczego mężczyznę w karczmie. Mara najwyraźniej musiała mocno oberwać skoro Rosa musiała ją podtrzymywać. Ich towarzysz miał natomiast spuchnięty, fioletowy i zakrzywiony nos. Niewątpliwie cios był mocny.

Wkrótce z góry zeszła Luna przygotowana na wyjście. Elhan oniemiał z wrażenia, gdy ją zobaczył. Ze skromnej kronikarki wyrósł dostojny i piękny łabędź. Gdy Luna była już niedaleko stołu, elf wstał z krzesła i obwieścił:
- Przykro mi, Pani, lecz dzisiaj nie możemy się udać na zamek do barona. Niebawem nastanie noc i nie możemy narażać się na takie niebezpieczeństwo, szczególnie, że nie wszyscy chcą wędrować o takiej porze po ulicach Rath. Wyruszymy jutro z samego rana. Myślę, że baron nie będzie miał nam tego za złe. Jeszcze raz przepraszam. - Elhan ukłonił się lekko i zasiadł z powrotem do stołu.

Tara znudzonym głosem wołała już swoje dzieci, aby pozamykali wszystko, gdyż noc się zbliża, a wraz z nią to co nęka Rath. W kilka minut wszystkie okna i drzwi zostały szczelnie zamknięte i zabarykadowane, lampy zapalone, po czym nastała grobowa cisza. Jeszcze chwilę dyskutowano o baronie Cherninie i minionym dniu, aż każdego zmorzył sen. Elhan ruszył w stronę pokoju, który dzielił z Blajndo i Wherkensem. Na podłodze karczmy, przy kominku do snu układał się już towarzysz Rosy, a cała rodzinka karczmarza znikała za drzwiami kuchni. Elf dotarł do swojego posłania, po czym zdjął cały osprzęt i rzucił się na swoją pryczę od razu zapadając w trans medytacyjny.

W środku nocy elf został przebudzony przez skrzypiące drzwi, które teraz stanęły otworem. Po głosie rozpoznał, że Tara przyszła na nocne odwiedziny, jednak gdy ujrzała w drzwiach Blajndo, zmieszała się i poszła do swojego łóżka.
"- Przyszła do ciebie - Zarechotał Półelf - Mam was zostawić samych czy co?."
- Ech... - mruknął elf w połowie śniąc już na jawie. W kilka sekund później pogrążył się w śnie już całkowicie.

Wojownika obudziło słońce świecące prosto w okno pokoju rażąc elf w oczy. Wstał i przetarł oczy jeszcze przeciągając się przy okazji. To była chyba pierwsza noc tutaj po której wstał całkiem wyspany. Założył na siebie zbroję. Przypiął pas z mieczem, sztyletem i innymi przedmiotami, po czym zeszedł schodami do głównego pomieszczenia karczmy i zasiadł przy jednym ze stołów.
 
Sinthael jest offline  
Stary 21-07-2008, 23:00   #106
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Rosa udała się wraz z towarzyszami do karczmy. Uważała, że powinny z Marą natychmiast udać się do świątyni, ale ta postanowiła uczcić zwycięstwo piwem z „Smoczego Łba”. Podtrzymując z troską Bersk, zaprowadziła ją do budynku. Gdy cała grupka znalazła się w karczmie, wojowniczka Helma ogłosiła światu, iż zwyciężyli krwiopijcę. Wtedy też Rosa spojrzała na Lunę, by upewnić się, czy z nią wszystko dobrze. Czuła się za nią odpowiedzialna i musiała o nią dbać. W chwili, gdy Wisewind dowiedziała się o wydarzeniu w magazynie, krew odpłynęła jej z twarzy. Paladynka chciała poklepać ją przyjaźnie po ramieniu i spytać, czy coś się stało, ale uznała, ze wrażliwa dziewczyna po prostu przestraszyła się owianego złą sławą monstrum. Tak więc posłała jej delikatny uśmiech, po czym pomogła Marze wstać i udała się z nią do świątyni.

Aremi jak zwykle zawiódł. Najzwyczajniej w świecie nie miał dostępnych odpowiednich zaklęć i „może będzie mógł pomóc jutro”. Głupiec! Jest odpowiedzialny za światynię i stan mieszkańców miasta. Czy gdyby sytuacja była tragiczna i Marze pozostałoby tylko kilka minut stanowiących o życiu lub śmierci też by tak odpowiedział? To, że stan Bersk nie był poważny, nic nie znaczyło. Gdyby na nieszczęście było gorzej, mogłaby umrzeć przez tego śmierdzącego lenia. Jakim cudem taki człowiek mógł zostać kapłanem?

- No cóż... - Skwitowała sytuację Mara, po czym odezwała się do Rosy - Pomożesz mi ściągnąć pancerz?

- Oczywiście, oczywiście Kochanie. Zdejmij to żelastwo i wypocznij, zasłużyłaś- rzekła czule Rosa, po czym dodała szeptem sama do siebie:
- W przeciwieństwie do kapłanów-obiboków

Gdy kobiety już uporały się z pancerzem, do drzwi zapukał Erin i przekazał Rosie informację dotyczącą jej pokoju. Wdzięczna kobieta pięknie podziękowała (czując wyrzuty sumienia z powodu wcześniejszego potraktowania młodziana) i udała się do lokum, chcąc dać Marze odpocząć.

-Przyjdź do mnie później Rosa, pogadamy sobie- rzuciła na odchodne Mara, po czym zamknęła drzwi. Rozpromieniona Rosa udała się do swego pokoju, chcąc przygotować należycie na wieczór pełen wielu wrażeń.



Po pewnym czasie Rosa zapukała do drzwi Bersk. Wykąpana, odprężona i uwolniona z „pancernej” (jak mawiał Yon) zbroi czuła się znacznie lepiej. Gdy Paladynka zaprosiła ją grzecznie, ta nieśmiała uchyliła drzwi i wysunęła głowę przez powstała szparę.

Pokój Mary był zgrabny acz skromny. Proste, drewniane meble, kilka książek i skromna kolacja idealnie pasowały do wizerunku kobiety, która miast mówić, działała. Dobrze było wiedzieć, że przynajmniej jedna osoba (no, może dwie licząc Erina) przestrzegała slubów złożonych Helmowi i nie popadała w fałszywą skromność.

- Wchodź śmiało wchodź i siadaj – rzekła towarzyszka, ubrana w bursztynową suknię, która mogła uchodzić za piżamę. Zachęcona Rosa usiadła obok Paladynki.

Zasadniczo myśl, iż Mara Mozę mieszkać w świątyni Helma była dla Rosy dość dziwna. Gdy patrzyła na blondwłosą myślała o niej jak o szeryfie społeczności, niestrudzonym wojownikiem o wolność i dobrobyt. Prędzej Paladynka by uwierzyła, że kobieta sypia w ratuszu lub areszcie, a nie w świątyni. Choć wydawało się to najbardziej oczywiste, to Rosie trudno było sobie wyobrazić jak Bersk może spać pod jednym dachem z Aremim. Chyba ze nie poznała go od drugiej strony lub… kapłan się jej bał?

Rozmyślania Burbonówny zostały przerwane przez toast wniesiony przez Marę.
- I za Ciebie, Maro, za twe poświęcenie, które pozwoliło zwyciężyć zło- odwzajemniła uprzejmość i upiła wina z czary.

- Powiedz mi Roso coś więcej o sobie, skąd pochodzisz, gdzie się wychowałaś? - Zagadnęła Mara

- Z chęcią zaspokoję twoją ciekawość- rzekła Rosa, po czym wzięła dłuższy oddech i zaczęła snuć historię.

- Urodziłam się w Tantras, w podupadłej szlacheckiej rodzinie. Moi przodkowie stracili wszystko co zdołali zgromadzić ich przodkowie w ciągu jednej li tylko dekady. Niegdyś byliśmy szanowaną, liczącą się rodziną złożoną z wielu członków i prowadzącą wiele przedsięwzięć, jako że od niepamiętnych czasów ród mój zajmował się handlem. Byliśmy tak dobrzy, że cała Gildia Kupców stała u naszych stóp. Niestety, tam gdzie bogactwo uderza ludziom do głowy, tam pojawia się pycha i znudzenie tym, co cieszy zwykłych ludzi. W końcu ludzie z mej rodziny zaczęli szukać sobie wyszukanych, egzotycznych i zakazanych rozrywek.

- Ponad sto lat temu ta cecha ujawniła się w całej swej okazałości. Jak dobrze wiesz, w Roku Bólu kult Loviatar zyskał niezwykłą popularność tu, na północy. W Tantras także powstało kilka kultów. Oczywiście, przodkowie uznali to za wspaniałą rozrywkę. Wiesz jak to jest- wyszukane sado-maso, orgie do białego rana, władza, wpływy, możliwość dominacji nad innymi i dreszczyk emocji. Nie ma co się dziwić- życie kupców było takie nudne, a nad kominkiem wisiał nowy, nieużyty jeszcze pejcz. Tak więc ród rzucił się w ramiona Pani Bólu, a ta dała im to, czego oczekiwali.

- Oczywiście, sprawa szybko wyszła na jaw. Wielu członków rodu stracono lub też wypędzono z miasta, a Ci, którzy zachowali w sobie choć szczyptę przyzwoitości, zmieszali swą krew z krwią innych rodów i zmienili nazwiska, wstydząc się swoich korzeni. Tylko parę osób zostało przy swym nazwisku i ci próbowali odbudować swą dawną potęgę. Niestety, kupcy nie chcą umawiać się z kimś, kto miesza palce w mrocznej stronie ludzkiej bytności. Po przeszło stu pięćdziesięciu latach od tych wydarzeń tylko dwie osoby nosiły nazwisko de Burbon. Byli to moi rodzice- Juliet i Ryszard.

- Nie mogę powiedzieć o nich dobrego słowa- Ryszard był niepoprawnym marzycielem, który żył przeszłością i maniakalnie pragnął dawnej władzy, jaką miałby jeszcze półtora wieku temu. Matka zaś była na wszystko obojętna- niezależnie od tego, co by się stało, ona i tak tylko mruknęłaby coś pod nosem i dalej prowadziła swoje kręte interesy. Chyba nie muszę mówić jak tacy rodzice wychowują dziecko?

- I wtedy nadszedł Czas Kłopotów. Gdy bogowie zeszli na ziemię, dwóch z nich zainterweniowało w me życie. Byli to Bane i Torm. Rodzice, tak jak każdy w mieście, poświęcili swe dusze, by wzmocnić mego patrona. Nie wiem, naprawdę nie wiem co ich do tego podkusiło. Było to jednak najlepsze co mogli zrobić. Gdyby mnie dalej wychowywali byłabym pewnie pseudo-szlachcianka wydającą pieniądze których nie mam i traktującą problemy jakby ich nie było. Ale zamiast tego trafiłam do świątyni Torma w Damarze, gdzie zostałam wychowana przez pobożnych kapłanów. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszego obrotu spraw. Miałam wreszcie należytą opiekę, wzorce moralne i dyscyplinę której potrzebowałam. Dzięki temu odebrałam swoje szkolenie pala… - Rosa przerwała w pół słowa. Jako paladynka Torma nie powinna kłamać. W dodatku Mara sama domyśliła się prawdy. Więc czemu nie powiedzieć jak jest naprawdę?

- Przyznaję, nigdy nie otrzymałam święceń palatyńskich.

Następnie nastąpiła chwila milczenia. Mara z uwagą wpatrywała się w Rosę, oczekując wyjaśnień, a ta zbierała siły. Serce waliło jej jak dzwon, postanowiła jednak skończyć temat który zaczęła. Zbyt długo już samo sobie radziła z swymi problemami. Po paru głębszych wdechach zebrała się w sobie kontynuowała.

- Wiesz, zawsze chciałam być paladynką. Już jako dziecko marzyłam o tym, by dosiadać swego wspaniałego rumaka i z kopią w dłoni szarżować na bandy goblinów. Klacz nazywałaby się „Złota”, a mój piękny giermek ożeniłby się ze mną i założył zakon palatyński gdzieś w górach. Mielibyśmy gromadkę dzieci-paladynów i jako rodzina zaprowadzilibyśmy pokój na świecie. Urocze, nie? Niestety, nie wyszło.

W miarę jak Rosa mówiła w jej oczach pojawiły się zły, a głos załamał się. Mimo to była silna- gdyby nie błyszczące oczy i dziwny ton głosu nie byłoby żadnych widocznych oznak jej zdenerwowania.

- Wiesz jak to jest, gdy z wszystkich sił starasz się coś osiągnąć, a to dalej jest poza twoim zasięgiem? Gdy jakiś stary piernik zabrania ci spełnić swego marzenia tylko dlatego że jesteś kobietą? Widziałam jak młodzi chłopcy, którzy nie potrafiliby młotka unieść zostawali przyjęci do zakonu, a ja, choć znacznie sprawniejsza miałam stać z tyłu i opatrywać ich rany? Nocą wykradałam się z dormitorium, brałam miecz z magazynu i do białego rana ćwiczyłam z nim, aż się nie nauczyłam walczyć. Oszczędzałam przez pół dzieciństwa, żeby kupić swoją pierwszą, palatyńską zbroję. Walczyłam ze złem, szukałam wrogów kościoła, starałam się jak mogłam. Wstąpiłam nawet do inkwizycji. Ale wiesz? To ciągle nie to samo.

Tu Burbonówna przystanęła i skryła twarz w dłoniach, becząc jak dziecko. Było jej głupio- że zbłaźniła się przed Marą, że pragnie niemożliwego, że zepsuła miły wieczorek. Mimo to odczuwała ulgę mogąc się wreszcie wyżalić po tych wszystkich latach.

- Dlatego zawsze się przedstawiam jako paladyn. Małe kłamstwo, ale odnosi skutek. Wiesz, jak bardzo ludzie szanują paladynów. Ale powiedz, że jesteś „tylko” kapłanką a od razu polecą do przystojniaka na koniu w zbroi. Ale wiesz co jest najgorsze? „Głupiutka Rosa, czemu ona się bawi w taki teatrzyk?” „Nie zna baba swojego miejsca” „Pomieszało się dziewczynie”. Żaden człowiek jeszcze sobie nie zadał minimum trudu i nie spytał „Czemu”. Nie, oczywiście. Bo po co? Lepiej się pośmiejmy z malutkiej Rosy. „Paladynka-kłamczuszka, jakie to rozczulające”.

- Yon też taki jest. Nawet nie wiesz jak ja nienawidzę tego cholernego darmozjada. On mnie nigdy nie zrozumie. Szczyt jego marzeń to napchanie kieszeni kasą i zagranie na nerwach władzy. Jeśli chciał zostać zwykłym złodziejem to wyciągnął rękę- proste, nie? Ja nigdy tak nie miałam. Dlatego tak go nie cierpię. Staram się być tak dobra jak tylko mogę, ale myślisz, że choć raz okazał mi szacunek? Widziałaś ten jego uśmieszek? „Nieszkodliwa idiotka, niech pomacha sobie mieczykiem i pojeździ na koniku to się uspokoi”. Tormie, jak ja go nienawidzę.

Po tych zwierzeniach, płacząca wciąż Rosa wstała
- Wybacz, dokończymy kiedy indziej- powiedziała, po czym udała się do swego pokoju.

Tej nocy nie miała zaznać spokojnego snu.
 
Kaworu jest offline  
Stary 22-07-2008, 23:45   #107
 
Kud*aty's Avatar
 
Reputacja: 1 Kud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłośćKud*aty ma wspaniałą przyszłość
Johan Blavith

Mężczyzna z nieukrywaną ciekawością słuchał słów Luny. Bardzo chciał się dowiedzieć czy i jeśli tak, kiedy stanie się mrocznym sługą kobiety przedstawiającej się jako Yalcyn. Młoda Wisewind uspokoiła nieco brodacza. Ten miał to szczęście, że wampirzyca nie wyssała większości jego krwi, co spowodowałoby zgon i późniejsze powstanie z martwych. Radował się w sercu z tego powodu, gdyż byłaby to przyszłość zaliczająca się do najgorszych. Wiedząc, że nie jest już raczej zagrożeniem dla swoich niedawno poznanych znajomych odetchnął głośno z ulgą na chwilę przestając słuchać kronikarki, lecz mimo to dalej na nią patrzył, więc wydawać by się mogło, iż dalej jej słucha. Dopiero, gdy zadała pytanie ponownie zwrócił na nią uwagę.

- Ale powiedz mi... czemu pytasz? Ah tak.. słyszałem również o amulecie, którego noszenie może zmienić cię w wampira, ma on potężną moc, którą kusi jego właściciela, ale każde użycie jej coraz bardziej przybliża go do wampiryzmu - mówiła jak nakręcona.

- Yyy... Pytałem tak z ciekawości - odparł niepewnie Johan przestając patrzeć Lunie w oczy oraz nerwowo poprawiając sobie płaszcz by ten zakrywał dwie małe dziurki w okolicach tętnicy. Naprawdę dziękuję Ci z całego serca za poświęcony czas - mówił najszczerzej jak mógł - Masz naprawdę ogromną wiedzę, która mogłaby się przydać naszej drużynie nie tylko w tym mieście. Jeśli wyjdziemy z Rath całą grupą a miejmy nadzieję, że tak będzie przemyśl czy nie chciałabyś się do nas przyłączyć. W trasie również można czytać książki oraz wykorzystać swą wiedzę w praktyce. Oboje wiemy, że teoria to nie wszystko - skończył uśmiechając się nieznacznie do swej rozmówczyni. Widząc jej niecierpliwe spojrzenie kierowane do stołu z resztą drużyny mężczyzna rzucił jeszcze ciężko się podnosząc:

- Chodźmy do nich...

Jak powiedział tak zrobił. Podpierając się o krzesła stojące przy innych stołach oraz wykorzystując ścianę doszedł w końcu do stołu. Usiadł skinął ręką na żonę karczmarza. Po chwili siedząc już z kuflem piwa w dłoni zapytał słabym głosem:

- Coś mnie ominęło?

Pytał tylko dla tego by w jakiś sposób nawiązać rozmowę. Tak naprawdę interesowała go tylko jedna rzecz. Po brzegi wypełniony kufel piwa trzymany w swojej prawej ręce. Cały natłok zdarzeń z dnia dzisiejszego wywołał tyle emocji i nerwów, że utopić je mógł tylko alkohol. Johan nawet już ze sobą nie walczył. Szybko wypił "Złoty Napój Bogów" i wsłuchał się w rozmowę na temat bestii atakującej miasto. Niedługo później do karczmy zawitał mężczyzna w średnim wieku, ubrany bardzo dostojnie. Wydawać by się mogło, iż jest to jakiś szlachcic, lecz ten zaraz przedstawił się jako Grivo, sługa Barona Chernina. W imieniu ów Barona zaprosił bohaterów na kolację, po czym wysłuchawszy słów Luny wyszedł. Zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć Tara stwierdziła, iż drużyna wieczór ma raczej z głowy. Johan nawet jej nie słuchał. Myślał, dlaczego Baron zechciał ugościć w swym domu poszukiwaczy przygód. Może zechciał poznać tych, którzy zobowiązali się pomóc temu miastu? - myślał - A może ma w tym jakiś własny cel? Rozmyślania przerwała mu Wisewind, która szybko wstała od stołu mrucząc coś, że musi się przygotować. Zaraz potem Blajndo zaczął mówić, że nie ma ochoty udawać się na zamek powołując się na swego zwierzęcego towarzysza to na swój ubiór oraz niechęć do szlachty. W końcu zaczął zastanawiać się czy to spotkanie nie jest czasem pułapką. Jego obawy potwierdził również Siabo, który następnie przedstawił swój plan. Blavith przyznał racje obu mężczyzną. Na pytanie czy mógłby służyć jako obrońca dla Luny pokiwał tylko twierdząco głową. Chwilę później magowi do głowy przyszedł jeszcze jeden pomysł - aby udać się do Barona następnego dania z samego rana. Brodacz wyraził swoją opinię:

- Jeśli o mnie chodzi to udałbym się do Barona jeszcze dziś. Szlachta nienawidzi jak się ją ignoruje. Zrobię jednak tak jak zadecyduje większość, a z tego, co widzę to raczej chcecie zostać. Dalszą rozmowę przerwała Mara, Rosa oraz jakiś człowiek, który rano dosiadł się do Mary. Wszyscy obwieścili, że razem pokonali wampira. Wszyscy oprócz Rosy wyglądali na rannych a najbardziej nieznajomy mężczyzna, którego nos wyglądał naprawdę okropnie. Na wzmiance o wampirze Johan nieco pobladł zamówił szybko kolejne piwo i wypił je równie szybko jak pierwsze, gdyż wspomnienia z ulicy zaczynały ponownie odradzać się w jego głowie. Panie niedługo potem odeszły pozostawiając nieznajomego. Brodacz czując okropne zmęczenie wstał od stołu, pożegnał się z kolegami i ruszył w kierunku swojego pokoju. W drzwiach minął jeszcze Lunę, która wyglądała olśniewająco. Naprawdę wyglądasz bardzo ładnie - powiedział z serdecznym uśmiechem przechodząc. Wszedł szybko do swojego pokoju, wyjął kobolda z szafy i położył na jego posłaniu na podłodze. Następnie rozebrał się rozkładając ubrania tak by mogły szybko wyschnąć. Kolejno wyszorował brudne części ciała nad małą miską z wodą i położył się w łóżku. Sen jednak nie przychodził. Blavith zaczął rozmyślać o minionym dniu a zwłaszcza o wampirach grasujących w Rath. Było już wiadomo, że jest więcej niż jeden potwór w mieście. Tą informacją wypadało się podzielić z Marą, lecz rozmowa mogłaby być zrealizowana dopiero jutro. Nie było sensu zadręczać się. Mężczyznę nawiedziły wspomnienia o rodzinie. Poczuł się strasznie samotny. Chciał się już z nimi spotkać, lecz nie był w stanie odebrać sobie życia. Nie mógł też patrzyć jak jakieś parszywe stworzenie rozrywa go na kawałki. Pragnął zginąć w boju. Przez chwilę nawet myślał by wyjść przed karczmę i spotkać się ze złem, które grasuje na ulicach, lecz prędzej przyszedł sen. Najemnik obudził się wcześnie rano. Leżał długo na łóżku nie mogąc ponownie zasnąć. Dalej czuł zmęczenie, ale już nie takie jak w poprzednim dniu. Nie mając nic lepszego do roboty pomodlił się chwilę do Tyra, po czym zszedł na dół do głównej izby rozmyślając, co stanie się tego dnia...
 
__________________
Nie-Kud*aty, ale ciągle z metalu...
Kud*aty jest offline  
Stary 23-07-2008, 13:40   #108
 
ŚLePoX's Avatar
 
Reputacja: 1 ŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znany
Rozmowa na temat decyzji została praktycznie zakończona, gdy do sali zaczęli schodzić się niedawno poznana paladynka jakiegoś nieznanego mu bóstwa podtrzymująca miejscową paladynkę oraz jej podejrzany towarzysz. Przypominał mu jednego z wielu kolegów po fachu, z miasta, w którym dane mu było trochę pomieszkać. Ale nie wnikał w jego zawód, w końcu sam conieco w tym fachu pracował. Nie zdążył nawet się uśmiechnąć do wspomnień z tamtych czasów, gdy usłyszał o wampirze:

- Wampir?! A jednak! - pomyślał patrząc bezspośrednio w zmęczone i obolałe twarze nowo przybyłych.
- Nie jest dobrze... idę o zakład, że będzie ich tam więcej... - rzekł kręcąc głową, po czym ziewnął donośnie w ostatniej chwili zasłaniając usta dłonią.
- Dobra, na mnie już pora, piwo zrobiło swoje. - uśmiechnął się lekko. Nie miał w końcu już ochoty o tym wszystkim rozmawiać, choć historia o wampirze potwierdziła jedną z teorii. Nie bał się tych bestii, mimo iż należały do jednych z silniejszych, z którymi miał okazję dawniej walczyć. Niestety teraz nie ma u boku jego ojca, najznakomitszego ze znanych mu łowców... Na tę myśl przeszedł mu po plecach dreszcz. Przypomniały mu się kolejne dni z polowań na truposze, wszystkie te pseudo grobowce w jaskiniach i wędrujące tu i uwdzie zwłoki. Nastawił swoje kręgi szyjne jak to miał w zwyczaju, kiedy zamierzał coś zrobić, następnie podszedł do baru, położył dwie złote monety, bo czuł po prostu, że należałoby chociaż tym razem coś zapłacić. A następnie poszedł do pokoju, w którym już kimał Elhan, za nim zaraz wszedł jego zwierzęcy towarzysz:

- No nic, to dzisiaj znowu śpimy na ziemi. - rzekł szeptem do Wherkensa, który zamachał tylko ogonem. Chłopak najciszej jak tylko mógł odłożył cały swój ekwipunek obok legowiska i rozłożył się najwygodniej jak było to możliwe. Nie minęło kilka minut, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Podniósł się leniwie i podszedł do źródła dźwięku, którym okazała się być Tara. Zdziwił się widząc ją tu teraz, jednak nie był na tyle "wypity" by nie "zajarzyć" o co jej chodziło. Ledwo odpowiedziała, że pomyliła pokoje, a ten już z wyraźnym uśmiechem spoglądał na śpiącego Wojaka, po czym odwrócił się do kobiety i spytał czy ma go obudzić. Na co ta odpowiedziała:

- Nie, nie, pomyliłam się. - wyraźnie kłamała, w czym jak było widać miała wprawę - Wybacz panie, miłej nocy.

Zmęczony Tropiciel wyłożył się na posłaniu ponownie, a leżący powyżej Elhan przewrócił się na bok, a bynajmniej takie odniósł wrażenie.

- Pewnie nie śpi.. - znowu się uśmiechnął i dodał na głos - Przyszła do ciebie, he he. - zaśmiał się krótko i cicho - Mam was zostawić samych czy co? - zapytał wciąż się uśmiechając do siebie.
- Ech... - skwitował wojownik, co dodatkowo jeszcze potwierdził szybko zasypiając.
- I wszystko jasne... - z nieznikającym z ust uśmiechem również przewrócił się na bok i kilka chwil później spał tak samo twardo.

Nazajutrz typowymi dla niego czynnościami, było wykonanie wszystkich porannch zadań związanych z toaletą, zebranie sprzętu i zasiadnięcie przy stole, w oczekiwaniu na śniadanie i resztę grupy. Kufel czegoś do picia, oraz świeże pieczywo ze smażonymi jajkami było wszystkim o czym teraz marzył, co też wcinał zawsze tak, że aż mu się uszy trzęsły.
 
__________________
<PEACE>
ŚLePoX jest offline  
Stary 23-07-2008, 14:16   #109
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Z magazynu wyszli w trójkę, ale potem, ku starannie skrywanej radości Yona, Rosa udała się do świątyni. Co prawda zabrała ze sobą Marę, która była, według Yona, zdecydowanie lepszą rozmówczynią od kapłanki, ale plusy przeważały nad minusami. Parę godzin bez wbitego w niego podejrzliwego wzroku Rosy stanowiło czystą przyjemność.

Powitanie trójki pogromców wampira wywołało pewne zainteresowanie. Reakcje poszczególnych osób dawały nieco do myślenia, ale Yon nie miał ochoty się nad tym zbytnio zastanawiać. Różni ludzie reagowali rozmaicie na różne informacje i bladość mogła oznaczać wiele rzeczy...

- Co podać?
Słysząc skierowane pod swoim adresem pytanie Yon nie zastanawiał się długo.

- Najpierw jakąś miskę z wodą - wskazał na twarz, na której widniały ślady krwi. - Potem coś na kolację. Może być chleb, ser, jakieś owoce, dzbanek soku ewentualnie wody...

Ignorując zdziwione spojrzenie żony karczmarza poczekał na miskę i zmył z twarzy resztki śladów krwi. Miał zamiar dosiąść się do awanturników, ale zatrzymały go kolejne pytania...

- Podróżujemy razem z Rosą de Burbon - powiedział.
Odpowiedź była nieco wymijająca, ale całkowicie zgodna z prawdą.
- A potwór w magazynie był faktycznie wampirem - kontynuował. - Miał śliczne kły - zademonstrował ich długość, może tylko odrobinę przesadzając. - Nie można mu było zadać obrażeń zwykłą bronią. I rozsypał się w pył, gdy stracił głowę.

Uśmiechnął się w duchu widząc mieszankę zgrozy i podziwu widniejącą w oczach obu kobiet.

- Na szczęście w trójkę daliśmy sobie z nim radę. Natomiast jestem pewien - nawiązał do ostatniego pytania - jestem pewien, że to nie ten wampir był bestią nękającą to miasto.

Nie czekając na ewentualne dalsze pytania skierował się ku stołowi zajętemu przez pozostałych gości gospody.

- Yon - przedstawił się. - Yon Early.

Dyskusja, co łatwo było zauważyć, obracała się wokół dwóch tematów. Omawianie sytuacji panującej w Rath to była czyste spekulacja, w zasadzie przelewanie z pustego w próżne, jako że nikt nic pewnego nie wiedział.
Drugim tematem było przyjęcie lub odrzucenie zaproszenia, złożonego przez barona Chernina.
Ku zdziwieniu Yona większość rozmówców była zdecydowana odrzucić zaproszenie. Co było rzeczą co najmniej dziwną. Tego się po prostu nie robiło. A pomysł wproszenia się rankiem na śniadanie był, delikatnie mówiąc, dziecinny. Na miejscu barona po prostu poszczułby nieproszonych gości psami.
Ale nie zabierał głosu. Jakby nie było on nie został zaproszony.
Rozbawiła go jedynie gotowość Luny do wybrania się z wizytą.
Czyżby miała zamiar ogołocić również bibliotekę barona? Świątynia jej nie starczy? Rośnie mi konkurencja...
Był pewien, że powinien zwrócić baczną uwagę na tę kobietę.

Towarzystwo wreszcie zdecydowało się rozejść.
Skazany na nocleg w głównej izbie Yon nie zamierzał narzekać. Dwa koce i poduszka pod głową wystarczały mu w zupełności. Byłby kiepskim podróżnikiem, gdyby do szczęścia potrzebował materaca i puchowej pierzyny.
Zasnął szybko.

Ciche skrzypnięcie deski sprawiło, że Yon się obudził. Udając ciągle pogrążonego we śnie spod przymkniętych powiek obserwował poczynania nocnej wędrowniczki. Błysk metalu w dłoni skradającej się przez izbę dziewczyny sprawił, że sprężył się do skoku. Nóż czy sztylet w środku nocy oznaczał zazwyczaj jedno... Po chwili jednak odprężył się. Kawałek metalu był zbyt mały jak na zabójcze ostrze...
Po chwili cichutki zgrzyt otwieranego zamka powiedział mu wszystko..
"Do umycia pleców pewnie i też jakąś namówisz" - słowa Mary wypłynęły z pamięci.
Tym razem ktoś miał szczęście... Ale nie zamierzał sprawdzać, kto...

Zanim zdążył ponownie zamknąć oczy poczuł nadzwyczajny chłód, który nie miał nic wspólnego z nocą czy z wolna przygasającym ogniem na kominku.
Cholerni nieumarli - przemknęło przez głowę Yona.
Jeśli dobrze pamiętał, nie były to jakieś zwykłe zombie czy szkielety.
Trzeba będzie porozmawiać na temat z Marą.

Wyplątał się spod koców i dorzucił do ognia parę szczap. Buchnęły iskry...

Yon przespacerował się po izbie, rzucając okiem na zabezpieczenia drzwi i okien. Miał tylko nadzieję, że żaden stwór ciemności nie ma ochoty na złożenie im wizyty...

Wrażenie zimna zniknęło równie szybko, jak się pojawiło, ale sen nadszedł dużo później. I nie był aż tak spokojny. W dodatku nagle został przerwany przez czyiś krzyk.
Yonowi zdawało się, że to krzyk kobiety, że dobiegł do niego gdzieś z piętra...
Nasłuchiwał jeszcze przez moment, ale nie dobiegł do niego żaden inny dźwięk. Nie miał zamiaru wstawać i chodzić od pokoju do pokoju... Mogła to być Luna, dręczona wyrzutami sumienia... Mogła to być Zora...

Do świtu już nic nie przerywało jego snu, zdołał zatem wypocząć i to całkiem nieźle.
Wstał równo ze słońcem... Jako pierwszy z mieszkańców gospody...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-07-2008 o 19:29. Powód: Dostosowanie do postu MG
Kerm jest offline  
Stary 23-07-2008, 15:07   #110
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Czarodziej wszedł do swojego pokoju i zamknął drzwi. Zaczął się szykować do snu. Był już zmęczony, dlatego rad był, gdy jego towarzysze przychylili się do pomysłu o odwiedzeniu Barona rano. Ciekawe - pomyślał, gdy zaczął się obmywać wodą z miednicy - słuchają mnie, bo mądrze gadam, czy też tylko, dlatego, że jestem magiem? Przekleństwo Czarodzieja. Czarodzieje zawsze wykorzystują ludzi do swoich celów. Ciekawe, czy ja już jestem tego przykładem.

Po obmyciu się pomodlił się szybko do Mystry i położył na łóżku. Myśli leniwie kręciły się po jego głowie. Miał wrażenie, że dzieje się tutaj coś naprawdę dziwnego. Gdy dowiedział się, że Mara i Rosa wraz z tym mężczyzną pokonały wampira, w Iluzjoniście obudziły się złe przeczucia a także wspomnienia. Był praktycznie pewien, że ten nieumarły, który zginął dziś w magazynie nie jest tym samym przeciwnikiem, który zaatakował grupę w ratuszu. Tamten wróg był sprytny i potężny. Mag wątpił, że gdyby ten, który przygotował "niespodziankę" dla jego i towarzyszy, był tym samym, spotkanym przez paladynki w magazynie, to dałby się pokonać tak "łatwo". Wampiry. Silne, przebiegłe, zwinne i cholernie trudne do pokonania. Gdyby okazało się, że w Rath jest ich więcej, to grupa miałaby nie małe problemy. Tylko jednego nieumarłego, Siabo lękał się bardziej. Licza. Ciarki przeszły po plecach szpiega. Może powinienem wezwać już na pomoc kilku przyjaciół? Jeśli to wampiry są odpowiedzialne za nieszczęścia w Rath to mogą one posiadać tutaj już nie małe wpływy i środki, a także ogromną potęgę. Możemy nie dać sobie rady.

Laumee Harr w końcu usnął pogrążony w myślach. W nocy miał kilka dziwnych snów. Widział swą siostrę Ishvin i swą żonę Carmilę. Widział swoją dawną drużynę a w niej zdrajczynie Kynadię. Na koniec zobaczył siebie leżącego w łóżku. Jakaś postać wyłoniła się z cienia. Cała ubrana na czarno trzymała w dłoni srebrny sztylet. Siabo usłyszał drwiący chichot.

Obudził się zlany potem i w dalszym ciągu słyszał chichot. Tylko tym razem było to coś innego. Poczuł zapach kwiatów. Po chwili Zora przytuliła się do niego i szepnęła:
- Zrób ze mnie swoją uczennicę.

Czarodziej nagle się uspokoił. Jego bijące serce zaczęło zwalniać swój szaleńczy rytm, gdy uświadomił sobie, że to nie wróg. Zora przytuliła się do niego i Siabo poczuł ogromne podniecenie i jednocześnie pragnienie. Przytulił ją mocno i spojrzał w jej zielone oczy. Czuł zapach kwiatów, widział, jaka dziewczyna jest śliczna a do tego, jaka kusząca. Kusi mnie i nawet nie wie, że to robi. Na Mystrę jak mam się opanować? Jego ręka gładziła jej talię i zsuwała się powoli niżej. Mag zdawał sobie sprawę, jaką delikatną skórę ma Zora, jakie kuszące ciało. Pragnął jej teraz ponad wszystko. Pragnął ją całować i pieścić.

Nagle jednak jego ręka się zatrzymała nim było za późno. Nie mogę jej skrzywdzić. Nie mogę! Opanuj się! - Usta czarodzieja złożyły pocałunek na poliku rudowłosej. Usiadł na łóżku i uśmiechnął się do jego kusicielki. Popatrzył na nią i na moment zaparło mu dech w piersiach. Zobaczył ją całą, ubraną tylko w cienką koszulę nocną. Zaczął chłonąć ten cudowny widok całym sobą.
Dziewczyna pociągnęła go za rękę i znowu się do niego przytuliła. Mag wiedział, że musi odpocząć, ale mimo to bardzo mu się podobało to, że jest teraz razem z córką Milvala.

-Wiesz, jakby Twój tata się dowiedział, że tu jesteś to by mnie nabił na pal - szepnął Siabo z uśmiechem. - Mówisz, że chcesz być moją uczennicą? To pozwól, że sprawdzę czy się nadajesz, dobrze? - spojrzał w jej oczy i się podniósł. Podszedł do sakiewki na komponenty i wyciągnął z niej kawałek miedzianego pręta. Odwrócił się do Zory i zobaczył, że ona mu się przypatruje. Uśmiechnął się, przeczesał włosy ręką i usiadł koło dziewczyny.

- Dobrze moja kandydatko na uczennicę. Splotę teraz zaklęcie, które pozwoli mi ocenić czy nadajesz się na maga. Musisz otworzyć na mnie umysł. Musisz mi pozwolić wślizgnąć się moimi myślami do Twych. Mógłbym oczywiście zrobić to na silę nawet jakbyś chciała blokować, ale po co? Magia to nie zabawka. Musisz to zapamiętać. Magia służy rzeczom ważnym. Po co próbować przełamywać Twą blokadę skoro można tego uniknąć. Otwórz umysł. I nie denerwuj się. Nie zaboli. Zapewne nawet nic nie poczujesz. - wytłumaczył jej wszystko spokojnie. Ona tylko kiwała głową i się uśmiechała. Chciała o coś zapytać, przynajmniej tak wyglądało, ale mag zaczął już rzucać czar. Kilka gestów i parę dziwnych słów. Siabo mówił cicho i spokojnie. Po chwili spojrzał na Zorę. Jej wielkie, zielone oczy były szeroko otwarte. Ciekawość, z jaką obserwowała czarodzieja sprawiła, że ten poczuł się niezwykle. Spoglądał na nią i zaczął ją badać. Trochę to trwało więc powiedział - Jak widzisz efekty zaklęć rzadko kiedy są spektakularne. Zazwyczaj - przerwał na moment. Spojrzał na Zorę i szczerze się do niej uśmiechnął. Był, bowiem zaskoczony faktem jej inteligencji. Była ona większa niż u większości ludzi, jakich spotkał. Spotkał kiedyś nawet Czarodzieja, który, co tu nie mówić, był od niej głupszy. Fakt, ze wielu magów czy nawet wojowników miało większa siłę mentalną, ale to byli doświadczeni i o wiele starsi ludzi od Zory. Przez chwilę się zastanawiał, czy aby on sam nie miał mniejszej siły umysłu w jej wieku.
- Czy coś się stało - zapytała zaniepokojona Zora wyrywając Laumee Harra z myśli. Uśmiechnął się do niej jeszcze raz, chwycił ją za dłoń, spojrzał w oczy i powiedział cicho - Od dziś mogę Cię wziąć na nauki. Myślę, że będziesz doskonałą czarodziejką. Masz do tego predyspozycje. Naprawdę. - musiał skończyć gdyż dziewczyna rzuciła mu się na szyję ze słowami podzięki. On zaśmiał się i wyczytał z jej myśli coś ciekawego:

"On jest taki przystojny i miły, a teraz będzie uczył mnie magii. Może zobaczę wielki świat?

Odchylił się lekko do tyłu i powiedział do niej:
- Będziesz spełnieniem jednego z moich marzeń. Zawsze chciałem nauczać Sztuki magicznej. Będę miał najładniejszą uczennicę w Faerunie. - powiedział i pocałował ją w polik.
- Pierwsza lekcja już była. Teraz druga. Czarodziej musi się dobrze wysypiać, aby regenerować swą moc. To dotyczy także uczennicy - powiedział kładąc się na łóżku i ciągnąc za sobą swa nową podopieczną. - Zostań ze mną tej nocy - Szepnął jej na ucho. Objął ją w tali i pocałował delikatnie w czoło. - Niech Mystra czuwa nad Tobą.

Dziewczyna jeszcze przez chwilę nie spała. Czarodziej odczytał z jej myśli, że bardzo jej się podoba wizja używania mocy. Co jednak ciekawsze, bardzo jej się podobał fakt, spędzenia nocy w objęciach maga. Siabo musiał przyznać, że mimo iż miał ochotę ją pocałować, samo zaśnięcie przy niej też sprawiało mu ogromnie dużo radości.

Siabo otworzył oczy. Był rześki i wypoczęty. Spojrzał na dziewczynę, która się do niego przytulała całą noc i stwierdził, że to nie był sen. Przez chwilę gładził ją po policzku i nawet lekko pocałował. Na ostatnią czynność ona się uśmiechnęła i oddała mu pocałunek. Czarodziej spojrzał na nią i szepnął
- Spij, obudzę Cię jak będzie czas.

Delikatnie wyszedł z pod koca zostawiając śpiącą dalej Zorę na łóżku. Uklęknął przy biurku i pomodlił się do Mystry. Dziękował za nowy dzień i za magię a także prosił o ochronę dla siebie, towarzyszy a także mieszkańców Rath. Następnie poprosił by Matka Magii sprawiła, ażeby Zora wyrosła na dobrą czarodziejkę. Po modlitwie podniósł się i postanowił lekko się obmyć. Następnie wyciągnął swoje księgi zaklęć. Za oknem dopiero się rozjaśniało, więc, wiedział, że musi obudzić Zorę po przygotowaniu zaklęć, aby ta nie miała problemów z ojcem i matką.

Laumme Harr zaczął studiować księgi, rozważając przy okazji, jakie zaklęcia mogą mu się przydać. Gdy już kończył poczuł, że jakaś delikatna dłoń dotknęła jego dłoni. Spojrzał na Zorę a ona powiedziała
- Nie przeszkadzaj sobie.
Czarodziej po chwili skończył, ale przyglądał się Zorze udając, że czyta. Ona jednak dość łatwo go rozgryzła i podeszła do niego. Objęła go i delikatnie pocałowała. Czarodziejowi zakręciło się w głowie. Wargi Zory odkleiły się od niego a ona powiedziała, że idzie do siebie. Siabo uśmiechnął się lekko i odprowadził ja wzrokiem, gdy ta szybciutko uciekła z jego pokoju.

Ubrany i pełen dobrego humoru wyszedł z pokoju...
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."

Ostatnio edytowane przez Thanthien Deadwhite : 26-07-2008 o 17:22. Powód: Post MG :D
Thanthien Deadwhite jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172