Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2008, 21:51   #28
qaz
 
qaz's Avatar
 
Reputacja: 1 qaz ma w sobie cośqaz ma w sobie cośqaz ma w sobie cośqaz ma w sobie cośqaz ma w sobie cośqaz ma w sobie cośqaz ma w sobie cośqaz ma w sobie cośqaz ma w sobie cośqaz ma w sobie cośqaz ma w sobie coś
[Dom i ulice miasta]


Przymusowa współpraca nie była nikomu w smak. Nierk zmierzył swym przerażającym wzrokiem przymusowych kompanów i jakość nie promieniał od szczęścia. Oni odpowiedzieli mu krótkim spojrzeniem które nie wyrażało wcale większego zainteresowania wspólną pracą. Demon najwyraźniej szybko chciał opuścić budynek jak to wcześniej uczynili Laura i Felix. Starzec za biurkiem wpatrywał się w nich mętnym wzrokiem a, że nie doczekał się już kolejnych pytań zagłębił się w lekturze licznie zgromadzonych na pulpicie kart. Tylko co jakiś czas notował coś na osobnej kartce.

-Rozglądnę się po slumsach. Nazywają mnie Nierk.

-Tak, tak idź... i nie zawracajcie mi głowy bez powodu- odpowiedział odruchowo starzec.

-Kiedy raczysz się rozbudzić, rozejrzyj się za tym facetem. Ja sprawdzę koszary.

Nikt jednak już go nie słuchał, większość zajmowała się już swoimi sprawami. Tylko Marvin stał zamyślony przez dłuższą chwilę jakby prowadził wewnętrzną rozmowę z samym sobą, jednak i on wkrótce wyszedł również bez słowa. Coś się w nim jednak zmieniło, tak jakby nagle jego priorytety całkowicie się pozmieniały. Stał się żywszy i pełen energii. Szybko zniknął z oczu, choć wyszedł razem z pozostałymi. Frey wymknął się również cichcem, niezwracając na siebie niczyjej uwagi. Widocznie poruszał się w miejskiej dziczy równie wprawnie co w normalnym lesie.Nierk szedł kilka kroków przed magiem i wyraźnie się od niego oddalał. Slumsy były daleko, trzeba było minąć centrum miast i część dzielnicy świątynnej. PO drodze demon zdążył minąć chyba z trzy patrole straży i co najmniej kilkanaście dość podejrzanych grup których subtelność pozostawiała wiele do życzenia. Przejście przez bramę okazało się dość uciążliwe. Przechodnie zbijali się w wielkie skupiska i próbowali gromadnie przecisnąć się przez wrota. Na szczęście demon był pokaźnych rozmiarów i potrafił się przepchać co i tak zajęło sporo czasu. Za bramą okazało się nieco luźniej i to chyba za sprawą zwiększonej ilości zbrojnych którzy próbowali organizować ruch. Obok przejechała riksza z której ktoś sprzedawał pieczone salamandry. Dalej trenowała grupa brodatych krasnoludów. NIerk jednak nie zatrzymywał się, przed nim była jeszcze spora droga. Tę pokonał szybciej i o wiele sprawniej. Brama do slumsów była rozwarta na całą szerokość. Budynki, namioty i szałasy ot cały urok najbiedniejszej dzielnicy tu nie odróżnia się ścieków od strumyka. Tu dopiero sprawdza się powiedzenie "trzeba mieć zdrowie, żeby chorować". Cała dzielnica przypominała gnijącą rybę po której pełzają robaki. Jedynie niska wieża, siedziba magów wyglądała okazale. Obok Nierka zatrzymał się wychudzony gnom, wyglądał iście makabrycznie.

-Pomóż mi, jestem głodny!- rzekł i zadarł głowę wysoko do góry.
***
W tym samym czasie Deptroot z wolna kierował się na plac centralny. Choć rzeczywiście był pełen sił, wolał jednak udawać stetryczałego starca. świeże powietrze i widok innych twarzy niebywale radował. Poruszał się wolno, jedynie do pełni obrazu brakowało mu jego laski. Rozglądał się ostrożnie na boki, acz z początku nie dojrzał niczego dziwnego czy też niepokojącego. Tu ktoś przechodził, tam ktoś ostro dyskutował, po prostu normalne miasto. Mag jednak nie dał się zwieść pozorom beztroski. Dobrze wiedział o czyhających wokoło rzezimieszkach. Niski brunatno skóry goblin który cuchnął gorzej niż gnojówka próbował dobrać się do mieszka. Caenvox obrócił się na pięcie i zmienił się nie do poznania. Najwidoczniej i on miał jakąś mroczną tajemnicę. Goblin stracił pewność siebie i obrał inną strategię zwaną często taktycznym odwrotem. Grupa ludzi zaczęła szeptać, niestety mówili zbyt cicho by cokolwiek wyłapać. Co innego grupa orków warczących na całe gardła:

-Urak-sha niechcieli przyjąć nas do zakonu! Wrrrryyy, parszywi Ramptosanie- ork z toporem odsłonił porzułkeł zęby, na co jego kompan odpowiedział tym samym.
-Ty słyszeć, zakon kupić zbrojownia w miejscu nad woda, oni tam miec straż i broń z dalekich krain! My iść tam!!

Po czym szybko się oddalili. Mag nie miał czasu na zabawę z nimi, i tak stracił zbyt wiele czasu na "niedołężne człapanie". Skorzystał z mało uczęszczanego skrótu tuż obok alejki handlowej. Oddalił się od niej na jakieś sto kroków gdy poderwały się tam krzyki, piski i ujadanie psów. Nie zwróciło to jego większej uwagi, miał już obrany cel-Koszary. Odegrał małą scenkę przed zbrojnym i zapytał:

-Khem...khem...Chłopcze, czy byłbyś tak dobry i pomógł staremu człowiekowi? Szukam...eee...jak mu tam...A, już pamiętam! Jastrząb, tak go zwą.

-Jastrzęb powiadaćie staruszku, nie nie ma takiego w koszarach... we więzieniu raczej też nie, ostatnio cele są dość puste. Hmmm... Jastrząb.... ehmm-podrapał się po zarośniętej brodzie- może w siedzibie zakonu będą coś wiedzieć to ten budynek o tam z jakieś dwieście kroków od sklepu z tymi przeklętymi wywarami, kurwa jebią aż tutaj. A dlaczego pytacie? To wasz przyjaciel, a może wnuczek, he?-mag przełknął ślinę, chyba nie był przygotowany na takie dociekanie, lecz nim zdążył odpowiedzieć wojak dodał: na stare latka pamięć już nie ta, co nie dziadziuniu...

[Stara karczma]


Jackie jak zwykle pewna siebie, wyzbyta jakiegokolwiek strachu spokojnie ruszyła wraz z Hogges'em do jakże dobrze znanej wszystkim marynarzą "Starej Karczmy", jedynie "przytulna sara" cieszyła się większą sławą. Wewnątrz były pustki, zwyczajnie było jeszcze za wcześnie. Tylko jakiś troll pił prosto z beczki zalewając niezłe połacie podłogi. Geralt siadł na długiej ławie rozciągnął się wygodnie i położył nogi na stole. kiwał butem, tak jak fale bujają okrętem. Zmierzył panią pirat od stóp po wierzchołek głowy, Jacki dostrzegła jak zabłysnęły mu oczy w których gotowało się niepohamowane pragnienie.

- Dobre...choć lekko oszczane...A właśnie, Hogges, jest może Laura w mieście? Dawno jej nie widziałam chyba...muszę się pochwalić moją nową szablą, znalazłam na pewnej wyspie ostatnio.

-No maleńka nie mów tego tak głośno bo jeszcze nasz grubasek raczy się obrazić i zamiast piwa zacznie serwować samą wodę he he. Laura? A morskie czorty wiedzą gdzie ją poniosło, zlazła na ląd i tylem ją widział. Coś o jakiejś księdze chrzaniła.-Kapitan zerknął na szablę, która jakoś nie wydała mu się specjalnie ciekawa, czy godna uwagi.
-Nadal nie chcesz się u nas zaokrętować? Będziesz miała prawie prywatną kajutę... razem ze mną - uśmiechnął się szelmowsko. Na szabli tuż za rękojeścią zaperliła się czerwona kropelka, broń drgnęła.

-Opowiadaj kogoście zatopili, a kogo bez gaci puściliście.

Broń Jacki D. Flint niespokojnie wibrowała, z kropelki powstał cieniutki szlaczek. Nagle broń, nie wiadomo jakim cudem raniła właścicielkę tuż ponad kostką. Chwilę później do karczmy dotarły odgłosy zawieruch z alejki targowej. Hogges machnął na to ręką i warknął:

-Dawać tu coś do żarcia!... co zjesz maleńka? A spróbuj mi tu rybę przynieść to Cię osobiście wypatroszę.

Karczmarz spokojnie wycierał kufel, przywykł do tego typu gróźb i klienteli. Wychudzona dziewczyna sprzątał rozlany przez trolla trunek, a to nawet nie połowa dnia...
 
__________________
Dobry Polak , to mądry i światły człowiek , otwarty na innych ludzi i inne kultury , ale też człowiek ostrożny , człowiek czujny , mający regał książek , komputer z internetem i Ak 47 na strychu <joke>

Ostatnio edytowane przez qaz : 21-07-2008 o 22:24. Powód: Dopisek co poczynia Frey :
qaz jest offline