Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2008, 14:16   #109
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Z magazynu wyszli w trójkę, ale potem, ku starannie skrywanej radości Yona, Rosa udała się do świątyni. Co prawda zabrała ze sobą Marę, która była, według Yona, zdecydowanie lepszą rozmówczynią od kapłanki, ale plusy przeważały nad minusami. Parę godzin bez wbitego w niego podejrzliwego wzroku Rosy stanowiło czystą przyjemność.

Powitanie trójki pogromców wampira wywołało pewne zainteresowanie. Reakcje poszczególnych osób dawały nieco do myślenia, ale Yon nie miał ochoty się nad tym zbytnio zastanawiać. Różni ludzie reagowali rozmaicie na różne informacje i bladość mogła oznaczać wiele rzeczy...

- Co podać?
Słysząc skierowane pod swoim adresem pytanie Yon nie zastanawiał się długo.

- Najpierw jakąś miskę z wodą - wskazał na twarz, na której widniały ślady krwi. - Potem coś na kolację. Może być chleb, ser, jakieś owoce, dzbanek soku ewentualnie wody...

Ignorując zdziwione spojrzenie żony karczmarza poczekał na miskę i zmył z twarzy resztki śladów krwi. Miał zamiar dosiąść się do awanturników, ale zatrzymały go kolejne pytania...

- Podróżujemy razem z Rosą de Burbon - powiedział.
Odpowiedź była nieco wymijająca, ale całkowicie zgodna z prawdą.
- A potwór w magazynie był faktycznie wampirem - kontynuował. - Miał śliczne kły - zademonstrował ich długość, może tylko odrobinę przesadzając. - Nie można mu było zadać obrażeń zwykłą bronią. I rozsypał się w pył, gdy stracił głowę.

Uśmiechnął się w duchu widząc mieszankę zgrozy i podziwu widniejącą w oczach obu kobiet.

- Na szczęście w trójkę daliśmy sobie z nim radę. Natomiast jestem pewien - nawiązał do ostatniego pytania - jestem pewien, że to nie ten wampir był bestią nękającą to miasto.

Nie czekając na ewentualne dalsze pytania skierował się ku stołowi zajętemu przez pozostałych gości gospody.

- Yon - przedstawił się. - Yon Early.

Dyskusja, co łatwo było zauważyć, obracała się wokół dwóch tematów. Omawianie sytuacji panującej w Rath to była czyste spekulacja, w zasadzie przelewanie z pustego w próżne, jako że nikt nic pewnego nie wiedział.
Drugim tematem było przyjęcie lub odrzucenie zaproszenia, złożonego przez barona Chernina.
Ku zdziwieniu Yona większość rozmówców była zdecydowana odrzucić zaproszenie. Co było rzeczą co najmniej dziwną. Tego się po prostu nie robiło. A pomysł wproszenia się rankiem na śniadanie był, delikatnie mówiąc, dziecinny. Na miejscu barona po prostu poszczułby nieproszonych gości psami.
Ale nie zabierał głosu. Jakby nie było on nie został zaproszony.
Rozbawiła go jedynie gotowość Luny do wybrania się z wizytą.
Czyżby miała zamiar ogołocić również bibliotekę barona? Świątynia jej nie starczy? Rośnie mi konkurencja...
Był pewien, że powinien zwrócić baczną uwagę na tę kobietę.

Towarzystwo wreszcie zdecydowało się rozejść.
Skazany na nocleg w głównej izbie Yon nie zamierzał narzekać. Dwa koce i poduszka pod głową wystarczały mu w zupełności. Byłby kiepskim podróżnikiem, gdyby do szczęścia potrzebował materaca i puchowej pierzyny.
Zasnął szybko.

Ciche skrzypnięcie deski sprawiło, że Yon się obudził. Udając ciągle pogrążonego we śnie spod przymkniętych powiek obserwował poczynania nocnej wędrowniczki. Błysk metalu w dłoni skradającej się przez izbę dziewczyny sprawił, że sprężył się do skoku. Nóż czy sztylet w środku nocy oznaczał zazwyczaj jedno... Po chwili jednak odprężył się. Kawałek metalu był zbyt mały jak na zabójcze ostrze...
Po chwili cichutki zgrzyt otwieranego zamka powiedział mu wszystko..
"Do umycia pleców pewnie i też jakąś namówisz" - słowa Mary wypłynęły z pamięci.
Tym razem ktoś miał szczęście... Ale nie zamierzał sprawdzać, kto...

Zanim zdążył ponownie zamknąć oczy poczuł nadzwyczajny chłód, który nie miał nic wspólnego z nocą czy z wolna przygasającym ogniem na kominku.
Cholerni nieumarli - przemknęło przez głowę Yona.
Jeśli dobrze pamiętał, nie były to jakieś zwykłe zombie czy szkielety.
Trzeba będzie porozmawiać na temat z Marą.

Wyplątał się spod koców i dorzucił do ognia parę szczap. Buchnęły iskry...

Yon przespacerował się po izbie, rzucając okiem na zabezpieczenia drzwi i okien. Miał tylko nadzieję, że żaden stwór ciemności nie ma ochoty na złożenie im wizyty...

Wrażenie zimna zniknęło równie szybko, jak się pojawiło, ale sen nadszedł dużo później. I nie był aż tak spokojny. W dodatku nagle został przerwany przez czyiś krzyk.
Yonowi zdawało się, że to krzyk kobiety, że dobiegł do niego gdzieś z piętra...
Nasłuchiwał jeszcze przez moment, ale nie dobiegł do niego żaden inny dźwięk. Nie miał zamiaru wstawać i chodzić od pokoju do pokoju... Mogła to być Luna, dręczona wyrzutami sumienia... Mogła to być Zora...

Do świtu już nic nie przerywało jego snu, zdołał zatem wypocząć i to całkiem nieźle.
Wstał równo ze słońcem... Jako pierwszy z mieszkańców gospody...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-07-2008 o 19:29. Powód: Dostosowanie do postu MG
Kerm jest offline