Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2008, 22:41   #35
Ratkin
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Brendan starał się ukryć lekkie zdenerwowanie, jakie wywołała sytuacja w której się znajdował. Jedyne, co mu pozostało to zastosować się do prośby, czy też raczej polecania Lukrecji. Ustalone plany na to popołudnie najwyraźniej właśnie ulegały zmianie, z powodu pojawienia się jego dawnego przyjaciela. Brendan zdawał sobie sprawę, że z tym mężczyzną łączyło go wiele i jego pojawienie powinno wzbudzić w nim jakieś emocje. Ciągle jednak w głowie czuł pustkę, kiedy tylko próbował skoncentrować się na odczuciach wobec swojego gościa. Udanie się osobiście po popołudniową herbatę wydawało mu się chyba najlepszym wyjściem, gdyż nie dość, że dawało mu nieco czasu przed konfrontacją z Clarencem. Dodatkowo pozwalało mu nie oglądać Lukrecja flirtując z tym pianistą.

- Raz, chociaż, klątwy tych pociesznych Wieszczy Chronosa mogłaby zadziałać…-burknął do siebie spod swojego rudego wąsa i ruszył, z pewną obawą, w kierunku kuchni. Przed chwilą w drzwiach prowadzących na zaplecze klubu zniknął bardzo niepokojący jegomość, z którym Brendan nie chciałby się już nigdy zobaczyć…

Kiedy doktor Mc Alpin przechodził koło drzwi prowadzących z powrotem do holu, do jego uszu dobiegły odgłosy sprzeczki, czy też raczej rodzące się kłótni. W przedsionku stał jego kamerdyner Edward, który nieopatrznie chciał wyręczyć, nieobecnego w tej chwili Goibniu i otworzył drzwi jakieś damie. Cała sytuacja zdenerwowała doktora podwójnie. Pomijając już brak asertywności Edwarda, za który teraz słono płacił, coraz mniej uprzejmie sprzeczając się z kobietą, którą wpuścił wyręczając swojego kolegę. Brendana ogarnęła irytacja na widok beztroski służącego, kiedyś doprowadzi to do jakiegoś wypadku. Porządek Rozumu już dwukrotnie targnął się na zycie Szkota. Jego ochroniarz, którego Brendan ściągnął, aż z rodzinnych stron, stanowił jego polisą na życie w wypadku kolejnej takiej próby. Prosty wiejski chłop był tak głupi i odporny na wiedzę techniczną, że wykształcił wokół siebie aurę totalnej ignorancji dla jakiejkolwiek technologii. Oczywiście, kiedy ktoś próbował do niego strzelać to miało to swoje plusy, ale Brendan wolał nie wspominać jedynego razu, kiedy nieopatrznie wpuścił go do laboratorium…

Nagle drzwi od zaplecza otworzyły się z hukiem i do przedsionka wpadł Goibniu. Imię celtyckiego boga kowalstwa pasowało do niego jak ulał. Chodząca chwiejnie góra mięśni i tłuszczu, wparowała do pomieszczenia, dopinając pośpiesznie pasek swoich spodni. Brendan nawet ze swoim rosnącym z wolna brzuszkiem zmieściłby się w jednej ich nogawce. Doprawdy, zagadką pozostawało dla obserwatorów jakim cudem ten moloch potrafił poruszać się z taka prędkością. Jego zarośnięta ruda, tłusta morda wyrażała przerażenie na widok zastałej sytuacji…

Doktor McAplin spokojnie podszedł do awanturującej się pary rzucając gniewne spojrzenie swojemu ochroniarzowi. Edward kiedy tylko zorientował się, że jego pracodawca stoi tuż zanim niemal wyskoczył z własnych butów.

-Ekhm, Panie doktorze, ta dama nalega by ja wpuścić. Przy czym nie domaga się wizyty w pana gabinecie ą wpuszczenia do klubu. Próbuje właśnie wyjaśnić…-rozpaczliwie tłumaczący się Edward wyglądał jakby na nieco bardziej siwego niż był gdy Brendan widział go po raz ostatni.

-Edwardzie, proszę przygotować herbatę dla czterech osób. Lepiej jednak dla Ciebie żeby czwarta okazała się przygotowaną dla tej damy którą raczyłeś wpuścić. Jeśli ta pani okaże się kolejną sufrażystką-dziennikarką z kolejnymi zażaleniami w sprawie cyklu artykułów do których sam mnie namówiłeś kwartał temu, to czwartą przynieś jak ostygnie, do mojego gabinetu, gdzie wypijesz ja na jak to się teraz mówi, dywaniku. Zaparz ja mocną, proszę…-jad lał się z każdego cedzonego do podwładnego słowa które padło z ust Brendana.

-Słucham Panią, czemu zawdzięczam tą niespodziewaną wizytę, w czym mogę pani pomóc…-kobieta do której zwrócił się doktor po wyładowaniu się na biednego Edwarda wyglądała na starsza, bardziej dystyngowaną niż te wszystkie dotychczasowe dziennikareczki... Czyżby demencja nazywana równouprawnieniem zaczęła dosięgać już także dojrzalsze damy?
 
Ratkin jest offline