Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2008, 18:24   #91
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Opuchlizna szczęki stopniowo schodziła pozostawiając po sobie jedynie brudnosine zabarwienie lewego policzka. Rana między żebrami niestety jednak nadal mu doskwierała podczas oddychania i choć w rzeczy samej profesjonalny opatrunek tej biuściastej walkirii zatamował krwawienie, Danstanowi Boss wracało się niesporo do "Siedmiu Pokus". Nawet przechodniów na ulicy jakoś tak mniej niż wczoraj łaziło, czemu akurat zważywszy na gęsto krążące patrole straży miejskiej, nie można było się dziwić. Obie strony liczyły straty, a co odpowiedzialniejsi zapewne szukali winnych. Tylko grabarze zacierali ręce...

"Siedem Pokus" - ulokowana na uboczu karczma Bossów dzięki swojej kameralności nie ucierpiała na wczorajszych zajściach i tak jak za starych czasów, gdy Danstan mijał jej progi w środku śniadali nieliczni stali bywalcy należący głównie do rodziny. Petrek, wyrośnięty chłopak, którego pamiętał jako smarka ganiającego kaczki po podwórzu, siedział obok szynkwasu i z wyraźnym zblazowaniem wymalowanym na twarzy, dłubał w nosie przypatrując się swojemu odbiciu w miedzianej łyżce, którą się bawił. Zobaczywszy nowego gościa, a raczej syna gospodarza, zaprzestał tych czynności i rzucił się do drzwi.
- Panie Danstan! Chwała bogom żeście wrócili... A któż Pana tak urządził?
- Jest... - zastanawiał się przez chwilę jak nazwać Paula Bossa - Jest mój ojciec?
- Nie, wyszedł o świcie. Pani Inge jest za to - mówił szybko podając Danstanowi flaszkę z lokalną brandy. Ten nie zwlekając zdjął korek i pociągnął zdrowo. Alkohol podziałał w sposób najbardziej korzystny jaki było to możliwe. Ból po chwili stępiał, a w głowie pozostało wrażenie jasności myślenia... chyba się uzależniał... - Wczoraj wieczorem ani słowa nie powiedziała. A Liza...
- Liza też tu jest?? - młody Boss spojrzał żywiej na Petrka.
- Taak. Długo wczoraj ryczała. Mówiła, że to na pewno przez nią i że Pan nie wróci, a potem zamknęła się na górze. Chyba tak ją to ryczenie zmęczyło, że w końcu spanie ją wzięło.
- Idź po... albo nie. Niech śpi... Daj mi tylko chleba z serem i plaster polędwicy. Muszę się zastanowić.
- A może Camilla Panu coś upitrasi?

Danstan w sumie zdziwił się usłyszawszy taką propozycję. Zdążył już zapomnieć o niewątpliwych urokach życia w mieście jakim jest codzienne ciepłe danie.
- W sumie niech będzie... A, poczekaj. Wiesz może kto teraz powozi u Henrego?
- No pewno, że będzie to Cloude -
rzekł chłopak uradowany, że może się na coś przydać.
- Świetnie. Skocz więc do nich i zapytaj jak się trzyma Machat - w sumie doskonale wiedział, czego się może spodziewać. I tak już na ulicach była grobowa cisza - Potem znajdź tego Cloude'a i zapytaj gdzie wczoraj odwoził tę Catherine, kobietę, która przywiozła Machata...
Podeskcytowany chłopak krzyknął coś niewyraźnie do krzątającej się za kontuarem Camilli i jak z procy wypadł z gospody na zewnątrz.
Danstan pociągnął raz jeszcze z butelki i odstawiwszy ją na kontuar poszedł na górę po swoje rzeczy. Szczęśliwie jako wachmistrzowi przysługiwał mu dodatkowy mundur, a nie było teraz czasu na kupowanie nowych ubrań. Zabrał więc niezbędne akcesoria wraz z ubraniem i wyszedł na zewnątrz na tyły karczmy gdzie, o ile dobrze pamiętał, była studnia. Postanowił umyć się nieco przed spotkaniem z Lizą. Nie chciał, żeby go zobaczyła w takim stanie. Jeśli na tym świecie jest coś niewinnego, to właśnie była ona i tak jak oprawcy Machata pisana była teraz po prostu śmierć, to gdyby chodziło o Lizę...

Umywszy się i ubrawszy wrócił do pustej już teraz gospody gdzie Camilla kończyła przygotowywać mu coś co już teraz smakowicie pachniało. Po chwili pulchna dziewczyna poprosiła go żeby usiadł i postawiła przed nim talerz z czymś co wyglądało jak kluski z jagodami. Następnie odsunęła się i z zaniepokojeniem spoglądała, czy Danstanowi smakuje. Potrawa była zaiste zacna po latach żywienia się chlebem i suszonym mięsem jednak nie było mu dane długo się nią cieszyć gdyż drzwi gospody otworzyły się i do środka wparował kędzierzawy Petrek. Już po jego nietęgiej minie, Danstan łatwo poznał jakie przynosi informacje. Ciężko sapiąc zbliżył się do młodego Bossa i patrząc w ziemię powiedział:
- Machat... Machat umarł wczoraj w nocy.
Danstan westchnął. Stracił zupełnie apetyt i kontynuował jedzenie już machinalnie.
- Dowiedziałeś się reszty?
Petrek potwierdził i podał szybko adres kobiety. Catherine Chauprade była osobą, której należało dziś złożyć wizytę. Machat, durniu, jak mogłeś być tak nieostrożny by zaleźć za skórę ludziom Jana de Veille'a... a może jemu samemu? Zasrany Brioński sen... Skoro to nie była gildia złodziei, to nie miało to już znaczenia, czy poszło o dziwkę, czy o Oktawiana.

Skończywszy, podziękował Petrkowi i Camilli i zostawił ich samych ruszając na piętro do pokoju, w którym zwykle jeśli jej się zdarzało, nocowała Liza. Zapukał w drzwi; najpierw cicho, potem nieco mocniej. Kiedy jednak od środka nie usłyszał żadnej odpowiedzi, pociągnął za klamkę i wszedł do pokoju. Liza tak jak zapowiadał Petrek spała. Jej jasno niebieska suknia, której jak widać nie zdążyła zmienić na koszulę nocną, pięknie opinała talię i popiersie. Danstan usiadł na krześle koło łóżka i wziął jej dłoń do ręki.
- Liza?
Dziewczyna mruknęła tylko przez sen, lecz się nie obudziła. W sumie stwierdził, że nie ma sensu jej budzić tylko po to by wcześniej dowiedziała się o nieuniknionej śmierci Machata. Gdy puścił jej rękę, położyła się na boku i nieznacznie otworzyła usta. Na policzkach nadal miała czerwone ślady łez. Pochylił się i pocałował ją w czoło, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł po cichu zamykając za sobą pokój. Zabrał z rzeczy swoją szpadę i felerny pistolet i opuścił "Siedem Pokus" na poszukiwanie Catherine Chauprade.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 24-07-2008 o 18:26. Powód: literowki
Marrrt jest offline