Wątek: Wataha
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2008, 20:05   #121
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Otrzepał ręce. Koń prychnął i postąpił o krok z przodu. Mężczyzna pogłaskał go po pysku i cmoknął. Odwrócił się, powoli ruszył uliczką. Koń został. Spuścił łeb i spokojnie zaczął skubać siano.

Tak pięknie było dawniej,
Armia, stepy,
My we dwóch.
Równiny, lasy hen przed nami
A za nami krew
I konie rżały głośno, trwożnie,
My śmialiśmy się.
Czy odejść, czy porzucić wszystko
Teraz? Raczej nie!
Głos ognia bitwy
Krzyczy
I wzywa mnie! Niech przybędzie!
Teraz i tu,
Gdyż sercem moim miecz!
~history of Almena ~_^

Zacisnął pięści, stając przed zamkniętymi drzwiami. Długo wahał się, czy zapukać. Zawrócił. Próbował zniknąć niepostrzeżenie w bocznej uliczce, ale nie udało się. Zauważony przez nadchodzącego strażnika, zawrócił ponownie i zapukał. Nikt nie otwierał.
- Chłopaki pewnie są na piętrze – strażnik doszedł już pod drzwi i zatrzymał się obok Białego.
Wyciągnął klucze z kieszeni, otworzył.
- Wejdź – zaprosił. – Zaraz kogoś poszukam.
Weszli.
- Zaraz kogoś sprowadzę – rozejrzał się strażnik. - Gorzałki po pracowitym dniu?
- Nie, dziękuję. Źle się czuję.
Starał się wyglądać przekonująco.
- Źle? A co się stało? Boli co? Może ugryzł, może trujący był jakiś, jadowity, albo co? Może medyk powinien...?
- Nie, po prostu mam dość na dzisiaj – machnął ręką.
- Wierzę! Kawał jaszczura to był! Jakżeś go schwycił? Tak po prostu, tak w ręce?! W sieci?!
- W sieci.
- I nie przegryzł, nie rozerwał nic?!
- Nie – odparł Biały, masując sobie głowę.
- A na wóz jakżeś go upchał?!
- Ciężko było – uśmiechnął się krzywo.
- Pójdę poszukać kogoś – mruknął zrezygnowany.
* * *

Sachet;
- Mrau?
Kotka zerka na ciebie w zdumieniu.
- Witaj, magu. Dlaczego do mnie przemawiasz?
- Wybacz bracie, że zmuszony jestem zwracać się do Ciebie w tej obrzydliwej formie i długo by tłumaczyć jak zamknieto mnie w tej parszywej dwunogiej osobie.
- Dziwny człek z ciebie.
Pytasz o Cunnera.
- Cunner, dobry człowiek. Codziennie coś do jedzenia podrzucił. Wcześnie nad ranem, zjawił się niespodziewanie – kotka usiadła, wywijając ogonem. - Wóz podjechał, załadowali co mogli, odjechał. Podjechał drugi wóz, zabrał resztę rzeczy z kramu. Dużo tu się działo rankiem, ludzie, wozy, konie, dostawy na wielką ucztę w domu któregoś z bogaczy. Wozy wjeżdżały i wyjeżdżały, mnóstwo wozów, karet. Dziwne. Cunner rzadko wyjeżdżał. Nigdy w takim pośpiechu. Tak, cóż, zdaje się, że wyjechał. Możesz sprawdzić. Mieszka niedaleko, przy placu głównym, biały dom bez ogrodu, przy dużym drzewie.

Kejsi; Długo nikt nie idzie uliczką, wyczekujesz dalej. Zza rogu nieopodal wyłania się wreszcie ktoś – idzie szybkim korkiem, aby nie odszedł podbiegasz w jego stronę. Okazuje się, że to mężczyzna, „podejrzany typ” z fajką. Głupio ci się wycofać, skoro już biegłaś ku niemu, i zapytujesz u Cunnera. Zerka na ciebie, na twoich towarzyszów, i mruczy;
- Cunner? Pewnie na tych całych urodzinach u burżujów, nie? Większość kupców tam baluje dzisiaj.
Po czym odchodzi, na co z ulgą odetchnęłaś.

Blacker; Wchodzisz do opuszczonego pomieszczenia. Opukiwanie ścian nie przynosi żadnego rezultatu. Ściany jak ściany. Nie ma żadnego schowka. Podłoga...? Nie, zapadni też nie ma. Trącasz nogą porzucone puszki. Wyglądają na stare, są pogniecione i zużyte, ale ktoś wypucował dokładnie ich wnętrze, jakby chciał je wymyć. Tylko po co myć coś takiego?
Pod jedną z puszek znajdujesz skrawek udartego papieru. Jest na nim coś napisane. „OSZENIE”. Resztę udarto.

Wszyscy;
Snujecie się ulicami poszukując tawerny. Mijacie po drodze zamknięte sklepy i stragany, tracicie nadzieję, że jakiś alchemik czy inny wykształciuch jeszcze urzęduje o tej porze. Docieracie pod zadbany, ozdobiony freskami budynek z wieżą. Wygląda jak sklep alchemika. Zamknięty, oczywiście, kraty w oknach. Na ulicy jest pusto.
Widać już karczmę!



Dwa piętra. Murowana, dach drewniany. Przed wejściem stoi nadal 5 dyskutujących strażników. Przyglądają się wam, ale nie zatrzymują was. Duża sala, na wprost kontuar, na lewo i prawo stoliki, zaś po środku odbywają się właśnie pijacko-taneczne popisy. Kto jest w karczmie – cóż, więcej mężczyzn, niż kobiet. Mieszczanie, raczej ci średnio zamożni, po tych uboższych, aż do pijaczka drzemiącego w kącie. Przy ladzie stoi dwój strażników w zbrojach płytowych, z mieczami u pasa. Karczmarz uwija się jak może, dwie urodziwe kelnerki biegają w tę i z powrotem. W kacie grupka mężczyzn gra z zapałem w kości. Wkraczacie w chaotyczny radosny tłumek. Impreza trwa! Amadeusz jest doświadczonym wodzirejem i podkręca tempo!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=02xh49tyghk&feature=related[/media]

Z jego pomocą, z akompaniamentem Lunara i eeeeh wdziękami Kiti, szybko stajecie się idolami tawerny i jesteście postrzegani jako przyjaciele, nie obcy. Kiti skacze między gośćmi, robiąc dobrą minę do złej gry, chichocząc, kręcąc się, tańcząc, wywijając tym i owym, zbierając od gości przy stolikach napiwki do... biustonosza! XD
Uzbierała tak z 50 złotych monet. Jedno piwo kosztuje 3 zł, więc trochę się napijecie...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline