Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-07-2008, 20:05   #121
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Otrzepał ręce. Koń prychnął i postąpił o krok z przodu. Mężczyzna pogłaskał go po pysku i cmoknął. Odwrócił się, powoli ruszył uliczką. Koń został. Spuścił łeb i spokojnie zaczął skubać siano.

Tak pięknie było dawniej,
Armia, stepy,
My we dwóch.
Równiny, lasy hen przed nami
A za nami krew
I konie rżały głośno, trwożnie,
My śmialiśmy się.
Czy odejść, czy porzucić wszystko
Teraz? Raczej nie!
Głos ognia bitwy
Krzyczy
I wzywa mnie! Niech przybędzie!
Teraz i tu,
Gdyż sercem moim miecz!
~history of Almena ~_^

Zacisnął pięści, stając przed zamkniętymi drzwiami. Długo wahał się, czy zapukać. Zawrócił. Próbował zniknąć niepostrzeżenie w bocznej uliczce, ale nie udało się. Zauważony przez nadchodzącego strażnika, zawrócił ponownie i zapukał. Nikt nie otwierał.
- Chłopaki pewnie są na piętrze – strażnik doszedł już pod drzwi i zatrzymał się obok Białego.
Wyciągnął klucze z kieszeni, otworzył.
- Wejdź – zaprosił. – Zaraz kogoś poszukam.
Weszli.
- Zaraz kogoś sprowadzę – rozejrzał się strażnik. - Gorzałki po pracowitym dniu?
- Nie, dziękuję. Źle się czuję.
Starał się wyglądać przekonująco.
- Źle? A co się stało? Boli co? Może ugryzł, może trujący był jakiś, jadowity, albo co? Może medyk powinien...?
- Nie, po prostu mam dość na dzisiaj – machnął ręką.
- Wierzę! Kawał jaszczura to był! Jakżeś go schwycił? Tak po prostu, tak w ręce?! W sieci?!
- W sieci.
- I nie przegryzł, nie rozerwał nic?!
- Nie – odparł Biały, masując sobie głowę.
- A na wóz jakżeś go upchał?!
- Ciężko było – uśmiechnął się krzywo.
- Pójdę poszukać kogoś – mruknął zrezygnowany.
* * *

Sachet;
- Mrau?
Kotka zerka na ciebie w zdumieniu.
- Witaj, magu. Dlaczego do mnie przemawiasz?
- Wybacz bracie, że zmuszony jestem zwracać się do Ciebie w tej obrzydliwej formie i długo by tłumaczyć jak zamknieto mnie w tej parszywej dwunogiej osobie.
- Dziwny człek z ciebie.
Pytasz o Cunnera.
- Cunner, dobry człowiek. Codziennie coś do jedzenia podrzucił. Wcześnie nad ranem, zjawił się niespodziewanie – kotka usiadła, wywijając ogonem. - Wóz podjechał, załadowali co mogli, odjechał. Podjechał drugi wóz, zabrał resztę rzeczy z kramu. Dużo tu się działo rankiem, ludzie, wozy, konie, dostawy na wielką ucztę w domu któregoś z bogaczy. Wozy wjeżdżały i wyjeżdżały, mnóstwo wozów, karet. Dziwne. Cunner rzadko wyjeżdżał. Nigdy w takim pośpiechu. Tak, cóż, zdaje się, że wyjechał. Możesz sprawdzić. Mieszka niedaleko, przy placu głównym, biały dom bez ogrodu, przy dużym drzewie.

Kejsi; Długo nikt nie idzie uliczką, wyczekujesz dalej. Zza rogu nieopodal wyłania się wreszcie ktoś – idzie szybkim korkiem, aby nie odszedł podbiegasz w jego stronę. Okazuje się, że to mężczyzna, „podejrzany typ” z fajką. Głupio ci się wycofać, skoro już biegłaś ku niemu, i zapytujesz u Cunnera. Zerka na ciebie, na twoich towarzyszów, i mruczy;
- Cunner? Pewnie na tych całych urodzinach u burżujów, nie? Większość kupców tam baluje dzisiaj.
Po czym odchodzi, na co z ulgą odetchnęłaś.

Blacker; Wchodzisz do opuszczonego pomieszczenia. Opukiwanie ścian nie przynosi żadnego rezultatu. Ściany jak ściany. Nie ma żadnego schowka. Podłoga...? Nie, zapadni też nie ma. Trącasz nogą porzucone puszki. Wyglądają na stare, są pogniecione i zużyte, ale ktoś wypucował dokładnie ich wnętrze, jakby chciał je wymyć. Tylko po co myć coś takiego?
Pod jedną z puszek znajdujesz skrawek udartego papieru. Jest na nim coś napisane. „OSZENIE”. Resztę udarto.

Wszyscy;
Snujecie się ulicami poszukując tawerny. Mijacie po drodze zamknięte sklepy i stragany, tracicie nadzieję, że jakiś alchemik czy inny wykształciuch jeszcze urzęduje o tej porze. Docieracie pod zadbany, ozdobiony freskami budynek z wieżą. Wygląda jak sklep alchemika. Zamknięty, oczywiście, kraty w oknach. Na ulicy jest pusto.
Widać już karczmę!



Dwa piętra. Murowana, dach drewniany. Przed wejściem stoi nadal 5 dyskutujących strażników. Przyglądają się wam, ale nie zatrzymują was. Duża sala, na wprost kontuar, na lewo i prawo stoliki, zaś po środku odbywają się właśnie pijacko-taneczne popisy. Kto jest w karczmie – cóż, więcej mężczyzn, niż kobiet. Mieszczanie, raczej ci średnio zamożni, po tych uboższych, aż do pijaczka drzemiącego w kącie. Przy ladzie stoi dwój strażników w zbrojach płytowych, z mieczami u pasa. Karczmarz uwija się jak może, dwie urodziwe kelnerki biegają w tę i z powrotem. W kacie grupka mężczyzn gra z zapałem w kości. Wkraczacie w chaotyczny radosny tłumek. Impreza trwa! Amadeusz jest doświadczonym wodzirejem i podkręca tempo!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=02xh49tyghk&feature=related[/media]

Z jego pomocą, z akompaniamentem Lunara i eeeeh wdziękami Kiti, szybko stajecie się idolami tawerny i jesteście postrzegani jako przyjaciele, nie obcy. Kiti skacze między gośćmi, robiąc dobrą minę do złej gry, chichocząc, kręcąc się, tańcząc, wywijając tym i owym, zbierając od gości przy stolikach napiwki do... biustonosza! XD
Uzbierała tak z 50 złotych monet. Jedno piwo kosztuje 3 zł, więc trochę się napijecie...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 25-07-2008, 12:44   #122
 
luiner's Avatar
 
Reputacja: 1 luiner nie jest za bardzo znany
Kiedy nadarzy sie okazja Lunar stara sie dowiedziec czegos od kobiet balujacych przy muzyce i spiewach. Interesuje go oczywiscie jeden temat gdyz, wciaz nie wie gdzie podziewa sie jegomosc Cunner.
Kiedy ktorys z towarzyszy, nie drow, zagaduje kogos dluzej, Lunar bedzie chcial przy okazji zapytac go o zdobyte informacje na temat sprzedawcy.
 
luiner jest offline  
Stary 25-07-2008, 13:33   #123
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Blacker uśmiechnął się przyjaźnie na słowa Amadeusza. Jak to mu kiedyś powiedział ojciec w zaufaniu ,,Zatwardziały ateista to prawie jak wyznawca. Pan woli takich właśnie ludzi od tych co zewnętrznie ukazują wiarę, lecz w ich duszy nie ma dla Niego miejsca. Niezależnie w co wierzysz, bądź wierny sobie a Pan da ci swoje błogosławieństwo". Tak więc teraz, gdy został kapłanem szanował wszystkich tych, którzy byli wierni swoim poglądom i nawet gdy musiał ich uśmiercić by wyleczyć ich z tej herezji w duchu był pewien, że w następnym życiu Pan naznaczy ich w nagrode swoją wolą

Z naładowanym Waisemacherem, swoim wiernym garłaczem ruszył do środka, lecz w połowie drogi zatrzymały go słowa Beybarsa. Odwrócił się powoli, a z jego twarzy zniknął wszelki ślad przyjacielskości i dobroduszności jaką jeszcze przed chwilą się oznaczał. Teraz twarz wykrzywiał mu pogardliwy wyraz a oczy patrzyły na mówiącego bez śladu emocji. Jedynie ton którym odpowiedział mógł zdradzać złość, jaka go ogarnęła

- Fanatyzm? Lepiej pilnuj swoich słów kolego były kapłanie, bo jeżeli jeszcze raz mnie obrazisz nazywając sługę Pana fanatykiem lub szkolenia kapłańskie indoktrynacją ktoś z nas umrze. Za takie słowa powinienem bez ostrzeżenia wypalić ci w twarz, jednak nie zrobię tego ze względu na to, że towarzyszysz moim przyjaciołom. Tymczasem zrzucę to na karb odmiennej kultury, w której dobre wychowanie jest pojęciem obcym

Blacker z natury był przyjazny. Nigdy nie szukał sobie wrogów, a wobec swoich przyjaciół był bezgranicznie lojalny. Nie kierował się stereotypami dając każdemu równe szanse i jeżeli ktoś na to zasłużył obdarzając go bezinteresowną przyjaźnią. Tym, których darzył szacunkiem był w stanie wybaczyć nawet drobne herezje i delikatne kpiny z jego religii rozumiejąc, że nie wszyscy znają Jego wolę. Wszystkie pozytywne cechy jego charakteru pryskały jednak jak bańka gdy ktoś jawnie obrażał jego religię. Taki człowiek momentalnie stawał się jego wrogiem, nawet jeżeli wcześniej łączyła ich szczera przyjaźń i mógł być pewien że Blacker zabije go przy najmniejszej nawet okazji. Dla wszystkich swoich przeciwników był bezlitosny i okrutny, nie cofając się przed najgorszą nawet masakrą jeżeli działo się to w imię pana. Z radością w sercu pacyfikował wioski, w których dano schronienie sługom Lodowej Pani, oszczędzając tylko najmłodsze dzieci i zabierając je do zakonu

Przeszukanie domu nie przyniosło praktycznie żadnych rezultatów. Brak skrytek w ścianach, brak obluzowanych desek, brak jakichkolwiek skrytek. Nie miał zbyt wielkich nadzieji na przeszukanie tego domu, jednak gdy zrezygnowany miał już wychodzić zauważył wystający spod jednej z puszek skrawek papieru. Gdy posniósł go zauważył, że to wydarty kawałek większej całości, na którym widniał napisz ,,oszenie". Czyżby tajemniczy kupiec został gdzieś zaproszony?

Gdy skończył przeszukiwanie domu okazało się, że jego towarzysze poza Kall'ehem najwyraźniej go opuścili zmierzając w stronę karczmy. Zwrócił się więc do krasnoluda

- Cały skład został opróżniony, nie było też żadnych skrytek. Znalazłem jedynie oderwany fragment, najpewniej zaproszenia

Gdy ruszyli za pozostałymi Blacker analizował sytuację. Były dwie możliwości: albo kupiec przez przypadek oddarł kawałek zaproszenia, albo po prostu je podarł. Możliwość pierwsza była mniej prawdopodobna, bo z jakiego powodu kupiec miałby zabierać wszystko ze swojego składu tylko dlatego, że ktoś go zaprosił. Czyżby to miała być dłuższa wizyta? Bardziej prawdopodobna była druga możliwość, że kupiec podarł zaproszenie a następnie uciekł z miasta. Czyżby się kogoś obawiał? W jednym i w drugim wypadku dobrze byłoby się dowiedzieć od kogo to zaproszenie pochodziło

W karczmie trio Amadeusz-Lunar-Kiti rozkręciło zabawę, zbierając jednocześnie pieniądze. Blacker usiadł przy szynkwasie i mrużąc lekko oczy rozejrzał się po wnętrzu, po czym zwrócił się do karczmarza

- Witam. Poszukuję jednego z tutejszych kupców, Cunnera. Czy wiadomo ci coś o nim? I nie wiesz może, czy w okolicy odbywa się jakiś zjazd, spotkanie, cokolwiek na co mógłby zostać zaproszony kupiec jego pokroju?
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 25-07-2008, 16:33   #124
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
A zatem do karczmy. Amadeusz, pewnym krokiem skierował się w wiadomym kierunku. Miał nosa do tego akurat konkretnego kierunku. Wino, kobiety i śpiew, zawsze go przyciągały. Nie zawsze co prawda w dokładnie takiej kolejności, jednak definitywnie w dokładnie takim zestawieniu. Nie było niczego lepszego, jak dobrze sobie wypić, pośpiewać, a gdy trafi się jakaś młódka... miło spędzić wieczór. Cóż. Amadeusz, miał zamiar zaznać radości związanego ze śpiewem, liczył na jakieś wino (choć zapewne mógł spodziewać się jedynie jakiegoś podrzędnego cienkusza). Co do kobiet. Hm... może nie tym razem. Uwaga barda w tym konkretnym przypadku została zajęta i to w pełni. Przez kogo. Przez Kiti, a jakże by inaczej. Elfka, na prośbę barda o zebranie datków pomyślała chwilę, po czym zniknęła. Pojawiła się trzymając jakiś przedmiot za plecami. Amadeusz prawie od razu wiedział co się święci. Jak? Proste. Kiti powróciła oblana rumieńcem, poza tym temperatura... Panujący na zewnątrz chłodek... hm... wyraźnie odznaczył się to tu, to tam. Amadeusz uśmiechnął się do siebie, ale tak żeby jego uśmiech był widoczny. Czy przeszkadzało mu zachowanie przyjaciółki? Nie! Wręcz przeciwnie. Z każdym wypowiedzianym zdaniem, z każdą przedsięwziętą akcją elfka imponowała mu coraz bardziej. Stawała się coraz bardziej inspirująca. Był zdecydowany pogłębiać tę inspiracje. Zastanawiał się już nad rymami stosownymi do zimnego wieczora i tego co cieszyło tak bardzo jego oczy, jednak z zamyślenia wyrwała go sama karczma.

Jakieś gbury pilnowały wejścia. Jednak czymże są jacyś tam nędzni ochroniarze, gdy naprzeciwko nim staje prawdziwy sługa Pani Poezji. Zostali przepuszczeni i to dość szybko. Mogło na to mieć wpływ to, że byli w sumie prawie tutejsi, no i byli w dużej grupie. Był tu karzeł, znaczy się interes musiał zarobić fortunę na samym piwie jakie ten był w stanie wypić. Tymniemniej bard wolał myśleć, że to dzięki temu, że on (no i ostatecznie jeszcze Lunar) służąc muzyce, staje się wejściówką dla całej ekipy.

Wnętrze zdawało się być miłe, na swój karczemny sposób. Dym był tak gęsty, że można by go ciąć mieczem (bard jednak nigdy tego nie próbował), wszędzie dookoła można było ujrzeć ludzi. Na ich twarzach mieszała się radość, szczęście i pijacki amok. Idealne wręcz miejsce na to aby zarobić parę groszy, lub zarobić w zęby. To drugie jednak nie groziło. Powodem, żeby daleko nie szukać znów mógł być krasnolud, lub chociażby Blacker. Taaaaak! Kapłanowi musiało się tu ewidentnie podobać, pomyślał z przekąsem Amadeusz i uśmiechnął się przyjaźnie do kompana.

- Czy to również, dzięki Twemu Bogu? Zapytał ironicznie i retorycznie zarazem. Uderzył mocniej w struny skinął na Lunar’a i rozpoczął swoje przedstawienie

YouTube - Survivor - Eye Of The Tiger (Techno Remix)

Cóż, jego talent był oczywisty. Ludzie bawili się coraz lepiej, na parkiecie pojawiali się co i rusz nowi amatorzy wygibasów, tudzież mniej lub bardziej skoordynowanych popisów pseudo tanecznych. Kiti biegając z bielizną w dłoniach i zgrabnie kręcąc swymi wdziękami zbierała walutę twardą. Bard z rozdrażnieniem stwierdzał, że ciężko my było się skupić na muzyce w chwilach gdy jego oczom ukazywała się postać elfki. Zbeształ się krztynę w duchu i ponownie zaszczycił plebs odrobiną swych umiejętności. Chciał ich zauroczyć odrobiną piękna. Wzruszyć, rozmarzyć i wprowadzić w stan błogości.

YouTube - LinkinPark - Numb

Tym razem nie odrywał wzroku od strun. I w żaden sposób nie dał się rozproszyć. Gdy skończył po jego policzkach spłynęły dwie perliste łzy.

Szybkim ruchem odłożył lutnię pozostawiając pole i słuchaczy Lunarowi. Podszedł pewnym krokiem do baru i poprosił o wino. Wziął głęboki łyk przynoszący ulgę zaschniętemu gardłu. Po czym obrócił się do Elfki, mrugnął do niej okiem.

- Świetnie sobie poradziłaś. Naprawdę świetnie. Myślę, że ten wieczór zapadnie niejednemu w pamięć. Noc jeszcze młoda. Zatańczysz?

Bard nie czekał na odpowiedź. Uchwycił elfkę, przywarł do niej, delikatnie objął ją prawą ręką odrobinę poniżej talii, lewą dłonią ujął jej prawą dłoń. Dłoń bladą i delikatną niczym kwiat orchidei. Złożył na niej pocałunek i rozpoczął taniec. Taniec szalony i wolny. Taniec pełen swobody i niczym nie skrępowanego szczęścia. Taniec w którym to on znalazł swe szczęście. Swą muzę? Chyba tak. W którym to ona miała zaznać czegoś czego nie czuła od dawna. Czegoś czego jak mniemał jej brakowało. Czegoś co wypełni pustkę w jej duszy.

Bard miał nadzieje, ze nie jedynie tę pustkę będzie mógł wypełnić. Ciesząc się bliskością Kiti, bard oddawał się przyjemnościom tanecznym. Fraszką dlań była klątwa, fraszką był Cunner. Była Ona, był on. Wokoło niosła się muzyka. Czyż trza było czegokolwiek więcej do szczęścia?
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 25-07-2008, 20:08   #125
 
Rijsel's Avatar
 
Reputacja: 0 Rijsel nie jest zbyt sławny w tych okolicachRijsel nie jest zbyt sławny w tych okolicachRijsel nie jest zbyt sławny w tych okolicachRijsel nie jest zbyt sławny w tych okolicachRijsel nie jest zbyt sławny w tych okolicachRijsel nie jest zbyt sławny w tych okolicachRijsel nie jest zbyt sławny w tych okolicach
Wysłuchawszy do końca pogróżek Blackera, Arab ostentacyjnie przekrzywił skrywaną pod białym kapturem głowę. Spojrzenia tych dwu spotkały się. Coś zawibrowało w przestrzeni pomiędzy piwnymi oczami Baybarsa a źrenicami pełnego temperamentu kapłana.

YouTube - Gerudo Desert

- Ano, *fanatyzm.* - powtórzył chrapliwym głosem przybysz z Południa, a jego prawica instyntownie powędrowała w kierunku skórzanego pasa. - Wypalisz mi w twarz? - w oczach śniadoskórego zatańczył przez ułamek sekundy złowieszczy błysk - A pewien jesteś, że *zdążysz*?

//muzyka off, motyw dalej nie pasuje do słów B al-B

Pozwolił wybrzmieć słowom. Po chwili, cały czas mierząc wzrokiem Blackera, podjął.

- Próbujesz mnie obrazić, pijąc do szlachetnej kultury, w której mnie wychowano? Widzisz, kaznodziejo: zawszem uważał, że pewne rzeczy trzeba nazywać po imieniu. - tu postąpił na krok bliżej, licząc, że to, co powie, nie dojdzie do uszu Kiti -
Co z tego, że nazwiesz kał ekstrementem, skoro przymiotów swych nie zmieni?

- Nie wyłożę przed tobą kilku brutalnie oczywistych prawd, bo nie odważysz się stawić im czoła, kryjąc się za zasłoną doktryn i aksjomatów. Życie cię nauczy... Dalibóg, wezmę w tych lekcjach udział, hipokryto.
Raz jeszcze wspomnisz coś o moim wychowaniu, a inaczej będziesz śpiewał, tfu, ty kacie Bogu ducha winnych dusz!


Na znak pogardy splunął na pył drogi między stopami świeżo upieczonych adwersarzy. Powoli odwrócił się na pięcie i ruszył za resztą drużyny, kierującej się już w stronę tawerny.

***

Pierwsze miejsce wizyty? Karczma - jakżeby inaczej. Baybars wyraźnie spochmurniał, zmełł w ustach plugawe przekleństwo.
Nie lubił takich miejsc - bo co one, do kroćset kaduków - miały do zaoferowania?

Gryzący w oczy dym. Gro zamroczonych, kroczących bez wyraźnego celu we wszystkich kierunkach postaci. Pijackie popisy, rozdzierający wrzask przy zamawianiu kolejnych kolejek nieprzyzwoicie rozcieńczanego piwska bez piany. Grupy odrażających, cuchnących flejtuchów wpatrujących się w wyginające się w tańcu panie niekoniecznie najmocniejszych obyczajów. Same panie zaś, skonstatował Baybars, też nieprzecudnej urody. Ich blade ciała - jak poeci Północy mogli porównywać zupełny brak opalenizny do bieli kości słoniowej, tego nie wiedział najmądrzejszy z wezyrów.




Niemniej, widok półnagich kobiecych ciał wywołał u Araba... falę wspomnień, obrazów. Rajski ogród Al-Imam przy seraju jego ojca... Kojące brzmienie cytr i harf, prawdziwa feeria barw, kołyszące się drzewa palmowe i cytrusy... Szumiące fontanny i rozpostarte na połaciach wiecznej zieleni, misternie tkane, słynne na cały świat dywany. Na nich kosze daktyli, naręcza bananów czy też wychwalane przez Nordlingów fajki wodne. Rozbrzmiewa odgłos dzwonu. Brama haremu powoli otwiera się. Oto zaczyna się pokaz...
Do diabła! Ten zatłoczony budynek *nie* jest miejsce na przypominanie sobie pierwszych Godów, w których tak... czynnie... brał udział - zrugał samego siebie śniadoskóry. Dyscyplina!

Opierając się o szynkwas, śledził poczynania kompanów. Miał silne poczucie obowiązku i dobrze wiedział, że *pewne sprawy* nie cierpiały zwłoki. Cunner, impreza burżujów - odtwarzał w myślach podsłyszane słowa osobnika, na którego natknęła się Kiti.
*Szukajcie, a znajdziecie.* Miał już konkretny pomysł. Był z natury indywidualistą, ale chcąc być w porządku w stosunku do swych towarzyszy, postanowił, że zaproponuje im udział w nocnej eskapadzie.
Pląsająca para, Kiti i Amadeusz, pochłonięci sobą i będący dla siebie nawzajem całym światem - nie chciał zbliżać się do czarodziejskiej mydlanej bańki z obawy, że ta pęknie; kibicował z całego serca ich rodzącemu się uczuciu i nie miał zamiaru zepsuć magii chwili.... Bard Lunar zajęty był przygrywaniem tym z gości lokalu, którzy jeszcze zdolni byli do tańca. Blacker odpadał - z przyczyn oczywistych. Sachet stanowił dla niego zagadkę, nie zamienili jeszcze ani słowa w normal... jak dla kogo, poprawił się w myślach Baybars.. w ludzkiej postaci. Kall'eh wydawał mu się być "swoim chłopem", takim co i wypije, a i przyłoży, jak będzie trzeba. Chętnie ruszyłby z nim na poszukiwania miejsca, w którym tego wieczoru bawiła się miejska śmietanka. No i drow Dirith - wyglądało na to, że ciemnoskóry podzielał poglądy Baybarsa dotyczące lokali takich jak ten, co jednak nie czyniło z niego jeszcze bratniej duszy - w końcu kto mógł wiedzieć, jakie myśli kłębiły się w tym mrocznym umyśle...

Rzucił zatem dostatecznie głośno, by kompani mogli usłyszeć, acz będąc spokojnym, jeśli nikt nie zechce opuścić karczmy wraz z nim.
- Przyjaciele, ma ktoś ochotę się przewietrzyć i ochłonąć trochę podczas... *spaceru* po okolicy? Mam zamiar poszukać w mieścinie *innej* imprezy, takiej na którą nie wchodzi się bez *pisemnego* zaproszenia... - urwał, będąc pewnym, że alkoholowe opary nie przesłonią bystrości umysłów jego towarzyszy i pojmą oni w lot, jakie miejsce zamierza odnaleźć.

- Ktoś rusza ze mną? - zakończył pytaniem. Czekał na ich reakcje. Jeśli pozostaną głusi na jego propozycję, ruszy sam...
 

Ostatnio edytowane przez Rijsel : 25-07-2008 o 21:55.
Rijsel jest offline  
Stary 26-07-2008, 03:17   #126
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
- "Oszenie" godasz?? - Zwrócił się do Blacker'a - czyli cłoś jak "zaproszenie", tak jak godasz Blacker, chyda że... - pozwolił se na chwilę zastanowienia - albo "łogłoszenie".
Ale czy to istotne?
Może. A nawet prawdopodobnie tak.

Sachet dowiedział się wraz z Kiti, że Cunner albo wyjechał albo baluje u jakiego wielmoża. Ciekawe. To może jednak "zaproszenie". Spojrzał na Blacker'a mrużąc oczy w uśmiechu.
- Tak, prawdę rzekłeś. - wysypał jakby zamyślony dalej się uśmiechając.

Po dogonieniu reszty, Kall'eh zaczął podskakiwać w tanecznym kroku przy akompaniamencie Lunar'a. Już czuł te rytmy. Bo nie ma jak dobra potupaja. Droga do tawerny szybko minęła. Już myślał, że będzie problem przy wejściu. I cieszył się w duchu, że się mylił. Przed imprezką nie potrzeba mu problemów. Po? Czemu nie.

- Jaaaaaa!! - zawołał podekscytowany Krasnolud - To się zowie tawerna!
Rozejrzał się szybciochem. Dawno w takiej nie był. Za dużo tułaczki.
Podest (już tam widział bardów oczami wyobraźni), stoliki, gracze, pijaczyna śpiący w koncie.
- Łooooo!! - zachichotał przeciągle, po czym dodał rozbawionym głosem, - tamoj widać, że ni dżyntelmen. - i skinięciem głowy wskazał śpiocha kompanom.
Raźnym krokiem udał się w stronę baru. Obróciwszy się zerkając za przechodzącą kelnereczką. Nie złapał ja za tyłek, nie tym razem.
- No, no - zamruczał; podobało mu się tu coraz bardziej.
Pijąc już piwo. A może już drugie. Trzecie? Zresztą nie ważne. (Bardowie i przepiękna Kiti zarobili na duuużo piw.) Rozejrzał się uważniej. Jeszcze zmysły miał dobre. Dużo w końcu nie wypił, no, nie dużo jak na Krasnoluda. A po za tym Barman chrzcił piwo. To było pewne jak to, że rano wschodzi słonce. Wiec rozejrzał się dość uważnie. Co chwila zerkając to na biusty to na tyłki co bardziej urodziwszych mieszkanek Singwy. Oczywiści dłuższą chwilę zajęło mu oderwanie wzroku od Kiti biegającej ze stanikiem w rękach. Ale udało się.
Odwrócił się do lady i zawołał oberżystę. Chciał zagadać ale ubiegł go Blacker zadający konkretne pytanie.
Posłuchał przez chwilkę co Ober ma do powiedzenia, po czym odszedł kawałek na bok. W końcu w cztyry łoczy znośniej się gada. - Pomyślał

Chwila relaksu. Tak, chwila łotpoczynku. Uśmiechnął się do przechodzącej kelnerki. Tym razem jego nie powstrzymał ręki lecz posługaczka wyuczonym ruchem bioder uciekła uściskowi.
- Dobra jest - Powiedział do stojącego nieopodal wieśniaka. - i co bardziejsze, ładna.
- To mi przypłomina... - tak naprawdę nic mu nie przypominało - pewną krasnoludke. - Spojrzał z udawana fascynacją na rozmówce który jeszcze nic nie zdążył powiedzieć. - Widziałeś kiedyś krasnoludzkie Panie, chopcze? - zapytał mimo, że facet był grubo po 30. Ludzie z reguły uważali, że dwarfy żyją, jak nie wiecznie to po setki lat. a przecież najstarsi dożywają góra do dwustu.
- Widzisz... - nie czekając na odpowiedz. - widzisz tą panią, tam? - wskazał na Kiti. - Są dość podobne do długouchych. Tylko mają krótsze nogi, w sumie to ogólnikowo są mniejsze.
- Bo widzisz - ciągnie dalej. - krasnoludzi lud żyjący w dalekich krainach. Tamoj gdzie ni mają podziemnych miast i tamoj gdzie kopalnie mają tylko łodkrywkowe. Rozumiesz? Łodkrywkowa kopalnia! Łodkrywkowa!? - udał zirytowanego. Odczekał sekundę + łyk piwa - Tamoj właśnie dwarfki są wyższe łod swoich mężów. - pauza na pociągnięcie z kufla potężnego łyka. Zerknął na kubek "kolegi".
- Barman, dwa kufle. Dla mienia i dla kolegi. - pokazał na "rozmówcę" - tylko ni chrzczone. - pomachał palcem na Ober'a.
- No, na czym to ja? aaa, tamoj nasze panie wyglądają jak elfki. Tak, dokładnie.
Podrapał się za uchem, jak by był zakłopotany. Spojrzał nieśmiało na kolegę po czym powiedział cicho:
- Widzisz... - zaczyna go już denerwować małomówność "przyjaciela" - te ło, kopalnie łodkrywkowe są muże i wydajne, bo mniej robotników trza. Ale jak dla mnie to ni kopalnie. - przerwa na łyk piwa. - W naszych to różniste cuda mużna znaleźć. Ło tak, mużna. Potem tylko nie wiadomo co z takimi cudami począć. Ano ni wiadomo. Weź na przykład taki kamyk. - Wyciągnął zielony kamień, który ukruszył od tego co Kiti miała. A w drugiej ręce 3 sztuki złota
- Trza mi wiedzieć czy jokiś mag albo alchemik ni przyjmuje po godzinach? Gdyż ni wiem co to za kamyk. - Spojrzał na rozmówce i położył złoto na blat. - Bo widzisz, do rana mus wyruszyć w drogę.

Postawił przed sobą zadanie dowiedzieć się, co to za kryształ, nawet jakby miał zostać tu sam do rana.
 
__________________
gg: 3947533


Ostatnio edytowane przez Fabiano : 27-07-2008 o 10:58.
Fabiano jest offline  
Stary 26-07-2008, 19:38   #127
 
Kejsi2's Avatar
 
Reputacja: 1 Kejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputacjęKejsi2 ma wspaniałą reputację
Kiti czuła się trochę głupio latając po knajpie ze stanikiem w ręku. Ale mus to mus. Kiedy podeszła do pierwszego stolika kolebiąc biodrami i wystawiając stanik pod nosy zdumionych schlanych facetów, pomyślała „o rany, co ja tu robię!?”. Była czerwona jak burak i miała ochotę się rozpłakać, ale zaraz przekonała się że „to dla dobra sprawy! Przecież nie chcę zostać wilkiem do końca życia!”. Zresztą odetchnęła z ogromną ulgą kiedy pierwsze monety wylądowały w biustonoszu. Pomysł się udał i to się liczyło. Zachęcona podeszła do kolejnego stolika, i kolejnego i kolejnego. Ludzie wiedzieli co robić i dorzucali kolejne monety bez marudzenia i protestów. „Nisko upadłam! – załamała się. – Ale jeszcze gorsze jest to, że ci ludzie to robią, tak po prostu, szastają pieniędzmi, dają się tak łatwo nabrać! O rany, ale towarzystwo...”

Z ulgą odeszła od ostatniego stolika i przyłączyła się do reszty przy ladzie. Znienacka Amadeusz wyrwał ją do tańca!
- Ja...!? – jęknęła, speszona.
Ale było za późno. Kiti dawno już z nikim nie tańczyła. Właściwie, Amadeusz był pierwszym człowiekiem, z którym miała okazję się bawić. Elfickie tańce wyglądają zupełnie, a to...!? Kiti była przerażona tym co się działo. Lubiła Amadeusza, bardzo, bardzo, bardzo lubiła, ale wszystko tak nagle...!? Kiedy ją objął setki uczuć starło się w jej duszy i umyśle, były to dobre uczucia, ale wciąż myśl „i chciałabym i boję się”. Był świetnym tancerzem! Amadeusz był szczęśliwa, ona była szczęśliwa że on był szczęśliwy. Przytuliła się do niego i w ciszy tańczyła z nim, jakby świat nie istniał.
Wciąż jednak pozostawało jedno „ale”. Po długim i przyjemnym tańcu, nadeszła pora na powrót do rzeczywistości.
Na koniec tańca Kiti uśmiechnęła się i bez słowa cmoknęła barda w policzek. Wymknęła się na „odpoczynek po tańcu”, jej uwag przykuł Baybars, który mówił o wyprawie na inną imprezę. Wyglądał na podbieracza ścian, źle się bawił wśród rozpitego tłumu, który zaczął dokazywać kiedy liczba pustych kufli rosła i rosła.
- Te imprezę uważam za udaną i skończoną – uśmiechnęła się do Baybarsa Kiti. – Zdaje się, że trop z pustego sklepu prowadzi nas na kolejne przyjęcie, więc warto by było to zbadać. Nie możemy zwlekać, kiedy noc się skończy nie będziemy tu bezpieczni. Idę z tobą, Baybars!
 
__________________
"Bóg stworzył świat. Szatan zobaczył, że świat jest dobry i zaniepokoił się trochę. Bóg stworzył człowieka. Szatan uśmiechnął się, machnał ręką i rzekł do siebie: eee spoko, będzie dobrze!" - Almena wyjaśnia drużynie stworzenie świata....:D
Kejsi2 jest offline  
Stary 27-07-2008, 19:10   #128
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Sachet początkowo chciał włączyć się w zabawę, lecz szybko się nią znudził. Zresztą... i tak tańczyć nie potrafił gdyż dla kotów to nieprzydatne, co irytowało go lekko. Nie żeby tego jakoś potrzebował ale nie lubił przyznawać się iż czegoś nie potrafi.
Może to i dobrze, bo gdyby zaczął tańczyć, szczelnie zapięty płaszcz nie ukryłby jego nagości, o którą tak przejmowali się towarzysze.
O co im chodzi? zawsze chodził odziany tylko we własne futerko i nie narzekali, teraz zaś wielka sprawa...
Owszem szmatki przydawały się bo nie było tak chłodno, ale bez przesady!

Patrzył na Panikowatego i Śniegowłosa, oraz na życzliwe i miłe spojrzenia innych dwunogów, rzucane szczególnie samicy.
Tak, tańce dwunogów choć z pozoru bezsensowne mogły się przydać.
Zamyślony spojrzał na to co piła reszta *Piwo* - pomyslał z zaciekawieniem biorąc jeden kufel.
Postawił go przed sobą, pochylił głowę i zaczął chłeptać językiem.
Kelnerka parsknęła śmiechem pierwszy raz widząc by ktoś pił piwo niczym kot z miski. Sachet przerwał zmieszany, zresztą i tak nie mógłby sięgnąć jezykiem zbyt głęboko. Spojrzał jak robią to inni i chwycił kufel w dłoń biorąc z niego porządnego łyka.
- Głupi sposób - mruknął, lecz trzymając kufel przyglądał się swojej dłoni.
niby bezfutrzasta obrzydliwość, niby pazurków nie ma, ale jak przydałoby się aby mógł chwytać rzeczy w ten sposób jak robią to dwunogi. Jaka wygoda.
Z zamyślenia wyrwała go dyskusja Czerwonopyskiego z Bogobojnym.
- Nigdy nie zrozumiem, co Wam dwunogom odwaliło by wymyślać sobie jakichś Bogów i im służyć - powiedział przekręcając lekko głowę.- Jak czasem na Was patrzę to... jak kocięta. Gdyby nie chwytne łapy bylibyście niczym - ziewnął.

Impreza zbliżała się do końca, Czerwonopyski chciał iść, Śniegowłosa też, może to i dobry pomysł?
- Ta ślicznotka z którą rozmawiałem na ulicy powiedziała mi gdzie dom tego Sprzedawaczaod lewych wybuchajek. Możemy tam zajrzeć, pogadam z jakąś zamykajką to nas wpuści - wyszczerzył zeby w usmiechu. - Potrzebuję też wziąść skądś chodaki - wskazał na buty Czerwonopyskiego - niewygodnie się chodzi bez tego...
- Ty zas Śniegowłosa... mogłabyś nauczyć mnie tak poruszać sie jak to robiłaś z Panikowatym? Spodobało mi się to tańczenie, ale nie potrafię.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 27-07-2008, 20:35   #129
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Lunar; Próbujesz spytać kogoś w sprawie Cunnera, ale...
Kiedy podchodzisz do kobiet, zaczynają wić się w tańcu, obłazić cię i przylepiać się do ciebie.
Kiedy wymykasz się z tłumu tańczących i zagadujesz mężczyzn, ci zerkają na ciebie spode łba, bełkoczą coś i pijacko chichoczą.

Blacker; Siadasz na wysokim krześle przy ladzie. Obok siedzą dwaj mężczyźni, rozmawiający głośno. Dwaj strażnicy zerkają na ciebie, ale bardziej interesują się resztą rozbawionego towarzystwa.
- Aaa, kapłan? – zagadnął tęgi karczmarz. – Zawsze miło gościć sługę Bożego! – zatarł ręce. – Co podać, jaśnie panie?
- Poszukuję jednego z tutejszych kupców, Cunnera.
- A, Cunner. Znajomy? Cunner ma sklep na ulicy 14. Ale o tej porze dawno zamknięty, panie. Nie wiem dokładnie gdzie mieszka, chyba gdzieś przy placu głównym.
- Czy wiadomo ci coś o nim?
- Ba, dobrze mu się wiedzie, często tu bywa. Ma tęgi łeb! Wychleje pięć kufli i jeszcze się trzyma! I bić się umie jak trza. Kiedyś dwóch takich dryblasów wyrzucił drzwiami jednego za drugim! – zaśmiał się.
- No – skomentował nagle mężczyzna siedzący obok. – W karty ich ograł, a oni płacić nie chcieli, ho!
Mężczyzna zmierzył cię wzrokiem od stóp do głów.
- Pielgrzymka jakaś? – uśmiechnął się krzywo. – Przejazdem?
- Jakby co mam bardzo wygodne, wolne pokoje jednoosobowe, panie! – wtrącił natychmiast karczmarz. – Jedyne 20 złotych koron.
- Czy w okolicy odbywa się jakiś zjazd, spotkanie, cokolwiek na co mógłby zostać zaproszony kupiec jego pokroju?
- Lon ma urodziny – mruknął ponuro karczmarz.
- Sześćdziesiąte czy tam siedemdziesiąte – dorzucił mężczyzna siedzący obok. – Jakoś tak. Co roku stary burżuj urządza przyjęcie i zaprasza innych burżujów! Cunner strasznie bogaty to nie jest, ale zna się z Lonem. Pewnie siedzi teraz tam i zajada się perliczkami i kawiorem, hmpf!
- A co tak marudzisz, tu ci źle? – prychnął karczmarz.
Mężczyzna pomachał ręką.
- Daj no drinka dla mnie i towarzysza – skinął na ciebie. – Bóg stworzył trunek, abyśmy się nim cieszyli!
Karczmarz podstawia wam dwie flachy.



Amadeusz; Blacker chleje na czyjś koszt, a ty musisz bulić, skandal!!!
- 10 złotych koron – skasował barman.
Mamroczesz pod nosem, póki nie skosztowałeś. Nooo, niezłe!
Nadszedł czas na prawdziwy taniec! Wyrywasz Kiti na parkiet!

Baybars; Obserwujesz. Jesteś samotnikiem, samotnym łowcą, samotnym wilkiem. Masz zasady, masz honor. Wygibasy wśród schlanego pospołu – to nie dla ciebie.

Kall`eh; Przysiadasz się do rozmawiających przy ladzie. Balcker gada z jakimś mężczyzną, kumpel tamtego siedzi obok – więc dosiadasz się po lewej stronie, obok tego drugiego właśnie, zajętego piciem. Opowiadasz mu historie z życia dwarfów. Zerka na ciebie w zdumieniu, święcąc oczami sponad brzegu kufla, z którego nieustannie tankuje. Również pijesz, leci właśnie czwarte piwo [-12 zł]. Milczek jakiś ci się trafił, próbujesz rozkręcić go piwskiem.
- Barman, dwa kufle. Dla mienia i dla kolegi. - pokazał na "rozmówcę" - Tylko ni chrzczone.
- Się robi, drogi panie!
Dwa kufle lądują przed wami [-6 zł].
- Dzięki serdeczne – odezwał się wreszcie facet.
Kufle głośno stuknęły o siebie.
- Wiesz, przyjacielu, słyszałem nieco o dwarfkach, znaczy dwarfowych kobietach... – zająknął się. – Krążą plotki, że one tego no, mają.... – podrapał się po brodzie. – Mają zarost, czy to prawda?!
Wyciągasz zielony kamyk i 3 sztuki złotych monet.
- Trza mi wiedzieć czy jokiś mag albo alchemik ni przyjmuje po godzinach? Gdyż ni wiem co to za kamyk. - Spojrzał na rozmówce i położył złoto na blat. - Bo widzisz, do rana mus wyruszyć w drogę.
Mężczyzna zerknął na monety, na kamyk, na ciebie, na monety. Podrapał się po głowie, rozejrzał się wokół.
- Jam w życiu w kopalni żadnej nie był, przyjacielu... Mag, hm, alchemik, hm-hm... – zastanowił się. – Lon jest tu jedynym alchemikiem. Tak, Lon, dziś ma urodziny. Widzisz, bogacz, przyjęcie, dom, ogród, wino, kawior... Straż, psy... Dzisiaj raczej już sklepu nie otworzy, nie masz co na to liczyć. Ale tak się składa... – położył powoli rękę na monetach i zgarnął je, po czym sięgnął do kieszeni. – Znalazłem na ulicy papierek taki, zaproszenie... – wyjął z kieszeni kawałek papieru. – Myślę, że jak pójdziesz tam, i pogadasz z Lonem, to coś poradzi na ten twój kamyczek – wręczył ci zaproszenie. – Poczekaj aż się schleje, zagadaj coś, a może i za darmo ci go oznaczy – zaczkał. – I tak tam nie pójdę – machnął ręką na oddane zaproszenie – kumple by mnie znienawidzili... A tak to przynajmniej na jedno piwsko mam – radosny, natychmiast wydał 3 zł na kolejny kufel. – Aleja 5 – pokiwał ci palcem. – Nie możesz nie trafić...

Baybars, Kiti, Sachet; Postanawiacie się przejść. Wychodzicie z tawerny. Noc jeszcze młoda.
Dwaj mężczyźni nadchodzą.
- Lon Vendyk nie otworzył dziś kramu? – usłyszeliście rozmowę strażników przechodzących obok.
Jeden skinął na sklep alchemika.
- Nah. Też bym nie otworzył, na pewno masę przygotowań musiał poczynić.
- Od czego ma służbę?
- Nie myśl, że służba sama sobie rozkazy wydaje i rozumnie je wykonuje. Jutro i pojutrze pewnie też nie otworzy, bo spity będzie leżał!
- Żałuję, że nie mogę tam być.
- Ja też. Ponoć w zeszłym roku czterdzieści beczek wina wychlali! A w tym roku to przecież okrągła rocznica!
- Widziałem jak dziki i bażanty wwozili...
- Ponoć nawet kawior będzie.
Stukot końskich kopyt o bruk. Zza zakrętu kilkanaście metrów obok wyłonił się jasny koń z kobietą w siodle, oraz sługa drepczący obok.
- Patrz. Pani Vendyk tutaj?
- Co roku osobiście zamawia i odbiera swoją suknię na tę ucztę. Zawsze tak wybrzydza, że ma ją na ostatnią chwilę.
- Aha.

http://fc08.deviantart.com/fs5/i/200...razykrista.jpg

Strażnicy oddalają, wy tymczasem obserwujecie kobietę na koniu, która powoli oddala się wraz ze sługą.
- Zaczyna się za godzinę.
- Zrobiłem co kazałaś, pani. Będą na miejscach. Mam nadzieję, że w tłumie dadzą sobie radę.
- To ich problem. Postanowiłam wprowadzić małe zabezpieczenie na wszelki wypadek.
- Zabezpieczenie?
- Wszystko jest w liście, który ci dałam.
Odruchowo sięgnął torby przewieszonej przez ramię.
- Zanieś go Garanowi, to wszystko – mruknęła. – Jest tam też zaproszenie dla niego.
- Dobrze. A co z Cunnerem?
Na spotkanie kobiecie wyjechało dwóch jeźdźców z bocznej uliczki.
- Pani.
- Wracamy – zdecydowała, zawróciła konia.
Wszyscy w trójkę odjechali. Sługa rozejrzał się i zniknął w bocznej uliczce.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 28-07-2008, 00:04   #130
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
- Lon powiadasz? - Zwrócił się do przyjaciela. Zważył w ręku zaproszenie, spojrzał na nie i przeczytał. Trochę to mu zajęło....
No zacznijmy od tego, że Kall'eh nigdy nie uczęszczał na jakiekolwiek nauki. Żadne tam szkoły przykościelne, klasztorne czy przystajenne choćby. Czytać na tyle ile umie, nauczył go wuj.Tak, ten od kopalni.
- Za-pro-sze-nie - wymamrotał ociężale.
- Dzięki. Długich dni i przyjemnych nocy.- rzekł, po czym klepnął rozmówce w ramię.
I w zamyśleniu rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu reszty. No, chyba czas na nas.
Jeden, drugi bard, są. Jeden kapłan, jest. Jedna elfka, nie ma. Baybars, Sachet również prysnęli z oberży.
- No to i czas na nas. - powiedział tym razem głośno podchodząc i zwracając się do Blacker'a. Wychylił do końca kufel i postawił go na ladę. Udał się w stron wyjścia gdzie spojrzał jeszcze na pijaczynę leżącego w koncie. Nie wiadomo jak ale udało mu sie zmienić pozycję.
Teraz leżał na brzuchu.
Po wyjściu odszukał resztę by przekazać im świetną nowinę.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172