Erich Zahn Spadający worek poderwał tuman kurzu z desek sceny. Erich zamarł w pół ruchu wpatrując się w nagle pobladłego przyjaciela. Obaj jak na komendę spojrzeli w górę, lecz sklepienie tonęło w ciemnościach i niczego nie mogli dojrzeć. Między rzędami krzeseł w stronę sceny biegł już kierownik techniczny, a za nim podążała czereda pomocników. Xavier, którego bladość szybko przeszła w czerwień niebezpiecznie zbliżoną do purpury lżył starego ciecia z trudem łapiąc oddech:
- Ty... Ty niekompetentny, pseudointeligenty, zdziadziały sklerotyku z portowego zamtuza! To... TO mogło mnie ZABIĆ!! - Wrzeszczał aktor, mało co nie podskakując na wyprostowanych nogach. W końcu cisnął czaszką w zbliżających się do sceny ludzi i ujmując Ericha za ramię poprowadził go za kurtynę.
Zaczęli się przedzierać przez ciemne zakamarki kuluarów teatru Foyera. W ciasnych korytarzykach pełno było wszelakich teatralnych gratów: połyskujące fałszywym złotem i srebrem kostiumy, najdziwniejsze maski, zwoje lin i bele materiału, a wszystko brudne od wszędobylskiego kurzu. Ludzie biegali w tę i nazad pokrzykując na siebie co jeszcze zwiększało wrażenie zupełnego chaosu. Jak mawiał Xavier teatr przed przedstawieniem przypominał ogarnięty pożarem burdel. W końcu stanęli przed wąskimi, obdrapanymi drzwiami, do których ktoś całkiem nie dawno przybił tabliczkę głoszącą: "Garderoba Pana Xaviera Teufelfeuera - wstęp zakazany pod groźbą straszlywych komsekwency". Xavier otworzył drzwi i wszedł do środka. Niedbałym gestem zerwał płaszcz z ramion i rzucił go na brudną pościel małego łóżka, która to poruszyła się wydając z wydając z siebie jękliwe dźwięki. Ach przyjacielu! - Rzekł z westchnieniem aktor rozwalając się na rozklekotanym fotelu stojącym tuż przed wielkim lustrem -Kocham teatr przed premierą! Ta ekscytacja, ta energia! Czujesz sztukę wszędzie wokół, ach! Czy mówiłem ci już, że teatr przed przedstawieniem... Tak. Mówiłeś... - Zahn urwał tamtemu w pół słowa. Stał tyłem do swego znajomka rozglądając się po garderobie. Jego uwagę cały czas zwracała poruszająca się od czasu do czasu zawartość łóżka artysty, lecz dobre wychowanie nie pozwalało o to zapytać. W końcu Zahn poprawił dla fasonu pas, obciążony rapierem, z lekka przekrzywił beret w kolorze jaskrawej żółci, zerknął w lustro uważniej przyglądając się swemu odbiciu, a w końcu wspierając się łokciem o brudną ścianę powiedział: - Po prawdzie to przychodzę właśnie w sprawie przedstawienia drogi Xavierze. - Zamilkł w pół słowa by zza rękawa wydobyć kilka zwitków pożółkłego pergaminu - Widzisz przyjacielu sprawa dotyczy tych oto wekselków, które wystawiłeś gdyśmy ostatnio grali. Ja oczywiście wiem, że zapłacisz i żadnego innego nie jestem pewien tak jak ciebie drogi Xaierze, ale... - Tu bakałarz przerwał obdarzając swego gospodarza jednym z tych tak dobrze znanych przez nadobne niewiasty uśmiechów godnych idącego w zaloty wilka. - Ale wolałbym, byś zapłacił przed premierą. I nie idzie tu o to, że ci nie wierzę jak już wspomniałem, lecz o to, że może po premierze nie będziesz w stanie tego zapłacić... - Na uniesioną w niemym pytaniu brew przyjaciela ponownie odpowiedział uśmiechem, a w końcu rzekł - Wiesz przecież jakie plotki krążą po mieście. To przedstawienie nie jest najlepszym pomysłem i ludzie mówią, że może się źle skończyć. Słyszałem nawet, że ten cesarski wysłannik nie tylko teatr ma zamknąć ale i wszystkich związanych z tym przedstawieniem, więc skoro i tak miałeś mi zapłacić to po co kusić los? Przecież gdybyś trafił do lochu na pewno ciężko by ci na sercu było z tym, że nie zwróciłeś mi długu, a tak miałbyś za murami szczęśliwego przyjaciela, jednego z najlepszych znawców prawa w Imperium - To mówiąc Erich mrugnął do pobladłego z nagła aktora i jeszcze szerzej się uśmiechając zapytał - Jak więc będzie drogi Xavierze, hę?
__________________ "Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..." by Marrrt
Ostatnio edytowane przez Avaron : 01-09-2008 o 22:00.
|