Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2008, 20:04   #14
Maciass0
 
Maciass0's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłość


Hej dzika pustynio, zbombycórko - powiedział burmistrz Prescott.

To był już drugi dzień podróży w stronę dzikich na odbicie swoich ludzi. Była to rodzina Howkinsów, lekarz i jego syn byli bardzo znani w okolicy. Nie raz ich pomoc była bezcenna przy ranach, chorobach, które często nachodziły tą okolicę. Syn poszedł w ślady ojca, jednak nie był on już taki zdolny jak jego dawca życia. Burmistrz znał Howkinsa od jakiegoś czasu, dłuższego czasu. Grywali w karty w barze. Howkins lubił hazard, a jego syn lubił dziewczynki. Oj i to bardzo.

Rozbili obóz na uboczu wytyczonej ścieżki - widocznie to jakaś trasa dla turystów, tylko tak jakby drzew nie było. Tylko gołe ściany skalne. Wyjeli wodę z bagażnika Scotta, a ten puścił muzykę która za nic nie mogła się wpasować w otoczenie i okolicę. Ciężki rock...

Nie dało się rozpalić ogniska, ktoś mógłby ich zauważyć po dymie. A te indiańce to nie wiadomo czy nie podejdą ich w nocy i dziabną w tyłek.

- Myślę że za jakieś trzy dni dotrzemy do ich ostatniej wioski o której wiemy od naszego zwiadowcy, ale te informację są stare bo stary Joshua zmarł.
- zaczął burmistrz.

- Mamy czas na planowanie, ale i tak pewnie dojdzie do otwartej bitwy, a nie dałoby się jakoś tego inaczej? - powiedział Scott

- Musi być krew! - wybuch Kojot

- No, ale... - odparł Scott

- Panowie, możemy zaryzykować i pójść jakoś z nimi na ugodę, a może...
- Co takiego?
- Z tego co wiem to są tutaj dwa plemienia indiańców, a gdyby tak ich na siebie?
 
Maciass0 jest offline