Aldona szła przed siebie pogrążona we własnych myślach. Lecz gdy zastanowiła się o czym właściwie myśli, nie potrafiła sobie odpowiedzieć. Otchłań jej mózgu byłą wypełniona, ale każda myśl splatała się warkoczami z innymi myślami i nie szło dojść do tego co właściwie znaczą. Niczym węzeł gordyjski, nie do rozplątania.
Chciała rozmawiać, lecz nie wiedziała o czym. W końcu doszła do wniosku, ze nie potrzebuje rozmowy. Wystarczała jej obecność tych mężczyzn, świadomość, ze nie jest sama. Nic nie robił by wesprzeć ją na duchu, a mimo to odczuwał takie właśnie wsparcie.
W jej umyśle nagle rozległ się głos, ale Aldona nie potrafiła stwierdzić skąd dochodzi. Rozejrzała się niepewnie dookoła, kompletnie zdezorientowana. Ale szła nadal przed siebie, w stronę łódki, którą zobaczyła na horyzoncie.
Gdy zobaczyła, ze to w łódce znajduje się szlochająca dziewczyna, zrobiło jej się żal. Wygląda żałośnie a szloch rozdzierał serce. Krew kontrastowała z jej skórą. Aldona chciała okryć czymś dziewczynę, ale nie miała czym, sama była skąpo ubrana. Podbiegła szybko do łódki i położyła rękę na ramieniu dziewczyny.
- Hej, co ci jest? Co się stało?
Może będzie w stanie pomóc? Chociaż skąd tu dziewczyna? Byłoby łatwiej gdyby wiedzieli gdzie jest to "tu". Może to normalne dla tego miejsca, że w łódkach szlochają dziewczęta. A może to jakaś próba, jakieś zadanie postawione im na drodze.
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |