Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2008, 16:41   #116
Thanthien Deadwhite
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Siabo wyszedł z pokoju prawie od razu za Zorą. Ona jednak stała przy drzwiach jego pokoju i patrzyła przed siebie. Była przy tym dziwnie blada. Już po chwili czarodziej wiedział czemu. Wszędzie była krew. Na podłodze i na ścianach całego korytarza, a także na schodach. Krew i wnętrzności. Krew i wnętrzności kotów. Zmasakrowane ciała zwierzaków obdartych ze skóry czy rozerwanych na strzępy. Zapach był okropny. Niektóre koty już zaczęły się rozkładać a dołączając do tego fetor, który rozsiewały nawet te żywe dawało to smród, który prawie zmusił iluzjonistę do odruchu wymiotnego. Zdołał się jednak powstrzymać i ruszył powoli korytarzem. Co tu się stało na Mystrę? Jak? Czemu nic nie słyszałem? Przecież koty na pewno by hałasowały. Jak więc? Widział, że pozostali towarzysze, są równie zszokowani tym, co widzą, jak on. Szedł ostrożnie stawiając kroki, tak by nie nadepnąć żadnego kota. jakby to miało jeszcze jakieś znaczenie. – pomyślał przez chwilę. Po chwili był już na schodach i rozejrzał się szybko po sali. Nawet w izbie wszędzie były martwe koty. Czarodziej przelotnie spojrzał na człowieka, którego poznał wczoraj, a który dopiero co wstał, mimo iż wokół niego leżało wiele kocich ciał. Spojrzał tylko przelotnie, gdyż oprócz ciał kotów było tu jeszcze jedno ciało... Ciało Mivala.

Leżał na ziemi bez głowy, która bez wątpienie została mu po prostu urwana. Krzyk Zory wstrząsnął czarodziejem. Dziewczyna podbiegła do ciała swego ojca i zaczęła potrząsać jego ciałem. Siabo już po chwili był przy niej. Ledwo wziął ją w objęcia by nie patrzyła na ciało swego taty, a ta już omdlała.

- Blajndo, pomóż mi. Połóżmy ja na jakimś stole. - powiedział szybko, gdyż nie był zbyt silny, a nie chciał jej ciągnąć, by nie ubrudzić jej krwią. Gdy wraz z półelfem położyli ją na stole, mag spojrzał mu w oczy i szepnął cicho.
-Dzięki przyjacielu.

Gdy wraz z innymi czekał na strażników, po których poszli Johan z Harkhem coś mu zaświtało w głowie. Spojrzał na Ehlana by sobie lepiej przypomnieć to, o czym pomyślał. Przeniósł spojrzenie na Tarę i zmrużył oczy. Miał wrażenie, że przez chwilę mu się przyglądała. I czyżby zobaczył błysk nienawiści w jej oku? Cokolwiek to było, Laumee Harr stwierdził, że teraz nie może zrobić tego, o czym pomyślał, bo jak by to wyglądało. Co gorsza po chwili okazało się, że braciszek Zory gdzieś zniknął. Ta wiadomość wywołała jeszcze większy strach i rozpacz. Czarodziej miał nadzieję, że Sergor uciekł a nie, że został porwany. Mystro ochroń go przed złem! - pomodlił się.

Po jakimś czasie w gospodzie był już spory tłumek ludzi. Aremi zaczął oskarżać, Yona co w mniemaniu czarodzieja było śmieszne. Mimo iż w pierwszej chwili, można byłoby pomyśleć, że to Yon jest sprawcą owej tragedii, to jednak wystarczyło spojrzenie na jego zdziwioną twarz po przebudzaniu. Był tak samo zaskoczony jak reszta awanturników a może nawet bardziej. To, że spał w miejscu gdzie było mnóstwo krwi i zmasakrowanych ciał kotów i gdzie został zabity Mival nie było żadnym dowodem i Siabo o tym wiedział. Fakt, ze czarodziej mu nie ufał, ale to była innego rodzaju nieufność. Raczej wątpił w to, że to Yon zabił Milvala i te wszystkie koty. I to tak cicho. Zresztą czarodziej miał pewną teorię, którą musiał jeszcze sprawdzić.

Gdy ciało Mivala zostało przeniesione do świątyni, a także, gdy Zora i jej matka opuściły lokal także udając się do świątyni, strażnicy postanowili posprzątać karczmę. To jest okazja. - pomyślał i powiedział szybko do jednego z nich
- Jeśli możecie to poczekajcie. Chciałbym coś sprawdzić, coś, co może być pomocne. Nie zajmie mi to wiele czasu, a gdy już znajdę bądź nie, to, czego chce poszukać to pomogę wam posprzątać, dobrze?

Obaj mężczyźni się zgodzili, więc Siabo zaczął krążyć po izbie i przypatrywał się każdemu nieżyjącemu kotkowi. Po chwili zaczął przemieszczać się po schodach i zniknął w korytarzu. Przeszukał dość dobrze całą karczmę a nie znalazł tego, czego chciał. W końcu, więc za pomocą magii zaczął pomagać owy ludziom w porządkach. Jego myśli pędziły w dziwnym kierunku, sprawiając, ze czarodziej czuł się coraz gorzej z sekundy na sekundę. Czy to możliwe? - pytał sam siebie.

W południe cała grupa poszukiwaczy przygód udała się na cmentarz. Miał się tam odbyć pochówek Szadeda, a teraz także zabitego karczmarza. Ceremonia była skromna mimo, iż zjawiło się na niej naprawdę sporo ludzi. Siabo był jednak zatopiony we własnych myślach. Znowu na poważnie i z całą siłą swego umysłu myślał nad "bestią" nękającą Rath. Wiedział, że będzie trzeba postawić wszystko na jedną kartą. Będzie musiał to zrobić. Tylko wtedy mają jakąś szansę. Musi sprawić, żeby wraz z towarzyszami wzięli się za siebie i uratowali to miasto. Wiedział, że jeśli nikt tego nie przerwie, to będzie więcej tragedii i śmierci.

Gdy tak rozmyślał zobaczył, że matka Zory idzie w jego kierunku. No ładnie. - pomyślał Co teraz? Tara podeszła do czarodzieja i zamachnęła się na niego. Siabo mógł się odchylić, mógł złapać ją za rękę. Nie zrobił tego gdyż czuł, że trochę mu się należy. Gdyby więcej uwagi poświęcił na ochronę karczmy, to może Mival by jeszcze żył a jego syn by nie zaginął.

Cios był mocny. Może i Siabo zasłużył na niego, ale na pewno nie spodziewał się, że ta kobieta ma taką siłę. Na chwilę czarodziejowi zakręciło się w głowie i lekko go zachwiało.
- Zostaw w spokoju moją córkę - Wydusiła z siebie przez łzy kobieta. Mag spojrzał kobiecie w oczy i odpowiedział spokojnie
- Mogę Ci obiecać, że na pewno tego nie zrobię. Nie pozwolę, by coś ją skrzywdziło tak samo jak Ciebie pani. - po czym się skłonił i ruszył w kierunku "Smoczego Łba".

Iluzjonista szedł powoli ciągle rozmyślając i nieświadomie masując szczękę, toteż do karczmy wrócił jako ostatni. Gospoda została, co prawda zamknięta, jednak wszyscy awanturnicy, a także Mara mogli z niej korzystać. Siabo zasiadł za stołem ciągle milcząc. Po chwili Rosa zaczęła zadawać pytania Marze. To sprawiło, że także on postanowił coś powiedzieć, co uczynił jak tylko kobieta skończyła.

- Rosa ma rację. Musimy wziąć się do roboty. Jeśli teraz zaczniemy rozpaczać, to nie pomożemy tym wszystkim ludziom - zaczął mówić coraz głośniej - a nie możemy ich zawieść. Musimy zrobić wszystko, co się da, aby wypędzić lub pokonać zło, które zalęgło się w Rath. Żeby to zrobić musimy w końcu sobie zaufać. Musimy stać się jednością! Rozumiecie? Koniec sekretów. - spojrzał znacząco na każdego z nich. Podjął już spokojniej - Wiemy, że ten, kto dopuszcza się tych zbrodni jest potężny i przebiegły. Żeby mieć z nim szansę musimy ufać sobie. Musimy być tak pewnie siebie, żeby każdy z nas mógł powiedzieć o drugim: "ten wejdzie za mną w otchłań żeby nas uratować". Musimy się poświęcić. Jeśli ktoś nie chce pomóc miastu, jeśli ktoś nie chce zaufać, to lepiej zrobi jak stąd odjedzie. Jest to oczywiście tylko moje zdanie. Nie chcę, bowiem mieć przy sobie kogoś, kto może mnie zdradzić lub zostawić, kiedy ja będę go potrzebował. Wzywam wszystkich i każdego z nas z osobna. Stańmy do walki! Wszyscy razem! Podejrzewam, że każdy ma już jakieś własne tropy. Podążmy nimi. Niech ten, kto zabił Mivala wie, że zrobił błąd! Sprawmy by mieszkańcy Rath poczuli się bezpiecznie! - w pewnym momencie Siabo poczuł się jakoś dziwnie. Poczuł, że robi coś nowego. Właśnie odkrywał przed swymi towarzyszami całego siebie. Postanowił, więc pójść na całość.

- Muszę wam coś powiedzieć - wyciągnął znaczek, który miał schowany pod płaszczem. - To jest znak organizacji, do której należę. Jestem Hafiarzem. Jak widzicie zaufałem wam do końca. My harfiarze mamy wielu wrogów. Jeśli któryś z was poinformowałby któregoś z nich, że się wydałem, byłby to za pewne wyrok na mnie. Mówiąc to chcę wam pokazać, jak wiele dla mnie znaczy ta sprawa. Od teraz nie mam przed wami żadnych tajemnic i proszę abyście wy nie mieli przede mną. Chcę wysłać list do moich przyjaciół, także Grających, aby nas wspomogli. Ale to później. Najpierw musze wam powiedzieć, co odkryłem. Pamiętacie tego czarnego kota, który tuż po ataku na Ehlana zlizywał krew a później zachowywał się, jakoś tak, dziwnie? Nie było go wśród martwych kotów. Jestem tego absolutnie pewny, nie ma mowy o pomyłce. Wiecie, dlaczego mnie to ciekawi? Bo, mimo iż dokonała się tu tragedia, nie było śladów włamania. A może ten kot, nie był tak naprawdę kotem? Wiem, że to nic nam nie daję, żadnych konkretów tylko domysły, ale chciałem to powiedzieć, żebyście się nie dziwili, czego wcześniej szukałem. Myślę jednak, że jest to pewien trop, choć nie wiem jeszcze, dokąd prowadzi. Teraz zastanówmy się, co robić. Może dobrze by było udać się do barona? Wszyscy razem? Co wy na to? Musimy zacząć działać.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline