Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-07-2008, 16:16   #111
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Kiedy dowiedziała się, że nikt nie chce jej towarzyszyć, wyjątkowo mocno się zdenerwowała, przygotowywała się w końcu ponad godzinę. W kącikach jej ust pojawiły się złośliwie promyczki. Nie miała nawet ochoty cokolwiek odpowiadać, obróciła się na pięcie z gracją, niby dama i poszła do pokoju, nie wypowiadając ani słowa do towarzyszy. W swoim pokoju rzuciła książką o łóżko i waliła nią jeszcze kilka razy o nie z wściekłością, próbując się nieco uspokoić, wyrzucić z siebie agresję. Kiedy jej minęło. Usiadła przy łóżku i zaczęła się rozbierać, zmywać makijaż, oraz chować książki do plecaka, które czytała i które musiała jeszcze oddać Aremiemu. Kiedy się położyła wciąż słyszała słowa iluzjonisty, a przed oczami miała kapłana… zasnęła.

Śniły się jej koszmary, okropne koszmary z Aremim potworem-gigantem na czele. Strach, ból, panika towarzyszyły jej aż do końca nocy. Kiedy nagle obudziła się zalana potem, z krzykiem na ustach i szybko bijącym sercu. Wstała i podeszła do miski z wodą, obmyła twarz i spojrzała w lustro. Oddychała nadal głęboko, lecz powoli coraz wolniej, aż w końcu na jej twarzy zapanował zupełny spokój. To co widziała przeraziło ją, ale zastanawiała się co to mogło znaczyć.. czy Aremi… czy on był tym potworem? Była kapłanka zaginęła, on mógłby ją usunąć bardzo łatwo, gdyż mu ufała i go znała… musi po pytać o Aremiego, ile już tu jest i co o nim sądzą w mieście…

Kiedy ubrała się i odprawiła poranną toaletę, zasiadła do modlitewnika jak co dzień, aby przewertować jego strony i wybrać odpowiednie zaklęcia na dzisiejszy dzień, co prawda nie miała takiej potrzeby, ale odprawiała również krótką modlitwę do Shaundakula prosząc o pomyślne wiatry, które rozwieją tajemnice jakie skrywa to miasto.

Powoli zeszła na dół, po schodach, podeszła do gospodarza ignorując resztę, pragnęła zamówić śniadanie i usiąść w spokoju sama, była nadal obrażona na towarzyszy, z powodu ich głupich hipotez ominęło ją zwiedzenie barońskiej biblioteki.

-Zaatakują nas, że niby? Ciekawe po co? Gdyby mogli zrobili już by to dawno, poza tym nas tu nie byłoby, niby ten gospodarz i jego żona to dla nich jakieś zagrożenie? Bzdura, bezpodstawne insynuacje, że baron to przestępca! Że niby nas by zaatakował? Pojmał? Ludzi, którzy ocalili burmistrza? Ciekawe jak by to wytłumaczył ludności pobliskiej! Chołota i tyle, nie obeznana w świecie, która nie może zostawić swojej broni w kufrze w pokoju, ich przedłużenie penisów! Bez niego zapewne czują się jakby coś im ubyło!

Pomrukując przy stole, sama, zabrała się za śniadanie.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 24-07-2008 o 17:45.
Qumi jest offline  
Stary 24-07-2008, 18:18   #112
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Rozdział II


"Polowanie"



Trzeci dzień pobytu w Rath już od samego początku nie odbiegał od pozostałych monotonią zapadłego miasteczka. Za oknami zamiast świecącego słońca panowała dziwna szarość, chociaż tym razem przynajmniej nie padało. Wielkie, czarne chmury wisiały nad miasteczkiem zwiastując niechybny deszcz, o dziwo jednak nie zaczynało jeszcze padać. Liczna grupka awanturników w końcu odespała dwie noce, i wielu poczuło się o wiele lepiej, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Nie jednak wszyscy, wielu osobom nadal dokuczały nastroje oraz dosyć świeże rany na ciele. Coś wisiało w powietrzu i wszelkie nadzieje, aby dzień ten był jednak choć trochę udany, prysnęły niezwykle szybko.

Ledwie towarzystwo opuściło swoje izby poczuło zapach krwi, spoglądając na naprawdę makabryczne odkrycie, czy też raczej należałoby powiedzieć, odkrycia. Na piętrze karczmy, na korytarzu, leżały w kałużach własnej posoki i wnętrzności, zmasakrowane koty. Wszelkiej maści i wielkości, małe i duże, czarne, rude, szare i bure, rozerwane na strzępy. Lunie się dziwnie odbiło, podobnie jak Zorze, której wyjście z pokoju Siabo mocno zdziwiło towarzystwo śpiące na pięterku. To jednak nie był koniec makabry, zwłoki zwierząt leżały i na schodach prowadzących do głównej sali, leżały i w niej, czasem nawet na stołach, mocno ponad tuzin.

Zaspany Yon najzwyczajniej w świecie poskładał swoje spanie, zaczął się nadal półprzytomnie przeciągać, gdy przerażający, po prostu przerażający, krzyk Tary doprowadził właściwie wszystkich niemal do palpitacji. W głównej sali, dokładnie na jej środku, z brutalnie oderwaną głową od reszty ciała leżał w dużej kałuży krwi Mival. Karczmarz był martwy, został zabity chyba w dosyć wyjątkowo brutalny sposób, ktoś lub coś najwyraźniej po prostu urwało mu głowę.

Do krzyku matki dołączyła córka, i obie ledwie znajdowały się na granicy zdrowego rozsądku. Zawodzenie, krzyki, niepohamowany płacz, szarpanie bezgłowym ciałem mężczyzny... . Żonę martwego Mivala w mocny uścisk swych ramion pochwycił Elhan, a kobieta tłukła go jak najęta pięściami. Siabo postąpił podobnie z Zorą, chociaż miał łatwiej, ponieważ rudowłosa po chwili zemdlała. Wszyscy o szarych twarzach spoglądali na maskarę dokonaną tuż pod ich nosami, wszyscy chwilowo nie bardzo wiedzieli co powiedzieć. Najbardziej zaś zszokowany z całego męskiego towarzystwa był Yon, który spał w tej sali całą noc, i nic, absolutnie nic z tego wszystkiego do niego w czasie snu nie dotarło!!.

Czy to były wampiry, czy potwór?. Kto lub co, jak i dlaczego?. Ale czy to miało sens?... .

- Trzeba... trzeba wezwać straż - Szepnął jeden z mężczyzn - I Marę Bersk.

Poszedł Johan.

Oprócz martwych kotów, zabitego Mivala oraz rozpaczającej matki i córki, okazało się, że gdzieś zniknął i dwunastoletni smyk Sergor. Wcale to nie polepszyło sytuacji, a wszędzie jakikolwiek brak włamania, wszystko zamknięte jak wcześniej, i nikt nic nie słyszał. Marnym pocieszeniem było, że karczmarz w chwili śmierci był pijany jak bela, może więc chociaż zbytnio nie cierpiał.



Blajndo musiał naprawdę mocno powstrzymywać Wherkensa od wąchania i grzebania łapą w licznych kocich pozostałościach, co również doprowadziło do jeszcze większego zagęszczenia przygniatającej atmosfery w "Smoczym Łbie". Wilk jednak nic za to nie mógł, w końcu był wilkiem, i po prostu był ciekawy, co też stało się z tymi zwierzętami.
Luna była naprawdę na najlepszej drodze do płaczu, coraz więcej i więcej działających na nerwy wydarzeń, coraz więcej niepewności, strachu i krwi. Mimo, że chciała, nie potrafiła jakoś odwrócić wzroku od martwego ciała leżącego w kałuży czerwieni... .

~

Johan idący ulicami dosyć szybkim krokiem w towarzystwie Harkh'a, poszukując straży miejskiej, tak naprawdę nie miał pojęcia gdzie też mógł zastać gwardzistów. Zgłosił się błyskawicznie do wykonania tego banalnego zadania, ze znanych tylko sobie powodów. Czuł się naprawdę źle, mimo względnego wypoczęcia w nocy, ledwie bowiem ujrzał zabite koty i Mivala, zaczęła go silnie piec rana po kłach wampirzycy. Nie bardzo zwracając nawet uwagę na fakt, czy jego mały towarzysz potrafił dotrzymać mu kroku, walczył z naprawdę sporym natłokiem myśli. W końcu wpadł na bardzo dobry pomysł, jak doprowadzić straż miejską do pojawienia się w karczmie.
- Morderstwo! - Krzyknął do przypadkowych, licznych ludzi na ulicy - W karczmie "Smoczy Łeb" zabito w nocy człeka, ludzie potrzebna straż!. Straż do karczmy, morderstwo!.

Kilka zdań spełniło swoje zadanie, plotka szybciej niż nogi Johana ruszyła ulicami Rath, z pewnością więc wkrótce tam ktoś przybędzie. Wojak skierował więc teraz swoje kroki do świątyni Helma, by zawiadomić o zajściu Marę Bersk. Nie tak jednak od razu było mu dane tego dokonać. Oto bowiem, przechodząc przez sporych rozmiarów ryneczek, zobaczył nagle coś, co doprowadziło do najprawdziwszego na świecie odrętwienia nóg, i mimowolnego zatrzymania.

Na środku placu, przy niewielkiej fontannie otoczonym małym mureczkiem, siedziała sobie mała dziewczynka, trzymająca w swych ramionach kotka. Mała tuliła i bawiła się słodko z kocurkiem, ciesząc się w pełni tym drobnym, dziecięcym zajęciem. Obok niej siedziała jednak ONA, najzwyczajniej w świecie siedziała sobie pośrodku ruchliwego i pełnego ludzi miejsca w mieście. Zauważyli się niemal równocześnie, a na ustach kobiety pojawił się wyjątkowo zdradziecki uśmiech. Objęła małą dziewczynkę ramieniem i pogładziła jej włosy, równocześnie coś do niej mówiąc, a ta głośno zachichotała.

Harkh nie miał pojęcia dlaczego Johan nagle zbladł, skoro jednak mężczyzna ruszył do kobiety w czerwonej sukni z dzieckiem, ruszył i on.
- Witaj brodaczu - Yalcyn po raz kolejny uśmiechnęła się wyjątkowo do Johana, trzymającego już dłoń na mieczu przy pasie - Prawda że piękny dzień. Szary co prawda i słońca nie ma przez te chmury, jednak jak dla mnie cudowny. Jak tam szyja?.

Kobold naprawdę nic nie rozumiał, Johan zgrzytał zębami, a wampirzyca w wybornym nastroju znowu pogładziła dziewczynkę po głowie, wiedząc, że nic jej w takiej sytuacji nie mogą zrobić.
- Witaj blodaczu - Powtórzyła za Yalcyn dziewczynka i głośno zachichotała.

- Wyczuwałam cię - Odezwała się ponownie wampirzyca - I będę wyczuwać póki żyjesz. Jesteśmy ze sobą powiązani więzią mocniejszą niż to co ludzkie, już na zawsze, póki jedno z nas nie zgaśnie. Słyszę twoje szepty Johanie, słyszę je z daleka, słyszę jak wspominasz przeszłość. To był naprawdę dobry posiłek - Kobieta oblizała usta, a jego trafił przysłowiowy szlag.

- Jedno słowo - Wampirzyca mrugnęła okiem i położyła dłoń na karku dziewczynki, udając, że bawi się jej włosami. W każdej chwili mogła skręcić jej kark i Johan naprawdę nic nie mógł zrobić, poza rozmową z tą podłą kreaturą - Co powiesz ciekawego?.

...

- Jeden po drugim, jak łamane patyczki, tak skończycie - Odezwała się z wrednym uśmiechem Yalcyn, po wysłuchaniu tego co miał do powiedzenia brodaty mężczyzna.

- Mivala zabili! - Rozległy się na ryneczku krzyki jakiegoś mężczyzny - Mival nie żyje!.

Niemal równocześnie z tymi krzykami pojawił się mały oddział straży miejskiej, pędzący truchtem zapewne do "Smoczego Łba". Johan i Harkh tylko na chwilkę, naprawdę małą chwilkę oderwali wzrok od wampirzycy, a tej już nie było. Przy fontannie pozostała jedynie równie zdezorientowana tym faktem mała dziewczynka, wciąż trzymająca w rączkach brykającego kotka.

~

Jakiś czas później do karczmy powrócił Johan z Harkh'iem w towarzystwie Mary i Rosy, a nawet Kapłana Aremiego. Do tego przebywały tam również dwa patrole straży miejskiej, w liczbie ośmiu zbrojnych, zarówno wewnątrz, jak i przed budynkiem. Helmita w czasie pobytu w karczmie tylko raz spojrzał na Lunę, to jednak wystarczyło. Kobietę przeszedł naprawdę niesamowity dreszcz.

Przez ponad kwadrans tłumaczono, spierano się, a i nawet wyzywano z Yonem, traktując go jako głównego podejrzanego!. Po rzuceniu w końcu jednego zaklęcia przez Aremiego, okazało się, że mężczyzna mówi prawdę i dano mu spokój, oraz grzecznie przeproszono. Ciało Mivala przetransportowano do świątyni, a dwóch miastowych pozbierało zwłoki kotów i zabrało się za wycieranie podłóg. Zarówno zaś Tarę jak i Zorę zabrano również do przybytku Helma, podając im jakieś dziwne wywary na uspokojenie, po których obie zasnęły.

Mara jak i Rosa, oraz wielu z awanturników było całą sytuacją mocno wstrząśniętych, choć nie na tyle, by zapomnieć o czynach koniecznych. W południe bowiem zaplanowano pochówek ich zabitego towarzysza, Elfa Szadeda, łącząc go "na szybko" z pochówkiem Mivala. W ceremoni pogrzebowej prowadzonej przez Aremiego uczestniczyło naprawdę wielu miastowych, Paladynka Mara, a nawet zdrowy już burmistrz Lance, wraz ze swoim "przydupasem" Lance. Nie obyło się jednak bez scen. Tuż po zakończeniu, jeszcze na małym, miejscowym cmentarzu, Tara niespodziewanie strzeliła Siabo w pysk.

- Zostaw w spokoju moją córkę - Wydusiła z siebie przez łzy kobieta.

...

Oficjalnie karczma została zamknięta. Nie wpuszczano już żadnych gości, nikogo również nie obsługiwano. Tara i Zora zniknęły na zapleczu, nikt nikogo nie obsługiwał, nikt nie stał za barem, nie było również żadnej banalnej stypy. Jedynie naprawdę spora grupa awanturników siedziała przy stołach, zastanawiając się co począć dalej. W drodze wyjątku mogli oni swobodnie korzystać z przybytku "Smoczy Łeb", pilnowanego teraz przez dwóch gwardzistów stojących na zewnątrz tuż przy drzwiach.

Czas... wprosić się do Barona na obiad?.











***

Stan pw po przespanej nocy:

Johan 29, Bd zregenerowana do 8

Harkh zdrowy

Yon zdrowy

Blajndo 42pw z 49

Siabo zdrowy

Elhan 36pw z 54

Luna zdrowa, Rosa też


PD:

Johan za odgrywanie i sprawy z Yalcyn 1600PD i walkę z tygrysami 800PD, 30.400

Harkh za odgrywanie 1600PD, 29.600

Yon za odgrywanie 800PD i walkę z wampirem 400PD, 29.200

Blajndo za odgrywanie 1600PD i walkę z tygrysami 800PD, 30.400

Siabo za odgrywanie, tygrysy i Zorę, 30.600PD

Elhan za odgrywanie, tygrysy i oko w oko z bestią 30.500

Luna za odgrywanie i Aremiego 1000, 29.000

Rosa za odgrywanie i walkę z wampirem, 29.200


***

W karczmie znajdują się wszyscy (no poza Milo) BG i Mara.

Znalazłam również w końcu obrazek Mivala, lepiej późno niż wcale :P
 

Ostatnio edytowane przez Buka : 28-07-2008 o 16:34.
Buka jest offline  
Stary 24-07-2008, 20:26   #113
 
Bulny's Avatar
 
Reputacja: 1 Bulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputacjęBulny ma wspaniałą reputację
Wiercący się i kręcący w nocy kobold, obudził się niemalże tuż po tym, kiedy nad miasteczkiem nastał dzień. Od samego rana, męczył go potężny ból głowy, który promieniował na całe ciało dając podłe uczucie osłabienia. Tym razem jednak ból był silniejszy, niż zwykle, kiedy mały stwór się upijał. Należało dodać przecież jeszcze fakt bycia przygniecionym pod stołem oraz „ślicznym kiciusiem”, z którym przyszło zmierzyć się drużynie całkiem niedawno. Bolało go przez to wszystko. Brzuch, ramiona. A najbardziej plecy, które były narażone bezpośrednio na otarcia i uderzenia wywołane przez zwierze, pojawiające się znikąd. Od tamtego czasu, jego małą główkę zaprzątały domysły, o tym skąd się wzięły i przez kogo zostały przyzwane. Nie mógł dojść z tym do składni postanawiając, że przy alkoholu lepiej się myśli o tego typu sprawach. Teraz jednak żałował, że spił się na umór, tak jak to zwykle raczył robić jego towarzysz Johan, który właśnie leżał na swoim łóżku.

Człowiek, swoją drogą, też wyglądał dość niepokojąco i nieswojo. Był jakiś taki blady i sprawiał wrażenie lekko znerwicowanego poprzednim dniem. Cokolwiek się wtedy działo musiało go nieźle sponiewierać. Johan był jedyną osobą, o którą kobold tak naprawdę się martwił i której losem zwiadowca się przejmował. Chyba nawet jedyną istotą, do której Harkh czuł jakikolwiek szacunek. Wolał jednak nie pytać się o co poszło, a przynajmniej teraz, gdy wielki wojownik myślał o czymś intensywnie. Położył się więc na drugim boku i z powrotem zasnął.

Po ponownym przebudzeniu, znów spojrzał na łóżko swego towarzysza. Tym razem go już nie było, a jego rzeczy zostały zabrane. Postanowił poleżeć jeszcze chwilę wiedząc, że Blavith obudziłby go, gdyby nastała potrzeba wyruszenia dalej. Odpoczynek taki nie trwał jednak zbyt długo. Stworek szybko zerwał się z łóżka słysząc jakieś poruszenie, które usłyszał z zewnątrz. Przez chwilę musiał jednak przystanąć w siedzącej pozycji, gdyż obolałe mięśnie nie zdążyły jeszcze dostatecznie się zregenerować. Takie bezczynne siedzenie nie trwało jednak zbyt długo. Kobold wstał z tej pozycji rozciągając się tak, by poczuć przyjemne „chrupanie” swego ciała. Potem rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu plecaka, który towarzyszył mu przez cały czas. Wyjmując z niego najpotrzebniejszą rzecz, czyli swój łuk, a resztę zarzucając na plecy, wyszedł z pokoju, by sprawdzić co dzieje się na dole.

Widok rozmemłanych kotów na korytarzu, który resztę drużyny przysparzał o mdłości, jemu wzniecił jedynie apetyt. „No tak, nie jadłem od wczoraj, ale teraz nie ma czasu” – pomyślał, idąc dalej. Był skupiony najmocniej jak mógł. Każdy, nawet najdrobniejszy ruch był wcześniej odpowiednio przemyślany. Leżące na podłodze ścierwa omijał w taki sposób by nie pośliznąć się na ich wnętrznościach i nie narobić huku, do czego był czasem zdolny. Skierował swoje kroki ku schodom na dół.

Gdy zszedł i zobaczył resztę drużyny chciał już zapytać co się stało, lecz widok martwego karczmarza wszystko wyjaśnił. Mimowolny uśmieszek wywołany martwymi kotami bardzo szybko przeistoczył się w wyraz zupełnej powagi. Rozejrzał się po sali, widząc, jak elf i iluzjonista uspokajają lamentujące kobiety. Nie było zbyt miło i kobold wiedział o tym doskonale. Już dawno zmyłby się stąd, gdyby nie fakt, że Johan koniecznie chciał zostać i pomóc miejscowej ludności. Człowiek był jedynym ogniwem, które łączyło Harkha z tym podłym miastem.

Stwór przez chwilę zastanawiał się, co mogło być przyczyną zgonu właściciela przybytku. Już chciał podchodzić do denata, gdy jednak zobaczył Blavitha wychodzącego pośpiesznym krokiem z budynku. Zwiadowca bez chwili zastanowienia wrzucił łuk do plecaka, tak jakby tamten nie miał dna i popędził za swoim przyjacielem, by przy okazji zobaczyć co jest z nim nie tak. Gdy tylko zrównali chód, co nie było trudne, kobold zdał sobie sprawę z tego, że człowiek jest teraz trochę jakby nieobecny. To, a nawet obecność ludzi na ulicach, nie przeszkodziło mu jednak na tyle, by nie rozpocząć swojego gradobicia pytań:
- Idziemy teraz wezwać straż, tak? – mówił bardzo szybko i chrapliwie, czasem niezrozumiale, lecz był na tyle zdenerwowany, że nie obchodził go styl własnej wymowy
– Powiedz mi co się stało jak spałem? Ty też wyglądasz jakoś nieswojo. Czy powinienem o czymś wiedzieć? Może naprawdę wyjedźmy z tego miasta jak najszybciej, nim skończymy tak samo jak ten karczmarz? Już same te tygrysy były dziwne. – tu myśli kobolda przeszyła jedna, bardzo potężna myśl. Skojarzył, że człowiek nie wyglądał tak mizernie po walce z przerośniętymi kotami, więc w międzyczasie musiało dziać się coś o wiele poważniejszego. Już chciał zadać kolejne pytanie, lecz nim to zrobił wpadł na coś twardego. Dokładniej na wielką nogę brodacza.

Stwór szybko otrząsnął się, widząc jakąś kobietę, ładną kobietę siedzącą obok małej dziewczynki. To na jej widok jego towarzysz stanął jak wryty. Coś było nie tak, tylko nie wiadomo było jeszcze do końca co. Johan stał, trzymając swoje palce na mieczu. Harkh spojrzał na niego, widząc w jego oczach coś dziwnego. Człowiek bez wątpienia widział już kiedyś tę kobietę i nieźle dała mu się ona we znaki.

Kobold nie wiedział jednak co robić. Nie chciał wyciągać broni przy wszystkich tych ludziach, lecz sytuacja chyba wymagała aby to zrobić. Przerzucił więc plecak na drugie ramie, przysłuchując się rozmowie, a przy okazji chwytając powoli swoją broń. Przez cały czas udawał, że jest ogromnie spokojny, lecz w rzeczywistości trawiło go uczucie strach dopingowane jeszcze przez ogromną niepewność. Nie zanosiło się na to, aby któraś ze stron miała rozpocząć atak, aczkolwiek gesty i słowa dziwnej kobiety brzmiały bardzo wyzywająco. Życie małej dziewczynki nie obchodziło go zbytnio, lecz Johan załamałby się już zupełnie gdyby zginęło kolejne niewinne dziecko. Wolał więc nie interweniować, tylko poczekać na rozwój sytuacji, który zakłócił jednak wypad straży.

Oczy kobolda na sekundę oderwały się od bezczelnej kobiety, lecz gdy znowu skierowały się w jej stronę, zobaczyły jedynie dziewczynkę. Nie było teraz jednak czasu na pytania. Johan znowu gdzieś polazł i trzeba było pędzić za nim. Harkh wypatrzył go, podążającego za bandą strażników, na czele których biegły znane mu już kobiety. Szybko podążył za nimi w kierunku karczmy, w której dokonano mordu. W tym czasie przez jego mały, móżdżek przepłynął ogrom myśli i informacji. „Kim była ta kobieta? Czego chciała od Johana? Czemu nam grozi? Co tu się w ogóle dzieje?” – były to jedne z wielu podstawowych pytań, które zaprzątały mu głowę. Mały stwór znów poczuł ogromną potrzebę napicia się piwa…

~

Gdy dwaj bohaterowie wbiegli do gospody w towarzystwie strażników, kobold postanowił nie odzywać się ani słowem. Przypatrywał się jedynie kłótniom, które wynikły pomiędzy strażnikami a nowopoznanym człowiekiem. Niezbyt chciał wtrącać się do tego, gdyż wiedział że mógłby sobie nagrabić i jeszcze to jego posądzono by o zabójstwo. Wlazł więc za bar i nie zważając na niczyj wzrok nalał sobie piwa do drewnianego kufla. I tak nic nie mógł teraz zrobić. Podszedł więc z napitkiem do Johana odciągając go na bok i rzekł:
- Więc teraz towarzyszu. Chce usłyszeć wszystko o czym nie wiem. Od początku do końca. Kim była ta kobieta?...


~

Kobolda niezbyt interesowały rytuały pochówku stosowane przez ludzi, więc usiadł nieopodal cmentarnej bramy, ponownie starając się ułożyć wszystko w swej małej główce. Cały ten, oraz poprzedni dzień przyprawił go o doznanie niezłego szoku. W pomroku podobne sytuacje były niemalże codziennością, lecz od jego ostatniej wizyty pod ziemią minęło już dużo czasu. Tutaj takie rzeczy nie zdarzały się zbyt często. A przynajmniej nie jemu i jego przyjacielowi…

~

Trzeba było jednak zebrać się do kupy. Harkh zasłyszał gdzieś podczas tego zamieszania, o jakiejś wizycie u barona, o której kompletnie nie wiedział. Po ceremonii poszedł razem ze swoimi zasmuconymi „przyjaciółmi” do karczmy, gdzie znowu nalał sobie piwa. Nie znał zbytnio planów reszty towarzystwa. Nie wiedział, czy wezmą go ze sobą czy nie. Nie lubił kusić losu, lecz wizyta u barona mogłaby być czymś ciekawym. Usiadł sobie na krześle, i przysłuchiwał się im rozmowom. Dodatkowo zajęty był jeszcze planowaniem ewentualnego wtargnięcia do siedziby możnego po kryjomu, gdyby reszta drużyny nie chciała go tam zabrać. Nie mówił nic, czasem jedynie przytakując i odpowiadając nieskładnie na pytanie. Jego głowa była jednak za mała, żeby poradzić sobie z takim natłokiem informacji i zdarzeń, przy okazji obmyślić dobry plan, a na dodatek rozmawiać z innymi, co teraz stanowiło największy problem…
 
__________________
"Gdy Ci obcych ludzi trzech mówi że jesteś pijany to idź spać" - Stare żydowskie przysłowie ;)

Ostatnio edytowane przez Bulny : 24-07-2008 o 20:36.
Bulny jest offline  
Stary 24-07-2008, 20:55   #114
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Z radością stwierdził, że głowa go wcale nie boli. Nos, jak zdołał stwierdzić, również był w porządku. Widocznie obrażenia, jakie doznał w walce z wampirem, okazały się bardziej widowiskowe niż poważne i porządny odpoczynek wystarczył, by zniknęły.
Dzięki temu nie musiał zdać się na umiejętności Mary lub pełne wyższości spojrzenia Rosy i jej z łaski rzucone zaklęcia lecznicze.
Świetnie sobie zdawał sprawę z niczym nie uzasadnionej niechęci, jaką żywi do niego kapłanka.
Jedna rzecz nie dawała mu spokoju... Słodkawy zapach, który coś mu przypominał...

Usiadł przecierając zaspane oczy. Jeszcze nie do końca obudzony zwinął posłanie, a potem przeciągnął się i otworzył oczy do końca.
Po prostu go zamurowało gdy ujrzał, w jakim towarzystwie spędził resztkę niezbyt spokojnej nocy. Na środku sali leżało bezgłowe ciało mężczyzny. Jego głowa spoczywała kawałek dalej. Co ciekawsze nawet z tej odległości widział, że głowa po prostu została oderwana od tułowia...

Przerażający krzyk wyrwał go z odrętwienia. Gospodyni darła się jak opętana, spoglądając na leżące zwłoki. Prawdę mówiąc wcale jej się nie dziwił, bo widok był zgoła makabryczny.

Bardzo szybko jadalnia zapełniła się pozostałymi gośćmi gospody. Stroje niektórych wskazywały na to. że ubierali się w wyjątkowym pośpiechu. Co również Yona niezbyt zdziwiło, jako że nigdy nie zdarzało się, by tyle osób budziło się równocześnie i czekało w swych pokojach na sygnał do wyjścia...

Yon niezbyt sie dziwił spojrzeniom kierowanym w jego stronę. Jakby nie było wszystko miało miejsce można by powiedzieć na jego oczach. Parę metrów od jego posłania.
Sam by wątpił w swoją niewinność... Gdyby nie to, że nie miał na sobie śladów krwi i nie był na tyle silny, by urwać komukolwiek głowę.

- Trzeba... Trzeba wezwać straż - powiedział niezbyt głośno. - I Marę Bersk.
Strażnicy i Mara stanowili zapewnienie, że nikt nie dokona samosądu...

Po straż poszedł Johan. I wyglądało na to, że niezbyt się spieszył, bo na straż nie można się było doczekać.

Yon usiadł przy jednym ze stołów. Takim, na którym nie leżał żaden kot... Siedział cierpliwie czekając na przybycie strażników. I nie starał się nie wykonywać żadnych podejrzanych ruchów.

W końcu przybyli. Strażnicy. Aremi. Mara. Rosa.

- Co zdarzyło się tej nocy? - spytał Aremi.
- Nic nie widziałem, nic nie słyszałem - powiedział Yon. Co nie do końca odpowiadało prawdzie, jako że dotyczyło tylko i wyłącznie licznych zwłok.

Zlekceważył niedowierzające spojrzenia, jakie skierowali nie niego Aremi i Mara.

- Może przejdziemy w jakieś ustronne miejsce, by nie wszyscy słyszeli to, co mam do powiedzenia. Tylko wy i ja.

Odprowadzani licznymi spojrzeniami skierowali się do kuchni.

- Miała miejsce mała randka. Nie sądzę, by miało to znaczenie, kto z kim. Potem... Potem poczułem chłód... Aurę zimna... Taką, jaka otaczają potężnych nieumarłych. Ale ona szybko minęła. Sprawdziłem zamknięcia i chwilę później zasnąłem.
- Na chwilę - dodał - bo zbudził mnie jakiś krzyk. Chyba kobiecy. Gdzieś tam na piętrze. Ale nie sprawdzałem, kto... Poza tym nie byłem pewien.
- Gdy rano się zbudziłem tamte zwłoki już były. I nie mam pojęcia, jak się tam zjawiły. I dlaczego mi nic się nie stało.
Widząc powątpiewające spojrzenie Aremiego uśmiechnął się. Nieco złośliwie.
- Masz czary... Rzuć czar prawdomówności, czy jak to się zowie, a sam się przekonasz...

Aremi spojrzał na Marę, a ta, z pewną niechęcią, skinęła głową.
Kapłan rzucił czar.
- Co możesz powiedzieć na temat zwłok w gospodzie? I o Sergorze? - spytał.
- Nic nie wiem na temat zabójstw, jakie miały miejsce tej nocy. Nie wiem, kto to zrobił - powiedział Yon. - Na temat Sergora też nic nie wiem.
- A ci nieumarli w środku nocy? - kontynuował przesłuchanie Aremi.
- Czułem ten chłód. To z pewnością byli nieumarli.

Aremi chciał jeszcze dalej wypytywać, ale Mara mu przerwała.
- To wystarczy - powiedziała.
Poczekali jeszcze moment, a gdy czar przestał działać skierowała się wraz z Yonem i Aremim do głównej sali.
- Przepraszam cię, Yon - powiedziała głośno.
Yon uśmiechnął się.
- Nie ma sprawy. Sam bym tak postąpił.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-07-2008, 18:31   #115
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Rosa zbudziła się z samego rana. Po jako-tako przespanej nocy była rześka i wrócił jej dobry nastrój. Nie zwracając uwagi na paskudną pogodę pomodliła się do Tyra, wykąpała i założyła zbroję. W pełnym rynsztunku udała się na dwór, by z dala od tłoku ćwiczyć pchnięcia i parowanie. Zwykły poranek.

Gdy Paladynka wracała do świątyni, wybiegła z niej podenerwowana Mara, a za nią Aremi. Bez zastanowienia kobieta dołączyła do grupki, dotrzymując kroku Helmitce.
- Co się stało? Atak potwora?- spytała.
- Zabito Mivala- stwierdziła Mara.

Rosa de Burbon mocniej zacisnęła palce na rękojeści miecza. Wiedziała, że w mieście od miesięcy ginęli ludzie. Było oczywiste, ze jej misja polegała na wytropieniu i zabiciu złego. Ale mimo to śmierć karczmarza była szokiem. Do tej pory masakra, która dotknęła to miasto była dla niej jedynie tłem, niedostrzegalnym powodem jej przybycia. Teraz przyszło jej się zmierzyć z całym tym złem.

Nie mogła jednak zrozumieć, jak mieszkańcy Rath mogą to wytrzymać. Spotykać się w dzień, żyć razem, rozmawiać, bawić się, a następnie zasnąć z świadomością, że mogą nie zobaczyć już swoich rodzin, przyjaciół, albo samemu zginąć w męczarniach. Rosa nie wiedziała, jak to wytrzymują. Przecież byli tylko ludźmi, zwykłymi ludźmi jak ona lub Yon. Burbonówna sama na ich miejscu już dawno by się poddała.

Ale ona nie mogła się poddać. Mimo wątpliwości, strachu i bezsilności musiała walczyć. Była paladynem! Nie mogła tak o stwierdzić „boję się, to mnie przytłacza” i odejść. Po prostu nie mogła. Jeśli mieszkańcy Rath przez miesiące wytrzymywali to napięcie, to ona tez wytrzyma! Nie podda się, choćby zło rzuciło ją na kolana i kopało w dupsko ile wlezie!

Choć po mieście krążyły plotki wykrzykiwane z przerażeniem, to nic nie było w stanie przygotować Rosy na to, co zastała w karczmie. Gdy tylko otworzyła drzwi, w nozdrza uderzył ją mocny, złowieszczy, metaliczny zapach posoki. Był tak mocny, ze aż poczuła go w ustach. Wokół, jak okiem sięgnąć, wypatroszone koty. Ich ciała były wywrócone na wierzch, a z brzuchów sterczały ociekające krwią wnętrzności. Nad każdym z zwierząt fruwały muchy, wściekle bzycząc i osiadając na padlinie.

Najgorszy jednak był środek sali. W kałuży własnej krwi, na zimnej podłodze leżało ciało karczmarza. Brodata, zakrwawiona głowa została oderwana i patrzyła na Rosę pustym wzrokiem. Po białej gałce pełzała mucha, szukając najlepszego miejsca na posiłek.

Przerażona paladynka zachwiała się i zatoczyła do tyłu, siadając na bruku i kryjąc twarz w dłoniach. Chciała zapomnieć o tym co widziała, o tym, co stało się w karczmie. Chciała wyrzucić z głowy myśl, że gdyby była tu zeszłego wieczoru, zamiast plotkować z Marą i wyżalać jej się z swoich problemów, udałoby się jej wykryć zło i je przepędzić. Pragnęła zapomnieć o tym, że gdy mogła ocalić karczmarzowi życie, spała słodko w świątyni.

Przede wszystkim, chciała jednak zapomnieć o pustym spojrzeniu trupa, patrzącemu na nią z wyrzutem.

Rosa niewiele zapamiętała z ceremonii pogrzebowej. Siedziała z tyłu, nie mogąc się otrząsnąć od obrazów i wyrzutów, które ją męczyły. Gdy znalazła się w karczmie, spojrzała tępo na Yona. Przypomniała sobie jego pełne pogardy spojrzenie.

Yon spał obok trupa. Gdy tylko się obudził, zobaczył masakrę. Ale mimo to nie był wstrząśnięty. W każdym razie nie tak jak Rosa. Paladynka spojrzała na niego i uzmysłowiła sobie, czego od niej oczekują. Była paladynem.

- Posłuchajcie, wiem, ze zdarzyła się tragedia i wszyscy bardzo to przeżywamy, ale jeśli chcemy uchronić innych przed bólem musimy teraz pomyśleć co robić.- stwierdziła, starając się zmobilizować innych do wysiłku.
- Na pewno w mieście jest przynajmniej jeden wampir. Możliwe, ze istota, która wczoraj pokonaliśmy z Marą i Yonem stworzyła już swoje sługi. Tak czy inaczej, mamy kłopoty. Patrząc z perspektywy czasu, źle zrobiliśmy, zwyciężając walkę. Potwór wie wszystko o zdolnościach mary, Yona i moich. A my nic nie wiemy o nim. W dodatku wciąż nie wiemy z czym walczymy- podsumowała wiedzę grupy.
- Maro, musisz nam pomóc. Co stało się kiedy monstrum zaatakowało po raz pierwszy? Może otworzono nową kopalnię? Ktoś kogoś wyzywał? Jakiś tajemniczy podróżnik został potraktowany jak śmieć? Co odróżniało tych, którzy zginęli makabrycznie od tych, który po prostu zginęli? Czym kieruje się monstrum? Czy zmasakrowane zwłoki to jedno, a śmierć „bez powodu” to co innego? Czy mamy tu do czynienia z potworem, wampirem, czy może te dwie potęgi działają niezależnie od siebie? I przede wszystkim- czemu monstrum zrobiło się tak śmiałe?- Rosa wyrzuciła z siebie szereg pytań. To prawda, wszystkim było smutno i można uznać, ze takie żywiołowe zadawanie pytań gwałciło świętą pamięć Mirvala, ale paladynka miała na to inny pogląd. Musieli zdwoić wysiłki, by taka tragedia nie wydarzyła się znów.

Musieli zdwoić wysiłki, by przetrwać.
 
Kaworu jest offline  
Stary 27-07-2008, 16:41   #116
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Siabo wyszedł z pokoju prawie od razu za Zorą. Ona jednak stała przy drzwiach jego pokoju i patrzyła przed siebie. Była przy tym dziwnie blada. Już po chwili czarodziej wiedział czemu. Wszędzie była krew. Na podłodze i na ścianach całego korytarza, a także na schodach. Krew i wnętrzności. Krew i wnętrzności kotów. Zmasakrowane ciała zwierzaków obdartych ze skóry czy rozerwanych na strzępy. Zapach był okropny. Niektóre koty już zaczęły się rozkładać a dołączając do tego fetor, który rozsiewały nawet te żywe dawało to smród, który prawie zmusił iluzjonistę do odruchu wymiotnego. Zdołał się jednak powstrzymać i ruszył powoli korytarzem. Co tu się stało na Mystrę? Jak? Czemu nic nie słyszałem? Przecież koty na pewno by hałasowały. Jak więc? Widział, że pozostali towarzysze, są równie zszokowani tym, co widzą, jak on. Szedł ostrożnie stawiając kroki, tak by nie nadepnąć żadnego kota. jakby to miało jeszcze jakieś znaczenie. – pomyślał przez chwilę. Po chwili był już na schodach i rozejrzał się szybko po sali. Nawet w izbie wszędzie były martwe koty. Czarodziej przelotnie spojrzał na człowieka, którego poznał wczoraj, a który dopiero co wstał, mimo iż wokół niego leżało wiele kocich ciał. Spojrzał tylko przelotnie, gdyż oprócz ciał kotów było tu jeszcze jedno ciało... Ciało Mivala.

Leżał na ziemi bez głowy, która bez wątpienie została mu po prostu urwana. Krzyk Zory wstrząsnął czarodziejem. Dziewczyna podbiegła do ciała swego ojca i zaczęła potrząsać jego ciałem. Siabo już po chwili był przy niej. Ledwo wziął ją w objęcia by nie patrzyła na ciało swego taty, a ta już omdlała.

- Blajndo, pomóż mi. Połóżmy ja na jakimś stole. - powiedział szybko, gdyż nie był zbyt silny, a nie chciał jej ciągnąć, by nie ubrudzić jej krwią. Gdy wraz z półelfem położyli ją na stole, mag spojrzał mu w oczy i szepnął cicho.
-Dzięki przyjacielu.

Gdy wraz z innymi czekał na strażników, po których poszli Johan z Harkhem coś mu zaświtało w głowie. Spojrzał na Ehlana by sobie lepiej przypomnieć to, o czym pomyślał. Przeniósł spojrzenie na Tarę i zmrużył oczy. Miał wrażenie, że przez chwilę mu się przyglądała. I czyżby zobaczył błysk nienawiści w jej oku? Cokolwiek to było, Laumee Harr stwierdził, że teraz nie może zrobić tego, o czym pomyślał, bo jak by to wyglądało. Co gorsza po chwili okazało się, że braciszek Zory gdzieś zniknął. Ta wiadomość wywołała jeszcze większy strach i rozpacz. Czarodziej miał nadzieję, że Sergor uciekł a nie, że został porwany. Mystro ochroń go przed złem! - pomodlił się.

Po jakimś czasie w gospodzie był już spory tłumek ludzi. Aremi zaczął oskarżać, Yona co w mniemaniu czarodzieja było śmieszne. Mimo iż w pierwszej chwili, można byłoby pomyśleć, że to Yon jest sprawcą owej tragedii, to jednak wystarczyło spojrzenie na jego zdziwioną twarz po przebudzaniu. Był tak samo zaskoczony jak reszta awanturników a może nawet bardziej. To, że spał w miejscu gdzie było mnóstwo krwi i zmasakrowanych ciał kotów i gdzie został zabity Mival nie było żadnym dowodem i Siabo o tym wiedział. Fakt, ze czarodziej mu nie ufał, ale to była innego rodzaju nieufność. Raczej wątpił w to, że to Yon zabił Milvala i te wszystkie koty. I to tak cicho. Zresztą czarodziej miał pewną teorię, którą musiał jeszcze sprawdzić.

Gdy ciało Mivala zostało przeniesione do świątyni, a także, gdy Zora i jej matka opuściły lokal także udając się do świątyni, strażnicy postanowili posprzątać karczmę. To jest okazja. - pomyślał i powiedział szybko do jednego z nich
- Jeśli możecie to poczekajcie. Chciałbym coś sprawdzić, coś, co może być pomocne. Nie zajmie mi to wiele czasu, a gdy już znajdę bądź nie, to, czego chce poszukać to pomogę wam posprzątać, dobrze?

Obaj mężczyźni się zgodzili, więc Siabo zaczął krążyć po izbie i przypatrywał się każdemu nieżyjącemu kotkowi. Po chwili zaczął przemieszczać się po schodach i zniknął w korytarzu. Przeszukał dość dobrze całą karczmę a nie znalazł tego, czego chciał. W końcu, więc za pomocą magii zaczął pomagać owy ludziom w porządkach. Jego myśli pędziły w dziwnym kierunku, sprawiając, ze czarodziej czuł się coraz gorzej z sekundy na sekundę. Czy to możliwe? - pytał sam siebie.

W południe cała grupa poszukiwaczy przygód udała się na cmentarz. Miał się tam odbyć pochówek Szadeda, a teraz także zabitego karczmarza. Ceremonia była skromna mimo, iż zjawiło się na niej naprawdę sporo ludzi. Siabo był jednak zatopiony we własnych myślach. Znowu na poważnie i z całą siłą swego umysłu myślał nad "bestią" nękającą Rath. Wiedział, że będzie trzeba postawić wszystko na jedną kartą. Będzie musiał to zrobić. Tylko wtedy mają jakąś szansę. Musi sprawić, żeby wraz z towarzyszami wzięli się za siebie i uratowali to miasto. Wiedział, że jeśli nikt tego nie przerwie, to będzie więcej tragedii i śmierci.

Gdy tak rozmyślał zobaczył, że matka Zory idzie w jego kierunku. No ładnie. - pomyślał Co teraz? Tara podeszła do czarodzieja i zamachnęła się na niego. Siabo mógł się odchylić, mógł złapać ją za rękę. Nie zrobił tego gdyż czuł, że trochę mu się należy. Gdyby więcej uwagi poświęcił na ochronę karczmy, to może Mival by jeszcze żył a jego syn by nie zaginął.

Cios był mocny. Może i Siabo zasłużył na niego, ale na pewno nie spodziewał się, że ta kobieta ma taką siłę. Na chwilę czarodziejowi zakręciło się w głowie i lekko go zachwiało.
- Zostaw w spokoju moją córkę - Wydusiła z siebie przez łzy kobieta. Mag spojrzał kobiecie w oczy i odpowiedział spokojnie
- Mogę Ci obiecać, że na pewno tego nie zrobię. Nie pozwolę, by coś ją skrzywdziło tak samo jak Ciebie pani. - po czym się skłonił i ruszył w kierunku "Smoczego Łba".

Iluzjonista szedł powoli ciągle rozmyślając i nieświadomie masując szczękę, toteż do karczmy wrócił jako ostatni. Gospoda została, co prawda zamknięta, jednak wszyscy awanturnicy, a także Mara mogli z niej korzystać. Siabo zasiadł za stołem ciągle milcząc. Po chwili Rosa zaczęła zadawać pytania Marze. To sprawiło, że także on postanowił coś powiedzieć, co uczynił jak tylko kobieta skończyła.

- Rosa ma rację. Musimy wziąć się do roboty. Jeśli teraz zaczniemy rozpaczać, to nie pomożemy tym wszystkim ludziom - zaczął mówić coraz głośniej - a nie możemy ich zawieść. Musimy zrobić wszystko, co się da, aby wypędzić lub pokonać zło, które zalęgło się w Rath. Żeby to zrobić musimy w końcu sobie zaufać. Musimy stać się jednością! Rozumiecie? Koniec sekretów. - spojrzał znacząco na każdego z nich. Podjął już spokojniej - Wiemy, że ten, kto dopuszcza się tych zbrodni jest potężny i przebiegły. Żeby mieć z nim szansę musimy ufać sobie. Musimy być tak pewnie siebie, żeby każdy z nas mógł powiedzieć o drugim: "ten wejdzie za mną w otchłań żeby nas uratować". Musimy się poświęcić. Jeśli ktoś nie chce pomóc miastu, jeśli ktoś nie chce zaufać, to lepiej zrobi jak stąd odjedzie. Jest to oczywiście tylko moje zdanie. Nie chcę, bowiem mieć przy sobie kogoś, kto może mnie zdradzić lub zostawić, kiedy ja będę go potrzebował. Wzywam wszystkich i każdego z nas z osobna. Stańmy do walki! Wszyscy razem! Podejrzewam, że każdy ma już jakieś własne tropy. Podążmy nimi. Niech ten, kto zabił Mivala wie, że zrobił błąd! Sprawmy by mieszkańcy Rath poczuli się bezpiecznie! - w pewnym momencie Siabo poczuł się jakoś dziwnie. Poczuł, że robi coś nowego. Właśnie odkrywał przed swymi towarzyszami całego siebie. Postanowił, więc pójść na całość.

- Muszę wam coś powiedzieć - wyciągnął znaczek, który miał schowany pod płaszczem. - To jest znak organizacji, do której należę. Jestem Hafiarzem. Jak widzicie zaufałem wam do końca. My harfiarze mamy wielu wrogów. Jeśli któryś z was poinformowałby któregoś z nich, że się wydałem, byłby to za pewne wyrok na mnie. Mówiąc to chcę wam pokazać, jak wiele dla mnie znaczy ta sprawa. Od teraz nie mam przed wami żadnych tajemnic i proszę abyście wy nie mieli przede mną. Chcę wysłać list do moich przyjaciół, także Grających, aby nas wspomogli. Ale to później. Najpierw musze wam powiedzieć, co odkryłem. Pamiętacie tego czarnego kota, który tuż po ataku na Ehlana zlizywał krew a później zachowywał się, jakoś tak, dziwnie? Nie było go wśród martwych kotów. Jestem tego absolutnie pewny, nie ma mowy o pomyłce. Wiecie, dlaczego mnie to ciekawi? Bo, mimo iż dokonała się tu tragedia, nie było śladów włamania. A może ten kot, nie był tak naprawdę kotem? Wiem, że to nic nam nie daję, żadnych konkretów tylko domysły, ale chciałem to powiedzieć, żebyście się nie dziwili, czego wcześniej szukałem. Myślę jednak, że jest to pewien trop, choć nie wiem jeszcze, dokąd prowadzi. Teraz zastanówmy się, co robić. Może dobrze by było udać się do barona? Wszyscy razem? Co wy na to? Musimy zacząć działać.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 28-07-2008, 10:27   #117
 
Sinthael's Avatar
 
Reputacja: 1 Sinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłośćSinthael ma wspaniałą przyszłość
Elhan obudził się w swoim pokoju i najciszej jak mógł ruszył do swoich rzeczy. Założył zbroję i przypiął pas z mieczem, po czym ruszył w kierunku korytarza. Ledwo przeszedł przez próg, a jego nos uderzył ciężki zapach krwi. Spojrzał wzdłuż korytarza i lekko zbladł. Na podłodze jeden za drugim leżały porozrywane koty wydzielające ten okropny odór. "Na Corellona! Co tu się stało?!" - pomyślał ruszając pośpiesznym krokiem w kierunku głównego pomieszczenia karczemnego. Koty leżały wszędzie!

Nagle usłyszał krzyk Tary, co zmusiło go do pędu. Wpadł na schody i stanął jak wryty. Na środku sali w kałuży krwi leżało ciało Mivala z... oderwaną głową. Inni najwyraźniej też się zbudzili, bo na górze dało się usłyszeć tupot stóp nerwowo uderzających o podłogę. Nie trzeba było długo czekać jak na schodach pojawili się towarzysze elfa w pełnej gotowości. Elhan podszedł do wrzeszczącej Tary potrząsającej bezgłowym ciałem karczmarza i objął ją z trudem odciągając od ciała Mivala.
- Wszystko będzie dobrze. - szepnął jej do ucha. Zalewająca się łzami Tara szarpała się próbując wyrwać z uścisku. Wojownik ignorując ciosy zadane mu przez nią, trzymał mocno, aż się uspokoiła. Przytulił ją mocniej.

Gdy Tara powoli doszła do siebie zauważyła brak jednej rzeczy. Sergor. Chłopiec zniknął. Porwanie syna Mivala i Tary nieco utrudniało zadanie zlikwidowania tego co nęka Rath. Teraz potwór ma zakładnika. Johan wyszedł na ulice miasteczka z nadzieją na odszukanie jakiegoś strażnika, a Elhan usiadł z Tarą przy jednym ze stołów, na którym nie było żadnego kota, pocieszając kobietę. Po kilkunastu minutach przybył pokaźny oddział straży, a wraz z nim nowo poznana Rosa oraz Mara razem z kapłanem Aremim. Cała grupka od razu rzuciła się na człowieka, który wczoraj przedstawił się jako Yon. Wszak był on głównym podejrzanym, bowiem spał w pomieszczeniu, w którym wszystko się rozegrało. Według elfa było to wątpliwe podejrzenie. "Ktoś kto mógłby to zrobić musiał dysponować niewiarygodną siłą. Yon nie wyglądał na siłacza." - pomyślał. Tymczasem doszło nawet do małej kłótni. Aremi wyzywał się z Yonem, lecz został uspokojony przez Marę. Skończyło się na tym, iż uznano Yona za niewinnego... I słusznie.

Ciało karczmarza zostało przeniesione do świątyni, gdzie przygotowano je do pochówku. Tego dnia miał być także pogrzeb Szadeda. Dwie te ceremonie więc połączono. W południe odbył się pogrzeb dwóch mężczyzn, na który wyruszono całą grupką. Podczas ceremonii Elhan stał obok Tary ze smutną miną. "Zbyt wiele śmierci jak na tak krótki okres czasu... Trzeba zacząć działać. Inaczej, nigdy nie wybawimy tego miasteczka od jego kłopotu. Kto będzie następny? Zaraz po pogrzebie trzeba udać się do barona Chernina. Może tam dowiemy się czegoś ciekawego?" - pomyślał. Po pochówku grupka wróciła do karczmy, gdzie wywiązała się rozmowa na temat ostatnich wydarzeń i następnego posunięcia w celu obronienia mieszkańców przed zagrożeniem. Wysłuchał tego co mieli do powiedzenia Rosa i Siabo, po czym sam zabrał głos.
- Słusznie prawicie, przyjaciele. Gdy zszedłem dzisiejszego ranka tutaj na dół i zobaczyłem Mivala martwego, po raz pierwszy poczułem się jak zwierzyna, nie zaś myśliwy. To coś najwyraźniej widzi w nas zagrożenie i chce nas wyeliminować. Myślę, że to co dzisiaj w nocy zdarzyło się w karczmie było ostatnim ostrzeżeniem dla nas, abyśmy opuścili miasto. Musimy zrobić krok naprzód zanim ta bestia zrobi go pierwsza. - stwierdził - Siabo, to co dziś odkryłeś jest niewątpliwie dobrym tropem. Sam po ataku na ratusz udowodniłeś, co potrafi doświadczony czarodziej, przemieniając się w jastrzębia, a później w wiewiórkę. To co gnębi Rath może posiadać te same zdolności. Ten kot rzeczywiście mógł być potworem. - odparł do Iluzjonisty - Tak, teraz dobrze by było, gdybyśmy odwiedzili owego barona.
 
__________________
One, Two: Freddy's coming for you. Three, Four: Better lock your doors. Five, Six: Grab a crucifix. Seven, Eight: Gonna stay up late. Nine, Ten: Never sleep again

Ostatnio edytowane przez Sinthael : 28-07-2008 o 15:17.
Sinthael jest offline  
Stary 28-07-2008, 12:03   #118
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Kiedy Luna zeszła na parter, do głównej Sali, natychmiast odechciało się jej jeść, właściwie to miała ochotę niemal zwrócić kolację z poprzedniego dnia. Na usta cisnęło się jej przekleństwo, a wściekłość, która wija się w niej od wczorajszego wieczoru wzrosła i spadła. Miała ochotę wykrzyczeć im prosto w twarz, o tym, że niby zostali tu aby pilnować, chronić przed atakiem, ale nikt nie pomyślał o trzymaniu jakiejkolwiek warty, po prostu byli leniwy, to była cała prawda. Jednak teraz nie czas był na takie wyrzuty, nie miała zamiaru ich dobijać, ani biednej żony gospodarza. Postanowiła zachować spokój i rozsądek, to jedyna słuszna rzecz jaką można zrobić w takiej sytuacji. Rozejrzała się po sali, wszędzie było mnóstwo martwych kotów, przyglądnęła się ich zwłokom, chciała się upewnić czy były zabite przez pazury czy kły, jak duże były nacięcia, przez co wiedziałaby jak duże były kły/szpony. W zależności od tego mogła stwierdzić czy to było zwierzę, czy coś innego. Szukała też czegoś innego, nietypowego. Było tu tyle martwych kotów, oraz sam gospodarz, zapewne ktoś musiał stawiać opór, może zdołał jakoś skrzywdzić swego oprawcę, urwać kawałek futra lub skrawek ubrania.

Yon był oczywiście głównym podejrzany – ci ludzie są nie poważni, niby zrobiłby to wszystko i spokojnie poszedł spać dalej? To nie ma sensu, co się okazało było prawdą dzięki sprawdzeniu go zaklęciem Aremiego. Oczywiście mógłby on teraz sprawdzić i ją, czy nie zabrała tych jego ksiąg, ale w ten sposób mógłby się narazić na pytanie miał zamiar jej zrobić, a był za sprytny aby do tego dopuścić.

Po oględzinach przyszła pora na wnioski i deklaracje, na żale i oskarżenia. Siabo dokonał dość celnej uwagi, kot rzeczywiście nie musiał być tym czym się wydawał.

- Rzeczywiście Siabo możesz mieć rację… niedawno wybuchło małe zamieszanie przez wampiry… możliwe, że to one. Ale taki czyn wampir nie zrobiłby bez powodu, naraziłby się na wykrycie, zamiast spokojnie polować na mieszkańców miasto, ktoś musiałby mu to zlecić. Wampiry mają zdolność przemiany w obłok dymu, wilka, nietoperza czy szczura zwykle, być może niektóre potrafią zmieniać się w koty. Tłumaczyłoby to też obecność kotów, gdyż wampiry potrafią przywoływać i rozkazywać zwierzętom, w które się potrafią zmieniać. Mógł im nawet kazać pozabijać się nawzajem… tłumaczyłoby to też czemu kot zlizywał tak łakomie krew…

-Wampiry… Johan o nie wczoraj pytał, stąd skojarzyłam ten wątek… czyżby wiedział coś więcej…? – w myślach starała się wydedukować co mógł do tego mieć Johan.

- Muszę o coś spytać Johana, zaraz wrócę – pobiegła do swojego pokoju i zabrała swoje rzeczy, w tym księgi Aremiego, w swojej magicznej torbie przechowania. Miała zamiar szukając Johana podrzucić je do jego świątyni, skoro jest tutaj, a potem poszukać Johana.
 
Qumi jest offline  
Stary 28-07-2008, 14:22   #119
 
ŚLePoX's Avatar
 
Reputacja: 1 ŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znanyŚLePoX nie jest za bardzo znany
Twardy sen Tropiciela został przerwany przez jego kolege z pokoju, który starał się jak tylko mógł by być cicho. O dziwo, po wyjściu Wojownika, Wherkens zaczął się dziwnie zachowywać. Podbiegł do drzwi i mocno sapiąc i niuchając próbował coś wskazać swemu przyjacielowi. Chłopak natomiast pozbierał się tak samo szybko, kiedy usłyszał krzyk kobiety, dźwięki otwieranych drzwi i stąpania stóp:

- Co jest kolego? - podszedł do wilka wąchającego coś pod drzwiami. Ledwo je otworzył, został wręcz zatkany. Widok morza krwii, w którym pływały martwe koty, zamurował go. Do tego ten zapach... Pokręcił głową z niedowierzaniem wybałuszając gały. Czuł się dziwnie, jak gdyby złość miała zaraz z niego wybuchnąć. Tak wiele martwych stworzeń...

- Wherkens! - krzyknął ze złością na swego zwierzęcego towarzysza - Zostaw je! - złapał wilka za szyję, odciągając go od zwłok. Wiedział, że to jest normalne, w końcu należał do psowatych, które do wszystkiego wtykają swoje pyski, lecz był zły, przez co uniósł głos na przyjaciela, coś czego nie zwykł robić.

- Chodź! Idziemy na dół... - powiedział już znacznie spokojniej, po czym poprowadził wilka do schodów, przekraczając co chwile kolejne zwłoki.

Gdy znaleźli się na schodach złość wróciła.

- O żeszty kur... - gdzie nie spojrzał jego oczom ukazywały się zwłoki małych stworzeń. Następnie widok bezgłowego ciała gospodarza, z którym to poprzedniego wieczoru spędził kilka chwil przy kuflach, zatrzymał jego wzrok. Rozpaczająca rodzina dostała wsparcie od dwojga kompanów, Elhan trzymał mocno Tarę, a Siabo Zorę, która to też zaraz zemdlała:

- Blajndo, pomóż mi. Połóżmy ją na jakimś stole. - powiedział Mag, a co Tropiciel wykonał bez namysłu. Gdy dziewczyna leżała już wygodnie, Iluzjonista dodał szeptem coś co lekko chłopaka zdziwiło:

- Dzięki przyjacielu. - krótkie zdanie, a jakże przyjemne do usłyszenia w takich okolicznościach.

- Nie ma sprawy.. - odpowiedział szybko. Chwilowo stłumiona złość pozwoliła mu na mały rekonesans wśród martwych bestii. Przyglądał się najuważniej jak tylko mógł. Niestety jego umiejętność tropienia nie należała do najlepszych, w końcu tym zazwyczaj zajmował się jego ojciec, ale spróbować nie zaszkodzi i zaczął szukać nawet najmniejszych podejrzanych śladów. Wiedział od początku, że siedzący tu Yon był niewinny. Głowa brodatego karczmarza była wyrwana, a nie odcięta. Co dawało prosty wniosek - ktoś lub coś co to zrobiło było naprawdę potężne i musiało mieć niewiarygodną siłę. Przez to też rozpoczął przeszukiwanie pomieszczenia w tym samym momencie co Iluzjonista, chodząc tak ostrożnie jak tylko był w stanie. Nie chciał by jego uwadze coś umknęło. Zajęty szukaniem nie zwracał uwagi na to co działo się obok, po prostu nie obchodziła go świątobliwość próbująca wyciągnąć coś od niewinnego mężczyzny.

~

Podczas zaplanowanego pogrzebu towarzysza broni, dołączono także ceremonię pogrzebową Mivala. Nie cierpiał chodzić na tego typu zebrania, w sumie mało kto takie coś lubił, widok nagrobków przypominał mu zawsze o dniach polowań. Zbyt wiele krypt i jaskiń zwiedził przed kilkoma laty. Do tego dochodził widok wszystkich smutnych twarzy. Po prostu nie umiał długo tam ustać, przez co też poszedł usiąść w pobliżu kobolda. Nie mówiąc nic do niego zatopił się w swych myślach. Kolejne pytania pojawiały się w głowie. Kto mógłby być na tyle cichy i zarazem silny by wejść do zakneblowanej karczmy, zabić bezdźwięcznie sporych rozmiarów mężczyznę i oczyścić praktycznie całe miasto z kotów? Faktem było dla niego to, iż obecność wampirów została już tu potwierdzona i to, że te bestie mogłyby być właśnie w stanie czegoś takiego dokonać. Z całą też pewnością było to ostrzeżenie, być może i nawet swego rodzaju zemsta za ubitego wcześniej nieumarłego? Nie potrafił jednak znaleźć dobrej odpowiedzi ani na te pytania, ani na wcześniejsze. Zbyt dużo niejasności w tym wszystkim. Wampiry, obrzydliwie wyglądająca bestia mogąca magicznie oślepiać, no i mag czy demon czy cholera wie co, mogące używać potężnej magii. Zbyt dużo. Zbyt dużo jak na tak krótki okres pobytu. Że też nikt w tym mieście nic konkretnego nie wiedział?

- Trzeba chyba będzie jednak wpaść z wizytą do tego cholernego barona... - pomyślał wzdychając przy tym mocno.

~

Po powrocie do karczmy chłopak zasiadł do stołu z wszystkimi chętnymi do rozmowy. Czuł się źle z tym, że poprzedniego dnia chciał tu zostać, by pilnować porządku i nie mógł zrobić niczego, co by uratowało Mivala i całe "stado" kotów, a przy tym zaginiętego chłopca. Z drugiej strony pocieszała go myśl, że gdyby poszli na kolację to mogłoby tu być jeszcze gorzej, na przykład zastaliby całą rodzinę wyrżniętą. Takie mieszane uczucia wprowadzały niezły chaos w już i tak nieźle potrzepanej i zdezorientowanej głowie.
Z uwagą słuchał kolejnych wniosków i opini towarzyszy, każdy kto coś chciał dodać, robił to, dorzucając do tego dość ciekawe spostrzeżenia. Zwłaszcza spodobało mu się wyznanie Siabo oraz "zero tajemnic":

- Dobrze wiedzieć, że mamy po naszej stronie kogoś takiego jak Ty. - uśmiechnął się przy tym nieznacznie. W normalnych warunkach bardziej by się cieszył z takiej informacji, jednak jego poczucie humoru gdzieś zaginęło w trakcie ostatnich wydarzeń.

- Zgadzam się z Waszymi opiniami, nic dodać i nic ująć... - rzucił cicho, pomimo gotującej się w jego wnętrzu złości i energi, nie powiedział nic więcej. Nie było już ku temu potrzeby, bo co miało być powiedziane to zostało, dlatego tylko podniosłym tonem rzucił:

- Chodźmy odwiedzić w końcu tego całego Cherninga, czy jak mu tam było!... - rzekł to szybko wstając od stołu, tym samym potwierdzając swą ogromną chęć i gotowość dorwania grasującego w mieście zła.
 
__________________
<PEACE>

Ostatnio edytowane przez ŚLePoX : 28-07-2008 o 14:36.
ŚLePoX jest offline  
Stary 28-07-2008, 17:12   #120
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Rosa siedziała na krześle, przysłuchując się rozmowie. Jedyne, co ja zaskoczyło, to sprawa dziwnego kota. Wyglądało to naprawdę podejrzanie i trzeba było się temu lepiej przyjrzeć. W duchu podziękowała iluzjoniście za zwrócenie uwagi na ten szczegół.

Jednak mowa o mówieniu sobie prawdy i tylko prawdy sprawiła, że paladynce zabiło mocniej serce. Rzuciła krótkie spojrzenie na Yona i Marę.

Zasadniczo nie miała się czego bać. W głębi duszy wiedziała, ze to, czy jest paladynką czy kapłanką nie ma żadnego znaczenia. Ważne, że pomaga wszystkim i stara się być dobrym człowiekiem.

Niestety, mniej romantyczna strona Rosy mówiła jej, że jeśli przyzna się do kłamstwa, to zostanie wyśmiana. Kto jej zaufa, jeśli powie „Okłamywałam was od samego początku”. I nie ważne w jakie słowa ujmie prawdę- zawsze będzie taka sama i niezmienna. Rosa, kłamiąca kapłanka. Pięknie by to wyglądało. Zresztą, wyjaśnienie „czemu A, a czemu B” zajęłoby strasznie dużo czasu. I tak by niezrozumieli.

Z drugiej strony, było to bardzo małe kłamstwo, prawdę mówiąc takie tyci-tyci kłamstewko. Skoro udało jej się tak daleko z nim zajść, to w sumie może nie mówić prawdy. Kiedyś się sami domyślą i wtedy nadejdzie czas na rozmowę.

Ale czy jej wtedy wybaczą? Mimo wszystko nie znali się tak dobrze, więc teraz jest najlepszy czas żeby wszystko powiedzieć. Teraz albo nigdy. Potem będzie za późno.

- Ekhem…- odchrząknęła nieśmiało Rosa, by zwrócić na siebie uwagę grupy.
- Widzicie, gdy się spotkaliśmy nie byłam do końca szczerza… Sęk w tym że… Jak to ująć- zaczęła, nie do końca wiedząc jak wyznać prawdę.
- Zanim się dowiecie że jestem kapłanką musicie wiedzieć, że Yon to zwykły złodziej co odpracowuje to, co chciał ukraść ze świątyni!- wybuchła, wskazując palcem na Early’a.

Sztuczka stara jak świat- odwrócić uwagę od swego postępowania za pomocą grzechów innych.

W każdym razie, do tej pory drużyna działała chaotycznie, nieprzemyślanie i pod wpływem chwili. Jeśli chcieli ocalić miasto, potrzebowali dyscypliny, ducha jedności i przemyślanych działań. Musieli się zorganizować. Było oczywiste, czego potrzebują.

Przywódczyni.

- W każdym razie nie to jest teraz najważniejsze! Do Barona możecie pójść potem, teraz mamy inne obowiązki wobec miasta. Musimy przygotować Rath na walką z wampirami. Wątpię, by ten jeden był pierwszy i ostatni. Jeśli był tu przez cztery miesiące, to mógł stworzyć potomków. Pomyślcie! Pili krew ze zmasakrowanych ciał, żeby nie rzucać się w oczy! Gdyby chłeptali krew „do połowy” to każdy by wiedział z czym ma do czynienia. A gdyby zostawiali zwłoki nietknięte i pozbawione krwi to po tych miesiącach w mieście nie byłoby żywych ludzi! Ale mogli ogłupić innych za pomocą terroru, a wtedy nikt by nie zwrócił uwagi na te kilka ciał, które są po prostu martwe. Rozumiecie? Możliwe ze to nie tylko wampiry gnębią miasto, ale jeśli wszystko przeprowadzimy sprawnie, to one się wyniosą, a wtedy pozostanie „tylko” monstrum. Wiecie, jak bardzo nam to ułatwi pracę, a mieszkańcom życie!? Musimy działać- wyrzuciła z siebie Rosa, po czym nabrała powietrza w płuca. Teraz dopiero miało się zacząć…

- Luna, Siabo, na drzwiach karczmy zostawiłam wczoraj pieczęć. Pójdźcie i sprawdźcie, co z nią. Jest niewidoczna, ale dla was to nie problem. Elhan, Bjandlo, tu macie pieniądze. Idźcie i kupcie za nie tyle czosnku ile zdołacie. Macie też przynieść tuzin osinowych kołków i tyle samo młotków. Jeśli nie zdołacie wszystkiego unieść, straż ma wam pomóc. To rozkaz paladynek Helma i Torma. Niesubordynacja będzie surowo karana. Johan i Harkh mają bezzwłocznie udać się do świątyni i przekazać Aremiemu, że będę bardzo niezadowolona, jeśli nie przygotuje swoich zapasów wody święconej i świętych symboli. Przekażecie mu te pieniądze i powiecie, że ma mi za nie udostępnić cztery kadzidła najlepszej klasy- potrzebuję ich do modłów i kontaktu z mym bóstwem. Jeśli nie zastosuje się do poleceń, będzie miał ze mną do czynienia. Yon, idziesz i przynosisz tu wszystkie lustra, jakie znajdziesz a potem ustawiasz je w strategicznych punktach. Maro, muszę natychmiast ogłosić plan obrony przed wampirami mieszkańcom. Liczę na to ze zwołasz obywateli Rath na główny plac, gdzie ich poinstruuję i uświadomię co do skali zagrożenia. Zanim jednak to zrobię będę musiała dowiedzieć się z czym mamy do czynienia. Bez kadzideł nie uda mi się to. Raz dwa, raz dwa, rozkazy same się nie wykonają- energicznie zaklaskała w dłonie, wręczając przy okazji pięćdziesiąt sztuk złota Elanowi i dziesięć sztuk platyny Johanowi.

W jednej chwili przemieniła się z paladyna w generała.

Po wydaniu rozkazów, Rosa skierowała się do komnat mieszkalnych Tary i grzecznie zapukała. Właścicielka karczmy otworzyła z ociąganiem, choć po wyrazie jej oczu paladynka wiedziała że i tak nic do niej nie dotrze. Mimo to musiała spróbować.

- Proszę pani, proszę mnie posłuchać. Jest mi naprawdę bardzo przykro, ze pani mąż nie żyje. Gdybym tylko mogła cofnąć czas i zapobiec temu morderstwu, zrobiłabym to. Niestety, nie mam takiej mocy. Ale pani ma moc ochrony siebie i swej córki. Jeśli ogłosi pani, ze jest to teren prywatny, będzie pani mogła ochronić swoja córkę Zorę. Zrobi to pani?- spytała tak delikatnie jak tylko mogła. Niestety, odpowiedziało jej tylko puste spojrzenie. Nawet gdyby Rosa zamachała jej przed nosem ręką, i tak by nic nie zauważyła.

- Skoro nie może pani sama o sobie decydować, przejmę za panią odpowiedzialność na pewien czas, dobrze?- spytała Rosa choć było to raczej stwierdzenie. Ze strony kobiety dalej nie było reakcji.

- Naprawdę mi przykro- rzekła Burbonówna, po czym odeszła. Tara powinna być teraz z córką. I tak zajęła jej zbyt wiele czasu.

Skoro miała wolna rękę, Rosa postanowiła przystąpić do działania. Chwyciła swój adamantytowy sztylet i wyryła na drzwiach toporny napis „Teren Prywatny- karczma zamknięta”. To samo zrobiła przy tylnich drzwiach przybytku. Pogratulowała samej sobie zapewnienia kobietom bezpieczeństwa, po czym szybko udała się w stronę rynku, nie czekając na kadzidła. Mara już powinna zebrać ludność.

Jak przypuszczała, Mara wypełniła swoje obowiązki doskonale. Na placu stali stłoczeni ludzie, a w samym środku tłumu stało samotne krzesło, czekające na Rosę. Mara, znajdująca się na uboczu kiwnęła jej głową i stwierdziła tym samym, że Burbonówna może robić, co zechce. Paladynka odkiwnęła, po czym ruszyła przez tłum w stronę prowizorycznego podwyższenia. Stanęła na krześle, po czym zaczęła przemówienie.

- Obywatele Rath, jak wiecie, dziś rano zdarzyła się wielka tragedia. Opuścił nam Mival. Ale jeśli chcemy uniknąć dalszych morderstw, musimy się zorganizować. W świetle nowych dowodów czuję się w obowiązku przekazać wam najnowsze dowody w sprawie monstrum, które gnębi waszą społeczność. Wczoraj w nocy razem z Marą zabiłyśmy wampira. Obawiamy się, że krwiopijca mógł stworzyć swój pomiot. W takim wypadku niewiedza jest ich największą bronią. Mym obowiązkiem jest poinformować was o istotach mroku, które mogą się na was czaić.- oznajmiła stłoczonym ludziom. Natychmiast podniosły się przestraszone głosy i nerwowe szepty. Burbonówna podniosła dłoń, by uciszyć tłum, i kontynuowała.

- Wampiry są niszczone przez światło słońca. Wyklęte przez bogów i naturę, nie są w stanie przejść przez płynąca wodę, a jeśli znajdą się w rzecze, giną. Rani je woda uświęcona mocą dobrych bóstw. Nie mają odbicia w lustrze, nie zbliżą się do czosnku i świętych symboli. Kołek wbity w serce jest w stanie je zatrzymać, ale jeśli nie oderwie się im głów i nie włoży w usta świętych symboli, mogą wstać znowu, po wyjęciu kołka. Nie mogą samoczynnie wejść do domostwa, zawsze muszą zostać zaproszone.

- W związku z tym wszyscy, którzy nie mają domów lub którzy mieszkają w ogólnodostępnych miejscach mają udać się do domów przyjaciół, sąsiadów lub do świątyni, gdzie spać będą aż do nastania świtu. Nie ufajcie obcym, a zanim kogoś wpuścicie, sprawdźcie, czy ma odbicie w lustrze. Strzeżcie się wilków, szczurów a zwłaszcza nietoperzy i tajemniczych mgieł- zjawiska te mogą być wampirem lub jego sługami. Noście naszyjniki z czosnku. Święte symbole i woda święcona zostaną wam udostępnione nieodpłatnie w świątyni Helma przez Aremiego. Będzie on też prowadził warsztaty, przybliżające wam problem. Straż w pierwszej kolejności ma zostać poinstruowana przez niego, by lepiej walczyć ze złem i by sami strażnicy mogli edukować pospólstwo.

- W przypadku ataku wampira, nie wpadajcie w panikę. Jeśli nie zostaliście całkowicie pozbawieni krwi i jeszcze żyjecie, nic wam nie grozi. Trupy zabite przez krwiopijców po trzech dniach powstaną, chyba że w ogniu lub rzece na wieki spoczną, albo też kołkiem serca przebite mieć będą, a głowy odcięte. Zaatakowanym świątynia pierwszej pomocy udzieli i uspokoi oraz wyjaśni wszelkie wątpliwości.

- Informuję również, że od dnia dzisiejszego dla dobra obywateli rozwiązuje się wszelkie miejsca publicznie z wyjątkiem świątyni, której ziemia święta jest. Tym sposobem wampiry nie będą mogły zaatakować ludzi tam przebywających. Karczma „Smoczy łeb” od dnia dzisiejszego aż do wyjaśnienia sprawy jest prywatnym domem Tary i Zory, które zdecydowały się ugościć paru przyjezdnych, za co ci szczerze dziękują. Powtarzam, nie jest to miejsce publiczne. Zarząd Rath od dziś nie urzęduje w ratuszu- jestem pewna że Burmistrz znajdzie bezpieczne, duże i przede wszystkim prywatne miejsce na rozpatrywanie spraw mieściny. W ten sposób radni będą bezpieczni.- z głosu paladynki biła życzliwość i troska, jednak po minie burmistrza stojącego w pierwszym rzędzie zorientowała się, ze logika jej argumentów jest mu obca. Miała tylko nadzieję, że nie stanie mu się nic złego.

- Proszę was również, byście nie wpadali w panikę. Zakupiliśmy czosnek, który jest w tych oto workach- wskazała na białe worki pilnowane przez straż, leżące nieopodal- Ustawcie się w kolejce i weźcie po główce. Niestety, nie posiadamy zbyt wiele czosnku, ale mamy nadzieję że jedna główka wystarczy. Pamiętajcie o mych radach i strzeżcie się wszystkiego, co podejrzane.
Po chwili kobieta zorientowała się, ze zapomniała o czymś ważnym, najważniejszym prawdę mówiąc. Przemówiła więc ponownie do tłumu.

- Nie jesteśmy pewni, czy w Rath działają tylko wampiry. Śledztwo w tej sprawie trwa. Musicie pamiętać, że mimo wszystkich środków ostrożności krwiopijcy mogą być najmniejszym z waszych problemów. Monstrum może być zupełnie inną kreaturą. Dlatego nie powinniście pozwolić sobie na brak czujności- wręcz przeciwnie, powinniście się strzec bardziej niż podczas ostatnich miesięcy. Zbytnia pewność siebie może wam przynieść zgubę. Helm z wami, Torm z wami. Idźcie do domu, przyszykujcie się i módlcie o spokojną noc. Oby taka była...
 
Kaworu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172