Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2008, 22:31   #247
kitsune
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Katedra – Dzień? Miesiąc? Rok?

„Jonasz” pobiegł niemal na oślep po schodach. Na dole szturmowali Niemcy, bestie. Słyszał ich wrzaski w nawie katedry. Wypadł z wąskich drzwi niemal wprost na prezbiterium. W biegu odkręcił kapsel od niemieckiego tłuczka. Dojrzał „Wiernego”. Porucznik schowany za stertą gruzu przywarł do MP-40 i mierzył z szaleństwem w oczach we wroga. Jednak nie strzelał. „Jonasz” dojrzał dlaczego. Bestie atakowały pod osłoną ludności cywilnej! Znów to samo! Nagle chłopak podniósł głowę, zaczął krzyczeć, próbując rozgonić tłum cywilów. Tym razem nie potrafił strzelić. Sierżant pamiętał, że „Wierny” na Woli zabił przypadkowo kobietę.

- Rozejść się! To rozkaz! Zróbcie to dla własnego bezpieczeństwa, ludzie! – wrzeszczał z rozpaczą w głosie. „Jonasz” pociągnął zawleczkę i zamachnął się granatem. Starał się rzucić nim pomad głowami cywilów, by poszatkować kryjące się za nimi bestie.



***

- Rozejść się! To rozkaz! Zróbcie to dla własnego bezpieczeństwa, ludzie!

Znów był na Woli. To było na Okopowej, na Wolności? Nie pamiętał dokładnie. Stały jeszcze kamienice, niektóre miały nawet szyby w oknach. Ledwie trzeci, może czwarty dzień powstania. Dirlewangerowcy przypuścili kolejny atak. Po raz kolejny pędzili przed sobą dziesiątki cywilów z okolicznych domów. Głownie kobiety, dzieci. „Wierny” znów tam był. Znów stał w oknie kamienicy na Okopowej. Tak, to była Okopowa! Rzucił grupę szturmową bokiem przez wybite w ścianach domów przejścia z „Jonaszem” na czele. Z okna obok prażył kaem zdobyty dzień wcześniej w innym ataku. Podporucznik Tadeusz Mostowski ps. „Wierny”, a raczej jeszcze sierżant podchorąży, uważnie przymierzył ze swojej „Błyskawicy” i pociągnął trzystrzałową serią. Trafił kobietę. Jej kilkuletni synek przypadł do bezwładnego ciała matki. Przez wrzaski szkopów przedarł się piskliwy płacz dziecka.

„Wierny” znów był w katedrze. Wynędzniałe, wychudłe postacie próbowały się rozproszyć, ale bestie nie pozwoliły na to. Słyszał ich chrapliwe wrzaski, rozkazy wydawane w dziwnym niemieckim. Porucznik przymierzył z empi...

... i nie strzelił.

Bestie wpadły na jego pozycję. Jedna z nich z rozmachu wbiła bagnet zamocowany na karabinie w pierś powstańca. W głowie „Wiernego” eksplodował ból. A potem zapadła ciemność.




***

Czemu on nie strzelił?! Dlaczego?! „Jonasz” widział, jak wróg wpadł na pozycje porucznika. Jak chłopak obrywa bagnetem, jak kolejna bestia pakuje w niego kilkanaście pocisków z MP-38.
Sierżant uniósł peema i wystrzelił długa serię w atakujących, przyduszając ich do ziemi. Zabójcy „Wiernego” padli zaraz obok z rozwalonymi pociskami 9 mm brzuchami. Gdzieś w środku nawy odezwał się Browning „Chmury”, a więc ktoś tam się jeszcze bronił.

***

-Będę was osłaniał, wycofać się! „Jastrząb” pomóż „Czarnemu”! I to jest kurwa rozkaz! No już, biegiem! – wykrzyczał rozkazy „Chmura”, apotem szepnął do siebie, zacisnąwszy zęby. – No to jadziem panie Zielonka.

„Jastrząb” z wysiłkiem podniósł „Czarnego” i powoli zaczął się cofać za jeden z filarów podtrzymujący strop nawy. „Chmura” poczekał, a potem się wychylił. Bestie były kilka metrów od niego. Pociągnął serią z Browninga, kładąc kilka z nich. Odpowiedziały ogniem. Jeden z pocisków trafił kaprala w ramię. Powstaniec poczęstował ołowiem kolejnego szkopa, a potem schował się. Rękaw panterki zaczynał nasiąkać krwią:

- Kurwa, znowu ranny. – szepnął zrezygnowany. Kolejna seria sypnęła serią odprysków ceglanych niemal w twarz powstańca. „Chmura” wychylił się i z dwu metrów skosił ostatnimi nabojami szarżującego szkopa. Nie czekając, przeturlał się, ignorując nagły ból ręki i wyrwał z rak umierającego „szmajsera”. Szkopy zauważyły go. Przynajmniej kilka pocisków obramowało leżącego kaprala, który na oślep pociągnął serią w grupę bestii. Znów kilka na rozkładzie:

- Grzegorz Śmaja ps. „Chmura”, kapral Armii Krajowej i łowca demonów – zaśmiał się pod nosem warszawiak. Przeturlał się znów za swoją osłonę i szybko poderwał. W ostatniej chwili. Przez stertę gruzu przeskoczył kolejny szkop i zamierzył się kolbą w twarz „Chmury”. Chłopak lekko sie uchylił, odbił peemem cios, a potem z trzydziestu centymetrów rozstrzelał przeciwnika, wywalając cały magazynek. Intuicyjnie reagował w najlepszy sposób. Zaraz po strzale schylił się i kolejne pociski, tym razem kompanów, rozerwały pierś innej bestii.
„Chmura” chwycił swojego Browninga, nie było jak zamocować bagnetu. Trudno. Wypadł zza sterty gruzu i uderzeniem kolby od dołu zgruchotał szczękę bestii, poprawił ciosem na wprost magazynkiem. Pysk bestii zmienił się w krwawą maskę.
- No i zostałem jaskiniowcem. – rzucił cicho i rzucił się w bok za jeden z potrzaskanych filarów. Seria z MG-42 przeorała podłogę katedry i dopadła kaprala.



***

„Jonasz” walczył od kilku minut. Załadował kolejny magazynek do peema. Chwilę wcześniej wypadł na dwójkę szkopów, skosił ich i w pośpiechu dozbroił się. Nowe granaty, amunicja. Nowa kurwa jakość! „Walki w pomieszczeniach zamkniętych mają jedną zaletę”, pomyślał „Jonasz”, „Rzadziej brakuje ci amunicji”. Był już pod północną ścianą głównej nawy i zbliżał się do transeptu, stamtąd słyszał jeszcze wystrzały browninga. Zalegający wszędzie dym, wystrzały, błyski wylotowe broni potęgowały chaos. Widoczność spadła do kilku metrów. „Jonasz” niemal wpadł na ciało „Olgi”. Łączniczka leżała pomiędzy ławkami. Prawdopodobnie dosięgła go jedna z niemieckich kul. Sierżant schylił się i podbiegł w kierunku pozycji powstańców.

„Czarny” i „Jastrząb” leżeli za filarem. Eksplozja granatu zabiła obu. Kilkanaście metrów od nich padł „Chmura”. Jego improwizowane stanowisko obrony otaczał wianuszek kilkunastu trupów. „Jonasz” poczuł się bardzo samotny. „Basia” i „Daniel”. Wieża!

***

„Basia” przymknęła oczy i zrobił krok naprzód. Pędzącą do niej ziemię przywitała niczym zbawienie. Przed śmiercią nie dojrzała niczego, żadnych scen z życia, twarzy „Junaka”. A potem potworne uderzenie i ciemność.

***

Szkopy zdobyły katedrę. „Jonasz” prawie już dotarł do prezbiterium. Chrystus z krzyża patrzył na niego niemal oskarżycielsko. Sierżant już widział wejście na wieżę, na której powinna być jeszcze „Basia” i „Daniel”. Usłyszał za sobą kroki, szybko się odwrócił, podrzucił peema i zamarł. Przed nim stał szkop, ale nie miał pyska bestii, lecz twarz ofiary „Jonasza”. Faceta, na którym wykonał wyrok, a który okazał się niewinny. Szkop zarepetował mausera, zaczął podnosić lufę, ale jednocześnie zaczął mówić. Jak wtedy, gdy „Jonasz” strzelił mu w twarz, zaczął coś mówić. Wtedy, setki lat temu, w innym życiu, innej Warszawie, gdy „Jonasz” nie pozwolił mu wypowiedzieć słów, lecz wystrzelił.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline