Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2008, 21:05   #244
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Wpatrywała się w kamień jak zahipnotyzowana. Był piękny, lecz nie to ją najmocniej zachwyciło. Czuła bijącą od niego moc. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku ale w porę się opanowała i cofnęła ją pośpiesznie gdy jej spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Lasalla. Dopiero teraz dostrzegła jego połyskujące dziką czerwienią źrenice. Podeszła bliżej i musnęła palcami jego skroń. Zaabsorbowana przyglądała się jego oczom. Antoine chyba błędnie odczytał jej zachowanie bo spłoszony spuścił wzrok i pośpiesznie nasunął na nos ciemne okulary.
- Wybacz. Zazwyczaj tak się z tym nie obnoszę... - wyczuła skrępowanie w jego głosie.
Zsunęła okulary i znów zapatrzyła się zaaferowana. Potworne czy raczej piękne? Często ta granica się dla niej zacierała.
- Nie powinieneś ich ukrywać – szepnęła – są fascynujące.

Przez chwile ich twarze były tak blisko siebie, że aż zadrżała. Jego oczy utkwione w nią sprawiły, że ugięły się pod nią kolana. W spowitym mrokiem pokoju przypominały dwa czerwone punkty, które zdradzają obecność nocnego drapieżnika. Wydawał się teraz być kimś zupełnie innym. Kimś niebezpiecznym i to sprawiło, że mimowolnie się uśmiechnęła. Wreszcie udało jej się znaleźć wadę w tym pozornie idealnym człowieku. A wady i niedoskonałości urzekały ją bardziej niż piękne posągi. Doskonałe ale zupełnie pozbawione życia i iskry. Jak ona.

Ujęła jego dłoń i musnęła ją ustami. Skórę miał cieplejszą niż mogłaby przypuszczać. Niemal czuła zapach jego krwi, jej nawoływanie. Kusiła ją, igrała z nią. Naszła ją ochota aby zatopić kły w jego nadgarstku. Był tak niepokojąco blisko, tuż przy jej ustach. Wystarczyłoby...
Spojrzała znów w jego oczy i zrozumiała, że myśli o tym samym co ona. Co jednak nim kierowało? Uczucie? Czy raczej zwykłe pierwotne porządnie? Zresztą, jakie to ma znaczenie.

Nie wolno ci Mercedes” – pomyślała z goryczą – „To byłoby nie w porządku wobec niego.

Mocniej uścisnęła jego dłoń i pociągnęła za sobą.
- Chodź. Chcę ci coś pokazać.

Brutalnie przerwała tą intymną chwilę i czuła się z tym nieswojo ale nie widziała innego wyjścia. Na razie nic nie mogło się między nimi wydarzyć. Będzie musiała mu później wyjaśnić przyczynę, ale na razie lepiej odwlec to w czasie. Mają ważniejsze rzeczy na głowie.

Na schodach wyjęła z kieszeni spodni komórkę i wykręciła numer Simona. Przystanęła gdy w słuchawce odezwał się jego głos. Jak się dowiedziała, był właśnie w samochodzie i zmierzał z powrotem do domu.
- Pojedź dla mnie gdzieś jeszcze – zwięźle wytłumaczyła mu gdzie ma szukać MerryPamiętasz ją, prawda? Widziałeś ją ze mną kilka razy. Przekaż jej ode mnie wiadomość. Powiedz, że wiem o kamieniu i że muszę z nią pilnie pomówić. Niech będzie jutro w Elizjum. Jak najwcześniej, jak tylko zajdzie słońce.


Rozłączyła się i poprowadziła Lasalla do elegancko urządzonej biblioteki. Na ścianie tuż za dębowym biurkiem wisiał obraz. Namalowany klasyczną techniką portret przedstawiał dwie dziewczyny. Już nie dzieci lecz jeszcze z pewnością nie kobiety. Trwały roześmiane, złączone w serdecznym uścisku a w ich oczach kryła się beztroska i niczym nie skrępowana radość. Dwie zjawiskowo piękne istoty. Niby anioły z kościelnych fresków. Śniada cera, łabędzia szyja, chłodne niebieskie oczy i okalające twarz gęste kasztanowe pukle. A jedna była lustrzanym odbiciem drugiej. Nie można było się dopatrzeć choćby najmniejszego różniącego je detalu.

- Widzisz Antoine. Ja nie bez przyczyny przybyłam do Islandii. - nie bardzo wiedziała jak zacząć, jak mu wszystko wytłumaczyć. Postanowiła postawić na szczerość i po prostu to z siebie wyrzucić. - Przywiodły mnie tutaj prywatne pobudki. Poszukuję pewnego artefaktu. Prawdę powiedziawszy to nadal błądzę we mgle i nawet nie wiem czy ta rzecz istnieje czy to jedynie pogłoski bez porycia. Ponoć ta nieprzyjazna wyspa kryje w sobie wiele potężnych przedmiotów. Jak dotąd moje poszukiwania były bezowocne ale teraz gdy ujrzałam ten kamień moje oczy zabłysnęły żywiej – była wyraźnie podekscytowana, prawie nie kontrolowała drżenia głosu.

- Mercedes – zaczął łagodnie Antoine czyniąc przy tym krok w tył – Ja ci go nie oddam. W ogóle nie zamierzałem ci go pokazywać ale sytuacja trochę wymknęła się spod kontroli.

- Powiedz mi chociaż co on potrafi abym miała pewność czy w ogóle byłby w stanie mi pomóc. Muszę wiedzieć czy to może być tym czego poszukuję.

- Nie wiem dokładnie jakie są jego zdolności – odparł sucho nie odrywając od niej wzroku.

Westchnęła zrezygnowana i usiadła w miękkim jasnym fotelu.
- Spójrz na ten obraz. - wskazała portret - Przedstawia mnie za młodu. Założę się nie wiesz, którą z nich jestem ja? Nikt nie wiedział. Nawet nasz własny wuj nie potrafił nas rozróżnić. - uśmiechnęła się na to wspomnienie - Znasz te wszystkie historie, które opowiadają o bliźniętach? O tym, że są jak dwie połowy jednej filiżanki? Jedno zaczyna zdanie, drugie je kończy. Myślą o tym samym, czują swoją obecność. Są jak jedna całość? To wszystko prawda Antoine. Ja i Carmen byłyśmy nierozłączne. Była całym moim światem...

- A później ślepy los postanowił o naszym życiu za nas. Spotkałam wówczas Toreadora Francoise Villona. Był on akurat przejazdem w Hiszpanii kiedy natknął się na młodą malarkę. Wówczas nosiłam jeszcze imię Maria, choć teraz gdy o niej myślę mam wrażenie, że to nie byłam ja, ale zupełnie inna osoba.

- Francoise zachwycił się pięknem Marii i jej niezwykłym talentem. I obdarzył ją darem, a może przekleństwem... Zresztą, mniejsza z tym. Na próżno teraz się nad tym rozwodzić. Niewiele później ktoś inny wybrał Carmen i w ten sposób moja bliźniacza siostra także dołączyła do rodziny. Na ironię stała się żałosną namiastką kobiety jakiej obraz trzymałam w pamięci. Choć serce Carmen było takie jak wcześniej, Maria widziała w niej jedynie potwora. Została Nosferatu... Mówili o niej Strzyga z Saragossy. - Mercedes przymknęła oczy i odpłynęła daleko myślami snując swoją opowieść.

- Maria wyczulona i wrażliwa na estetyczne bodźce nie patrzyła na nią jak kiedyś. Mimo to zaczęła ją widywać. Ba! Spędzały wręcz razem każdą wolną chwilę. Co ją do tego skłoniło? Może poczucie winy? A może tęsknota za przeszłością? Lub raczej dusza, która zdawała się być niekompletna odkąd się rozdzieliły, a teraz znów poczuła się spełniona. Ku jej zaskoczeniu po pewnym czasie oswoiła się z jej koszmarną fizjonomią i przebywanie w jej towarzystwie na powrót sprawiało radość. Zrozumiała, że nigdy nie przestała jej kochać, że zawsze będzie dla niej najważniejsza.

- Ale paryskie Elizjum już grzmiało od plotek. „Piękna i Bestia” słyszała za plecami drwiące szepty. Chyba tylko poparcie księcia powstrzymywało ich od publicznego potępienia jej zachowania. Zaczynało to być na tyle dokuczliwe, że sama Carmen nie mogła przeoczyć faktu, jak z jej powodu mocno ucierpiała reputacja siostry. „Miłośniczka brzydoty” szydzili pokątnie Torreadorzy i z oburzenia odwracali oczy.

- Carmen przestała wreszcie pokazywać się w Elizjum. Maria została w pałacu, a tamta? Najpewniej zeszła do kanałów. I choć oficjalnie widywały się rzadko, w tajemnicy wciąż się spotykały. Było nieuniknione, że czasem ktoś mimowolnie je zauważył. Czy to w operze, czy w galeriach. Nie zamierzała stronić od kulturalnych miejsc ani też nie czuła się w obowiązku tłumaczyć się przed resztą wampirów ze swojego ludzkiego życia. Niech sobie myślą co chcą! Próżni egoiści! Zaczęła pogardzać koterią paryską.

- Jej wizerunek jednak nie wyszedł z tego bez szwanku, i choć zapierała się najpierw, że nie obchodzą ją opinie innych, po woli zaczynała zmieniać zdanie, uginać się pod presją otoczenia.
Ona! Najpiękniejsza w całym paryskim Elizjum Spokrewniona! Szmerano o niej, że była przyjaciółką a nawet kochanką monstrum z piekła rodem! Że niedługo sama przesiąknie smrodem ścieków albo niechybnie zarazi się jakimś paskudztwem od swojej wybranki z klanu Nosferatu, którą faworyzowała na każdym kroku.

- I wreszcie doszło do nieuniknionego. Pokłóciły się straszliwie za jej przyczyną. Wybuchła! Wyrzuciła jej prosto w jej szkaradną twarz, że nie może dłużej tego tolerować. Jej bracia Torreadorzy szydzili z niej pokątnie, krzywili się na ich widok ilekroć widzieli je razem. Należało to ukrócić, skończyć, zdławić, zniszczyć... Wówczas tak myślała. Jakże się myliła.

- Carmen wyjechał na dobre i życie Marii się zapadło, przestało mieć sens kiedy w pobliżu nie było kawałka jej duszy. Jej łagodność, ciepły głos, siostrzana pomocna dłoń... Wszystko się skończyło. Maria popadła w dekadencję. Pustka i rozpacz odebrała wolę tworzenia, siłę do działania. Jakby ktoś wyrwał połowę jej serca i wywiózł gdzieś daleko.

- Jej wampirzy ojciec niechybnie to zauważył. Mimo iż potrzebował jej w Elizjum, sam nakłonił ją do wyjazdu. Minęło kilka lat. Najpierw jeździła po Europie. Była w każdym niemal większym mieście, wypytywała, szukała choć najmniejszego śladu bytności siostry. Na próżno. Nosferatu nigdy nie odnajdziesz jeżeli sam tego nie chce... - schowała twarz w dłonie. Zapadło milczenie.

- Więc zrezygnowałaś? - zapytał Antoine niespodziewanie dając znać, że nadal jej słucha.

- Nie. W końcu spotkałyśmy się w Rzymie. Sama do mnie przyszła. Ale skończyło się jeszcze gorzej niż za pierwszym razem. Doszło do kolejnej zwady, padły jeszcze ostrzejsze słowa. Carmen wyrzuciła mi wreszcie, że mnie nienawidzi, że nie może dłużej patrzeć na mnie i zadręczać się tym, jak wyglądałby teraz gdyby wredny los zamienił nas w tym dniu miejscami, gdyby Francois dostrzegł wówczas ją a nie mnie...

- Czy wiesz jakie to uczucie gdy nienawidzi cię osoba, którą kochasz najbardziej w świecie? - spojrzała na Antoina zbolałym wzrokiem a w kącikach jej oczu perliły się czerwone krople - Dlatego wyjechałam do Reykjaviku. Dlatego szukam przedmiotu, który mógłby na powrót przywrócić Carmen dawne piękno. Słyszałam, że gdzieś tutaj jest... Może to ten kamień. Może on potrafiłby oddać mi moją siostrę – oczy Mercedes płonęły gorączkowo. - Ty nie wiesz przez co przechodzę. Od dwóch lat nic nie namalowałam. Pędzle i płótna tkwią porzucone jak dawno zapomniany kochanek. Tylko drobne przyjemności dają chęć do życia. Hedonizm i beztroska. To moje nowe dewizy - zaśmiała się. - Balansuję na krawędzi, Antoine. Jedynie narkotyki pobudzają mnie na tyle, żebym w ogóle o zmierzchu otwierała oczy. Moje życie jest puste kiedy nie ma jej w pobliżu. Widzisz jaką żałosną istotą się stałam. Ja muszę odzyskać moją siostrę! Muszę sprawić aby mój widok przestał ją ranić. Aby znów kiedy na mnie spojrzy widziała swoje lustrzane odbicie...

- Mercedes - Antoine patrzył na nią smutnym wzrokiem – Przepraszam. Wybacz, nie wiedziałem, że kryjesz ta bolesne wspomnienia, które dla wielu mężczyzn byłyby niezwykle ciężkie, co zaś dopiero tak delikatnej obiety, jak ty. Czy masz pewność że kamień pomoże twojej siostrze? Czy cokolwiek byłoby w stanie jej pomóc - tłumaczył łagodnie.
- Może nie jeden, ale jeśli zgromadziłabym wszystkie? - po głowie Mercedes chodziły rożne rozwiązania, i choć miała zachować je dla siebie niechybnie wypowiedziała je na głos. Głos miała nerwowy a oczy dziwnie rozbiegane.

- On nie należy do mnie. Nie mogę ci go zwyczajnie oddać - głos archonta wciąż był w tej kwestii stanowczy. - Ponadto problem jest inny. Widzisz, te kamienie się wzajemnie odpychają. Dostałem jeden z nich tylko dlatego, że jego prawowity właściciel udawał się na poszukiwanie kolejnego, a sam nie mógł dzierżyć obu, bo to podobno niemożliwe. Na początek należy przekonać ich właścicieli, aby wykorzystali ich moc by pomóc w twojej sprawie. Poparcie jednej osoby już uzyskałaś, czyli moje oczywiście. Kiedy zaś wyeliminujemy problem wiedźmy, przyjdzie czas aby postarać się rozwiązać twój. Nie chcę, żeby twoja siostra cierpiała a przede wszystkim nie chce patrzeć jak ty się zadręczasz. Dlatego obiecuję, jeżeli tylko będę mógł pomóc, pomogę. Nie mam niestety pojęcia czy kamienie będą miały moc aby zmienić fizjonomię twojej siostry, może zresztą wystarczy mniejsza ich ilość? Jednakże z pewnością warto spróbować. Ponadto, jeżeli wszystko się powiedzie, to znam kogoś, kto ma wiele wiedzy o tych kamieniach. Wprawdzie wypytać osobiście go nie zdołałem, ale może później będą większe możliwości.
- Dziękuję Antoine - szepnęła z nieskrywaną ulgą – Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna. - Mercedes wtuliła się w ramiona archonta, a on otoczył ją ramieniem i przycisnął mocno do siebie.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 29-07-2008 o 21:25.
liliel jest offline