Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-07-2008, 06:45   #241
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Był w naprawdę dobrym humorze. Mimo zachowania Karola sprzed paru godzin, które wciąż wprawiało go w oburzenie, wszelkie inne plany zdawały się być coraz łatwiejsze w wykonaniu. Kamerdynera już mają, przyszłej nocy zyskają też dosyć dochodowy interes... Zerknął na prawnika. On też już był jego. Przydałoby się jeszcze trochę krwi, ale starczą naprawdę niewiele ilości....

O tak, Robercie... Tak właśnie wygląda wielki powrót...

- Monsieur Sorre, proszę przygotować umowę dla kamerdynera. Ma pan parę minut, w tym czasie spróbuję odszukać pana Lipińskiego i rozmówić się z nim na temat, który chciałem poruszyć już dawno.
- mówił, spoglądając na holowany samochód. Nie skojarzył go z pojazdem należącym do pięknej Mercedes...

- Tak jest, książę. - odparł krótko mężczyzna i, nie czekając na dodatkowe polecenia, wyjął z teczki laptopa i zaczął spisywać umowę.

Venture z uśmiechem pełnym satysfakcji opuścił wóz i, gdy tylko usłyszał oklaski i wiwaty Dżejów, ukłonił się nisko, co wywołało jeszcze większy entuzjazm.

- Co słychać, moi drodzy? U was i u naszego przyjaciela, sir Rolanda? -zagadnął uprzejmie, zmierzając powoli z kierunku drzwi rezydencji.

- My!? Pytasz się o nas!? - krzyczeli Malkavianie

- Nieodzowny zwiastun końca...
- westchnął cicho Czarny Dżej

- Nudzimy się, książę, nudzimy! - zawołali chóralnie, a Robert zrozumiał, że sprawa musi być naprawdę poważna, jeżeli zwracają się do niego tym tytułem

- A Roland wciąż z wycieczki swej nie wrócił!

- Więc się nudzimy, oj nudzimy!

Chociaż wycieczka dawnego księcia zaciekawiła Stańczyka, to zdecydował zostawić tę sprawę na później. Pewnie i tak poszedł pograć w szachy z jakimś pomnikiem, albo robił coś równie absurdalnego.

- Mam dla was bojowe zadanie, przyjaciele moi! - zawołał Aligarii.

- Bojowe!? Chodźmy po Lilith!

- Nie, nie, w tym zadaniu nasza kacza przyjaciółka nie będzie nam potrzebna!
- zawołał Robert, w ostatniej chwili zatrzymując ich pęd - Znajdźcie, proszę, Karola z Nosfera...

Nie zdążył nawet dokończyć nazwy klanu, a już cała banda pobiegła do domu z radosnym krzykiem. Książę, odrobinę zdegustowany ich zachowaniem, z uśmiechem jednak przyjął ich entuzjazm.

Gdy w ledwie trzy sekundy potem usłyszał jęk zawodu zrozumiał, że Karol był bliżej, niż się spodziewał.

- Stoi na schodach. Do dupy taka zabawa... - westchnął jeden z Dżejów, mijając Ventrue w drzwiach.

Zastał kompozytora stojącego naprzeciwko kamerdynera na schodach. Ten drugi zaś patrzył się ze zdziwieniem na widocznych jeszcze za oknem Malkavian.

- Witam pana, monsieur Lipiński, witam pana, monsieur Sing. - Robert delikatnie uderzył laską o ziemię, zastępując tym samym skinienie głową i akcentując swoją obecność zarazem - Panowie zapewne się nie znają. To pan Walter Sing, nasz nowy kamerdyner, który również zgodził się zadbać o nasze bezpieczeństwo - a robi to jak mało kto. Nasz gość to z kolei pan Karol Lipiński, uznany polski kompozytor, rzec można - stały bywalec mojego salonu. Prosiłbym o traktowanie go jak członka rodziny, którą raczy się pan opiekować, panie Sing. O reszcie przyjaciół opowie panu już niebawem mój prawnik.

Kamerdyner z szacunkiem skinął głową, przepraszając przy tym Nosferatu.

- To bardzo dobrze, że spotkałem pana, monsieur Lipiński. - odezwał się po chwili (i po uderzeniu laską) - Pana, monsieur Sing, zapraszam do pojazdu stojącego przed rezydencją - tam uzgodni pan warunki umowy z moim prawnikiem, pana Karola prosiłbym zaś o udanie się w trybie natychmiastowym za mną. Mieliśmy porozmawiać. - ostatnie słowa książę zaakcentował naprawdę mocno, po czym obrócił się na pięcie i udał do jednego z pobliskich pokojów, który na dniach miał się stać jego gabinetem.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 23-07-2008 o 19:56.
Kutak jest offline  
Stary 28-07-2008, 20:45   #242
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Siedzieli sami. Mayicę odesłał Lasalle zaraz po przebudzeniu się Mercedes. Zbyt wiele tajemnic mogło wyjść na jaw, by wprowadzać w nie osoby niepożądane, nawet, jeżeli miałyby być ghulami.

- Sprytne – oznajmił po dłuższym milczeniu Lasalle, - sprytne – powtórzył swoja opinię, gdy Mercedes opisała mu historię swej wyprawy. – Sprytne, ale nie dość sprytne, żeby uwierzyć w te pogaduszki.

- Nie wierzysz jej
? – Mercedes dalej nie potrafiła pohamować drżenia całego ciała.
- Częściowo, ale, posłuchaj: nie istnieje coś takiego, jak pewność. To, co widzi ta czarownica, to tylko jedna z możliwości. Jeżeli to nie kłamstwo od początku do końca. Łatwo jestem w stanie sobie wyobrazić, że tylko czyhała na taka okazję, by próbować przekabacić jakiegoś wampira. Ale jej się nie damy, prawda?

- Nie damy
– odpowiedziała lecz bez większego przekonania – Trzeba jednak przyznać, że trafił nam się potężny przeciwnik. Pierwszy raz od czasu rozpętania tej parszywej wojny jestem prawdziwie przerażona. Tam w umbrze czułam się... - cofnęła się myślami do ostatnich wydarzeń i ponownie zadrżała. Skuliła się na łóżku i otoczyła rękami kolana w obronnym geście - Czułam się tam tak osaczona i bezbronna. Nic nie mogłam zrobić. Nic! Rozumiesz? Byłam zdana na jej łaskę i niełaskę.

- Rozumiem, rozumiem. To był mój błąd, ze zaproponowałem umbrę, przepraszam. Byłem ... po prostu zrozumiałem, ze nie chcę, żebyś się na narażała. Tymczasem jeszcze przysparzam kłopotów. Sam miałem po prostu wypocząć, a nie dość, że odpoczynek wyleciał na księżyc, to jeszcze pakuję w niebezpieczeństwa tych, na których mi zależy. Mercedes, jeżeli chcesz, to ja się wyprowadzę do Elizjum. Jak widać, moja osoba ściąga niebezpieczeństwo...
- Wygadujesz bzdury
– omiotła go zaskoczonym spojrzeniem – Nie mam zamiaru żyć pod dyktando tej wiedźmy. To samo tyczy się Merry. Nie przepadam może za nią ale nie sprzedam jej tej dziwce – syknęła. Przekleństwo zabrzmiało w jej pięknych ustach wyjątkowo nienaturalnie, zaburzało jej idealny obraz - Nawet jeśli będzie mnie to później drogo kosztować.
- Czy ty potrafisz to co czarownica
? – Spytała po chwili.

- Prekognicję? Nie, ale mam coś, czego ta osoba pożąda. Jeżeli wspomniała, a tak wynika z twojej opowieści, że tylko ja mogę powstrzymać Merry, to znaczy prawdopodobnie, że twoja koleżanka ...
- Uff
– Mercedes fuknęła przerywając Antoine’owi wypowiedź. - Nie mam zamiaru jej wydać ale „koleżanka” to już drobna przesada – zmusiła się do lekkiego uśmiechu.
- … no to powiedzmy, znajoma.
- Tak już lepiej.
- Twoja więc znajoma ma coś podobnego do tego, co mam ja.
- A tym czymś jest
? - poczuł nacisk w jej głosie i żar bijących od jej oczu.

Przez chwilę wahał się:
- Jak mówiłem, obiecałem utrzymanie tajemnicy, ale teraz to chyba i tak nie ma sensu. Dobrze, pokażę ci, ale proszę, Mercedes, to dla mnie bardzo ważne, żeby rzecz się nie rozeszła. Wprawdzie pewnie niedługo wszyscy i tak się dowiedzą. Wiedźma już wie, więc całą tajemnica zdała się na psu budę niestety. Zresztą, zerknij, ale nie dotykaj proszę. Bowiem najmniejsze muśnięcie mogłoby chyba przesłać wiadomość, gdzie ten kamień się znajduje – uchylił kieszeń ukazując jej lśniące piękno szafiru. – Wprawdzie czarownica wie, ze ja go mam, ale może nie wie, gdzie jestem.

- Czym ... kim on jest
? – Wpatrywała się zafascynowana.
- Nie wiem, ale widziałem, co może i wierz mi, naprawdę dużo. Masz rację, że powiedziałaś o nim „kimś”. Jest niezwykły. Przypuszczalnie Merry ma jego brata. Czarownica zaś, czarownica w moim przekonaniu się boi potęgi, którą mają do dyspozycji. Dlatego, przypuszczam, usiłuje napuścić mnie na Merry. Wygrywa bez względu, kto okazałby się zwycięzcą, ale nie ma głupich.

- Co w takim razie planujesz?

- Spotkać się jak najszybciej z Merry i zaproponować jej, byśmy wspólnie wystąpili przeciwko czarownicy. Zresztą mieliśmy to przecież uczynić przez Karola. Nawet teraz możemy tak zrobić.
- Tak, ale póki co, nie dzwoni. Piękny jest
– szepnęła, jakby zapomniała na chwilę o wszystkich pozostałych sprawach i wpatrywała się w niebieski kamień, który, wydawało się, dawał jej znak się do niej swoim pięknym, szafirowym uśmiechem.

- Piękny i niebezpieczny – ocenił archont chowając go. – Mercedes, jesteś jedyną osobą, której go pokazałem. No, ale wracając do planów mam taką propozycję. Wyślij jakiegoś ghula, żeby przekazał Merry informację. Przecież wiesz, gdzie ona teraz jest. Po prostu niech jak najszybciej zjawi się u ciebie i że jest to bardzo ważne, albo, jeszcze lepiej, niech zjawi się w Elizjum o 17.30. Tam pogadamy w czwórkę. Pewnie bowiem trzeba będzie zaangażować w to Karola, ale akurat do niego mam zaufanie.
 
Kelly jest offline  
Stary 28-07-2008, 23:36   #243
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński

Eskapada wampira pogrążonego w dziwnym transie przyniosła ulgę i spokój, ponownie jego analityczne myślenie mogło wziąć górę nad uczuciami. Nawet wiadomość od Mercedes nie wywołała u niego żadnych emocji - "Uleganie im w takiej chwili nie pomogłoby Marry." – Karol zdawał sobie doskonale z tego sprawę. Musiał działać szybko.

Już miał wykonać telefon, lecz spotkał dziwnego jegomościa…nowego kamerdynera. Po jego krótkiej wypowiedzi nie zapałał do niego sympatią, wręcz przeciwnie. Walter Sign wydał mu się dziwnie niebezpieczny jak na człowieka.

-Czy do obowiązku kamerdynera również należy przyglądanie się z ukrycia gościom? Cóż nie słyszałem o takim zwyczaju i więcej proszę nie obserwować mojej skromnej osoby w ten sposób. – Odwrócił się plecami do człowieka nie mając najmniejszego zamiaru się przedstawić i dodał z wyraźną nutą niechęci w głosie. - Niech potraktuje to pan jako ostrzeżenie.

„Nie zaszkodzi przy okazji sprawdzić możliwości, tego człowieka.”
– Uśmiechnął się w duchu za wcześnie, gdyż nieoczekiwane wejście całej gromady dżejów a następnie przybycie samego Księcia uniemożliwiło im bliższe zapoznanie. Aligarii dopełnił formalności i przedstawił sobie obu panów, lecz jego uwadze uszło najwyraźniej dziwne napięcie pomiędzy mężczyznami.

-Mam nadzieje, że później będziemy mogli zamienić ze sobą kilka słów. – Rzucił za odchodzącym kamerdynerem.


-(…) pana Karola prosiłbym zaś o udanie się w trybie natychmiastowym za mną. Mieliśmy porozmawiać. - ostatnie słowa książę zaakcentował naprawdę mocno, po czym obrócił się na pięcie i udał do jednego z pobliskich pokojów, który na dniach miał się stać jego gabinetem.

„Mieliśmy?” – Pytanie parę razy poodbijało się w umyśle wampira, aż wreszcie znalazło odpowiedź w formie niewyraźnego wspomnienia z początku jego wyprawy. – „Cóż chyba nauczy się przy mnie cierpliwości…”

-Jestem zobligowany poprosić Księcia o jeszcze krótką chwilę zwłoki, koniecznie muszę wykonać niezwykle ważny telefon a potem będę do pańskiej pełnej dyspozycji.– Rzucił stanowczym tonem i nie myśląc nawet o poczekaniu na odpowiedź przełożonego ruszył w kierunku telefonu.

„Ależ jego duma musi być urażona, jeśli chce mieć radę po swojej stronie lepiej niech schowa swoje humory bardzo głęboko.”


Lipińskiemu trochę czasu zeszło zanim pojął w pełni sposób działania tego modelu telefonu, w swoim nieżyciu dzwonił już wiele razy, ale za każdym razem jak musiał z niego korzystać okazywało się, że do tego genialnego urządzenia wprowadzono jakieś dziwne udogodnienia.

Wybrał numer do Archonta, to jemu najbardziej ufał a Mercedes dość nieoczekiwanie wywarła na nim złe wrażenia mimo swojego piękna i uroku, jaki wokół siebie roztaczała..Gdy w słuchawce odezwał się dobrze znany, choć lekko zniekształcony głos Karol zniecierpliwiony wyrzucił z siebie kilka pytań.
- To ja Karol, co się stało? Skąd macie informację o Marry i co jej do licha grozi?- Z trudem powstrzymywał się od zadania następnego pytania, które mocno go intrygowało. -"Czemu akurat powiązali jego z osobą wampirzycy?".

-Witaj. To nie jest rozmowa na telefon. Obecnie nic jej nie grozi, przynajmniej przed chwilą nie groziło. Został do niej posłany ktoś, kto ma ją ostrzec oraz poprosić, żeby była wieczorem w Elizjum. Wtedy chciałbym porozmawiać z Tobą oraz nią. Jeżeli możesz ją odnaleźć szybciej i zapewnić jej względne bezpieczeństwo, byłoby świetnie. Uwaga pewnej osoby, bardzo się na niej koncentruje. Wyjaśnię podczas rozmowy, dlaczego? zresztą, może już wiesz. Tak czy siak, uważaj na nią proszę, po pierwsze ona może być kluczem do zwycięstwa, przynajmniej jednym spośród kilku, po drugie, mam wrażenie, ze ona ma do Ciebie zaufanie. Skąd wiem? Także powiem podczas spotkania. Naprawdę. Teraz po prostu ... wiesz, jak jest z telefonami.

-Rozumiem, spróbuję do niej dotrzeć i…i dziękuję za informację. – Rozmowa szybko się urwała, lecz Lipiński otrzymał więcej informacji niż przewidywał, choć o części z nich zdawał sobie doskonale sprawę. Coś się jednak musiało wydarzyć skoro otrzymał tą wiadomość. –„Najważniejsze, że Marry nic się nie stało.” - Karol odetchnął z ulgą i szybkim krokiem ruszył wysłuchać tego co miał do powiedzenia Stańczyk.

- Jestem i zamieniam się w słuch mój Książę, w czym mogę pomóc?Nosferatu nie przypatrywał się jednak swojemu rozmówcy, wyrwał jedną kartkę ze swojego notatnika i szybko nakreślił na niej krótką wiadomość.

Wiem, że nie miałem Cię szukać, ale sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej, teraz Tobie grozi niebezpieczeństwo. Przybądź wieczorem do Elizjum, proszę.
Karol.


Kartkę zawinął w rulonik i wyciągnąwszy starą chusteczkę podarł ją i związał jej strzępami wiadomość. Wnet w pomieszczeniu pojawił się Beethoven przywołany myślami swego pana, on jeden widział obliczę wampirzycy. –„Znajdź ją i przekaż to zawiniątko, weź ze sobą kilku braci”. Gryzoń złapał kartę w pyszczek i szybko znikł przemykając po pomieszczeniach pałacu z nadzieją uniknięcia malkavian.

"Teraz czas na sprawę księcia."
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 29-07-2008 o 00:05.
mataichi jest offline  
Stary 29-07-2008, 21:05   #244
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Wpatrywała się w kamień jak zahipnotyzowana. Był piękny, lecz nie to ją najmocniej zachwyciło. Czuła bijącą od niego moc. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku ale w porę się opanowała i cofnęła ją pośpiesznie gdy jej spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Lasalla. Dopiero teraz dostrzegła jego połyskujące dziką czerwienią źrenice. Podeszła bliżej i musnęła palcami jego skroń. Zaabsorbowana przyglądała się jego oczom. Antoine chyba błędnie odczytał jej zachowanie bo spłoszony spuścił wzrok i pośpiesznie nasunął na nos ciemne okulary.
- Wybacz. Zazwyczaj tak się z tym nie obnoszę... - wyczuła skrępowanie w jego głosie.
Zsunęła okulary i znów zapatrzyła się zaaferowana. Potworne czy raczej piękne? Często ta granica się dla niej zacierała.
- Nie powinieneś ich ukrywać – szepnęła – są fascynujące.

Przez chwile ich twarze były tak blisko siebie, że aż zadrżała. Jego oczy utkwione w nią sprawiły, że ugięły się pod nią kolana. W spowitym mrokiem pokoju przypominały dwa czerwone punkty, które zdradzają obecność nocnego drapieżnika. Wydawał się teraz być kimś zupełnie innym. Kimś niebezpiecznym i to sprawiło, że mimowolnie się uśmiechnęła. Wreszcie udało jej się znaleźć wadę w tym pozornie idealnym człowieku. A wady i niedoskonałości urzekały ją bardziej niż piękne posągi. Doskonałe ale zupełnie pozbawione życia i iskry. Jak ona.

Ujęła jego dłoń i musnęła ją ustami. Skórę miał cieplejszą niż mogłaby przypuszczać. Niemal czuła zapach jego krwi, jej nawoływanie. Kusiła ją, igrała z nią. Naszła ją ochota aby zatopić kły w jego nadgarstku. Był tak niepokojąco blisko, tuż przy jej ustach. Wystarczyłoby...
Spojrzała znów w jego oczy i zrozumiała, że myśli o tym samym co ona. Co jednak nim kierowało? Uczucie? Czy raczej zwykłe pierwotne porządnie? Zresztą, jakie to ma znaczenie.

Nie wolno ci Mercedes” – pomyślała z goryczą – „To byłoby nie w porządku wobec niego.

Mocniej uścisnęła jego dłoń i pociągnęła za sobą.
- Chodź. Chcę ci coś pokazać.

Brutalnie przerwała tą intymną chwilę i czuła się z tym nieswojo ale nie widziała innego wyjścia. Na razie nic nie mogło się między nimi wydarzyć. Będzie musiała mu później wyjaśnić przyczynę, ale na razie lepiej odwlec to w czasie. Mają ważniejsze rzeczy na głowie.

Na schodach wyjęła z kieszeni spodni komórkę i wykręciła numer Simona. Przystanęła gdy w słuchawce odezwał się jego głos. Jak się dowiedziała, był właśnie w samochodzie i zmierzał z powrotem do domu.
- Pojedź dla mnie gdzieś jeszcze – zwięźle wytłumaczyła mu gdzie ma szukać MerryPamiętasz ją, prawda? Widziałeś ją ze mną kilka razy. Przekaż jej ode mnie wiadomość. Powiedz, że wiem o kamieniu i że muszę z nią pilnie pomówić. Niech będzie jutro w Elizjum. Jak najwcześniej, jak tylko zajdzie słońce.


Rozłączyła się i poprowadziła Lasalla do elegancko urządzonej biblioteki. Na ścianie tuż za dębowym biurkiem wisiał obraz. Namalowany klasyczną techniką portret przedstawiał dwie dziewczyny. Już nie dzieci lecz jeszcze z pewnością nie kobiety. Trwały roześmiane, złączone w serdecznym uścisku a w ich oczach kryła się beztroska i niczym nie skrępowana radość. Dwie zjawiskowo piękne istoty. Niby anioły z kościelnych fresków. Śniada cera, łabędzia szyja, chłodne niebieskie oczy i okalające twarz gęste kasztanowe pukle. A jedna była lustrzanym odbiciem drugiej. Nie można było się dopatrzeć choćby najmniejszego różniącego je detalu.

- Widzisz Antoine. Ja nie bez przyczyny przybyłam do Islandii. - nie bardzo wiedziała jak zacząć, jak mu wszystko wytłumaczyć. Postanowiła postawić na szczerość i po prostu to z siebie wyrzucić. - Przywiodły mnie tutaj prywatne pobudki. Poszukuję pewnego artefaktu. Prawdę powiedziawszy to nadal błądzę we mgle i nawet nie wiem czy ta rzecz istnieje czy to jedynie pogłoski bez porycia. Ponoć ta nieprzyjazna wyspa kryje w sobie wiele potężnych przedmiotów. Jak dotąd moje poszukiwania były bezowocne ale teraz gdy ujrzałam ten kamień moje oczy zabłysnęły żywiej – była wyraźnie podekscytowana, prawie nie kontrolowała drżenia głosu.

- Mercedes – zaczął łagodnie Antoine czyniąc przy tym krok w tył – Ja ci go nie oddam. W ogóle nie zamierzałem ci go pokazywać ale sytuacja trochę wymknęła się spod kontroli.

- Powiedz mi chociaż co on potrafi abym miała pewność czy w ogóle byłby w stanie mi pomóc. Muszę wiedzieć czy to może być tym czego poszukuję.

- Nie wiem dokładnie jakie są jego zdolności – odparł sucho nie odrywając od niej wzroku.

Westchnęła zrezygnowana i usiadła w miękkim jasnym fotelu.
- Spójrz na ten obraz. - wskazała portret - Przedstawia mnie za młodu. Założę się nie wiesz, którą z nich jestem ja? Nikt nie wiedział. Nawet nasz własny wuj nie potrafił nas rozróżnić. - uśmiechnęła się na to wspomnienie - Znasz te wszystkie historie, które opowiadają o bliźniętach? O tym, że są jak dwie połowy jednej filiżanki? Jedno zaczyna zdanie, drugie je kończy. Myślą o tym samym, czują swoją obecność. Są jak jedna całość? To wszystko prawda Antoine. Ja i Carmen byłyśmy nierozłączne. Była całym moim światem...

- A później ślepy los postanowił o naszym życiu za nas. Spotkałam wówczas Toreadora Francoise Villona. Był on akurat przejazdem w Hiszpanii kiedy natknął się na młodą malarkę. Wówczas nosiłam jeszcze imię Maria, choć teraz gdy o niej myślę mam wrażenie, że to nie byłam ja, ale zupełnie inna osoba.

- Francoise zachwycił się pięknem Marii i jej niezwykłym talentem. I obdarzył ją darem, a może przekleństwem... Zresztą, mniejsza z tym. Na próżno teraz się nad tym rozwodzić. Niewiele później ktoś inny wybrał Carmen i w ten sposób moja bliźniacza siostra także dołączyła do rodziny. Na ironię stała się żałosną namiastką kobiety jakiej obraz trzymałam w pamięci. Choć serce Carmen było takie jak wcześniej, Maria widziała w niej jedynie potwora. Została Nosferatu... Mówili o niej Strzyga z Saragossy. - Mercedes przymknęła oczy i odpłynęła daleko myślami snując swoją opowieść.

- Maria wyczulona i wrażliwa na estetyczne bodźce nie patrzyła na nią jak kiedyś. Mimo to zaczęła ją widywać. Ba! Spędzały wręcz razem każdą wolną chwilę. Co ją do tego skłoniło? Może poczucie winy? A może tęsknota za przeszłością? Lub raczej dusza, która zdawała się być niekompletna odkąd się rozdzieliły, a teraz znów poczuła się spełniona. Ku jej zaskoczeniu po pewnym czasie oswoiła się z jej koszmarną fizjonomią i przebywanie w jej towarzystwie na powrót sprawiało radość. Zrozumiała, że nigdy nie przestała jej kochać, że zawsze będzie dla niej najważniejsza.

- Ale paryskie Elizjum już grzmiało od plotek. „Piękna i Bestia” słyszała za plecami drwiące szepty. Chyba tylko poparcie księcia powstrzymywało ich od publicznego potępienia jej zachowania. Zaczynało to być na tyle dokuczliwe, że sama Carmen nie mogła przeoczyć faktu, jak z jej powodu mocno ucierpiała reputacja siostry. „Miłośniczka brzydoty” szydzili pokątnie Torreadorzy i z oburzenia odwracali oczy.

- Carmen przestała wreszcie pokazywać się w Elizjum. Maria została w pałacu, a tamta? Najpewniej zeszła do kanałów. I choć oficjalnie widywały się rzadko, w tajemnicy wciąż się spotykały. Było nieuniknione, że czasem ktoś mimowolnie je zauważył. Czy to w operze, czy w galeriach. Nie zamierzała stronić od kulturalnych miejsc ani też nie czuła się w obowiązku tłumaczyć się przed resztą wampirów ze swojego ludzkiego życia. Niech sobie myślą co chcą! Próżni egoiści! Zaczęła pogardzać koterią paryską.

- Jej wizerunek jednak nie wyszedł z tego bez szwanku, i choć zapierała się najpierw, że nie obchodzą ją opinie innych, po woli zaczynała zmieniać zdanie, uginać się pod presją otoczenia.
Ona! Najpiękniejsza w całym paryskim Elizjum Spokrewniona! Szmerano o niej, że była przyjaciółką a nawet kochanką monstrum z piekła rodem! Że niedługo sama przesiąknie smrodem ścieków albo niechybnie zarazi się jakimś paskudztwem od swojej wybranki z klanu Nosferatu, którą faworyzowała na każdym kroku.

- I wreszcie doszło do nieuniknionego. Pokłóciły się straszliwie za jej przyczyną. Wybuchła! Wyrzuciła jej prosto w jej szkaradną twarz, że nie może dłużej tego tolerować. Jej bracia Torreadorzy szydzili z niej pokątnie, krzywili się na ich widok ilekroć widzieli je razem. Należało to ukrócić, skończyć, zdławić, zniszczyć... Wówczas tak myślała. Jakże się myliła.

- Carmen wyjechał na dobre i życie Marii się zapadło, przestało mieć sens kiedy w pobliżu nie było kawałka jej duszy. Jej łagodność, ciepły głos, siostrzana pomocna dłoń... Wszystko się skończyło. Maria popadła w dekadencję. Pustka i rozpacz odebrała wolę tworzenia, siłę do działania. Jakby ktoś wyrwał połowę jej serca i wywiózł gdzieś daleko.

- Jej wampirzy ojciec niechybnie to zauważył. Mimo iż potrzebował jej w Elizjum, sam nakłonił ją do wyjazdu. Minęło kilka lat. Najpierw jeździła po Europie. Była w każdym niemal większym mieście, wypytywała, szukała choć najmniejszego śladu bytności siostry. Na próżno. Nosferatu nigdy nie odnajdziesz jeżeli sam tego nie chce... - schowała twarz w dłonie. Zapadło milczenie.

- Więc zrezygnowałaś? - zapytał Antoine niespodziewanie dając znać, że nadal jej słucha.

- Nie. W końcu spotkałyśmy się w Rzymie. Sama do mnie przyszła. Ale skończyło się jeszcze gorzej niż za pierwszym razem. Doszło do kolejnej zwady, padły jeszcze ostrzejsze słowa. Carmen wyrzuciła mi wreszcie, że mnie nienawidzi, że nie może dłużej patrzeć na mnie i zadręczać się tym, jak wyglądałby teraz gdyby wredny los zamienił nas w tym dniu miejscami, gdyby Francois dostrzegł wówczas ją a nie mnie...

- Czy wiesz jakie to uczucie gdy nienawidzi cię osoba, którą kochasz najbardziej w świecie? - spojrzała na Antoina zbolałym wzrokiem a w kącikach jej oczu perliły się czerwone krople - Dlatego wyjechałam do Reykjaviku. Dlatego szukam przedmiotu, który mógłby na powrót przywrócić Carmen dawne piękno. Słyszałam, że gdzieś tutaj jest... Może to ten kamień. Może on potrafiłby oddać mi moją siostrę – oczy Mercedes płonęły gorączkowo. - Ty nie wiesz przez co przechodzę. Od dwóch lat nic nie namalowałam. Pędzle i płótna tkwią porzucone jak dawno zapomniany kochanek. Tylko drobne przyjemności dają chęć do życia. Hedonizm i beztroska. To moje nowe dewizy - zaśmiała się. - Balansuję na krawędzi, Antoine. Jedynie narkotyki pobudzają mnie na tyle, żebym w ogóle o zmierzchu otwierała oczy. Moje życie jest puste kiedy nie ma jej w pobliżu. Widzisz jaką żałosną istotą się stałam. Ja muszę odzyskać moją siostrę! Muszę sprawić aby mój widok przestał ją ranić. Aby znów kiedy na mnie spojrzy widziała swoje lustrzane odbicie...

- Mercedes - Antoine patrzył na nią smutnym wzrokiem – Przepraszam. Wybacz, nie wiedziałem, że kryjesz ta bolesne wspomnienia, które dla wielu mężczyzn byłyby niezwykle ciężkie, co zaś dopiero tak delikatnej obiety, jak ty. Czy masz pewność że kamień pomoże twojej siostrze? Czy cokolwiek byłoby w stanie jej pomóc - tłumaczył łagodnie.
- Może nie jeden, ale jeśli zgromadziłabym wszystkie? - po głowie Mercedes chodziły rożne rozwiązania, i choć miała zachować je dla siebie niechybnie wypowiedziała je na głos. Głos miała nerwowy a oczy dziwnie rozbiegane.

- On nie należy do mnie. Nie mogę ci go zwyczajnie oddać - głos archonta wciąż był w tej kwestii stanowczy. - Ponadto problem jest inny. Widzisz, te kamienie się wzajemnie odpychają. Dostałem jeden z nich tylko dlatego, że jego prawowity właściciel udawał się na poszukiwanie kolejnego, a sam nie mógł dzierżyć obu, bo to podobno niemożliwe. Na początek należy przekonać ich właścicieli, aby wykorzystali ich moc by pomóc w twojej sprawie. Poparcie jednej osoby już uzyskałaś, czyli moje oczywiście. Kiedy zaś wyeliminujemy problem wiedźmy, przyjdzie czas aby postarać się rozwiązać twój. Nie chcę, żeby twoja siostra cierpiała a przede wszystkim nie chce patrzeć jak ty się zadręczasz. Dlatego obiecuję, jeżeli tylko będę mógł pomóc, pomogę. Nie mam niestety pojęcia czy kamienie będą miały moc aby zmienić fizjonomię twojej siostry, może zresztą wystarczy mniejsza ich ilość? Jednakże z pewnością warto spróbować. Ponadto, jeżeli wszystko się powiedzie, to znam kogoś, kto ma wiele wiedzy o tych kamieniach. Wprawdzie wypytać osobiście go nie zdołałem, ale może później będą większe możliwości.
- Dziękuję Antoine - szepnęła z nieskrywaną ulgą – Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna. - Mercedes wtuliła się w ramiona archonta, a on otoczył ją ramieniem i przycisnął mocno do siebie.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 29-07-2008 o 21:25.
liliel jest offline  
Stary 29-07-2008, 23:26   #245
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Słysząc słowa Karola, Robert skinął delikatnie głową i udał się do wskazanego wcześniej pokoju. Tam usiadł na (cudem zresztą ocalałym) krześle i, czekając na nadejście Nosferatu, wystukiwał jakiś rytm laską o ziemię. To go odprężało. Przestawał myśleć o zachowaniu Lipińskiego, wysoce karygodnym zresztą, wiedział, że ma do odbycia poważną rozmowę, ważną głównie dla niego - musiał więc pozbyć się wszelkich uprzedzeń do osoby kompozytora.

Zaraz po wejściu Karola, Robert spokojnie zaczekał, aż jego rozmówca dokończy swoje literacko-plastyczne sprawy i w momencie, w którym szczur zniknął za drzwiami pomieszczenia, książę przemówił.

- Monsieur Lipiński, cieszę się niezmiernie, iż w końcu mam okazję zamienić z panem słowo. - ciężko było ocenić, czy słowa Stańczyka były szczere - Sprawa jest bowiem niezwykle ważna nie tylko dla mnie i pana, ale również dla całej rady oraz pozycji Camarilli w mieście.

- Zaraz po przyjeździe prosiłem o powstrzymanie się z tworzeniem potomków. Nie wiedzieliśmy, jakie zasady panują w mieście, czego możemy się spodziewać w tych warunkach
- ciągnął dalej Aligarii, delikatnie machając przy tym laską - Teraz nadal nie możemy nazwać Islandii swą drugą ojczyzną, lecz z pewnością wiemy dużo więcej. Pańskie całonocne eskapady, spotkania z przybyszami, rozmowy z innymi wampirami oraz nieoceniona pomoc panienki Mercedes, pana Lasalle i Sorre - wszystko to kształtuje się na naszą wiedzę. A to oznacza, że wiemy już całkiem sporo.

- Sama wiedza jednak nie zawsze starcza. Ktoś kiedyś stwierdził, pan wybaczy, iż autora myśli nie wspomnę, iż "kto nie idzie do przodu, cofa się". A my musimy iść do przodu. Tym samym mój zakaz zostaje wycofany, co przypieczętuje przyjęcie nowej osoby do naszego grona. Młoda Finney Haarde
, właścicielka doskonale prosperującej galerii, świetnie nadaje się na przejście na naszą stronę. Swój wybór, jeżeli pan pozwoli, zachowałbym w tej chwili dla siebie, lecz jeżeli te informacje okażą się istotnę - z radością wtajemniczę pana w swe przemyślenia.

- W czym rzecz, pyta się pan w myślach ciągle podczas tego wywodu. Otóż młoda kobieta zaraz po przemienieniu, mimo swej widocznej fascynacji wampiryzmem, może być nieobliczalna, a przez to powstaje niebezpieczeństwo złamania zasad Maskarady. Trzeba się nią opiekować. Jak wiemy jednak, jesteśmy tu od niedawna, a każdy z nas ma wiele obowiązków - nikt nie da rady zająć się samemu tak kłopotliwą osobą. Stąd też ta rozmowa - proszę pana o pomoc w opiece nad Finney, od jutrzejszego wieczora zaczynając.

Robert koniec swej wypowiedzi podkreślił uderzeniem laską o ziemię i wbił spokojne i pełne życzliwości spojrzenie w Karola.

Nosferatu mimo nieoczekiwanej i nieco śmiesznej prośby Księcia starał się zachować powagę. Poprawił okulary na nosie i po krótkim namyśle odrzekł.
- Tak, zniesienie zakazu tworzenia potomków jest szalenie istotną informacją, która z pewnością zaowocuje rozszerzeniem się naszego małego grona. Uważam, że jest to świetne posunięcie choć szkoda, iż w naszej wojnie z hrabiną Munk nie zda się to na wiele w tym momencie. – Zrobił malutką przerwę, tym razem żeby oddzielić wychwalanie od przedstawienia swoich wątpliwości.

A czym ta opieka miałaby się przejawiać? Jako członek rady odpowiedzialny w dużej mierze za bezpieczeństwo jestem, że tak powiem dość zabieganą osobą i sam nie wiem jak mógłbym pomóc w tej sytuacji. Obserwowanie pani Finney Haarde za pomocą moich szczurzych posłańców oczywiście wchodzi w grę…

Przerwał przyglądając się uważnie Stańczykowi, miał cichą nadzieje, że jego sugestia była na tyle czytelna, że przełożony zrezygnuje z jego pomocy.

- Cóż rzec... - odezwał się po chwili milczenia Aligarii. A jego oczu zaś powoli znikała ta serdeczność, lecz ton nadal był niezwykle uprzejmy - Ciężar edukacji panny Haarde wziąłbym, rzecz jasna, na swe barki, jako jej, że tak to nazwę, oficjalny opiekun. Mi zaś chodzi przede wszystkim o kontrolę. Szczury, rzecz jasna, przydadzą się - niech któryś wiecznie będzie w jej pobliżu i, jeżeli tylko zdarzy się coś potencjalnie niebezpiecznego, poszuka pomocy wśród najbliższych kainitów. O obowiązku udzielenia tejże pomocy zostaną poinformowani wszyscy, bo "wychowanie" Finney leży w interesie wszystkich nas.

- Ze swojego czasu straciłby pan zapewne ledwie parę cennych godzin - to niewiele, korzyści z tego płynące mogą być o wiele większe. Większość pracy załatwią za pana pańskie zwierzątka, co także zdecydowało, iż o pomoc poprosiłem pana. Poza tym, jakkolwiek to nie zabrzmi, pańska kandydatura po prostu wydaje mi się tą najbardziej odpowiednią - w końcu niewielu w naszej radzie jest mężów tak statecznych i spokojnych... -
przerwał na chwilę Robert

- Tak więc mogę liczyć na pańską pomoc, oczywiście na miarę możliwości czasowych, mosnieur Lipiński?

-Ależ oczywiście, koło pani Finney zawsze będzie się kręciło kilku z moich podopiecznych. Nasza sytuacja jest nieciekawa nie mówiąc o młodej wampirzycy, która nie będzie znała funkcjonowania jej nowego świata. Zrobię, więc co w mojej mocy żeby nie spadł jej włos z głowy. A jeśli chodzi o bezpieczeństwo…to czy nowy kamerdyner jest dostatecznie dobrze sprawdzoną osobą?Karol wolał kwestie własnego bezpieczeństwa wziąć w swoje ręce i na koniec oznajmił.- Jeśli chodzi o moje lokum to w najbliższych dniach postaram się je zmienić i przeniosę się z garażu w bardziej praktyczne miejsce.

- Me serce raduje się, słysząc pańskie słowa. - z uśmiechem rzekł Aligarii - A co do innych spraw... Kamerdyner jest całkowicie bezpieczny, mam do niego pełne zaufanie. To mąż prawy i ze świetnymi, potwierdzonymi referencjami, na dodatek już niebawem będzie pracował u nas nie naruszając przy tym naszego skromnego majątku... - tajemniczy uśmiech pojawił się na twarzy księcia - Co do pańskiego lokum, na parterze rezydencji ekipa remontowa ma oddać zespół czterech pomieszczeń, po jednym dla każdego z radnych. Jeżeli zechciałby pan tam zamieszkać, zbudować odpowiednie gniazdo dla swoich zwierząt, bądź też urządzić stylowy i urzekający gabinet - proszę bardzo. Pokój będzie do pana dyspozycji.

Chwilę jeszcze spokojnie spoglądali na siebie, po czym powstali i razem opuścili pokój. Aligarii chwilę jeszcze pospacerował po domu i ogrodzie, by nacieszyć swe oczy odnawianym budynkiem, a następnie udał się na spoczynek. W pełni mu się on należał...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 01-08-2008, 00:59   #246
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Brian patrzył jak zahipnotyzowany w falującą powierzchnię zwierciadła. Po chwili, po drugiej stronie tafli, zaczęła się doń zbliżać jakaś postać… Brian nie mógł oderwać od niej wzroku. Zadzierał głowę, wpatrywał się, śledził – w skupieniu.

Tamten przedstawił się jako Goratrix. Mówił coś, cichym i dźwięcznym głosem. Brian nie zrozumiał prawie nic. Przejechał językiem po wargach, kilkakrotnie zaciskając lewą pięść i prostując upazurzone palce prawej. Czuł, że wokół dzieje się coś niezwykłego i choć daleko mu było do tracenia głowy, czuł się jednak nieco… Zaniepokojony.

- Na imię mi Brian, panie.
– Wampir skłonił głowę, po czym znów podniósł ją i popatrzył nieznajomemu prosto w pozbawione emocji oczy. - Mówisz zagadkami, Goratrixie. Dlaczego przeklęty? I o jakich znamionach mówisz?

Miał wrażenie, że spojrzenie nieznajomego przeszywa go na wylot. Czuł się nad wyraz dziwnie, jednak nie dawał tego po sobie poznać – albo taką miał tylko nadzieję. Nie całkiem odpowiedział na zadane mu pytanie, ale to on chyba był tu na pozycji, dającej mu prawo do zadawania pytań…
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...
Hael jest offline  
Stary 02-08-2008, 18:50   #247
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Brian

Postać w lustrze przybliżyła się, patrząc na Briana ponad spuszczonymi na nos okularami. Coś niepokojącego było w tych połyskujących zielenią źrenicach. Postać wyciągnęła bladą, szczupłą dłoń przed siebie, kładąc ją na tafli lustra. Przez chwilę wydawało się, że ręka zaraz przeniknie do świata Gangrela, jednak tak się nie stało, coś stanowiło opór.

Wampir jak zafascynowany wpatrywał się w smukłe palce, które wyraźnie kierowały się w stronę jego szyi. Nic jednak się nie stało. Goratrix cofnął dłoń, a Brian poczuł, że znów może swobodnie ruszać się.

- Każde dziecię Kaina jest przeklęte, splugawione klątwą, którą on sam na siebie zesłał, każąc swój ród niesłusznie. - usłyszał cichy, dobiegający zza lustra głos - Niektórzy z nas dążą do golkondy, stanu wyzbycia się bestii, jak również utraty mocy. Cóż za bzdura. Jest inna, lepsza wszak droga. Droga buntownika, który sprzeciwiając się swemu ojcu, stanie się mu równym. Nie splugawionym wstrętem do słońca czy uczuciem głodu, a mimo to silnym... silniejszym niż kiedykolwiek. Ona to potrafi, potrafi wskazać ci ową drogę. Jeśli pragniesz nią podążać przyjdź tu jutro o północy i złóż przed lustrem ofiarę ze swego brata krwi. Wybór ofiary, którego dokonasz, ma Pani pozostawia tobie. Jeśli będzie zadowolona, staniesz przed jej obliczem. Jeśli zaś zawiedziesz... lepiej się tu nie pokazuj.

Kpiący uśmiech wykwitł na wargach mężczyzny, którego kształt nagle rozpłynął się, ginąc w cieniu lustra. Gangrel ani się spostrzegł, a znów stał przed zimną, nieprzenikniona taflą.


Marry

Udało się. Odnalazła wreszcie schowek Gustava, którego nigdy nie chciał jej pokazać. Teraz jednak, gdy wreszcie zagłębiła się w jego notatki i pamiętniki, nie mogła opanować rozczarowania.

Nic tu nie ma! Nic! Same bzdety o jakichś bliskich i staniu się potworem. Bla bla bla... konkrety proszę!”

Kobieta ze wściekłością wertowała kartki nieomal drąc je przy tym. Sentymentalna wartość zapisków życia Gustava nic dla niej w tej chwili nie znaczyła. Lub raczej... miała nie znaczyć, by nie obudzić po raz kolejny wyrzutów sumienia.

Nagle zesztywniała. Czuła, że coś lub ktoś jej się przygląda z pobliskiej rury. Zmarszczyła brwi i odruchowo ręką sięgnęła do kieszeni spodni. Niech no tylko się zbliży... I wtedy usłyszała cichutkie popiskiwanie, a szczurzy łebek, który ukazał się w otworze, nieśmiało wysunął w stronę wampirzycy karteczkę.

„Co do...?”

Prędzej niżby sama tego chciała złapała niewielki zwitek i odczytała jego treść. Wymruczała pod nosem jakiś zlepek przekleństw odczuwając jednocześnie ulgę, że nic poważnego się nie stało i irytację, że nowy Nosferatu ot tak złamał nałożony przez nią zakaz.
Złowieszczo łypnęła w stronę ogromnego szczura, który wyraźnie oczekiwał odpowiedzi. Zwierzak zapiszczał ze strachu, ale nie wycofał się.

Odczuwając rosnącą irytację Marry skreśliła na odwrocie karteczki kilka słów, korzystając z porzuconego długopisu Gustava, po czym oddała wiadomość.

- Zanieś to temu swojemu upierdliwemu panu. – wysyczała przez zaciśnięte zęby.

Gryzoń posłusznie wycofał się, a Marry wróciła do przerwanej lektury. Nie doszła jednak do końca strony, gdy usłyszała jak pod stary aglomerat podjeżdża samochód.

„Któż to u licha?”

Ze zwinnością łasicy wyślizgnęła się z przewodu kominowego, by dotrzeć do najbliższego okna fabrycznego. Dyskretnie wyjrzała przez nie. Odprężyła się nieco widząc sługusa Toreadorki z miasta. Cóż jednak mógł on od niej chcieć? Czy raczej należało spytać: czego chciała jego wychuchana pańcia, która pewnie brzydziła się tej okolicy.

- Po co tu, dupku? – krzyknęła do mężczyzny, który właśnie wysiadł i zastanawiał się, w która stronę iść.

- Pani Ortega przesyła wiadomość! – odkrzyknął jej Simon Kazała przekazać, że wie o kamieniu i ze chce z panią pomówić jutro w Elizjum po zachodzie słońca!

„ Co za palant! Jak mógł wrzeszczeć na całe gardło o takich sprawach? Ortedze naprawdę poprzewracało się już we łbie... No, ale skoro wiedziała o kamieniu, to mam już jasność, co to za kurewski duszek mnie nawiedził. Aż dziw tylko, że tak szybko wróciła do siebie...”

- Jaka jest odpowiedź?!
– dopominał się uwagi Simon.

„ Muszę coś zrobić z tym dupkiem. A i przyda się mała lekcja pokory jego szanownej pani, która ośmieliła się mnie szpiegować.”

- Już ja ci dam odpowiedź...
– usta Marry rozciągnęły się w drapieżnym uśmiechu, a bestia w jej wnętrzu aż zawyła z radości, gdy wyciągnęła klejnot z kieszeni.


Karol

Kiedy książę Aligarii w towarzystwie odprowadzany przez nowego kamerdynera udał się na spoczynek, Karol oczekiwał wiadomości. Wciąż przyzwyczajony do nieco krótszych niż islandzkie nocy, czuł jak jego członki ogarnia zmęczenie, a senność ciąży na powiekach coraz bardziej i bardziej. Stworzenie siatki szpiegowskiej kosztowało go naprawdę sporo krwi i choć pił ledwo wczoraj, czuł, że jutro będzie musiał postarać się o kolejne zapasy. Najlepiej przed koncertem, by w spokoju móc się delektować muzyką. Lecz czy zdąży? I czy ona tam będzie?
Wreszcie na półgodziny przed wschodem słońca Nosferatu usłyszał znajome popiskiwanie.

- Jesteś. – tym stwierdzeniem przywitał szczura, który wspiął się na ramię pana, domagając się pieszczoty.

Dopiero kiedy Beethoven został nagrodzony za swój trud, wypuścił trzymaną w pyszczku kartkę. To była ta sama wiadomość, którą miał przekazać Krwawej Marry.

„ Czyżbyś jej nie znalazł... Aa na odwrocie coś jest!”

Karol obrócił karteczkę i odczytał energiczny bohomaz:

Cytat:
Spieprzaj dziadu!
Zrobię, co mi się zachce!!!

M.
No tak, cała ona.


Antoine, Mercedes

Wydawało się, że stali tak przytuleni całą wieczność, lecz gdy Ortega delikatnie odsunęła się od Archonta, uczucie niedosytu niemal rozrywało ich dusze. O ile je mieli, rzecz jasna.

- Wybacz, telefon.
– wytłumaczyła z lekkim rumieńcem na policzkach Toreadorka. To tylko dodało jej uroku. Wcześniejsze opowiadanie i obecne zakłopotanie sprawiały, że przestała sprawiać wrażenie filigranowej laleczki. Ta zmiana była niezwykle pociągająca...

W czasie, gdy Mercedes prowadziła rozmowę z Karolem Łipińskim, Antoine wyłapując ogólny jej sens tylko, przyglądał się twarzy wampirzycy. Ruchom jej pełnych warg...

- Załatwione. – odezwała się wreszcie do niego, chowając telefon. Spojrzała w te fascynujące oczy, lecz czar prysł. Znów byli po uszy zanurzeni w codzienności. – Wybacz Antoine, ale ja położę się już spać. Wyczerpała mnie ta... rozmowa w umbrze. Gdybyś był tak miły i zaczekał na Simona...

Lasalle tylko skłonił się w odpowiedzi.

- Dobranoc. – rzekła doń cicho i wróciła do swej sypialni.

Nie bardzo mając co z sobą uczynić, Archont wyszedł na korytarz i schodami podążył w dół. Zatrzymał się jednak w połowie, ze zdziwieniem wpatrując w sześć par oczu, które zerkały na niego zza barierki na dole.

To były mieszkające tutaj młode dziewczyny, które stanowiły – mówiąc dosadnie – trzodę Mercedes. Szeroko otwartymi oczyma panny przyglądały się z dziecinną ciekawością twarzy wampira, cos do siebie cichutko komentując.

„ A no tak, oczy...”

Nim jednak zrobił cokolwiek z tą krępującą sytuacją, drzwi wejściowe otworzyły się, a w progu stanął mężczyzna w porwanym na strzępy odzieniu.

- Aaaaaaaaaaa! – krzyknęły jednocześnie dziewczęta, przy czym jedna zreflektowała się, rozpoznając twarz przybysza. – To Simon, musimy mu pomóc!

Żadna jednak z kobiet nie podbiegła do niego, widząc jak osuwa się na ziemię. Zbyt sie bały.

- Wia...wiadomość. – wyszeptał jeszcze mężczyzna pobladłymi wargami, po czym zaległ na dywanie, tracąc przytomność.

Dopiero teraz wszyscy zgromadzeniu ujrzeli na jego plecach litery. Były one nieduże, wielkości może jednego palca, wyryte w skórze czerwonymi pręgami z nadzwyczajną precyzją.

Cytat:
SAMA CIĘ ZNAJDĘ
NIE WCHODŹ MI W DROGĘ
BO POŻAŁUJESZ
M.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 06-08-2008, 13:46   #248
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Zdecydowanie nie mogę nakarmić go swoją krwią. Należy do Mercedes i tylko ona może to zrobić, sycąc chłopa purpurą, która mogłaby mu pomóc uleczyć rany zadane przez tą wariatkę. Tyle, że teraz śpi. Cóż, Simon będzie musiał wytrzymać jakiś czas pod opieką tych ... asystentek. Merry! Merry! Malkavianka? Jednakże moi kumple Malkavianie to całkiem sympatyczne chłopaki. Ba, bracia nawet, przynajmniej tak mnie nazywają. Zresztą, nieważne, ważne, że nie można na niej polegać, bo coś jej odbije i któż wie, co zrobi. Ktoś stwierdził kiedyś, że woli ludzi złych od głupich, bo po złych przynajmniej wie, czego się podziewać. Zapewne dotyczy to także wampirów? Jednakże zaraz. To, że Merry postąpiła, jak postąpiła może oznaczać, iż nie jest niepoczytalna, lecz realizuje jakiś swój ukryty cel, którego rozumienie leży, póki co, poza moim zasięgiem. Czyżby specjalnie nas prowokowała? A może po prostu nie cierpi Mercedes i nawet wiedząc, iż robi głupoty, nie mogła się powstrzymać? Wobec takich możliwości, cóż, powstrzymam się z werdyktem. Zresztą, gdyby nie całe to zamieszanie, możnaby ową Merry po prostu zignorować. Ale podczas starcia z czarownicą każda pomoc była nieoceniona. Ha, ponadto jej związki z Karolem. Kurde, żal mi chłopa, jeżeli Merry robi go w durnia, chociaż jednocześnie wtedy wołała jego imię. Czyżby liczyła na niego bardziej, niż na kogokolwiek innego? Ech, cokolwiek by powiedzieć o wampirzycach, to także kobiety, kompletnie nie można ich zrozumieć – westchnienie przypieczętowało rozmyślanie Antoine’a. Szedł korytarzem patrząc, jak dziewczęta przenoszą Simona do pokoju i opatrują mu plecy. Tam była krew, ale taka, która nie interesuje Toreadora.

- Przepraszam – nagle usłyszał głos Mayici. – Wiem, ze pani Ortega wypoczywa, a ja zostawiłam pana bez opieki, mimo, ze mnie proszono. Proszę być gentlemanem i wybaczyć mi – uśmiechnęła się przekornie.
- Proszę pani, rozmawiało się, przynajmniej mi, świetnie. Nie ma czego wybaczaćAntoine nieco głupio się poczuł. Przecież dziewczyna dostała polecenie wyjścia, wiec za co przeprasza? Chyba ..., że to forma zalotów, albo po prostu podryw. Owszem, wiedział, ze mógł się podobać, ale tym, które nie wiedziały, że jest wampirem. Mayica wiedziała, ale też była ghulem. Jednak jego oczy niepokoiły nawet ghuli. Przynajmniej wcześniej dotyczyło to także Mayici.
- Dziękuję. To świetnie – klasnęła w ręce. – Czy kładzie się pan już spać, czy też ... – zawiesiła głos.
- Do rana jeszcze chwila. To jedna z wielu zalet tego pięknego kraju, gdzie słońce potrafi zachodzić po 16-tej, a wschodzić bodajże o 10-tej.
- W zimie, to prawda, ale w lecie czasem słońce jest cały czas na niebie, albo prawie cały.
- Tak, wtedy najchętniej wyjechałbym na Antarktydę.
- Lubi pan zimne klimaty?
- Niespecjalnie, tak mi się powiedziało. Po prostu jednak brak chwili, w której mógłbym swobodnie wyjść na świeże powietrze, byłby bardzo uciążliwy.
- Rozumiem, ja wprawdzie niezbyt często opuszczam ten dom, ale znam osoby, które uwielbiają podróżować. Czy pan do nich też należy?
- Chyba tak
– zamyślił się. – Wprawdzie raczej nie teraz, jednakże kiedyś, owszem, bardzo chętnie odwiedzałem piękne i ciekawe miejsca.
- Odechciało się panu?
- Proszę siadać
- wskazał jej jedno z krzeseł w pokoju, do którego zaszli rozmawiając, - jednak nie, nie to, ze mi się odechciało. Zmęczenie. Toreadorzy, do których należę, szukają piękna. Niektórzy penetrują galerie sztuki, inni najpiękniejsze dzieła architektury, jeszcze zaś inni poszukują go w ludziach oraz w naturze. Ja należałem właśnie do takich. Dlatego zrozumiałe jest, że musiałem wiele podróżować.

Dyskusja zeszła powoli na sztukę, muzykę, w czym Mayica się specjalizowała, jako studentka sztuki. Lasalle wyraził zdziwienie, iż mówiła przecież, że rzadko wychodzi na zewnątrz, tymczasem studiując przecież musi odwiedzać uniwersytet.
- Och, studiuję eksternistycznie. Tylko na egzaminach spotykam się z profesorami oraz przy jakichś administracyjnych okazjach. Wszystko, co mi potrzebne, sprawdzam na stronie internetowej, gdzie zawsze jest dokładny wykaz przedmiotów i wszystkich takich potrzebnych studentowi. A pan?
- Ja, ja nie studiuję, ale cenię wiedzę. Cieszę się rozmawiając z ludźmi, którzy starają się kształcić.
- Czy
– nagle zmieniła temat – czy naprawdę nie chce pan pić? Wprawdzie pani Ortega korzysta ... korzysta bezpośrednio z nas, ale jeżeli pan nie chce, to mamy odpowiednio przygotowane w składzie do osobistego wykorzystania przez panią Ortegę?
- Proszę przynieść, jeżeli byłaby pani tak uprzejma.
- Ależ oczywiście. Niech pan chwilę poczeka
.

Czy Antoine naprawę pragnął się nasycić? Tak, jak każdy członek rodziny, dziecko nocy, jednak wiedział, że może się powstrzymać jeszcze długo, nawet niespecjalnie tłumiąc w sobie pragnienie. Ale któż wie, co zdarzyć się może. Wyprawa w umbrę, postępowanie Merry oraz, przede wszystkim, walka z wiedźmą nakazywały, by jak najczęściej korzystać z możliwości nasycenia. Dlatego, mimo iż nie zdecydował się pić wcześniej, teraz poprosił Mayicę.



- Dla pana ten – wskazała dziewczyna wskazując kielich wypełniony czerwonym płynem. – Ja preferuję wino. Zwłaszcza biały Calvados – ujęła swoje szkło. – Wobec tego: Za powodzenie.
- Za powodzenie
– czerwony płyn łechtał jego język, podniebienie, gardłu. Zapewniał szalone, niezwykłe doznanie przyjemności, rozkosz, która sprawiała, ze nie chciał się oderwać, póki nie wysuszył najmniejszej kropli. To było jak upajająca fontanna smaku oraz woni. Smak najwspanialszej potrawy tłumiący wszystkie inne pożądania, przynajmniej na tą chwilę. Delektował się każdym łykiem, każdym momentem oraz kroplą. Był Toreadorem, więc nie chłeptał, jak szalony, lecz powoli sączył. Nawet picie powinno być pięknem. Było, przynajmniej dla Lasalle’a.
- Smaczne? – Zapytała Mayica.
- Tak, ma pani gust, a wino?
- Tak, bardzo. To calvados. To co pan pił, to ... moje.
- Pani
? – Antoine’owi kolejny raz zrobiło się nieco głupio.
- Tak, ale – widząc jego zmieszanie natychmiast wspomniała – proszę się nie przejmować. Naprawdę. Wszystkie dziewczyny czasem to robią, jeżeli pani Ortega sobie życzy. Pomyślałam, ze skoro poleciła mi zająć się panem, to będzie odpowiedni wybór.
- Był – przyznał Antoine, włączając telewizor.

Rozmawiali, oglądali, podśmiewali się dopóki nie oznajmił, że musi iść spać.
- No cóż – mówił do kamienia kładąc się. – Miałem nadzieję, iż wyjdzie inaczej. Ta cała sprawa z Merry. Musi być z jakiegoś powodu wściekła na Mercedes, skoro tak potraktowała jej wysłańca. Tymczasem my po prostu usiłujemy jej pomóc. Jednakże skąd ona mogłaby o tym wiedzieć. Ech, mam nadzieję, że uda się spotkać na jakimś normalnym gruncie i pogadać po prostu. Przecież czarownica, to kłopoty także dla Merry. Aczkolwiek możliwe, ze Mercedes potem zechce jej odebrać kamień. Może już chciała? Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie i uda się zdobyć to co chcemy na czarownicy. Jeżeli coś sensownego wymyślimy oraz przekonamy Georga? Mam nadzieję, że Mercedes się uda tego dokonać, prawda? Ale, aż głupio mi powiedzieć, wiem, że od tego może zależeć zwycięstwo, jednakże nie chcę, żeby się z nim zbytnio spoufalała. Dziwna rzecz, takie uczucie, niezwykle dziwaczna.
 
Kelly jest offline  
Stary 15-08-2008, 10:19   #249
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński


Kompozytor długo obracał w dłoni kartkę z odpowiedzią od Marry, łudząc się, że zdoła wypatrzyć coś więcej poza obraźliwą odpowiedzią. Nie mógł jednak przedłużać tej chwili w nieskończoność, Słońce lada chwila miało pojawić się na horyzoncie.

-Przynajmniej wiem, że nic ci nie jest. – Powiedział zupełnie obojętnym głosem do siebie. Wiedział co musi zrobić z nieobliczalną wampirzycą, lecz nie podobało mu się to ani trochę.

„Jesteś zbyt niebezpieczna abyś mogła dalej działać swobodnie.”

Westchnął przeciągle, po czym zmiął papier formując z niego malutką kulkę, którą wrzucił na spód jednej ze swych kieszeni. Wołał takich wiadomości, choćby niewiele znaczących, nie zostawiać byle gdzie. Nie ufał kamerdynerowi, którego zamierzał sam sprawdzić, gdyż zapewnienia Księcia nie przypadły mu do gustu. Nie usłyszał wszakże żadnych konkretów a ogólniki go nie zadowalały.

Wolnym krokiem ruszył w kierunku swojej tymczasowej siedziby - starego garażu. Nie była to bezpieczna lokacja. Nikt poza jego szczurzymi przyjaciółmi jej nie strzegł a i oni niewiele mogli zrobić stając naprzeciw poważnego zagrożenia. Cały dwór był właściwie niechroniony. Świadomość tego faktu niepokoiła Karola, dlatego też postanowił jak najszybciej wynieść się z tego miejsca.

W środku przywitały go radosne piski podopiecznych, którzy otrzymawszy wcześniej pozwolenie obleźli go całego ciesząc się obecnością swojego pana. Nosferatu nie zganiał ich, pozwalając nacieszyć się tą chwilą i dopiero, kiedy ostatni szczurek pozostawił go w spokoju, udał się na spoczynek pośród wysłużonych gratów.

W głowie starannie planował już jutrzejszy dzień robiąc, listę ważnych i mniej ważnych spraw, które musiał rozwiązać…sen zmógł go jednak szybko uwalniając od ciążących myśli.
 
mataichi jest offline  
Stary 19-08-2008, 19:17   #250
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Drzwi skrzypnęły pod naporem ręki.
Niedobrze, chciał wślizgnąć się niezauważony przecież. Małą szansą co prawda było, że zaraz przed wschodem słońca któryś z wampirów będzie przechadzał się po posiadłości, szczególnie, że ekipa remontująca stary dworek właśnie zajechała na placyk, ale należało zachować czujność.

Przez chwilę Brian zastanawiał się, co by się z kainitami stało, gdyby robotnicy nie byli tak zdyscyplinowani. Cóż, tu nie mógł i tak nic zrobić, będąc ślepo posłusznym Robertowi, który widać uznał tych ludzi za pewnych.

Książę, rada i ten cały cyrk Camarilli... Miał go serdecznie dosyć. Gdyby chociaż rozchylił usta do skargi, był jednak pewnym, że ktoś uciszy go zanim jeszcze wyda pierwszy dźwięk. Za dużo wiedział. To było jego przekleństwem, jak i atutem, z którego planował teraz skorzystać. Miał jedyną okazje wyrwania się z tej pieprzonej hierarchii, zdobycia siły...

Gangrel uśmiechnął sie do własnych myśli.
Nie był głupi. Choć nic nie dał po sobie poznać, od razu skojarzył imię człowieka w lustrze z historią Camarilli, a konkretnie linią Tremere.

Goratrix. Ten, który był prawą ręką Tremera do momentu aż go zdradził i stał się jego pierwszym wrogiem. Kro wie czy to właśnie Goratrix nie utorował drogi Sabatowi, trudno wszak mówić o udziale kogoś, kto uchodził za szarą eminencję...

Brian uprzednio sprawdziwszy zasłonę okien, padł ciężko na legowisko, które umościł sobie poprzedniego dnia. Tym razem nie bał się roślinnych pnączy. Tym razem czekał na nie.
Odwrócił się na plecy i zamknął oczy, by w wyobraźni odtworzyć Jej obraz. Piękna złotooka kobieta, wabiąca swą nagością i doskonałością kształtów. Niby taka drobna i bezbronna, lecz w kącikach jej ust kryło się okrucieństwo, gdy rozciągała je w zmysłowym uśmiechu. To go pociągało.

„ Przyjdź do mnie złotooka...”


Pomyślało i zasnął.
Jednakże mary, które go ogarnęły, były zbyt chaotyczne by mógł wyłowić spośród nich jakiś stały obraz. Zresztą zbyt gwałtownie został wyrwany ze snu, by móc się nad tym zastanowić. Właśnie pod drzwiami pokoju Gangrela Malkavianie urządzili sobie przemarsz śpiewając piosenkę, która – gdyby serce Briana biło – przyprawiłoby je o palpitację.

Goratrix czuwa nad nami
Siedzi w lustrze i mruga oczami
Tato, spójrz na to
Niewola wiedeńska zaraz skończy się...

Taumaturgia?
A co to jest w ogóle, że
Narzucacie rytuały mi
Taumaturgia?
A co to jest w ogóle, że
Jak Tremere czuje się!!

Goratrix czuwa nad nami
Siedzi w lustrze i macha rękami
Tato, spójrz na to
On zaraz uwolni się.....

Czy to przypadek, że właśnie tę postać z wampirzej genealogii wybrali na bohatera swojej przyśpiewki? Przecież nie mogli wiedzieć! Przejście do lustra było zamknięte, a Gangrel dokładnie je zatuszował, gdy wychodził z piwnicy. Zbieg wydarzeń wydawał się jednak zbyt podejrzany.

„ Muszę stąd zniknąć. Muszę to poukładać sobie. Szlag by to!”

Gdy tylko tupanie ucichło, Brian używając swych nadludzkich mocy wymknął się z budynku. Widać jednak nie był on mistrzem ucieczek, bowiem jego wyjście zostało zauważone nie tylko przez czujne szczury Karola, ale też przez nowego kamerdynera, który z ponurym uśmiechem patrzył przez firanki za pomykającą postacią.

„Jak lis, który wie, że pogoń jest już za nim...”


***

Choć wciąż było ciężko przyzwyczaić się do krótszego snu to Archontowi przyszło czekać na Toreadorkę z wyjazdem, a nie odwrotnie. Wampirzyca bowiem – jak na kobietę przystało – czuła potrzebę, by wyglądać wyjątkowo z okazji wyjścia do Filharmonii. Nietuzinkowa uroda, kształtna sylwetka oraz urok osobisty właściwy artystkom robiły piorunujące wrażenie w połączeniu ze staranną toaletą i wieczorowym strojem. Tak piorunujące, że nawet znawca piękna, za jakiego mógł uchodzić Antoine poczuł się obezwładniony niezwykłym czarem.

Nie było jednak zbyt wiele czasu na komplementowanie, jeśli bowiem Toreador nie przyciśnie pedału gazu, będą spóźnieni, a to mogłoby się okazać zaprawdę fatalne w skutkach, biorąc pod uwagę niecierpliwość Krwawej Marry.

***

Gdy dojechali do dworku księcia, mijała akurat godzina od zachodu słońca nad Islandią. Zimowe powietrze stężało jakby pod szczelnym okryciem chmur. Mimo niskiej temperatury widać jednak było, że prace remontowe w Elizjum trwają i nikt tu się nie obija. Wszystko wskazywało na to, że remont parteru dobiega już końca.

Antoine zaparkował samochód na podjeździe między betoniarką, a luźną kostką brukową, z której już ktoś – najpewniej niezmordowany oddział Malkavian – ułożył na ziemi kształt przywodzący na myśl kaczkę.

Ledwo para Toreadorów opuściła pojazd, a na spotkanie wyszedł im Karol Lipiński. Trudno stwierdzić czy Nosferatu był już przygotowany do wyjścia czy nie. Wyglądał jak zwykle odpychająco.

- Nie ma jej. – odezwał się chropowatym głosem, zapominając o powitaniu – W promieniu kilometra również.

Trudno stwierdzić po tonie głosu Kainity jaki ładunek emocjonalny zawierało owo stwierdzenie. Pewnym natomiast było, że o wiele milej i układniej brzmiał głos starszego już mężczyzny w surducie, który wyszedł teraz z budynku i ukłonił się w pas.

- Witam szanowną mademoiselle, witam pana. – głos mężczyzny choć przyjemny dla ucha, brzmiał nieco obco, zapewne z powodu angielskiego akcentu - Nazywam się Sing. Jestem nowym kamerdynerem księcia Roberta Aligariego i mam prikaz zapewnić państwu maksimum wygody i komfortu. Sir Aligarii właśnie zapoznaje się z efektami prac remontowych. Zlecił, bym w jego imieniu gorąco zaprosił państwa do środka, do nowego holu.

Wiele w swym nieżyciu doświadczyli – nie podlegało to dyskusji- jednakże pamiętając jeszcze z zeszłej nocy pełen folii i kubłów z farbami przedpokój, dwójka Toreadorów przystanęła, by z lubością przyjrzeć się dziełu ekipy renowacyjnej. Nawet pochmurny Karol, którego piękno raczej raniło niż syciło, słyszał w starych murach jakąś przyjemną pieśń.


Zaprawdę dworek ten miał większy potencjał niźli można się było spodziewać. Pytanie natomiast brzmiało, jakie tajemnice jeszcze miał skrywać...
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 19-08-2008 o 19:20.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172