Wyobraził sobie siebie, biegnącego ciemną nocą przez duży plac. Spoconego, przerażonego i oglądającego się za siebie. Niepewnego nawet chwili. Usłyszałby nagle strzał i zagryzł zęby, a okazałoby się, że kula go minęła. Dopiero, gdy zdziwiony odwróciłby się w stronę strzelającego, zobaczyłby złowróżbną chmurę dymu i usłyszał trzask pękania własnej czaszki.
Dreszcz przeszedł mu po plecach. Ktoś, kto obserwowałby go z boku, zauważyłby od razu, że skulił się i ściągnął mięśnie twarzy. Nie minęła chwila, a porwał z biurka jedną z bransolet i wcisnął ją na dłoń, na tyle sprawnie, na ile pozwalały mu na to krępujące ruchy więzy.
Nie było innego wyjścia z sytuacji.
Uśmiechnął się uprzejmie, mimo hardego teraz już wyrazu twarzy.
-Szanowny oficerze, zgadzam się na Twoje warunki, jakiekolwiek by one nie były. Szczególnie, że sytuacja nie sprzyja... hm, dyskusji.
W jego oczach czaiła się nienawiść, gniew z powodu nieudanej próby wykiwania kapitana oraz strach zwierzęcia, które jest w klatce.
-Powiedz tylko, oficerze, jakie są Twoje rozkazy. Będę słuchał ze specjalną uwagą. - mruknął tylko na koniec, obiecując sobie zemstę. Zwykle to on wykorzystywał innych w tai sposób - jeszcze nigdy ktoś nie robił tak z nim! |