Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2008, 08:55   #193
Toho
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Jaś ucieszył się, że jednak słyszał dobrze. Co prawda róża nie wołała by ją wypuścić ale by wpuścić nieco światła, ale wołała i to się liczyło. Jaś niewiele interesował się do tej pory kwiatami - owszem znał kilka podstawowych nazw, umiał odróżnić stokrotkę od kaczeńca - nic niezwykłego. Gdy nie wiedział z jakim kwiatem miał do czynienia mówił Co to za petunia? czym doprowadzał swoją mamę zapaloną ogrodniczkę do szału.

Głos róży mimo, że cichy to brzmiał dość wyraźnie. Jasiowi nie wiedzieć czemu skojarzył się z ciotką Anną - wesołą, nieco pulchną kobietką. Poza tym głos róży powodował, że czuł się dziwnie niepewnie. Jaś zdziwiony popatrzył jak na twarz Kuby wypływa soczysty rumieniec, sam również czuł się dziwnie przy róży. Gdy róża zwróciła się do niego per "mój drogi" nogi Jasia odmówiły stania w miejscu, zaczął nimi dreptać niczym trzylatek pragnący siusiu, poczuł, że również oblewa się rumieńcem.
- No bo kolega się pytał o Księcia. odpowiedział w końcu. Mało co nie zaciął się na "no", ale jakoś przebrnął.

Jasia poważnie zaniepokoił fakt, że przechodziły tędy inne dzieci, ale nie wracały. Być może dotarły do Babilonu? A może .... wolał nie myśleć o tym co widział u trzech świnek. A jeżeli dalej jest podobnie? Czuł się podobnie do muchy biegającej po rosiczce - jeden niewłaściwy ruch i koniec.
Słowa róży o księciu sprawiły, że mimowolnie poczuł się nieszczęśliwy i wyjątkowo daleko od domu. Na koniec tuż przed odejściem wszystkich dzieci Jaś sprawdził czy klosz pod którym stała róża jest dobrze ułożony i czy nie ma wokół niej jakichś złośliwych chwastów. Znalazł jednego małego mlecza - wyrwał go bezlitośnie.

Droga dzieci biegła dalej poprzez niski zagajnik. Jaś wziął deskę pod pachę i szedł piechotą. Nie to, że był zmęczony, wolał iść spokojnie i pomyśleć. Nagle na jednym z krzaków, na wysokości jego twarzy, zauważył całkiem sporą osę. Rozpoznał owada po żółto-czarnych paskach.


Jaś czuł spory szacunek do tych owadów, od czasu, gdy kilka z nich mocno go pożądliło. Osa z wściekłym brzęczeniem podniosła się z gałęzi i podleciała Jasiowi przed twarz. Ku zdziwieniu Jasia owad nucił pod nosem:

Bzyk, bzyk, bzyk,
leć i brzęcz,
bzyk, bzyk, bzyk,
wroga dręcz!
Bzyk, bzyk, bzyk,
śmiało w bój!
Bzyk, bzyk, bzyk,
leć i kłuj!


Z bliska Jaś dostrzegł, że osa ma w łapkach małą włócznię. Podleciała całkiem blisko i wycelowała oręż w nos Jasia, mówiąc ostrym, brzękliwym tonem:
- Hasło!
- Eeeee, przepraszam ja nie zzzznam. Mo mo mogę przejść? Jaś zaczął się jąkać i dodatkowo spocił się na wspomnienie bolesnych użądleń
- Hasło! Bez hasła przelotu nie ma! Każda osa, pszczoła, szerszeń, czy bąk musi podać hasło. Hasło! Albo żądlę!
- Ale ale ale, ja nie jestem owadem tylko dzieckiem, a hasła nie znam. No chyba, że hasłem jest Puchatek! Jasiowi przypomniał się miś o bardzo małym rozumku.
Osa podleciała jeszcze bliżej i co dziwniejsze zdawała się mrużyć swoje oczy.
- Możesz przejść. A niech tylko się dowiem, że to wy wyjadacie miód, niszczycie ule, czy dręczycie owady - wówczas bez litości! owad groźnie machnął włócznią i nucąc "bzyk, bzyk, bzyk..." odleciał w las.

Wreszcie po dłuższej wędrówce Staś zawołał, że w oddali widać miasto. Chwilę później i Jaś je zobaczył. Wydawało mu się dziwnie znajome, ale sam nie umiał określić dlaczego. Dopiero, kiedy Kuba otworzył swój poradnik ii powiedział wszystkim, że to gród Kraka, w którym mieszkańcy są zazwyczaj mili, ale teraz mają pewien problem, Jaś zrozumiał skąd zna to miasto. Podszedł bliżej Kuby i powiedział dość cicho
- Myślę, że wiem, jaki to problem dręczy mieszkańców grodu... odchrząknął, nie tyle z rutyny, co ze strachu który zaczął ściskać jego gardło
- W zwykłej bajce gród króla Kraka miał problem ze smokiem, nie inaczej. Smoka nazywano wawelskim. Nie chcę być pesymistą, ale przy smoku wielki zły wilk to betka... Co gorsza smok wawelski zjadał dziewice, jeżeli tam Jaś machnął ręką w stronę zamku jest smok, to być może zjada dzieci! Róża mówiła, że wiele ich szło w tą stronę, żadne nie wracało.... Jaś po przeprawie ze świnkami nadal był nad wyraz ostrożny i wolał na zimne dmuchać.

Przez pewien czas szli dalej, aż nastała noc. Kilkadziesiąt metrów dalej stał jakiś młody mężczyzna. Jego wygląd Jasiowi skojarzył się z pilotem z I Wojny Światowej. Nie wiedzieć ten dziwny gość stał zapatrzony, gdzieś w dal ...
- Może warto zagadać go o miasto? Albo i o szklaną górę czy Babilon zwrócił się Jaś do Kuby
- Myślę, że lepiej poczekać do rana z wejściem do miasta... dodał, gdy zauważył wzrok Kuby wodzący między miastem, a nieznajomym.
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline