Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2008, 19:06   #14
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Grainne Livingstone zdołała przekonać szeryfa Preachera o swojej niewinności. Kobieta czuła ból głowy, co mogło wskazywać na powikłania po wypadku. Jednak wciąż normalnie funkcjonowała. Gorzej, że ksiądz wciąż tu leżał i...

Mrugał oczami...

Martwi nie mrugają oczami. Chyba, że nie są do końca martwi. Kapłan podniósł się z ziemi bardzo żwawo. Spojrzał na waszą dwójkę z mieszaniną strachu i wrogości. Podobnie patrzą się zwierzęta zapędzone w ślepy zaułek. Na czole księdza wystąpiły krople potu. Przybrał postawę gotowości do uderzenia, w razie gdyby ktoś się zbliżył. Krzyknął coś - a może charknął - był to dźwięk umieszczony między tymi dwoma dźwiękami. Wówczas rzucił się do przodu, odepchnął waszą dwójkę z ogromną siłą i pobiegł w las. Nie zobaczyliście w które miejsce dokładnie pobiegł, gdyż siła odrzutu zwaliła was z nóg. Wtedy rozległy się dwa strzały, których odgłos szeryf z łatwością rozpoznał - pociski były wystrzelone z rewolweru [i]Smith & Wesson[i].
- Nie uciekniesz mi tym razem! - krzyknął ktoś z oddali.
Po chwili przybiegł na miejsce zdarzenia i zaklął po szkocku. Był to trzydziestoletni mężczyzna - niski, z długimi siwymi włosami i o dość przyjaznej twarzy, choć wykrzywionej złością. Na sobie miał czerwony płaszcz bez ozdób, mokry od padającego przed chwilą deszczu.
- Z wami wszystko w porządku? - spytał po angielsku wciąż wpatrując się w las.
Schował broń do kabury pod płaszczem. A potem spojrzał na ziemię. W miejscu gdzie leżał ksiądz, został przedmiot należący do niego. Była to oprawiona w skórę książeczka, która z pewnością nie była modlitewnikiem. Mężczyzna podniósł ją z ziemi i schował bez słowa.

***

Na zaczepki Freddiego lokaj nie zareagował. Wciąż zachowywał zimny wyraz twarzy z lekkim uśmieszkiem. Mimo tego zmroził krew mężczyzny. Już lepiej gdyby zaczął krzyczeć, lub uderzać. On należał do tego typu ludzi, których mina zawsze wyraża myśl: Powiedz o mnie coś niemiłego, a obudzisz się... nie obudzisz się.

Michałowi Stoczyńskiemu odpowiedział;
- Brastferry znajduje się kilka godzin wędrówki stąd - zatoczył palcem łuk prowadzący za dom. - Jednak powinieneś zostać tutaj na jedną noc, zebrać siły, bo wędrówka tym lasem w ciemności jest... niebezpieczna... ZAWSZE panują tam mgły.

Broń Dwayne'a O'Grady'ego nie wywołała w lokaju większych emocji. Bardziej zaskoczyła pozostałych.
- Tak... sowy to bardzo niebezpieczne zwierzęta - zapewne zignorował epizod z bronią. - Według celtyckich druidów posiadały ogromną moc...
Po chwili zwrócił się do wszystkich was;
- Niestety, mój pan wybrał się na małe... polowanie - rzekł swoich mrocznym głosem. - Ale chodźcie za mną. Poprowadzę was do salonu, gdyż zapewne jesteście spragnieni i wyczerpani. Tam również się posilicie.
Po czym odwrócił się i otworzył drzwi od przedsionka. Waszym oczom ukazała się duża sala wyłożona szkarłatnym dywanem. Na ścianach wisiały obrazy jakiś arystokratów, a na przeciwko znajdowały się kręte schody prowadzące na piętro. Na lewo i prawo było wejście do dwóch innych sal. Lokaj zamknął drzwi wejściowe, po czym poprowadził do salonu będącego po lewej od wejścia.
W salonie uderzył was niezwykle stary styl. Była to mieszanina wiktoriańskiego wystroju z czymś... gotyckim. W tym pomieszczeniu nie było portretów. Były za to okna, z których jedno stanowiło witraż obrazujący męczeństwo jakiegoś świętego (w tym przypadku poćwiartowanie). Po środku pomieszczenia znajdował się owalny stół z miejscem dla co najmniej szesnastu osób. Światło dawał tam zwisający z góry żyrandol o kształcie słońca.
- Zajmijcie miejsca, a gdy pan wróci podam do stołu - rzekł lokaj. - Będzie potrawa z krewetkami, a jako napój podam wino. Wprawdzie pan nie pija... wina, ja też, ale zostawia je na wypadek wizyt gości. Biedak cierpi z powodu samotności...
Odszedł, wyraźnie kulejąc, coś opowiadając pod nosem.
 
Terrapodian jest offline