Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2008, 21:30   #20
sante
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
- Lambert ? – Dzik rozluźnił się i wyciągnął rękę w geście przywitania – niech i tak będzie. Zasalutowałem, bo nie wiedziałem, z kim mam do czynienia, ale jak widzę, formalności można odstawić na bok.

De Werve zwrócił się do niebieskookiej dziewczyny, Anki Bielińskiej. Ta, jak się szybko okazało, mieszka przy Stanville. Nieciekawe miejsce na dom.

Lambert wyciągnął paczkę papierosów i poczęstował obecnych, z czego Tomasz z chęcią skorzystał. Papierosów nigdy dość.

Ludzie wyglądali na dość rozluźnionych, czego przykładem była chociażby oferta jednego z podwładnych Tomasza. Dzik nie pamiętał imienia, ani nazwiska owego mężczyzny, ale pewnie się to szybko zmieni. Szukał i znalazł on broń, o której nikt inny nie pomyślał. Widać znał się na sprzęcie, a takiego człowieka warto znać. Kto wie, może w przyszłości przyda się z nim znajomość? Na broń zawsze jest zapotrzebowanie na rynku, a takich którzy wiedzą co jest dobre jest niewielu. Sam Dzik nigdy nie interesował się sprzętem toteż nawet jeśli by chciał kiedyś nim handlować, to przydałoby mu się ktoś do pomocy. Jednak te rozważania o przyszłości musiały zejść na drugi plan, a to z powodu faktu, ze dotarli do kantyny.

- Wodę - zamówił u barmana, po czym siadł między resztą grupy i delektował się chłodnym napojem

De Werve przekazał reszcie najemników karty z nazwiskami osób przebywających w Stanville. dzik nie wyczytał nikogo znajomego, więc przekazał papiery dalej.
- Nie wiem czy później będzie czas, więc teraz z chęcią bym się czegoś od was dowiedział - zaczął rozmowę, którą prędzej czy później musiałby przeprowadzić - interesuje mnie najbardziej wasze doświadczenie. Najlepiej zacznijcie w takiej kolejności: Imię, nazwisko, gdzie służyliście, co potraficie. Nie miałem zamiaru wcześniej o to was pytać, bo na wojnie, lepiej nie znać osoby, która umiera tuż obok ciebie, ale jako wasz dowódca, muszę zorientować się z kim mam do czynienia.

Tomasz spojrzał po kolei na wszystkich obecnych i dodał zanim któryś z nich zaczął mówić.
- Mam nadzieję, że nasze działania będą w formie współpracy, a nie szopki ja szef, a oni idioci których trzeba ganić za każdą rzecz. Nie oznacza to oczywiście, że będę tolerował nie wykonywanie rozkazów. Wszystko ma swoje granice i oby nikt ich nigdy nie przekroczył - uśmiechnął się do reszty zaciągając się otrzymanym wcześniej papierosem.

O 16 ruszyli, tak jak było zapowiedziane. Lot wydawał się spokojny. Dzik z przymkniętymi powiekami, leniwie czekał końca lotu. Nagrzane powietrze od blachy krążyło w zamkniętym pomieszczeniu powodując, że dotychczas suche włosy Tomasza zaczęły stawać się mokre od potu, a jego głowa, oparta o kadłub, była cała w strużkach słonej wody.

W pewnym momencie samolot gwałtownie się przechylił. Nim Dzik zorientował się, co się dzieje, samolot przechylił się ponownie, tym razem w druga stronę. Wszystko było tak szybkie i gwałtowne, że nieprzygotowany starszy sierżant poleciał na druga stronę pokładu, lądując między innymi ludźmi. Podniósł się z ziemi i wyjrzał przez okno. Strzelali do nich.
- Cholera - wymamrotał i zbliżył się do kabiny pilotów, gdzie obecnie przebywał de Werve.
- Daleko jeszcze? - zagadał, trzymając się jedna ręką blaszanej ścianki, a drugą wyciągając paczkę papierosów z jednej z kieszeni. Miał ochotę zapalić.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline