Freddie już nie czuł niechęci do kamerdynera. Teraz ten blady osobnik "tylko" go przerażał. Oczywiście twardy Irlandczyk nie mógł tego po sobie pokazać. Zrobił twardą minę i poszedł za sługą.
- Zajmijcie miejsca, a gdy pan wróci podam do stołu - rzekł lokaj. - Będzie potrawa z krewetkami, a jako napój podam wino. Wprawdzie pan nie pija... wina, ja też, ale zostawia je na wypadek wizyt gości. Biedak cierpi z powodu samotności... - te słowa sprawiły, że mina O'Connell'a nieco zrzedła.
"No cóż, mam Whiskey, mam tytoń, czego więcej mi trzeba". Freddie wyciągnął butelkę z płaszcza i przywarł do niej na kilka sekund. Potem przypomniał sobie o innych gościach i nachylił do nich butelkę, mówiąc:
- Może strzemiennego, tak na dobry początek znajomości? |