Sir Archibald Hammerhead
Ulryk rozglądnął się dookoła, czy aby nikt was nie podsłuchuje. Wszyscy byli zajęci rozmową, więc starzec zaczął mówić.
-
Paczkę przyniesiesz później - powiedział. -
Chodzi o to, że Krago w zamian chciał czegoś, czego nie powinien mieć.
Sięgnął po torbę, którą miał przywiązaną do boku. Wyciągnął owalny przedmiot wielkości kota. Przypominał oszlifowany, lazurowy kamień, choć nim nie był. Z opowieści jakie słyszałeś mogłeś przypuszczać, że to najprawdziwsze smocze jajo.
-
Znaleźliśmy je przy zwłokach piętnastoletniego chłopaka - szepnął. -
Kretyn próbował walczyć ze stadem wilków śnieżnych... Nieważne... To, jak przypuszczasz, to jajo smoka. Prawdopodobnie wykluje się z niego coś, o ile to coś nie jest martwe. Chyba nawet wykluje się smok...
Ulryk zastanowił się przez chwilę głaszcząc brodę;
-
Raz z podobnego wykluł się tęczowy bazyliszek. Nigdy potem już nie odbudowano tej gildii magów - po chwili rzekł w twoją stronę. -
Ty wyglądasz na takiego, który potrafi opiekować się smokami! Weź to jajo ze sobą, nie dawaj twemu pracodawcy! Dzięki niemu staniesz się kimś wielkim
Dodał cicho; -
O ile nie będzie to tęczowy bazyliszek.
Jajo smoka wyglądało niewinnie. Trudno było uwierzyć, że wykluje się z niego bestia siejąca postrach wśród ludności i poszukiwaczy przygód.
W końcu podali wam puchary z winem. Początkowo nie zwracałeś uwagi na wchodzących, więc nie zauważyłeś obecności bogato ubranego i śniadego mężczyzny, który właśnie zaczął mówić...
Ghrazzan Ghraz
Zajęliście stół w rogu, przy którym siedział już jakiś elficki jegomość, który wydawał się drzemać - szeroki kapelusz zasłaniał mu twarz. Na sobie miał długi płaszcz podróżny, a u pasa zauważyłeś broń przypominającą rapier. Burmistrz podszedł do barmana i zaczął z nim rozmawiać. Siedziałeś z kapłanem, który podejrzliwie zerkał na ciebie mierząc uważnie. Na twoje słowa powiedział;
-
Za chwilę będzie.
Wstał od stołu i podszedł do kelnerki. Wykorzystując jego nieobecność nachylił się do ciebie elf.
-
Słuchaj, czy nie zechciałbyś zakupić trochę... TOWARU? - szepnął.
W tym samym momencie wrócił kapłan dzierżąc duży puchar z winem i coś przezroczystego dla siebie. Elf natychmiast przerwał, z nienawiścią spojrzał na kapłana. Wstał, a następnie wyszedł. Wcześniej wykorzystał to, że kapłan podziwiał walory kelnerek, dzięki czemu wsunął ci do ręki kawałek pergaminu.
Argor, Wanald i Abd Amd Amal Abdul
Barman wydawał się być bardzo zdenerwowany. "Zdenerwowany" to mało powiedziane. Piorunował was wzrokiem. Na prośby Argora rzekł:
-
No przecież mówiłem, że zaraz burmistrz ogłosi nabór na pewne zadanie.
Gorzej z Abdulem. Pociągnął cię za kołnierz z taką siłą, że przechyliłeś się nad barem. Spojrzał ci w oczy swoimi ślepiami o szparkowatych źrenicach. Następnie syknął zirytowany;
-
Czy ja tu, kurwa, wyglądam na handlarza z WoWa, który rozdaje gówniarzom z Korei "kłesty"? - jego oczy płonęły. -
To świat w którym trzeba myśleć chłopcze, nie siekać moby? Zresztą ja nie wyobrażam sobie ciebie machającego toporem w imię jakiegoś wyimaginowanego bóstwa.
Skończywszy ten wywód odstawił cię z powrotem, otarł ręce, rozglądnął się, czy aby nikt nie słyszał waszej "rozmowy", po czym zagadnął go jakiś bogacz.
***
Wszyscy
Bogaty człowiek, niski, dobrze zbudowany, o śniadej skórze, rozejrzał się po karczmie. Zapadła głęboka cisza. Dzięki temu mężczyzna mógł zacząć;
-
Witajcie awanturnicy, jestem Gathar, burmistrz tego miasta...
W tym momencie z kilku miejsc wstali zamaskowani przybysze.
-
Mam rozkaz cię zabić! - krzyknął najwyższy.
-
Ja też! - krzyknął drugi.
-
I ja! - wrzasnął człowiek o nieudolnie wykonanym kostiumie.
Reszta się nie odezwała. W tym momencie bełt wbił się w szyję jednego. Ofiara osunęła się na podłogę. Burmistrz stał spokojnie póki nie wycelowało w niego pięć kusz. Zręcznie uchylił się przed pociskami, przetoczył się do najbliższego skrytobójcy. Z rękawa wysunął mu się sztylet, który wbił mordercy w oko. Kolejne bełty wystrzeliły kładąc trupem dwóch kolejnych skrytobójców. Dwójka pozostałych przy życiu stwierdziła, że lepiej będzie, gdy sami ocalą życie. Jednemu się udało. Drugi, ten niedbale ubrany, wbiegł w futrynę z głośnym łupnięciem padając bez zmysłów do tyłu. Barman ze złowieszczym uśmiechem schował kuszę.
Burmistrz również się uśmiechnął, strząsnął kurz i kontynuował;
-
Jak już mówiłem nim ci zabójcy usiłowali mnie zabić, jestem burmistrzem tego miasta. Z rozkazu księcia Kreovalii mam za zadanie odszukać pięciu śmiałków, którzy podejmą się pewnego zadania.
Jeden z krasnoludów podniósł rękę;
-
Dla ilu levelowych postaci jest to zadanie?
Burmistrz podrapał się po włosach;
-
Eee... nie rozumie pytania... dla początkujących?
Część zebranych pokiwała głową i wyszła z tawerny. Gathar spojrzał na nich ze zdziwieniem. Kolejne pytanie zadała elfka w szacie kapłańskiej;
-
Czy będzie chodziło o eksplorację podziemi?
-
Nie, nie będzie to miało nic wspólnego z podziemiami i, uprzedzam pytanie, smokami - rzekł zrezygnowany burmistrz.
Kolejne kilka osób wyszło. Barman spojrzał na burmistrza z zaskoczeniem. Posypały się następne pytania;
-
Będą dziewice do ratowania?
-
Ile expa za to dostaniemy?
-
Pomidor, pomidor!
-
Czy zna pan barda Nora Asumsa?
Burmistrz chwycił się za głowę i krzyknął;
-
Dość!!! Osoby niezainteresowane proszę wyjść!
Wyszła reszta karczmy. Została jedynie wasza piątka, kilka osób których nie obchodziły zadania, oraz kilku klientów zbyt pijanych aby się poruszać. Zrozpaczony burmistrz spojrzał na zebranych;
-
No to może któryś z was...