Paul cicho zaklął. Szybko przekalkulował sytuację, wszystkie możliwe opcje. Najgorsze było to, że Michael nie grał na zyskanie czasu, kiedy to pochopny krok mógł pozbawić go, lub Paula życia. - Co tam gościu – Zepsiuło siem autko ? - Taaaa....k, tak. To chyba silkik, a może pasek klinowy? - o biedusia- dorzucił się drugi podjeżdżając bliżej i pochylając się na kierownicy - możemy pomóc - odciążyć wozik z paru gambli, paliwo przetoczyć do godniejszych rumaków hehe
Michael opuścił głowę, nic nie powiedział, wyglądało jakby dalszą część 'rozmowy' nie stanowiły słowa, a przemoc i broń.
Metaliczny wirującego łańcucha i dźwięk odbezpieczanego pistoletu zakończył dobry humor najemna, rozwiewając wszelkie nadzieje na pokojowe rozwiązanie problemu.
- odejdź no od wozu gnojku to może dożyjesz świtu…- rzucił na koniec Raiders.
Paul wiedział, że trzeba działaś, zaraz poleje się krew, a najpewniej będzie to krew tego niewinnego szczyla, który wyżej sra niż dupe ma. - Ej, Michael....strzelaj gdy ja strzelę.. - bardzo cichutko szepnął najemnik. Nie wiedział czy kierowca usłyszał, zrozumiał i co najważniejsze zastosuje się. Po tych słowach Moronow pokucał w stronę bagażnika, cicho i szybko. Gdy doszedł do tyłu samochodu, wstał i podniósł karabin, namierzył. - No dobra panowie..- po tych słowach napastnicy obrócili się w stronę usłyszanego głosu - .. chyba jest takie przysłowie.. 'mierzyć siły na zamiary'. Wam to się chyba nie udało.Z resztą, czasami jest dobrze posłuchać takich gównianych powiedzonek. Wasza rola się tutaj kończy, z resztą nie tylko rola-Mówiąc to Paul zastanawiał się czy zrobił dobrze, pouczając i mówiąc taką wybujałą, długą kwestię, trudno. Wystrzelił mierząc w głowę pierwszego napastnika. Przy dobrym przejściu kuli wewnątrz pierwszego Raidersa, okaleczony zostałby drugi... |