"Powiedzmy, że rzeczywiście nie jesteśmy w stanie zabić tych dwóch z dwururki..." - Mówił Adam idąc mostem nad kanałem. Pozostali dogonili go już i teraz całą paczką wędrowali pomiędzy domkami jednorodzinnymi i małymi sklepikami tropem olbrzymów. Coraz bardziej oddalali się od centrum miasta i cały czas mieli pod górkę. Adam kontynuował to co miał do powiedzenia "...ale chcę się w ogóle upewnić, że przynajmniej można ich jakoś zranić. Chcę jednemu z nich strzelić w oko i być przygotowanym na to, żeby gdzieś się przed nim bezpiecznie schować. Jest ich w sumie dziesięciu, ale nas jest tysiące."
Po jakichś dziesięciu minutach zatrzymał się na chwilę i postawił butlę z wodą i posklejany taśmą klejącą karton. Skwar sprawiał, że było na prawdę ciężko iść, zwłaszcza z zakupami i ze strzelbą na plecach. Mijali właśnie jakąś starą furgonetkę. Jej drzwi przednie i tylne były otwarte. Pierwsze co zrobił Adam, to zajrzał do środka, by zobaczyć czy w stacyjce są kluczyki samochodowe. Nie było. "Łysy! czyń swoją powinność" krzyknął do Romana. |