Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2008, 21:30   #682
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Bagna Zapomnianego Boga
“Ruiny twierdzy”


Nimfa pośpiesznie przemykała przez ruiny kolejnych korytarzy. Setki razy natrafiała na zawaliska blokujące dalszą drogę, a chyba tysiące na komnaty bez wyjść innych niż te, którymi weszła. Wyglądało na to, że kolejny raz się zgubiła, choć na razie niezbyt się tym martwiła. Znacznie bardziej bała się o Liirchę i to, co mogło się przydarzyć staruszce, jeżeli dopadła ją reszta gnolli. I właśnie ta niezbyt przyjemna myśl sprawiała, że dziewczyna szła najszybciej jak tylko pozwalał jej panujący wokoło półmrok i rozmaite przeszkody.

Ból w przebitym ramieniu wciąż dawał o sobie znać, więc nimfa znalazła jakiś wygodny kamień i usiadłszy na nim, podwinęła rękaw zakrwawionego ubrania, by dokładniej przyjrzeć się ranie. Nie wyglądało to za pięknie, ale na szczęście, wokoło rany nie wytworzył się obrzęk charakterystyczny dla większości trucizn o jakich słyszała nimfa. Dziewczyna nie czuła się też jakoś szczególnie osłabiona, oczywiście poza bólem towarzyszącym każdemu ruchowi ręki, więc najpewniej broń gnolla nie była zatruta. I chwała bogom, bo trucizna była ostatnim czego potrzebowała Aeterveris.

Po otarciu rany z krwi i innych, nieprzyjemnie wyglądających rzeczy, dziewczyna przez chwile się zastanowiła. Jej strój i tak nadawał się już jedynie do wyrzucenia i bez wątpliwości, przy najbliższej okazji, dziewczyna musiała kupić sobie nowy. Mając do wyboru, wykrwawienie się na śmierć, zakażenie rany, albo zniszczenie rękawa koszuli i zrobienie z niego prowizorycznego opatrunku, Aeterveris wybrała ostatnią opcje. Odcięła więc czystszy z rękawów i przerobiwszy go na kilkanaście pasów, obwiązała ranne ramie, cicho sycząc z bólu, gdy materiał zacisnął się wokoło ramienia. Choć efektu pracy nimfy, nawet przy dużej dozie dobrej woli, nie można było nazwać fachowym opatrunkiem, to dziewczyna uznała, że na jakiś czas powinien wystarczyć.

Nimfa doskonale zdawała sobie sprawę, że mogła wykorzystać swoje moce, by zaleczyć ranę, ale mimo wszystko wolała nie ryzykować. Ostatnim razem, gdy skorzystała z magii, okazało się, że ze wszystkich stron otacza ją północ i to niezależnie, w którą stronę i o jaką odległość zmieniła swoje położenie.

Po opatrzeniu rany, Aeterveris podjęła swoją wędrówkę, znów nie starając się specjalnie oszczędzać. Czuł, że ma zbyt mało czasu, by móc go marnotrawić na spokojne spacerki. Tym bardziej, że nie była pewna jaki los zgotowała Tserrerakowi. Czy jej cios go zabił? A może jej wybawcy dobili umierającego gnolla? Niby Aeterveris słyszała jak tamten mężczyzna krzyknął coś o „przychodzeniu w pokoju”, ale dziewczyna w czasie swoich podróży zbyt często natrafiała na kłamców i oszustów, by powierzać własne życie zupełnie obcej osobie.

Okolica zaczęła powoli ulegać zmianie. Coraz mniej było tu śladów dawnej bitwy, symboli dobrego bóstwa wyrytych na ścianie, czy zwyczajnie ciał, a właściwie szkieletów, poległych w przeszłości. Za to dziewczyna widziała więcej zniszczeń wywołanych przez czas. Tutaj jeszcze wyraźniej można było poczuć wiek twierdzy... budowli, która dawniej musiała robić niesamowite, przytłaczające wrażenie swoją monumentalnością i rozmachem z jakim została wybudowana. Aeterveris chciałby zobaczyć to miejsce w czasach największej świetności... z pewnością to musiał być niezapomniany widok.

I właśnie, gdy dziewczyna próbowała wyobrazić sobie wygląd twierdzy, w czasach, gdy ta była pełna życia, odezwał się ten wstrętny głos.

- Myślisz , że mnie pokonałaś leśna wiedźmo? Oddaliłaś jedynie w czasie to co nieuniknione... Liircha jest stara i nie może już żywić się moją mocą. Umrze prędzej czy później. To nieuniknione. Przyjdzie dzień, gdy będę wolny. A wtedy zniszczę ciebie... Choćbyś się skryła na końcu świata, znajdę i zniszczę cię za stawanie na mej drodze do chwały.

Aeterveris uśmiechnęła się pod nosem, nic nie robiąc sobie z gróźb pomiotu bóstwa. Przyszłość jest... no właśnie... przyszłością. Więc po co zawracać sobie nią głowę w teraźniejszości? Jednak, mimo wszystko, dziewczyna postanowiła odpowiedzieć, choć tym razem wcale nie trudziła się na tworzenie złośliwych i zawoalowanych uwag,.

- Nie masz pojęcia o niczym, malutki gadzie, więc trzymaj swój jadowity język za kiełkami. Inaczej kiedyś się w niego ugryziesz i umrzesz od własnej trucizny. Pewnie masz rację, że prędzej, czy później powrócisz, ale podejrzewam, że nawet ja, mimo mojej długowieczności, nie dożyje tego dnia. A jeżeli przypadkiem się zdarzy, że jednak doczekam, to wiedz, że nawet na krańcu świata będę z utęsknieniem wypatrywać twojego przybycia... bym mogła odesłać cię do twojego plugawego ojca.- Aeterveris umilkła na chwilę, poczym ze złośliwym uśmiechem dodała.- A teraz może razem pośpiewamy, co? Albo ja pośpiewam, a ty będziesz skomleć o litość, jak ostatnim razem?

I właśnie w momencie, gdy nimfa zakończyła swoją wypowiedź, do jej uszu dotarł nowych dźwięk. Trzepot skrzydeł... Aeterveris uniosła głowę, by spojrzeć wprost na kruka, który właśnie obniżał swój lot i już po chwili usiadł na murze, na wprost dziewczyny.

***

Mając przewodnika w postaci towarzysza Liirchy, podróż była znacznie szybsza i krótsza. Ale co ważniejsze, upewniła Aeterveris w niemiłym przekonaniu, że przez ten cały czas szła w kierunku odwrotnym do zamierzonego. Dziewczyna, przeklinając własne wyczucie kierunku i dziką magię, starała się nadrobić czas raźnym krokiem i cichą melodią na ustach.

Pierwsze, co dało jej znać, że zbliża się do celu, były pojedyncze słowa, urywki z jakieś rozmowy, toczonej w niezrozumiałej dla Aeterveris mowie. Dziewczyna, choć była pewna, że kruk zaraz wyda jej obecność, zwolniła kroku i zbliżała się do obozu starając zachować całkowitą ciszę. Stopniowo odgłosy rozmów stawały się coraz głośniejsze, a ostry słuch nimfy pozwalał jej wyłapać konkretne głosy.

Wydawało jej się, że słyszy jedną z kobiet, które jakiś czas temu pomogła uratować z pazurów jaszczuroludzi. Mówiła w kupieckim, więc to musiała być ta tłumaczka. Na całe szczęście, w jej głosie Aeterveris nie słyszała ani strachu, ani gniewu, więc najwyraźniej kobiecie nic nie groziło.

Pocieszona tym nimfa, ruszyła ponownie szybszym krokiem, minęła ostatni zakręt i znalazła się w korytarzu prowadzącym do komnaty, z której dobiegała rozmowa. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy, to siedząca prawie w progu lamia, ta sama, której krwawy pokaz rozszarpywania wrogów zaniepokoił dziewczynę. Istota również dostrzegła zbliżającą się Aeterveris, ale najwyraźniej nie uznała jej za zagrożenie, bo jedynie ze spokojem przypatrywała się nimfie. Fakt, że strażniczka nie wykazała agresji, niemal całkowicie wyciszył obawy dziewczyny... do czasu, gdy ta dostrzegła Liirchę, której ubranie było całe we krwi. W pierwszej chwili barwy odpłynęły z twarzy Aeterveris, jednak dziewczyna szybko wyrwała się z pierwszego szoku i niezważająca na nic, ani na nikogo, podbiegła do staruszki.

- Nic ci nie jest?- spytała, przyklękając obok Liirchy.
- Nie, dziecko, nic mi nie jest.- odpowiedziała, słabo się uśmiechając, staruszka.
- Dzięki bogom... martwiłam się, że reszta gnolli cię znajdzie i...

Nimfa przerwała w pół zdania. Dopiero teraz umysł dziewczyny dał jej znać, co takiego dostrzegła wbiegając do komnaty. Srebrne oczy skierowały się w kierunku jednego z rogów pomieszczenia, gdzie leżało kilka ciał gnolli.

- Ale jak... co...- przez zaciśnięte gardło próbowała zadać pytanie Aeterveris.

Staruszka znów się uśmiechnęła i skinieniem głowy wskazała na coś za plecami dziewczyny. Zaskoczona nimfa odwróciła się, by spojrzeć wprost na mężczyznę, którego tak bezceremonialnie oślepiła jakiś czas temu.

Aeterveris prawie nigdy nie czuła się głupio, niezależnie od sytuacji. No i również prawie nigdy nie brakowało jej słów. Tym razem jednak, było inaczej. W duszy przeklinała się za własną głupotę i nadmierną ostrożność, równocześnie zastanawiając się co ma powiedzieć.

- Chyba nasze pierwsze spotkanie nie przebiegło najlepiej.- zaczęła niepewnie.- Wiem, że to głównie moja zasługa, więc... wybaczcie mi i pozwólcie zacząć od nowa.- Aeterveris uśmiechnęła się zarazem przepraszająco i niepewnie, a jednak w dziwnie ujmujący sposób.- Dziękuje ci panie i twojej towarzyszce za pomoc jaką mi udzieliliście. Pewnie, gdyby nie wy, te gnolle zrobiłyby ze mnie swój następny posiłek i z pewnością nie rozmawialibyśmy teraz. Jestem Aeterveris, z zamiłowania podróżniczka i poszukiwaczka wszelkiego rodzaju legend, opowieści i historii...- nimfa przerwała na chwilę, dając mężczyźnie czas na odpowiedź.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 07-08-2008 o 20:18.
Markus jest offline