Rozmowy w ruinach
To co pozytywne, nie ulega zniszczeniu, negatywność zaś, sama niszczy siebie.
Psionik zatrzymał wzrok na kamieniu, który Lamia właśnie przykładała do swej rany.
„Muszę z nią kiedyś o nim porozmawiać. Intrygujący przedmiot…” – pomyślał, błyskając oczami z zaciekawienia. Przemógł jednak swą chęć poznania właściwości i pochodzenia rzeczy, którą
Ilmaxi najwyraźniej się leczyła, bądź, jak pomyślał chwilę później, koiła ból. Odwrócił się zatem do więźniów, przemawiając:
-
Wasza niewola dobiegła końca. Gdy opuścimy to miejsce, możecie towarzyszyć nam do pierwszego bezpieczniejszego traktu. Następnie nasze drogi się rozejdą, ale nim to nastąpi, chciałbym poznać wasze imiona i powody, dla których się tu znajdujecie.
-
Jesteśmy poselstwem maharadży Ungbaggok, wielkiego Amusrta Achmen ethar Bahama do Daeven-Tassair.- rzekła młoda kobieta w bogato zdobionych egzotycznych szatach (musieli pochodzić z daleka).-
W czasie podróży, napadli nas jaszczuroludzie, dzięki przewadze liczebnej pokonali naszą ochronę. Widać jedynie Kuyili Amulabadżad egh Artal przeżyła...Dziękujemy, że pomogliście jej dopełnić obowiązek. Jeśli ów trakt prowadzi do Daeven-Tassair to bylibyśmy wdzięczni za doprowadzenie do niego. Jestem Kashvi, oficjalna tłumaczka. Z naszej grupy tylko ja biegle władam kupieckim. I paroma innymi językami. „ A więc Kyulii pochodzi z ich stron. To świetnie się składa, będziemy mogli ruszyć, bez narażania naszej misji jej atakami agresji.” – rozmyślał rzeczowo młodzieniec, analizując przekazane mu informacje. Kątem oka zauważył, jak lamia ożywia się, gdy padła nazwa miejsca, w którego stronę zmierza poselstwo. To także zrodziło w jego głowie kilka pytań, teraz jednakże przyszedł czas na odpowiedź, nie rozważania.
-
Zwą mnie Gaalhil Varher, a to moja towarzyszka, Ilmaxi – wskazał tu dłonią na Lamię –
Jestem rad, iż spotkaliśmy na swej drodze tak zacne osoby, tym bardziej, gdy biorę pod uwagę fakt, że dziś mogliście utracić wszyscy życie – powiedział na poły uprzejmie, na poły krytycznie, składając nacisk na ostatnie słowo –
Nasza droga nie prowadzi niestety w stronę, którą zmierzacie, więc, rozstaniemy się niestety w najbliższym, spokojniejszym obszarze. Niezwykle miło poznać mi Cię Kashvi – tu obdarzył ją swoim urzekającym uśmiechem –
Kyulii niezwykle mężnie spisała się w boju. Mimo bariery językowej, udało nam się jakoś porozumieć. Przekaż jej ode mnie, że jest dzielną i piękną kobietą, dla mnie zaś zaszczytem było podróżowanie z nią.
Tego typu uprzejmości zawsze wymieniał z ludźmi, uważał bowiem, że to podstawa do przyjaznej, ciekawej rozmowy.
Chciał dowiedzieć się, co
Kyulii myśli o nim, z ciekawością czekał zatem na odpowiedź, opierając ręce na biodrach, jak to zwykł czasem robić. Całym swoim ciałem dawał do zrozumienia, że jest spokojny i wyluzowany, w swej świadomości jednak zachowywał czujność, co jakiś czas kątem oka obserwując otoczenie. Niezwykle ciekaw był także stron, z których pochodzą, dodał zatem:
-
Gdybyśmy mieli nieco czasu, opowiedz mi proszę, Kashvi, o stronach z których pochodzicie, wydaje mi się, że leżą w bardzo odległym zakątku świata.
Chwilę później pewna staruszka zaczęła wypytywać się o nimfę. Widocznie, znały się, a fakt ten potwierdzał, najwyraźniej magiczny, kruk, wysłany przez ową staruszkę w jakimś celu.
Gaalhil jednak nie uznawał nimfy, ni staruszki, za źródło zagrożenia, więc powziął zamiar nie wypytywania jej.
Gdy usłyszał później słowa lamii, które wyrzekła w odpowiedzi na jego pytanie, uśmiechnął się do niej ciepło i odpowiedział tylko:
-
Odpocznij, jesteś mi potrzebna.
I rzeczywiście, zrozumiał wreszcie jak ważne w trakcie tej podróży będzie dla niego Lamia. Polubił ją także, mimo jej drapieżnych zapędów i niemal żołnierskiej konkretności.
-
A kim wy jesteście i jakie są wasze powody wędrówki?- spytała
Gaalhila Kashvi , dodając po chwili.-
Oczywiście, jeśli można wiedzieć.
-
Jesteśmy podróżnikami, zmierzającymi w stronę Phalenopsis. Mamy tam pewne sprawy do załatwienia. – rzekł spokojnie, dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru mówić nic więcej na ten temat.
W tym momencie zauważył nimfę, która wbiegła do komnaty. Przezornie położył dłoń na broni, widząc jednakże, że przyklękła nad staruszką, zdjął ją z rękojeści i uśmiechnął spokojnie. Stwierdził nawet, że wzruszył go widok nimfy, dbającej tak o życie i bezpieczeństwo tej staruszki. Ciągle uważał ją jednak za spłoszone stworzenie, dlatego nie podejmował żadnych kroków.
-
Chyba nasze pierwsze spotkanie nie przebiegło najlepiej.- zaczęła niepewnie.-
Wiem, że to głównie moja zasługa, więc... wybaczcie mi i pozwólcie zacząć od nowa.- Nimfa uśmiechnęła się zarazem przepraszająco i niepewnie, a jednak w dziwnie ujmujący sposób.-
Dziękuje ci panie i twojej towarzyszce za pomoc jaką mi udzieliliście. Pewnie, gdyby nie wy, te gnolle zrobiłyby ze mnie swój następny posiłek i z pewnością nie rozmawialibyśmy teraz. Jestem Aeterveris, z zamiłowania podróżniczka i poszukiwaczka wszelkiego rodzaju legend, opowieści i historii...- nimfa przerwała na chwilę, dając mu czas na odpowiedź.
Gaalhil spojrzał się na nią, unosząc lekko kąciki ust i przekrzywiając zadziornie głowę.
-
Jestem Gaalhil, z rodu Varher, miło mi cię poznać – rzekł spokojnym, a może nawet ciepłym, głosem, po czym skłonił się i nim nimfa zdążyła coś zrobić, szarmancko pocałował ją w rękę. –
Ależ nic nie szkodzi, takie mamy czasy, że trzeba zachować najwyższą ostrożność. Mam jednak nadzieję, że nie jest to zwyczajowy sposób przywitania nimf – dodał, w odpowiedzi na jej przeprosiny i zaśmiał się lekko –
Mam jeszcze małe problemy ze wzrokiem, ale to chyba z powodu pięknych kobiet mnie otaczających – ciągnął żartobliwie –
W każdym razie, niezwykle miło mi cię poznać, Aeterversis. Powiem szczerze, że uratował Cię twój piękny śpiew, który zaalarmował mnie, że gdzieś jeszcze znajduje się dama w potrzebie – tu zastanowił się chwilkę, przerywając rozmowę –
Ach, ale zapomniałbym przedstawić mą towarzyszkę – tu wskazał ponownie na lamię –
To Ilmaxi, zadziwiająca i małomówna jak zawsze. – zmienił ton, ze swej beztroskiej wesołości, na stonowany, poważny –
Ci tutaj mieli nieszczęście natrafić na kogoś, kto przejmuje się losem innych. Dałbym wiele żeby ich nie zabijać… – zachowywał się otwarcie i przyjaźnie tak, jakby nie miało dla niego znaczenia, co się dzieje dookoła. Gdy jednak wspomniał o gnollach, w jego oczach można było dostrzec coś jeszcze – smutek, cierpienie, powagę i doświadczenie, wskazujące na przeżycie o wiele więcej, niż wskazywał na to jego wiek i niemal beztroska postawa. Niemal było widać, jak idealizm, ściera się w nim z brutalną rzeczywistością, i że tylko dzięki doskonałemu opanowaniu, zachowuje wciąż w sobie to, co najlepsze.