Andreas czuł pot na plecach. Miał przemożną chęć przyłożyć napastnikowi i zwiać, ale po chwili błyskawicznego rozważenia swojej sytuacji zaniechał tego. Podniósł się, staną prosto i otrzepał zakonną szatę z kurzu. Usłyszał pytanie niedoszłego napastnika. Czego on może chcieć ode mnie, na co mu moje mikstury. Z drugiej jednak strony może dobrze by przysłużyć się temu jegomościowi. Z tym przeświadczeniem odpowiedział. W głosie dało się słychać wzburzenie dość niecodzienna sytuacją. - Ja mam na imię Andreas – odpowiedział na pytanie napastnika.
- Boisz się – powtórzył stwierdzenie – Waszmość raczy zrozumieć iż sytuacja w której się znalazłem jest w najwyższym stopniu stresogenna. Ja naprawdę nie wiem co tu się wydarzyło. Nie mam z tym wszystkim nic wspólnego. Nic nie widziałem, ani nie słyszałem, Jedynie tych dwoje tu.
Wskazał ręką na strażników.
-Ja z tym nie mam nic wspólnego. A co do ziół – w tym momencie odzyskał trochę spokój – Mam pewne składniki alchemiczne przy sobie. Po inne szedłem właśnie, gdy waszmość spotkałem. |