Wątek: Zakon
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2008, 19:11   #20
Ragus
 
Ragus's Avatar
 
Reputacja: 1 Ragus jest na bardzo dobrej drodzeRagus jest na bardzo dobrej drodzeRagus jest na bardzo dobrej drodzeRagus jest na bardzo dobrej drodzeRagus jest na bardzo dobrej drodzeRagus jest na bardzo dobrej drodzeRagus jest na bardzo dobrej drodzeRagus jest na bardzo dobrej drodzeRagus jest na bardzo dobrej drodzeRagus jest na bardzo dobrej drodzeRagus jest na bardzo dobrej drodze
Kapłani byli tuż, tuż, gdy Fredric dźwignął Arphaget i z trudem zawiesił go na ramieniu. Jeden z nich podbiegł ku nim i zaczął wykrzykiwać coś o tym, że rannego należy jak najprędzej przenieść do ich sadyby.
- Eminencjo, z całym szacunkiem... poszkodowany to mój brat - tu spojrzał znacząco na bladego złodzieja uwieszonego jego barku. Ten przytaknął, siląc się na uśmiech. - Zdaje sobie sprawę z waszych umiejętności leczniczych, ale u nas w domu będzie on bezpieczny i... zapewniam, że nigdzie nie znajdzie lepszej opieki i spokoju.
Zakonny lekarz chciał zaprotestować, ale Fredric uciszył go gestem ręki i skierował się powoli, uważając na rannego w uliczkę, którą najłatwiej mógł się dostać do swego zleceniodawcy.
Po chwili szedł już spokojnie uliczką co chwila oglądając się za siebie. Ludzi było tu sporo, jednak nie zwracali na niego uwagi. Ot, kolejny odprowadza swego zalanego w trupa towarzysza do domu. Nagle jego wzrok padł na oskarżonego o próbę zabójstwa Arphageta. Łowca patrzył przez ramie jeszcze kilka razy i już po pewnym czasie był pewny, że delikwent za nim podąża. Trzeba się go było pozbyć, raz na zawsze. Niestety nie miał już broni, a tą - Fredric pobladł oddał temu zabójcy. Fredric przeklął dość głośno i skręcił w kolejną uliczkę. Tutaj zatrzymał się i rozejrzał. Ulica pełna ludzi, kilku żandarmów, zwykli niewybijający się z tłumu przechodnie, jacyś zakonnicy. Opcja jakiegokolwiek siłowego rozwiązania odpadała.
Nagle w tłumie ujrzał tego samego człowieka, który wcześniej wskazał mu zabójce. Szybkim ruchem ręki przywołał go do siebie. Ten podszedł, obrzucił podejrzliwym wzrokiem rannego i spytał:
- Czego tym razem?
- Mój brat Panie! Muszę, go szybko odeskortować do domu... Panie! Ten morderca uciekł żandarmom a teraz depcze nam po piętach! Wspomóż, niczym nie zawiniliśmy... - teatralna gra najwyraźniej wywarła wrażenie na odbiorcy, który spojrzał w kierunku zabójcy.
- Bo ja to wiem, czy nie zawiniliście - odrzekł - ale nie mnie sądzić jedno Bogom i Sądom. Powiem, żem człek uczciwy... brzydzę się mordercami...
- Zawołajmy żandarmów, Panie! Tobie uwierzą, ja zaś spokojnie odprowadzę umiłowanego brata w dom. Powrócę tu i poświadczę prawdę, sprawiedliwości stanie się zadość. - Fredric spojrzał błagalnie na mężczyznę idealnie odgrywając swoją rolę. Ten jeszcze chwilę się zastanawiał, po czym ile sił w płucach ryknął wskazując na zabójce:
- Morderca! To on! Łapaj! Bij, zabij!
Fredric siknął mu nonszalancko i szybko oddalił się z tego miejsca kierując swe kroki do domu zleceniodawcy. Jeszcze raz obejrzał się na biegnących hurmem ludzi, którzy za wszelką cenę pragnęli dorwać morderce. Dobrze ci tak bratku - zaśmiał się w duchu i odizolowany wtopił się w tłum ludzi.
Po pewnym czasie stał już u drzwi starca...
 
__________________
Kto od miecza ginie, ten mieczem pomszczony zostanie...

Ostatnio edytowane przez Ragus : 08-08-2008 o 19:15.
Ragus jest offline