Marcin Znamirowski
Wszedł do karczmy i od razu skierowawszy się w stronę towarzyszy, szedł unikając potrącania co bardziej krewkich biesiadników. Zaiste podróż go wyczerpała i nie miał ochoty wdawać się w dysputy, a tym bardziej pojedynkować. Zasiadłwszy na ławię odetchnął głęboko wiela razy, boć się zmachał trochę. Słysząc słowa imć Orłowskiego, uznał, że nie ma nic do dodania i czekał spokojnie na strawę. |