Azyl
„Sklep Tysiąca Masek”
Sytuacja nie wyglądała za dobrze...Kilka osób z drużyny zginęło, informacje jakie dotąd zgromadził okazały się...cóż...Okazały się niewiele warte. Sojusznicy niepewni. Nawet zakupione przedmioty zdawały się obracać przeciwko swym właścicielom.
- Czy państwo to sobie wyobrażają? Ktoś zdewastował mój piękny sklep...
Słowa
Marika nie zrobiły na
Harpo żadnego wrażenia. Zarówno gnom, jak i slaad uważały, że fasma na tak drobnego psikusa zasłużył (A slaad uważał, że zasłużył na stokroć gorszego psikusa).
-Tak, tak...to straszna tragedia... Aż żal du...serce ściska.- rzekł sarkastycznym tonem głosu slaad chwytając pod ramię rozhisteryzowanego
Marika i prowadząc go do wnętrza sklepu. W tym stanie, bez względu w co by się zmieniał, był niegroźny.
- Pogadajmy o tym w sklepie, na pewno coś na to poradzimy.
Fasma widocznie nie zauważy sarkazmu i natychmiast odparł:
- Ach, w końcu ktoś kto potrafi zrozumieć moją obolałą duszę i zna rozmiar tego kataklizmu, który miał tu miejsce.
Przede wszystkim gnomowi zależało aby cała grupa wraz z fasmą zeszła z ulicy. Prowadząc pod rękę fasmę
Harpo nawet nie silił się na wsłuchiwanie się w monolog
Marika: jak to została zbezczeszczona świątynia sztuki, jaką był jego sklep, jakim to okrucieństwem był wandalizm i jak niepowetowaną stratę poniósł Azyl w wyniku tego okrutnego i bestialskiego ataku. Gdy już dotarł do środka sklepu i zdjął maskę wracając do postaci gnoma... Zauważył szczegół, który umykał dotąd jego uwadze. Nie było wśród nich
Croisa...
„ Cudownie! Nasz na wpółobłąkany towarzysz podróży łazi samopas po mieście”- pomyślał poirytowany całą sprawą gnom. -
„Musze przepytać Sae i resztę, jakim cudem zgubili Croisa. Przecież kogoś z atakami choroby, nie można zostawać samego!”Ale wszystko po kolei...najpierw była sprawa
Maygara i tej nieszczęsnej maski.
- Nie mam czasu by bawić się w uprzejmości i ostatnio nie bywam wyrozumiały...- zaczął swa przemowę
Harpo do wciąż rozpaczającej fasmy.
- Słucham?- przerwał gnomowi piekielny czart, postać jaką nadal wcielał się
Marik.-
Czyż nie mieliśmy mówić o mojej strasznej tragedii? Bo widzi pan, to pierwszy przypadek takiego wandalizmu...
W tym momencie gnomowi skończyła się cierpliwość...Ignorując fasmę, rozejrzał się po sklepie, za jakimiś woluminami i przedmiotami. Wszystkim co mogłoby naprowadzić go na naturę działania tych masek...Uznał bowiem, że znając metodę działania masek
Marika, znajdzie rozwiązanie problemu
Maygara i być może innych problemów, jakie z czasem dostarczą maski. W sklepie jednak niewiele było do oglądania... Pomieszczenie w którym się obecnie znajdowali było pustą, kamienną salą, w dodatku nieprzyjemnie chłodną. Poza drzwiami prowadzącymi na ulice Azylu, były tu jeszcze cztery drzwi, ale zamknięte i być może zabezpieczone magicznie.
Harpo to miejsce bardziej przypominało celę niż sklep. Gnom wybrał drzwi z których korzystał
Marik, gdy
Harpo był w jego sklepie. Podejrzewał iż tam właśnie znajduje się warsztat fasmy. Cichy szept i kilka gestów towarzyszyło rzuceniu czaru
wykrycie magii...