Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2008, 18:05   #31
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Tim usiadł przy stoliku na którym znalazł wcześniej karteczkę od Narindry. Rozparł się wygodnym ratanowym fotelu, lustrując uważnie gości i ruch w hotelowym barze. Nigdzie nie widział kobiety odpowiadającej by opisowi. „No cóż, ty kazałeś jej czekać, teraz Tobie przyjdzie poczekać” – konkludował ze stoickim spokojem.

Nagle jego wzrok przykuła kobieta, która właśnie weszła, kołysząc zgrabnymi biodrami podeszła do baru i z gracją wsunęła się na wysokie barowe krzesełko. Wyciągnęła papierosa z eleganckiej papierośnicy i zaciągnęła się dymem, jej duże oczy omiatały jakby od niechcenia wnętrze sali, nie zatrzymując się na nikim, długie, zgrabne nogi założyła jedna na drugą i czekała.

„To musi być ona…”Tim zgasił Camela w popielniczce i ruszył w kierunku lady barowej. Stanął obok niej, nie patrzyła w jego stronę. Z nienagannym akcentem z Wysp powiedział: - Przepraszam za spóźnienie na ostatnie spotkanie, zatrzymały mnie okoliczności niezależne ode mnie… pozwolisz, że się przedstawię… Tim Pyton.

Odwróciła się w jego stronę, zmysłowo wydmuchując dymek papierosowy, powiedziała: - To nie było zbyt profesjonalne podejście – uniosła brew – słyszałam, że jest pan profesjonalistą w każdym calu – zmierzyła go wzrokiem, od góry do dołu – Narindra Davy – przedstawiła się.

- Jestem – odpowiedział zimno, nie lubił jak ktoś nie doceniał jego umiejętności – możesz mi wierzyć. Może jednak porozmawiajmy o przyjemniejszych sprawach – jego głos złagodniał - czego się napijesz Narindro?

Kobiet odwróciła się na krześle barowym w jego kierunku, przekładając nogę na nogę, a Tim musiał przyznać w duchu, że nogi miała doskonałe, zgasiła papierosa i powiedziała: - Krwawą Mery poproszę.

Tim skinął na barmana i złożył zamówienie: - Krwawą Mery dla tej pani i Jack Daniels z lodem dla mnie – mówiąc to nie odrywał wzroku od jej harmonijnej twarzy.

- Wieżę panu na słowo, że sprawy, które zatrzymały pana dziś rano były istotne? –powiedziała łagodnie, zbliżając lekko twarz do rozmówcy.

- Były istotne… ale prosiłbym byś zwracała się do mnie Tim – podał jej drinka przyniesionego przez barmana.

Pomieszała chwilkę słomką w szklance z napojem: - Dobrze …Tim. Porozmawiamy tutaj, czy w jakimś bardziej… - przerwała na chwilę – odosobnionym miejscu?

- To już zależy od Ciebie, Narindro… myślę, że o tej porze na tarasie hotelowym powinno być pusto i całkiem przyjemnie, pyzatym łatwiej tam rozmawiać o sprawach nie przeznaczonych dla osób postronnych? Co więc proponujesz?

- Możemy przejść na taras, lub jeśli wolisz do mnie mam wynajęty apartament w tym hotelu - zsunęła się z krzesełka i stanęła wyczekując na reakcję mężczyzny.

- Myślę, że twoja propozycja jest ciekawsza, który to pokój, bo nie wiem do którego zamówić szampana?


- Czyżbyś przewidywał, że tak szybko dojdziemy do konsensusu i...z finalizujemy transakcje? – uśmiechnęła się kokieteryjnie.

- Myślę, że oboje wiemy czego chcemy i każde z nas posiada coś, co potrzebuje drugie z nas? Dlaczego mielibyśmy się nie dogadać? - powiedział uśmiechając się także.

Kobieta skinęła z aprobatą głową i ruszyła w kierunku wyjścia - Pokój 108 – szepnęła mijając go w drodze.

Złożył u barmana zamówienie i ruszył za nią, obserwując jej płynne i powabne ruchy. Kobieta przystanęła przy drzwiach windy i poczekała na swojego rozmówcę. Przepuścił ja pierwszą przez drzwi i wszedł za nią, włączając odpowiedni przycisk piętra. Narindra oparła się o ścianę windy i jeszcze raz zlustrowała jego postać, Tim starał się nie myśleć o jej biodrach, kusząco wypchniętych do przodu, z powodu barierki o jaką się opierała.

- Od dawna prowadzisz interesy w Kongo? – przerwała ciszę urozmaicaną szumem poruszającej się windy.

- Od dawna prowadzi pan...prowadzisz interesy w Kongo?

- Od niedawna... w Kongo pierwszy raz... ale zebrałem wystarczająco dużo informacji, by poradzić sobie z biznesem tutaj... orientuję się co nieco w miejscowych układach i zależnościach. W mojej pracy takie rzeczy potrafią uratować życie... a Ty długo już działasz w Kongo?

- Od... przeszło trzech lat. Myślę, że moje kontakty mogą wydać Ci się dość przydatne - uśmiechnęła się zalotnie. Winda zatrzymała się z delikatnym szarpnięciem na odpowiednim piętrze. Kobieta wyszła, przeszła przez wąski korytarz i stanęła przed pokojem z numerem 108, przekręciła klucz i stanęła w drzwiach, czekając zapraszająco.

- Tak jak już mówiłem oboje mamy coś co się przyda każdemu z nas - odpowiedział jej w drzwiach - pani przodem - uśmiechnął się po raz kolejny. Weszła do pokoju, kiwając głową z aprobatą, usiadła na brzegu łóżka i ponownie zapaliła papierosa: - Jesteś cholernie pewny siebie i odważny Tim. Myślę, że ubijemy razem dobry interes.

- Do odważnych świat należy Narindro, a pewność siebie idzie z nią w parze. Jeśli chodzi o nasz interes to myślę, że mamy podobne zdania.


Kobieta poklepała miejsce na łóżku tuz obok siebie. - Słucham Cię Timothy co za interes chcesz mi zaproponować?

- Jesteś najlepsza w swojej branży, a potrzebujesz informacji i ochrony, ja natomiast potrzebuję twojego pośrednictwa. Dziś wieczorem z przystani odpływa statek kapitana Katangi, z "pewnym" ładunkiem. Kłopot w tym, że za ten ładunek dostanę zapłatę w diamentach... i tu zaczynałaby się twoja rola. Te świecidełka ciężko przewozić, jeśli nie wie się jak i gdzie, a Ty wiesz jaki i gdzie je przewieźć i sprzedać...


- Czy mogę zobaczyć... - urwała spoglądając wymownie na swojego rozmówcę

- ... jeszcze ich nie mam przy sobie... to drugi poważny problem... muszę je odebrać w Stanleyville... w samym sercu tej cholernej rebelii -
powiedział zajmując wreszcie miejsce tuż obok niej na łóżku.

- W Stanleyville... - przygryzła wargę - to trochę komplikuje sprawę, ale ... nie wiesz czy Twój kontrahent nie dysponuje większą ilością kamieni?


- Raczej wątpię... to będzie zapłata za określony towar... ni mniej ni więcej i raczej nie będzie chciał się z tym afiszować...

- Rozumiem, że mi je tu dostarczysz, czy może oferujesz ekscytująca wyprawę w dzicz i sam środek rebelii?


- Niestety... muszę po nie popłynąć z towarem do Stanley... - popatrzył na nią starając się odgadnąć sens jej ostatniej wypowiedzi, coś mu podpowiadało, że Africii nie przeraża perspektywa podróży w tak niebezpieczne rejony Konga. - Powiedz mi ile chciałabyś w zamian... za taką przysługę

- 40% i chcę Ci towarzyszyć, zawsze dobrze zyskać kilka nowych kontaktów - powiedziała sięgając do torebki po papierosa.

- Myślę, że 20% wystarczy? I możesz mi towarzyszyć... nowe kontakty to także wymierne dobro... -
odpowiedział wyciągając elegancką zapalniczkę Zippo i podając jej ognia.

- 30% to moje ostatnie słowo - zapaliła papierosa i wypuściła dym z pomiędzy lekko rozchylonych warg.

- 25 % w ostateczności to ja ryzykuję najwięcej, Africiio - odpalił sobie papierosa

- Niech będzie 25 % znaj moje dobre serce - zmierzyła go twardym spojrzeniem

- Dobre serce nie ma tu nic do rzeczy, słoneczko
- odwzajemnił jej zimne spojrzenie - To interes..

Kobieta zgasiła papierosa w stojącej na szafce koło łóżka popielniczce. - Kiedy wyruszamy.

- Statek odpływa o 22.00, pojedziemy razem... zostały nam jeszcze 2 godziny... myślę, że możemy otworzyć szampana - ruszył do kubełka z lodem, w którym chłodził się alkohol... korek wystrzelił z hukiem.
Kobieta przyjęła kieliszek z uśmiechem: - Za naszą współpracę Timothy - uśmiechnęła się stukając kieliszkiem o jego kiliszek
- Za współpracę - odpowiedział jej lekko stukając w wysoki kieliszek, trzymany przez zgrabną i delikatną dłoń kobiety, poczuł cudowny zapach jej perfum.

Narindra upiła łyk szampana, jej spojrzenie powoli przesunęło się po Timothym, lekko przechyliła głowę i upiła kolejny łyk patrząc się w oczy mężczyzny

- Czyli jak wykorzystamy ten czas? - powiedział powoli zbliżając się do kobiety.

- Skoro będziemy wspólnikami może powinniśmy się lepiej poznać? - zapytała zalotnie

- Może - powiedział wyjmując powoli kieliszek z szampanem z jej ręki. Kobieta przysunęła się bliżej czuł ciepło jej ciała, przyśpieszone bicie jej serca nachyliła się i szepnęła mu do ucha

- Może wspólna kolacja na dobry początek?

- To bardzo dobry pomysł - odpowiedział jej do ucha - wolisz do pokoju czy na dole w restauracji?

- Skoro jesteś takim twardym negocjatorem to słucham twojej propozycji - uśmiechnęła, kładąc dłoń na jego piersi

- To może do pokoju? - powiedział przykrywając jej dłoń, swoją dłonią, trochę szorstką od służby w wojsku - To co mam zamówić?

- Może ostrygi w sosie z kaparów - zaśmiała się.

Tim zerknął dyskretnie na zegarek, dochodziła dwudziesta… odstawił kieliszek z szampanem i wstając zdjął jej rękę ze swojej piersi. – Statek odpływa o 22.00, więc chyba dziś będziemy musieli zrezygnować z kolacji. Trzeba się przygotować do wyjazdu… mam zamówioną taksówkę do portu na godzinę 21, może pojedziemy razem? Rejs potrwa kilka dni, będziemy mieli okazję się bardziej poznać? Wliczam w to także kolację?

- Dobrze, właściwie ja też muszę spakować kilka drobiazgów, –
odpowiedziała, a Timowi zdawało się że zauważył w jej oczach małe rozczarowanie.

- Czyli do 21? – zapytał szykując się do wyjścia.

- Dobrze… Tim, przyjdziesz po mnie?

- Oczywiście, to do zobaczenia – na odchodnym pocałował ją w rękę.

*****

Szedł do pokoju rozmyślając o spotkaniu. Musiał przyznać, że miał do czynienia z niezwykle piękną i inteligentną kobietą, która była świadoma swojego piękna i doskonale to wykorzystywała, Tim nie miał nic przeciwko temu, a te 25 % to raczej niska cena za jej usługi.

Zaczął się pakować, ubrania i bieliznę na zmianę, oraz najprzydatniejsze drobiazgi spakował do brezentowego worka, dokładnie takiego samego jakich używał w SAS, doskonale chroniły zawartość przed wilgocią i robactwem. Wrzucił tam jeszcze kilka suchych racji żywnościowych, tabletki do odkażania wody, paczkę opatrunków i niedawno zakupione dwie butelki whiskey, z jednej z nich odlał trochę do poręcznej piersiówki ze stali nierdzewnej, na samym końcu wrzucił kilka paczek Cameli, które podejrzewał w dżungli raczej ciężko dostać.

Swój dzisiejszy nabytek – sztucer Browninga – schował wraz z amunicją do mocnego, skórzanego futerału, póki co to cacko nie było mu potrzebne, praktyczniejszy był karabin H&K G3 – niezawodna niemiecka konstrukcja firmy, która przejęła spuściznę Mausera. Zabrał do niego sporo amunicji, oprócz pełnego magazynka w karabinie, miał jeszcze jeden zapasowy i 4 pudełka amunicji zabezpieczone w poręcznej impregnowanej ładownicy. Sprawdził jeszcze długość paska od broni i ustawienie przyrządów celowniczych, w rejony gdzie się wybierali musiał na niej bezwarunkowo polegać.

Colt 1911 spoczął w kaburze przy pasie, tuż obok przepisowego noża Special Air Service - Fairbairn Sykes.

Założył mocne spodnie i koszulę, na to wszystko skórzaną lotniczą kurtkę, przypiął pas z Coltem i nożem a na głowę założył australijski kapelusz z szerokim rondem, w dzień będzie świetnie chronił twarz przed nieznośnym słońcem.

Zarzucił worek i futerał ze sztucerem przez plecy, a HK przewiesił przez ramię… coś mu mówiło, że Africia raczej nie wzdrygnie się na widok broni.

*****

Punktualnie zapukał do jej drzwi o 21. W nowym „polowym” stroju nic nie straciła na urodzie, przysiągłby, że wyglądała jeszcze bardziej intrygująco. Taksówka czekała na dole, przywitał się z kierowcą, który spoglądał nieufnie na futerał z bronią i karabin szturmowy, wydał mu dyspozycję:

- Do portu, na tę samą przystać co popołudniu.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline