Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2008, 18:10   #24
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Acheont, Dagata, Thimoty

Nabrzmiały policzek Wiedźmy pulsował i piekł niemiłosiernie, uderzenie Thimotiego było na tyle mocne, że zwaliło kobietę z nóg. Nie miała już siły podnieść się nie mówiąc już o próbach użycia swych mocy. Zmarnowała jedyną okazję i teraz była na łasce nieznajomego. Żołnierz błyskawicznie dobył noża, lecz nie zadał ostatecznego ciosu. Czekał.

- Uspokójcie się! – Krzyknęła przez łzy, zasłonięta przez Thimotiego Karolinka. Teraz nerwowo szarpała mężczyznę za dłoń trzymającą nóż, starając się odciągnąć Rangersa od Dagaty.

- Mieliście sobie pomagać a nie walczyć ze sobą! – Druga dziewczynka wreszcie przemówiła i zaczęła wtórować swojemu sobowtórowi, strofując dorosłych. Obie wyglądały nad wyraz żałośnie.

- Wstydźcie się! – Krzyknęła jedna.

-Wstydźcie się! – Powtórzyła druga.


Obie dziewczynki zbliżyły się do siebie i przytuliły a Thimoty ponownie był świadkiem dziwnego zjawiska. W oka mgnieniu postacie Karolinek zamazały się, żeby już w następnym momencie połączyć się w jedną osobę. Zaledwie parę sekund wystarczyło, aby przed zebranymi stanęła kompletnie zmizerowana już jedna dziewczynka. Ta zachwiała się najwyraźniej z trudnością utrzymując się na nogach. Podparła się swoją czerwoną parasolką i już pewnym, choć drżącym głosem krzyknęła.

-A teraz posłuchajcie mnie! Wszyscy…-tu zerknęła na Nigela, który stał szeroko otwartymi ustami. – no prawie wszyscy zostaliście wybrani do uratowania wszechświata. Jesteście przyjaciółmi nie wrogami. Słyszy to pan, Panie Świetliku, gdzie się pan podziewał?!

Acheont uniósł się z nad sadzawki orientując się, że wciąż towarzyszy mu ta dziwna dziewczynka, która pewnikiem była winna przerwania jego drzemki. To spostrzeżenie nie było specjalnym wyczynem, gdyż Świetlisty musiał najwyraźniej wylecieć z rąk Karolinki podczas jazdy mechanicznym pojazdem, lądując wprost w pobliskim bajorku. Teraz stał a w zasadzie lewitował zaledwie parę metrów od grupki od zebranych.

O ile Thimoty był człowiekiem - nieznajomym, ale jednak człowiekiem, który dodatkowo dzielił język z Nigelem tak Acheont był czymś zupełnie nowym dla Wiedźmy.

-Jesteśmy już prawie wszyscy…

Niespodziewany, potężny wstrząs przerwał słowa Małej, po czym równie szybko jak się pojawił, ustał.

-Oj zbliżają się kłopoty. – Zapiszczała Karolinka i już po chwili do uszu wszystkich doleciał coraz głośniejszy dźwięk rozbijanego szkła.

- O Boże spójrzcie.

Nigel wbił palec w powietrze i wtedy zebrani ujrzeli jak tuż nad ich głowami pojawiły się czarne bruzdy przecinające niebo, tworząc ogromną siatkę. Ku przerażeniu zgromadzonych podobne zjawisko zaczęło się również na ziemi. Gdy złowrogo brzmiący dźwięk zbliżył się dostatecznie już wiedzieli co go powoduje. Pojedyncze oczka siatki zaczęły się roztrzaskiwać na kawałeczki a na ich miejscu pojawiła się czarna niczym smoła ciemność, która dosłownie zaczęła się wlewać przez stworzone szczeliny. Tak jakby cały świat się walił…



Niaa, Lorelei Lodowa Róża

Spadały…wciąż spadały do czarnego dołu bez dna a Lorelei nie mogła opanować wrażenia, że grunt nigdy się nie pojawi. Niaa nawet nie patrzyła w dół, tuliła się ze wszystkich sił do Obdarzonej.

Czy to nadal było iluzją?

Potężny czar Lodowe Róży zdawał się być nie do przebrnięcia a jednak wszystko co ich otaczało wydawało się być nadal złudzeniem. Jedynie ból spowodowany uściskiem kocicy był z pewnością realny.

To pasożyt nie dawał za wygraną, Obdarzona coraz wyraźniej czuła jego obecność. Rozjuszony przeciwnik wiedział, że czas jego posiłku się skończył, jednak wciąż jakimś cudem utrzymywał z nimi połączenie. To Niaa, ona była jego przekaźnikiem.

-Niezłaaa próbaaa kobietoo! Zostawww tąą marną istotęęę aa będzieszz wolnaa. Onaa jesttt mojaa. – Wściekły głos domagający się swojej zdobyczy słabł coraz bardziej, lecz w ostatnim zrywie zebrał resztki sił i uderzył w wystraszone stworzenie.

Ciałem Niaa wstrząsnęły gwałtowne dreszcze, czuła jak pasożyt wchodzi coraz głębiej do jej umysłu pokonując kolejne bariery. Był spragniony jej strachu, był spragniony jej duszy, którą postanowił pożreć. Jednakże zatrzymał się ujrzawszy coś, czego nie spodziewał się zobaczyć. Nie zdążył się wycofać, bariera Obdarzonej ostatecznie się zamknęła a część jego świadomości umarła wraz z obrazem tego co ujrzała.
.
.
.
Niewidzialne ręce objęły Niaa i Lorelei, znajomy ciepły dotyk był niczym mocne szarpnięcie, po którym obie kobiety poczuły nagle grunt pod nogami.

-Udało wam się, tak się cieszę!

Znów były w tym samym miejscu w parku, tak jakby wszystko co się przed chwilą wydarzyło było tylko snem. Tuliły się do siebie wszystkie trzy wraz z uśmiechniętą Karolinką. Drugiej bliźniaczo-podobnej dziewczynki nie było nigdzie w pobliżu. Mała zauważyła niepokojące spojrzenia kobiet.

-Spokojnie teraz zostałam tylko ja, połączyłam się z moją drugą połówką. Musimy się stąd wynosić jak najszybciej. Nie wiem co zrobiłyście, ale cały ten świat rozpada się na małe kawałeczki…dosłownie. – Dziewczynka odczekała momencik chcąc podkreślić swoją role w tym wszystkim i dodała z dumą. – Na szczęście mogę nas stąd zabrać wreszcie w bezpieczne miejsce o!

-Karolinka też jest bardzo dzielna. – Dziewczynka machnęła parasolką w powietrzu otwierając czarny portal. – Teraz do środka!

Gdzieś w oddali dało się słyszeć cichy dźwięk rozbijanych butelek.



Acheont, Dagata, Thimoty

- Szybko do mnie! – Krzyczała Karolinka, lecz jej głos nikł w symfonii tłuczonego szkła. Cała rzeczywistość była coraz bardziej podziurawiona, wszystko zaczęło zlewać się z ciemną materią, która wdzierała się wartkimi strumieniami.

Thimoty dopadł quada, lecz nie miało to żadnego znaczenia i tak nie było żadnej drogi ucieczki. Dagata krzyknęła czując jak płytka pod jej nogą rozpada się a przeraźliwie zimna i lepka ciemność zaczęła obmywać jej stopę. Nigel stał wsparty o kostur i wpatrywał się tępo w przestrzeń pokrytą plamami czerni. Acheont robił to co umiał doskonale starał się uciec.

Wszyscy najpierw poczuli a dopiero potem zobaczyli jak czarne macki oplątują ich ciała, nawet Świetlisty nie mógł uciec z uchwytu nieznanej siły. Ciągnęły ich w jakimś kierunku. Żołnierz zanim zakryła go ciemność, zdążył jedynie ujrzeć Karolinkę stojącą przy czarnym prostokącie, takim samym jak w Atlancie. To z niego wychodziły te obślizgłe macki. Poczuł dziwny spokój.



Gelimycetes, poranek, 1 dzień do osiągnięcia pełnego wzrostu.

Acheont, Dagata, Thimoty, Niaa, Lorelei Lodowa Róża


Były tam pierwsze. Niaa i Lorelei mogły odetchnąć wreszcie z ulga, gdy przeszły przez portal a co najważniejsze tym razem Karolinka powitała je jakże oczekiwanymi słowami.

-Jesteśmy na miejscu!

Znajdowały się na sporej polance otoczone zewsząd wielkimi grzybami, które najwyraźniej zastępowały tu drzewa - miały piękne, różnorodne kształty z dominującymi i górującymi nad pozostałymi fioletowymi strzelistymi okazami.


Długo nie mogły cieszyć się spokojem, tuż obok otwarł się drugi portal, przez, który dosłownie wyleciało parę osób, dziwny pojazd i świecąca kulka. Tuż przed zamknięciem przejścia między światami wyszła z niego kolejna Karolinka – słaniała się na nogach.


Druga grupa nie wyglądała lepiej, wszyscy musieli przeżyć wiele zanim tu trafili.

- Aj, okropnie. – Skomentowała Mała i wskazała palcem w kąt polanki. – Trzeba im pomóc i przejść kawałeczek do domku Pana Kapelusznika.

Rzeczywiście na skraju grzybowego lasu stała sprytnie ukryta mała chatka. Przed nią był malutki ogródek ogrodzony drewnianym, białym płotem, z ławeczkami i stolikiem naturalnie zrobionymi z grzybów. Z komina unosiła się strużka białego dymu. Najwyraźniej gospodarz był w domu…
 
mataichi jest offline