Pierwsza noc na stałym lądzie, bez uczucia ciągłego kołysania, choć nadal z towarzyszeniem szumu fal, tym razem odbijających się jednak od nabrzeża zamiast kadłubu statku, była nocą długą i spokojną.
Maringo nie była przyzwyczajona do pływania po morzach, podróż wykończyła ją tak bardzo, że dziewczyna obudziła się sporo po wschodzie słońca, gdy gwar uliczny był już całkiem głośny. Była wyspana, choć karczemne łóżko do najwygodniejszych w ocenie
Maringo nie należało. Do tego była głodna. Podniosła z ziemi swój skromny bagaż zapakowany w jednym tobołku, narzuciła na ramiona płaszcz (będzie padać, wiszące nisko chmury wysyłały jasny sygnał), wzięła swoją włócznię i zeszła na dół.
Do sali, w której podawano posiłki weszła młoda dziewczyna. Miała czarne, krótkie, nierówno ścięte włosy, tu i ówdzie zaplątane w pojedyncze warkoczyki, z nawleczonymi na nie paciorkami. Z uszu zwisały kolczyki z muszelek i płaskich kawałków miedzi. Wokół prawego oka miała czarny tatuaż, górną część twarzy zabarwioną na biało i jeszcze jeden
tatuaż, na brzuchu, wokół pępka w dół. Reszta ciała była w naturalnym, lekko brązowym odcieniu. Wokół bioder i piersi przepasane miała
materiałowe pasy, służące za odzienie, przez ramię przewieszony płaszcz. Gdy szła, stawiając lekkie ale jednocześnie pewne kroki, widać było tańczące pod gładką skórą mięśnie. Przywodziła na myśl drapieżnego kota, pełnego gracji, o cudownej linii, delikatnego, ale równocześnie śmiertelnie niebezpiecznego. Jej spojrzenie dwojga pięknych, groźnych oczu o jasno błękitnych, niemal białych tęczówkach hipnotyzowało jak spojrzenie polującego drapieżnika. W ręku cały czas trzymała włócznię o misternym wzorze na drzewcu i grocie.
Maringo na dole wśród ludzi poznała twarze kilku innych podróżników, którzy dzielili z nią tą samą część statku podczas rejsu. Dwójka z nich stała przy trzeciej osobie, drobnej blondynce, wyglądało na to, że coś się stało. Gdy podeszła bliżej, dostrzegła krew na twarzy dziewczynki w niebieskiej sukience – była nieprzytomna.
-
Co jej się stało? – zapytała obecnych. Widziała, że mała straciła przytomność – na to mogła coś poradzić. Jednak krew z nosa - jeśli go nie złamano - nie była dobrym znakiem i zawsze wymagała innego podejścia.