Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2008, 11:00   #9
wojto16
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Na podłodze leżała szczupła i dobrze zbudowana osoba. Nosiła ona proste, ciemne ubranie. Obok niej na podłodze leżały w pochwach dwa długie miecze. Ciemneblond włosy tej osoby były potargane, a twarz blada. Jej nieco smutne, niebieskie oczy wpatrywały się w brudną ścianę kajuty. Tą osobą był Raziel, przedstawiciel Hemysterczyków. Znudzony podróżą wstał z twardej podłogi i założył na plecy oba miecze. Wpatrując się w morską toń czuł jak w jego żołądku rodziło się niezbyt przyjemne uczucie. Wpływ na to miał zapewne fakt, że po raz pierwszy widział morze i po raz pierwszy płynął statkiem. Mimo tego wyszedł na pokład i spojrzał wprost na ląd. Statek właśnie przybił do brzegu, a on o mało nie zaspał. Zaklął, wrócił do kajuty skąd zabrał swój dość skromny dobytek i szybko zbiegł ze statku. Właściwie bardziej zeskoczył niż zbiegł. Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że nawet nie zna wyglądu przyjaciela mistrza. W tym momencie to był jego największy problem. Zobaczył swoich towarzyszy podróży, którzy zmierzali ku karczmie. Przyszło mu na myśl, że tam może na niego czekać owy strażnik.

Ta niezmącona cisza, która zapadła w jednym momencie drażniła jego uszy jeszcze bardziej niż najgorszy hałas. Nagle sprawdziło się powiedzenie „cisza przed burzą”, gdyż nagle na niebie pojawił się dziwny obiekt przypominający kulę ognia. Obiekt ten poleciał gdzieś hen daleko znikając z zasięgu wzroku.
„Zły to znak. Znak śmierci i pożogi. Przeklęci ci, co go widzą” – pomyślał. Jako, że nie było sensu dalej o tym rozmyślać stojąc jak głupi przed karczmą wszedł do środka. Na miejscu nie powitała go tak miła woń pieczywa i piwa. Nie powitały go kłótnie, bójki i pijackie przyśpiewki. Nawet nie powitały go tłumy. Siedziało tu w sumie niewiele osób i panował tu tak obcy od jakiegoś czasu spokój. Dosiadł się do swoich kompanów przy długim stole bacznie wypatrując jakiegokolwiek strażnika. Nie wypatrzywszy nikogo takiego spojrzał na młodą kelnerkę, która właśnie do nich podeszła.
- Rad byłbym z pieczonego kurczęcia i kufla zimnego piwa.
Zajrzał jeszcze do swojej sakiewki z pieniędzmi otrzymanymi na podróż. Uznał, ze ten wydatek nie uszczupli znacznie jego zasobów. Czekając na powrót kelnerki przyglądał się bacznie swoim kompanom, jako, że miewał jeszcze problemy z zapamiętaniem ich imion.
„ Ten z mieczem również trudzący się wojowaniem to Hurin, ta dzikuska to Maringo, blondynka Narelia, kolejna kobieta Gabrielle i ten ostatni jegomość Coran. A tak! Zapomniałem jeszcze o Padwenie. Niezła kompania mi się uzbierała.”
Wreszcie kelnerka powróciła niosąc jego jadło i napitek. Na kurczaki rzucił się natychmiast zażarcie obgryzając je i odrzucając kości na półmisek. Skończywszy posiłek jednym haustem wychylił cały kufel piwa. Po posiłku usłyszał rozmowę dwójki pielgrzymów na temat dziwnego zjawiska, którego świadkiem dziś był. Gdy jeden z nich wspomniał o demonach z czerwonymi ślepiami, Raziel uznał, że lepiej będzie nie pić więcej tutejszego piwa.

Po sytym posiłku (na statku żył głównie o chlebie i wodzie) należało udać się wreszcie na upragniony spoczynek. Udał się na górę nie odzywając się w ogóle do swoich towarzyszy. Na razie nie miał im nic ważnego do powiedzenia. Pokój prezentował się jako obraz nędzy i rozpaczy z dużą przewagą nędzy. Nie zazdrościł pielgrzymom, jeśli w takich warunkach przychodziło im żyć. Zdjął swoje miecze, schował je pod pryczą i położył się spać. Prycza okazała się niewiele wygodniejsza niż podłoga na statku. Jednak większe niewygody miał w obozie szkoleniowym, więc nie miał powodów do narzekań. Długo trwało nim zasnął snem pozbawionym koszmarów. Obudziwszy się z samego rana poczuł straszny ból w plecach. Wstał, wyjął miecze spod pryczy i założył je na plecy. Za oknem było wciąż dość ciemno. Winę za ten stan rzeczy ponosiło zachmurzone niebo przysłaniające słońce. Zanosiło się na deszcz. Odszedł od okna i ulżył pęcherzowi w kącie pokoju dochodząc do słusznego wniosku, że nikt nie zauważy, co najwyżej poczuje. Wyszedł z pokoju i zszedł po schodach na dół. Jego następnym celem był Dom Święty na klifie. Skoro Gorana nie było w karczmie była duża szansa, że strażnik przebywa właśnie w tamtym miejscu. Jego kompani już byli na śniadaniu. Sam chciał już je zamówić, gdy nagle dostrzegł Narelię leżącą na podłodze. Podbiegł i przyklęknął przy niej.
- Krew z nosa, ale nie widzę żeby był złamany. To nie mogą być obrażenia zadane fizycznie. Jeśli byłbym hazardzistą postawiłbym na obrażenia zadane magiczne. Musi ona oddychać z ustami.
Raziel przytrzymał Narelię tak żeby jej głowa była nieco pochylona do przodu.
- Trzeba ją koniecznie ocucić.
Ucisnął nos poniżej części kostnej i krzyknął:
- Szybko. Niech ktoś ją tak przytrzyma tak jak ja.
Gdy ktoś zrobił to, o co prosił szybko znalazł jakieś dwie stare szmaty i wymoczył w wiadrze z zimną wodą i prowizoryczne okłady położył jej na karku i czole.
- Tyle tylko mogę teraz dla niej zrobić – powiedział do reszty.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 17-08-2008 o 10:19.
wojto16 jest offline