Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2008, 15:34   #34
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
"Katanga" port w Leopoldville 21.00 - 22.30




"Katanga"


Statek na którym przyszło im się zaokrętować był około 30 metrowa łajbą pełniącą kiedyś funkcje ni to statku wycieczkowego, ni pocztowego utrzymującego kontakt między rozrzuconymi nad brzegiem misjami i plantacjami.

Kajuty (8 dwuosobowych o iście spartańskich warunkach i 2 dwuosobowe o znacznie lepszym standarcie, obie zajęte przez Kapitana) do połowy zakryte były burtami statku.
Nad nimi (a właściwie na ich dachu) znajdował się pokład spacerowy osłonięty daszkiem. Z tyłu były ładownie, które znacznie powiększono przez przerobienie na nie ostatnich sześciu kajut.

Wyglądał niezbyt imponująco, a licząca siedmiu ludzi załoga przypominała raczej bandę oprychów spod ciemnej gwiazdy, lub też może chciała tak wyglądać.
Kapitan Katanga wydawał się się typem mrukliwym i nieużytym, być może jednak po prostu był zaabsorbowany dopilnowaniem załadunku.



Kapitan Katanga


Kit i Paddy
stali oparci o złożoną z cienkich słupków balustradę eleganckiej niegdyś "Katangi". Załoga i tragarze kończyli załadunek, port powoli rozświetlało coraz więcej lamp.
O'Connor wyciągnął papierosy i poczęstował jednym z nich Padawskyego, ten zdecydowanie odmówił, więc sierżant sam go odpalił swojego zapalniczką Zippo.

- Dziwna trochę ta wyprawa, nie sądzisz ?

Nie doczekał sie odpowiedzi, bowiem pod statek zajechał dżip z czarnym kierowcą i białym podoficerem. Ten drugi wyskoczył z samochodu i słabym świetle lamp na keji sprawdził nazwę statku z tym co miał napisane na kartce, po czym podszedł do Kapitana i o coś go spytał. Ten w odpowiedzi wskazał na dwójkę mężczyzn.

- Kapral Henry melduje się. Który z panów jest to sierżant Padawsky ? Poproszę o dokumenty i rozkaz wyjazdu... Tak, zgadza się. Dziękuję - zwrócił papiery Kitowi.
- Tambalele przenieś rzeczy pana sierżanta. Proszę sprawdzić. Tak...tu pokwitować. Dziękuję. Odmeldowuję się - Henry zasalutował i wskoczył do dżipa który z piskiem opon zawrócił i zniknął w ciemnościach.

- No i chyba masz swoje bambetle. Wojsko jednak nie zapomniało o tobie i kamienie możesz cisnąć do do rzeki - stwierdził filozoficznie Paddy patrząc na złożone na pokładzie standardowe wyposażenie żołnierskie sierżanta armii kongijskiej.
- Chodzmy lepiej wrzucić rzeczy do kabiny - stwierdził śląc łukiem niedopałek za burtę.


Simone i Erika po wizycie w magazynie i strzelnicy objuczeni niczym para wielbłądów złapali taksówkę na rue Leopold.
Podróż do portu nie trwała długo i po kwadransie wysiedli na nadbrzeżu, gdzie jak zapewniał ich taksówkarz (znający ponoć osobiście Kapitana Katangę) stał jego statek.

Faktycznie zacumowany był nieopodal jakiś wysłużony rzeczny holownik.
Obydwoje dzwigając plecaki podeszli do trapu gdzie paru nieciekawych typów ładowało jakieś beczki.

- Czy to "Katanga" ? - spytał Erick.

Z nadbudówki wyszedł zarośnięty, nieciekawy typ.

- "Księżniczka Katangi" - zmierzył spojrzeniem parę po czym skupił wzrok na Simone. Na jego twarz wypłynął obleśny uśmieszek.
- Możecie z nami płynąć. Panienka nawet na za darmo - zarechotał, w czym zawtórowali mu jego kompani porzucając swe zajęcia i zbliżając się do rodzeństwa.
- Nie dziękuję. Statek moze i niezły, ale załoga chamy.

Portowe opryszki na chwile zbaranieli, po czym ruszyli ławą. Było ich czterech a jeden bardziej niechlujny i brudny od drugiego.
Simone przywarła do brata sięgając jednocześnie po pistolet. Erik był jednak szybszy, Zrzucił z ramienia plecak i swobodnym gestem sięgnął po UZI schowane za plecami. Po sekundzie napastnicy patrzyli prosto w otwór lufy.

- No proszę. Biali ludzie w Afryce - wycedził - hołota i w dodatku śmierdzaca prawda siostrzyczko ? - ta w odpowiedzi skinęła głową - zatem zafundujmy im kąpiel. No już - słowom i ruchowi bronią, towarzyszyły cztery chlupnięcia wody.
- Chyba nie pozwoli pan kapitanie by załoga kąpała się sama - do czterech dołączyło piąte.
- Chodzmy Simone - otoczył siostrę ramieniem - musimy znalezć tę łajbę.

Chodz poszukiwania trwały jeszcze kwadrans w końcu oboje już bez przeszkód znalezli się na pokładzie "Katangi"
- Zostawmy rzeczy na dole i chyba należy nam się drink na pokładzie - zaproponował Erik.


Narindzie i Timowi
dojazd do portu nie zajął zbyt wiele czasu.
Gdy wysiedli uderzył ich nozdrza tak charakterystyczny zapach właściwy dla każdego portu. Woń ropy, oleju maszynowego, ryb, zgniłych owoców i tego czegoś nieuchwytnego, może alkoholu, może potu tragarzy.

Do tego parna, tropikalna noc. Choć zrobili tylko kilka kroków koszule lepiły się do pleców, w końcu znalezli się przed "Katangą".
- Oto nasz transport droga Narindo - z uśmiechem wskazał na statek.
- Doprawdy Tim oferujesz mi podróż prawdziwą "Qeens Mary" - w głosie dziewczyny dała się wyczuć lekka kpina.

Pierwsza wkroczyła na pokład. Na ich widok Kapitan przerwał doglądanie załadunku.
- Witam na pokładzie mademoiselle - towarzyszył tym słowom ukłon - i oczywiście pana, panie Pyton. Prosze do mnie mówić Kapitanie Katanga, lub po prostu Kapitanie, przywykłem.
- Zapewnam pana że ładunek znajduje sie na najszybszym statku pływajacym po Rzece -
te słowa skierował do Tima, a widząc ich niedowierzanie przechylił się przez reling.
- Mojżeszu pozwól do nas.
Za chwile zjawił się wysoki chudzielec w poplamionym smarem kombinezonie.
- To mój zastępca, pierwszy oficer i główny mechanik w jednej osobie.
- Ile wyciągniemy na naszej łajbie ?
- Najmniej 20 węzłów, ale przez chwilę możemy więcej.
- Mojżesz skończył wydział mechaniki silników morskich w Antwerpii -
rzucił tonem wyjaśnienia - i jeśli mówi że tyle to znaczy że możemy więcej - roześmiał się ukazując rząd białych zębów.
- Pani mademoiselle ofiaruję oczywiście jedną z kapitańskich kabin, te mniejsza są niezbyt odpowiednie dla lady.
- Mojżeszu pan Pyton zapewne chciałby zobaczyć swój ładunek, ja niestety muszę doglądnąć spraw statku...


Jean rzucał się w majakach mrucząc coś bez ładu i składu. W końcu obudziło go uderzenie w głowę. Klnąc usiadł na pryczy i roztarł bolące miejsce.
W skroniach pulsował mu tępy ból. Chwile je masował, po czym sięgnął do plecaka po niedopita butelkę wody mineralnej.
Łyk przyniósł ukojenie, zapalił papierosa.
Chwile obserwował uciekające przez bulaj kółka dymu chustką wytarł spotniałe czoło i szyję.
Boże co za upał, chwile zastanawiał się czy nie wyjść na pokład, po chwili wahania jednak zrezygnował.
W głowie miał wciąż obrazy ze snu, bez ładu i składu, "czarne" boschowskie fantasmagorie.

Zgasił papierosa i położył się na koi wpatrując w ciemność.
Po chwili delikatny ruch kadłuba statku spowodował, że z powrotem zapadł w sen.


Anna jak oszalała biegała po uliczkach portu zaczepiając ludzi i wykrzykując każdemu człowiekowi w twarz "Captaine Catanga". Niektórzy patrzyli współczująco, niektórzy wzruszali ramionami, część nie zwracała na nią uwagi.
Była na skraju rozpaczy, zegarek wskazywał dobrze po 22 a ona nie miała pojęcia jak znalezć ten przeklęty statek !!!

Szła bez celu zalewając sie pomału łzami gdy ktoś delikatnie ujął ją za łokieć. Podniosła głowę i ujrzała białego oficera około sześćdziesięciu lat o szczerej rumianej twarzy, ozdobionej siwym wąsem. Uśmiechał się pogodnie i całą swoja postacią budził zaufanie.

- Co się stało moja droga ? Niebezpiecznie samej wędrować po porcie o tej porze - podał jej rękę i podprowadził do stolika by usiedli.
Anna jednak zaprotestowała wyrzucając z siebie chaotycznie historię swych poszukiwań i przyczynę dla której sie tu znalazła kilkakrotnie powtarzając "Captaine Catanga".
Na te słowa starszy oficer wyraznie się ożywił.
- Kapitan Katanga ? Na pewno ? No mon cherie ma pani dziś szcześliwy dzień. Nazywam się porucznik Krasicki i przypadkiem znam tego obwiesia. Zapeniam pania że wkrótce dołączy pani do męża - uśmiechnął sie krzepiąco.

Spojrzawszy jednak na zegarek mocno się zaniepokoił i gestem wezwał rowerowa taksówkę.
Ponaglając co chwilę kierowcę dotarli zda sie w ostatniej chwili na nabrzeże.
Ujrzeli jak za rufą "Katangi" zaczęła się pienić woda, jednak energiczna gestykulacja Krasickiego zwróciła uwagę Katangi. Na widok porucznika kazał zastopować maszyny i Annę przez prawie metrową już przestrzeń wody podano sobie z rąk do rąk na pokład jak cenny ładunek.

Anna wyczerpana oparła się o reling, dosłownie chwiejąc na nogach. Mężczyzna w kapitańskiej czapce podsunął jej szklaneczkę jakiegoś alkoholu, którą bez wahania wychyliła.
Zapiekło, ale pomogło.
Po chwili w kapitańskiej kajucie już spokojniej wyjaśniła cel swego bardzo nietypowego przybycia.
- Madame Brant sama pani nie wie ile ma szczęścia. Nocą w porcie sama, spotkanie hrabiego Krasickiego, drobne opóznienie w załadunku, chyba Bóg nad panią czuwa.
- Oczywiście pani mąż jest na pokładzie, odpoczywa. Jego kajuta ma numer bodajże 3.
- Proszę chwilę zażyć powietrza na rufie, widok na Leo'ville noca jest wspaniały. Ja niestety muszę zająć się statkiem -
wstał i wyprowadził ją na mostek.

Kapitan miał rację. "Katanga" powoli zwiększając szybkość oddalała się od miasta, zagłębiając coraz bardziej w ciemność Rzeki. Za nimi pozostawały światła portu i miasta.

 

Ostatnio edytowane przez Arango : 16-08-2008 o 15:54.
Arango jest offline