-
Ehhh, stary Józio, jak wykitował to takie cudo namalował. Tak, to był stary pierdoła. - powiedziała Baba Jaga odkładając jedyny obraz jaki miała w domu. Nie można opisać brudu jaki znajduje się w jej ruderze. Okropna sprawa, że tak powiem gówniana...
-
Opowiem ci bajeczkę Felixie, tak Felixie, bajeczkę, tak.... - powiedziała Baba Jaga, siedziała na dziurawym fotelu całym w sierści i odchodach kocich. Felix zawsze zakopywał w fotelu swoje... Teraz Baba Jaga dawała mu kawałek szczura z obiadu który zdechł przez trutkę, którą przygotowała dla szczurołapów Alforfskich. Miała obiad, lecz musiała pozbyć się większej ilości szczura. Był zarażony, ale i tak dla Baby Jagi to praktycznie nie robiło różnicy, nie miała w końcu większości zębów. Więc i tak mogą jej wypadać. Mięsko szczura jednak mimo wszystko jest dobre, musiało być tylko długo gotowane, albo smażone.
-
No masz kocurze, tak weź to. A ja muszę ci opowiedzieć o pewnym Witolfie. Był to człowiek nadzwyczajny: przeszłość wiedział, teraźniejszość rozumiał, przyszłość zgadywał. Królowie do jego rady i woli stosowali się. On przebywał na swoim statku morze od brzegu do brzegu świata prędzej, niżeli kto mógł przez Niemen przeprawić się. Rozmawiał z księżycem i znał nieskończenie wiele gwiazd po imieniu. Miał konia nazwanego Jodź, na którym wiatry wyprzedzał. Pałacem jego była głowa owego konia; przez jedno ucho wchodził, przez drugie wychodził.
Kiedy u pewnego króla biesiadował, koń Witolfa zszedł się na błoni z klaczą królewska, która miałaż podobne przymioty: ale bogowie nie chcąc, aby rodzaj takich olbrzymich zwierząt rozmnażał się, przykryli ich dwiema, górami, pnącymi się jedna na druga. Witolf z rozpaczy oddalił się ze dworu tego króla i kiedy powracał z wojskiem na zawojowanie jego królestwa, trafił pod tąż górą na smoka Pukisa, z którym walcząc pokonał go i niezmierne skarby zabrał. Wreszcie pojednał się z królem tamecznym, gdyż oba czarownikami byli.
A gdy mówiła, kot jak to kot uciekł jej spod łapy, bo jeść mu nie dawała. A ta gdy skończyła widząc to rzuciła jeszcze za nim:
-
Ja też znam jednego czarownika, powiadam, gdy go złapię to....
I wtedy ktoś zapukał w drzwi od chaty. Cała rudera zatrzęsła się w posadach. Baba Jaga, odkrzykła skrzykliwie:
-
Co tak walisz pacanie, dom mi rozdupcysz. Idę.
"Ja już mu dam popalić, wredna świnia myśli że może do Babuni przychodzić i walić z całej siły w moje wrota" - pomyślała
Otworzyła okno i zapytała się o co chodzi.
"Znowu te wredne małżonki naskakują na siebie, a tego żona była dzisiaj już. Pewnie się pozabijają nawzajem, to tylko kwestia czasu".
Dała mu odpowiedni preparat na szczu... znaczy żony i wyszła na zewnątrz, uprzednio widziawszy ognisko i nowe ofiary w swych niecnych planach.
"Chytry plan, oj chytry" - zaciera ręce, myśląc energicznie Baba Jaga.
Zamknęła drzwi za sobą, na wszelki wypadek, nigdy nie wiadomo kogo to przyciągnie do chaty. Jednak odwróciła się w stronę swojej rudery.
"Łee tam, kto by chciał coś takiego rozkraść? Śmierdząca dziura, i to taka jak moje majtki"
Ruszyła po ciuchutku, na palcach a raczej na czymś co przypominało palce pod ognisko. Zobaczyła tam jakichś nowych ludzi, no może kogoś znała z widzenia, ale nie osobiście. Jakże zaczęła popiskiwać z radości, cieszyła się morda jak ktoś wpadł w ludzi siedzących wokół ognia. Przeskoczyła na drugą stronę niczym skoczny goblin. Jej szata dziurawa powiała i leciała wraz z ciałem.
"Ho ho, ale.." - pomyślała uradowana, bo to właśnie mogło się coś stać, ale coś wyczuła w tej sytuacji. To było coś wewnątrz niej, od razu humor zmienił się w zaniepokojenie, przykucnęła za jakąś beczką i wolała teraz obserwować.
Tak, tak.... Obserwować....