Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2008, 00:45   #41
Salazar
 
Salazar's Avatar
 
Reputacja: 1 Salazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumny
[MEDIA]http://www.hotlinkfiles.com/files/1710461_ypwkr/01.opening.mp3[/MEDIA]


Wilhelm von Richtenstein:

Zysk, oto co sprawia, że w ogóle masz zamiar uczestniczyć w tej całej szopce. Tylko to cię napędza, ale jednak nie odgania znużenia całą tą nocą spędzoną na tajnych rozmowach, ustaleniach i planowaniu.
Postanowiłeś, że pora wrócić do swojego wygodnego i luksusowego mieszkania.
Vincent wyszedł razem z tobą, przy windzie czekał już na was jeden z Assamitów. Dalej elegancki i nie pasujący do garnituru w żadnej mierze.
Zeszliście na parking i wsiedliście do BMW. Auto sunęło delikatnie po nierównych stołecznych drogach. Wszystko rekompensowało idealne zawieszenie.
Po kilku minutach podjechaliście pod Marriott. Pożegnałeś się i wszedłeś głównym wejściem do przestronnego holu hotelu. Subtelne oświetlenie nadawało wnętrzu przytulny charakter i zmniejszało optycznie jego rozmiary.
Skierowałeś swoje kroki do windy, gdy usłyszałeś głos recepcjonisty.
-Proszę Pana! Poczta.
Podszedłeś, podziękowałeś stonowanym głosem i wróciłeś na poprzedni kurs. Już stojąc samemu w windzie zacząłeś przeglądać przesyłki.
Rachunek, reklama, reklama... biała koperta z wykaligrafowanym twoim adresem i nazwiskiem.
Otworzyłeś ją i wyjąłeś ze środka kartkę papieru, nie zwykłego biurowego, a ekskluzywnego, używanego przez wyższe sfery.

„Nasze interesy zbyt często się krzyżowały. Czas to zakończyć.”

Przeczytałeś treść dwa, trzy razy, zacząłeś sprawdzać na odwrocie czy jeszcze czegoś nie ma, w kopercie. Nic.
Przeszło ci przez myśl, że gdybyś dalej był śmiertelny właśnie pot zacząłby ci się perlić na czole.
Melodyjka windy stała się denerwująco głośna. Twoje piętro. Wyszedłeś i ciągle się rozglądając, szukając niebezpieczeństwa doszedłeś do pokoju. Szybko otwierając drzwi, wszedłeś i zatrzasnąłeś je za sobą, zamknąłeś zamki. Azyl.
Poczułeś, że kurczowo coś ściskasz w dłoni. Pogięta kartka papieru. Tajemniczy list. Spojrzałeś przez okno i ciemny pokój został rozświetlony przez zygzak błyskawicy.
W kieszeni zawibrował telefon.

Vincent:

Razem z Wilhelmem wyszliście z Elizjum, gdy zostałeś w samochodzie sam z szoferem, miejsce Ventrue zajął wyraźnie podekscytowany Nestor.
Straciłeś ochotę na słuchanie jego paplaniny o tym jak to będzie zabijał, mordował i w ogóle, by podtrzymać swoją przykrywkę dla Sabatu.
Irytacja powoli zaczynała zmieniać się w znużenie.
Otępiałym wzrokiem patrzyłeś na mrygające latarnie i rozbijające się o kuloodporne szyby krople deszczu. Spływały powoli tworząc fantazyjne wzory.
Nagle twoje spojrzenie samo skupiło się na bramie jakiejś kamienicy.
Stała w niej czarnowłosa kobieta, w czerwonej, mokrej sukni. Nie dojrzałeś jej twarzy, tylko zobaczyłeś jak odwracając się pokazuje palcem, żebyś za nią podążył. Gdy weszła w mrok rozpłynęła się niczym zjawa. Wszystko trwało sekundę lub dwie i po chwili to dziwne miejsce zostało za tobą. Siedziałeś na swoim miejscu, nawet nie zauważywszy, że Nestor zostawił cię samego.
Dojechaliście na miejsce, Assamita otworzył ci drzwi i usługując parasolem odprowadził do klatki schodowej.
Dalej skonfudowany dziwnym zajściem wszedłeś do mieszkania. Już od progu coś dziwnie działało na twoje wampirze zmysły. Zapach miedzi unosił się w całym przedpokoju. Zaniepokojony, a może nawet bardziej zaciekawiony przeszedłeś krótkim korytarzem do salonu, otworzyłeś drzwi i wszedłeś. Brak wszystkich mebli cię nie zaskoczył...
Za to kolor i wzory na ścianie sprawiły, że zadrżałeś. Dziwne, krwawe linie, wijące się niczym winorośl po wszystkich płaszczyznach pokoju i zbiegające się w jednym punkcie, ukrzyżowanym młodym mężczyźnie. Jego arteria szyjna była rozerwana, a dłonie przebite kawałami grubego szkła. Ubrany był na czarno, gustownie, oczy zamknięte. Twórca tego „dzieła” przypiął mu do piersi kartkę z napisem:
„My gift to you.”
Starałeś się ogarnąć to wszystko, tą całą makabryczną scenę. Nie wiedziałeś co masz zrobić.
Cofnąłeś się od nieboszczyka i wyszedłeś z pokoju, wyszedłeś na korytarz i zobaczyłeś coś co wcześniej musiałeś pominąć. Strzałkę namalowaną wskazującą na koniec korytarza.
Roztrzęsionym krokiem ruszyłeś w tamtą stronę. Drzwi do sypialni, zamknięte. Skupiłeś się w sobie i nacisnąłeś klamkę, cała sypialnia została zastawiona twoimi meblami, a na każdy została przylepiona żółta karteczka z taką samą treścią: "Sorry for mess. : )"

Kamil "Kimi" Kmielik:

Po wyjściu z Elizjum rozejrzałeś się po parkingu, jazda na zwiad własnym pojazdem może być ryzykowna, więc postanowiłeś zostawić swój motor. Idąc spokojnym krokiem w kierunku Targówka szukasz wzrokiem niewyróżniającego się samochodu. W oko wpadł ci Fiat Panda, trochę zaniedbany, ale jego zamek nie powinien stanowić wyzwania.
Chwila dłubania wytrychem i gotowe, teraz trochę zabawy z kablami, zapalił.
Deszcz dudnił przez cały czas o dach samochodu i z oddali słychać było grzmot. Dojechałeś w pobliże ulicy Zabranieckiej, pojazd zostawiłeś w krzakach jakieś pięćset metrów od celu. Truchtem podbiegłeś w pobliże magazynu. Posesja ma kilka hektarów powierzchni i jest ogrodzona na całości stalową siatką. Magazyn to głównie stare ściany z blachy trzymające się rusztowania budynku na zardzewiałych nitach. Kilka latarni oświetla teren. Koło zrujnowanej konstrukcji stoi coś w rodzaju dużego baraku, kilka okien, w tym jedno koło drzwi całkiem duże, widać w nim zapalone światło i jakieś cienie. Dalej widać ogromny stary komin, powoli się walący z tak samo zrujnowaną przybudówką, która długim korytarzem łączy się z magazynem. Po twojej lewej widzisz dość duży zagajnik, drzewa, krzaki. Zaniedbana posesja, widać nawet jakieś marne resztki ogrodzenia. W pobliżu nie ma żadnych zabudowań, po prostu opuszczona i zaniedbana lokalizacja. Powoli, ukrywając się poza zasięgiem jakichkolwiek świateł doszedłeś do torów kolejowych okalających magazyn od północy i potem od zachodu. Wspiąłeś się na słup trakcyjny, by mieć lepszy widok.
Używając Oczu Bestii zacząłeś analizować sytuację. Transformator, źródło prądu, przycupnięty przy magazynie, a kable zasilające prowadzą do ogromnych słupów na wschodzie. Ruch i kroki na żwirze. Wartownik. Drugi. Obydwaj uzbrojeni w karabiny i latarki, zauważyłeś jeszcze jak jeden sięga do ucha i coś mówi. Ulicą nikt nie przechodzi, czasem tylko przemknie autobus 138.
Turkot, hałas, obejrzałeś się, zobaczyłeś nadjeżdżający pociąg towarowy, szybko ukryłeś się, ale światła pojazdu nie sięgały tak wysoko. Pomimo hurgotu i tego, że twoje miejsce obserwacyjne zaczęło się trząść dalej wróciłeś do zwiadu.
Przed barakiem zauważyłeś samochód osobowy i znajomą skądinąd furgonetkę. Pociąg przejechał, ale twoje czujne uszy poinformowały cię, że zbliża się następny.
Już miałeś zamiar zadzwonić do towarzyszy żeby podzielić się swoimi obserwacjami, gdy z przybudówki koło komina wybiegł brodaty mężczyzna. Nietrudno go było z kimś pomylić. Porwany Brujah, zaatakował jednego z Azjatów, ale narobił przy tym takiego rumoru, że postanowił się wycofać. Staranował siatkę i biegnąc w twoim kierunku przeskoczył tory tuż przed pociągiem. Pościg w postaci wartowników miał teraz utrudnione zadanie. Odwróciłeś się i zobaczyłeś jak brodacz wbiegł między drzewa.

Zbyszek:

Ucieczka. Nie, nigdy! Kurwa, jesteś Brujah! Ty nie uciekasz! Ty po prostu szukasz lepszego miejsca do walki. Ewentualnie przełożysz ją na później. Biegniesz bez ustanku, jak najszybciej. Nie dasz się złapać drugi raz jakimś popierdułkom z Azji. Krople deszczu wpadały ci w oczy, utrudniając widzenie. Bieg pomiędzy drzewami, coraz większe zmęczenie. Cholera. Noc pełna wrażeń nie ma co.
Spojrzałeś w niebo i zauważyłeś, że zaczęło się rozwidniać.
Tego tylko brakowało! Deszcz powoli ustępował, a delikatny wiatr poruszał gałęziami, gdzieś daleko za sobą usłyszałeś jeszcze rozmyte dziwne krzyki i hałas jadącego pociągu.
- Chwała PKP. - przeszło ci przez myśl.
Humor zaczął się polepszać, ale głód... ten straszny głód krwi. Te pomyje z podłogi ledwo starczyły na wykorzystanie wampirzych mocy, a tu znów coraz gorzej. Wybiegłeś na ulicę i minąłeś przejazd kolejowy.
Cywilizacja to twój cel, drugi to czyjeś gardło.
Wszędzie słychać jakieś wrzaski, nawoływania. Do twoich uszu dochodził zwłaszcza jeden,władczy okrzyk, który niósł się wyraźnym echem.
Twoje ciężkie buty chrzęściły na piasku i mokrym żwirze. Z naprzeciwka nadjeżdżał jakiś samochód, już z oddali było widać jego światła.
 
__________________
Oto pięść moja. Zna ją świata ćwierć...
Kto ją ujrzy, ujrzy swoją... śmierć...

GG: 953253

Ostatnio edytowane przez Salazar : 11-09-2008 o 18:09.
Salazar jest offline