Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-08-2008, 00:45   #41
 
Salazar's Avatar
 
Reputacja: 1 Salazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumny
[MEDIA]http://www.hotlinkfiles.com/files/1710461_ypwkr/01.opening.mp3[/MEDIA]


Wilhelm von Richtenstein:

Zysk, oto co sprawia, że w ogóle masz zamiar uczestniczyć w tej całej szopce. Tylko to cię napędza, ale jednak nie odgania znużenia całą tą nocą spędzoną na tajnych rozmowach, ustaleniach i planowaniu.
Postanowiłeś, że pora wrócić do swojego wygodnego i luksusowego mieszkania.
Vincent wyszedł razem z tobą, przy windzie czekał już na was jeden z Assamitów. Dalej elegancki i nie pasujący do garnituru w żadnej mierze.
Zeszliście na parking i wsiedliście do BMW. Auto sunęło delikatnie po nierównych stołecznych drogach. Wszystko rekompensowało idealne zawieszenie.
Po kilku minutach podjechaliście pod Marriott. Pożegnałeś się i wszedłeś głównym wejściem do przestronnego holu hotelu. Subtelne oświetlenie nadawało wnętrzu przytulny charakter i zmniejszało optycznie jego rozmiary.
Skierowałeś swoje kroki do windy, gdy usłyszałeś głos recepcjonisty.
-Proszę Pana! Poczta.
Podszedłeś, podziękowałeś stonowanym głosem i wróciłeś na poprzedni kurs. Już stojąc samemu w windzie zacząłeś przeglądać przesyłki.
Rachunek, reklama, reklama... biała koperta z wykaligrafowanym twoim adresem i nazwiskiem.
Otworzyłeś ją i wyjąłeś ze środka kartkę papieru, nie zwykłego biurowego, a ekskluzywnego, używanego przez wyższe sfery.

„Nasze interesy zbyt często się krzyżowały. Czas to zakończyć.”

Przeczytałeś treść dwa, trzy razy, zacząłeś sprawdzać na odwrocie czy jeszcze czegoś nie ma, w kopercie. Nic.
Przeszło ci przez myśl, że gdybyś dalej był śmiertelny właśnie pot zacząłby ci się perlić na czole.
Melodyjka windy stała się denerwująco głośna. Twoje piętro. Wyszedłeś i ciągle się rozglądając, szukając niebezpieczeństwa doszedłeś do pokoju. Szybko otwierając drzwi, wszedłeś i zatrzasnąłeś je za sobą, zamknąłeś zamki. Azyl.
Poczułeś, że kurczowo coś ściskasz w dłoni. Pogięta kartka papieru. Tajemniczy list. Spojrzałeś przez okno i ciemny pokój został rozświetlony przez zygzak błyskawicy.
W kieszeni zawibrował telefon.

Vincent:

Razem z Wilhelmem wyszliście z Elizjum, gdy zostałeś w samochodzie sam z szoferem, miejsce Ventrue zajął wyraźnie podekscytowany Nestor.
Straciłeś ochotę na słuchanie jego paplaniny o tym jak to będzie zabijał, mordował i w ogóle, by podtrzymać swoją przykrywkę dla Sabatu.
Irytacja powoli zaczynała zmieniać się w znużenie.
Otępiałym wzrokiem patrzyłeś na mrygające latarnie i rozbijające się o kuloodporne szyby krople deszczu. Spływały powoli tworząc fantazyjne wzory.
Nagle twoje spojrzenie samo skupiło się na bramie jakiejś kamienicy.
Stała w niej czarnowłosa kobieta, w czerwonej, mokrej sukni. Nie dojrzałeś jej twarzy, tylko zobaczyłeś jak odwracając się pokazuje palcem, żebyś za nią podążył. Gdy weszła w mrok rozpłynęła się niczym zjawa. Wszystko trwało sekundę lub dwie i po chwili to dziwne miejsce zostało za tobą. Siedziałeś na swoim miejscu, nawet nie zauważywszy, że Nestor zostawił cię samego.
Dojechaliście na miejsce, Assamita otworzył ci drzwi i usługując parasolem odprowadził do klatki schodowej.
Dalej skonfudowany dziwnym zajściem wszedłeś do mieszkania. Już od progu coś dziwnie działało na twoje wampirze zmysły. Zapach miedzi unosił się w całym przedpokoju. Zaniepokojony, a może nawet bardziej zaciekawiony przeszedłeś krótkim korytarzem do salonu, otworzyłeś drzwi i wszedłeś. Brak wszystkich mebli cię nie zaskoczył...
Za to kolor i wzory na ścianie sprawiły, że zadrżałeś. Dziwne, krwawe linie, wijące się niczym winorośl po wszystkich płaszczyznach pokoju i zbiegające się w jednym punkcie, ukrzyżowanym młodym mężczyźnie. Jego arteria szyjna była rozerwana, a dłonie przebite kawałami grubego szkła. Ubrany był na czarno, gustownie, oczy zamknięte. Twórca tego „dzieła” przypiął mu do piersi kartkę z napisem:
„My gift to you.”
Starałeś się ogarnąć to wszystko, tą całą makabryczną scenę. Nie wiedziałeś co masz zrobić.
Cofnąłeś się od nieboszczyka i wyszedłeś z pokoju, wyszedłeś na korytarz i zobaczyłeś coś co wcześniej musiałeś pominąć. Strzałkę namalowaną wskazującą na koniec korytarza.
Roztrzęsionym krokiem ruszyłeś w tamtą stronę. Drzwi do sypialni, zamknięte. Skupiłeś się w sobie i nacisnąłeś klamkę, cała sypialnia została zastawiona twoimi meblami, a na każdy została przylepiona żółta karteczka z taką samą treścią: "Sorry for mess. : )"

Kamil "Kimi" Kmielik:

Po wyjściu z Elizjum rozejrzałeś się po parkingu, jazda na zwiad własnym pojazdem może być ryzykowna, więc postanowiłeś zostawić swój motor. Idąc spokojnym krokiem w kierunku Targówka szukasz wzrokiem niewyróżniającego się samochodu. W oko wpadł ci Fiat Panda, trochę zaniedbany, ale jego zamek nie powinien stanowić wyzwania.
Chwila dłubania wytrychem i gotowe, teraz trochę zabawy z kablami, zapalił.
Deszcz dudnił przez cały czas o dach samochodu i z oddali słychać było grzmot. Dojechałeś w pobliże ulicy Zabranieckiej, pojazd zostawiłeś w krzakach jakieś pięćset metrów od celu. Truchtem podbiegłeś w pobliże magazynu. Posesja ma kilka hektarów powierzchni i jest ogrodzona na całości stalową siatką. Magazyn to głównie stare ściany z blachy trzymające się rusztowania budynku na zardzewiałych nitach. Kilka latarni oświetla teren. Koło zrujnowanej konstrukcji stoi coś w rodzaju dużego baraku, kilka okien, w tym jedno koło drzwi całkiem duże, widać w nim zapalone światło i jakieś cienie. Dalej widać ogromny stary komin, powoli się walący z tak samo zrujnowaną przybudówką, która długim korytarzem łączy się z magazynem. Po twojej lewej widzisz dość duży zagajnik, drzewa, krzaki. Zaniedbana posesja, widać nawet jakieś marne resztki ogrodzenia. W pobliżu nie ma żadnych zabudowań, po prostu opuszczona i zaniedbana lokalizacja. Powoli, ukrywając się poza zasięgiem jakichkolwiek świateł doszedłeś do torów kolejowych okalających magazyn od północy i potem od zachodu. Wspiąłeś się na słup trakcyjny, by mieć lepszy widok.
Używając Oczu Bestii zacząłeś analizować sytuację. Transformator, źródło prądu, przycupnięty przy magazynie, a kable zasilające prowadzą do ogromnych słupów na wschodzie. Ruch i kroki na żwirze. Wartownik. Drugi. Obydwaj uzbrojeni w karabiny i latarki, zauważyłeś jeszcze jak jeden sięga do ucha i coś mówi. Ulicą nikt nie przechodzi, czasem tylko przemknie autobus 138.
Turkot, hałas, obejrzałeś się, zobaczyłeś nadjeżdżający pociąg towarowy, szybko ukryłeś się, ale światła pojazdu nie sięgały tak wysoko. Pomimo hurgotu i tego, że twoje miejsce obserwacyjne zaczęło się trząść dalej wróciłeś do zwiadu.
Przed barakiem zauważyłeś samochód osobowy i znajomą skądinąd furgonetkę. Pociąg przejechał, ale twoje czujne uszy poinformowały cię, że zbliża się następny.
Już miałeś zamiar zadzwonić do towarzyszy żeby podzielić się swoimi obserwacjami, gdy z przybudówki koło komina wybiegł brodaty mężczyzna. Nietrudno go było z kimś pomylić. Porwany Brujah, zaatakował jednego z Azjatów, ale narobił przy tym takiego rumoru, że postanowił się wycofać. Staranował siatkę i biegnąc w twoim kierunku przeskoczył tory tuż przed pociągiem. Pościg w postaci wartowników miał teraz utrudnione zadanie. Odwróciłeś się i zobaczyłeś jak brodacz wbiegł między drzewa.

Zbyszek:

Ucieczka. Nie, nigdy! Kurwa, jesteś Brujah! Ty nie uciekasz! Ty po prostu szukasz lepszego miejsca do walki. Ewentualnie przełożysz ją na później. Biegniesz bez ustanku, jak najszybciej. Nie dasz się złapać drugi raz jakimś popierdułkom z Azji. Krople deszczu wpadały ci w oczy, utrudniając widzenie. Bieg pomiędzy drzewami, coraz większe zmęczenie. Cholera. Noc pełna wrażeń nie ma co.
Spojrzałeś w niebo i zauważyłeś, że zaczęło się rozwidniać.
Tego tylko brakowało! Deszcz powoli ustępował, a delikatny wiatr poruszał gałęziami, gdzieś daleko za sobą usłyszałeś jeszcze rozmyte dziwne krzyki i hałas jadącego pociągu.
- Chwała PKP. - przeszło ci przez myśl.
Humor zaczął się polepszać, ale głód... ten straszny głód krwi. Te pomyje z podłogi ledwo starczyły na wykorzystanie wampirzych mocy, a tu znów coraz gorzej. Wybiegłeś na ulicę i minąłeś przejazd kolejowy.
Cywilizacja to twój cel, drugi to czyjeś gardło.
Wszędzie słychać jakieś wrzaski, nawoływania. Do twoich uszu dochodził zwłaszcza jeden,władczy okrzyk, który niósł się wyraźnym echem.
Twoje ciężkie buty chrzęściły na piasku i mokrym żwirze. Z naprzeciwka nadjeżdżał jakiś samochód, już z oddali było widać jego światła.
 
__________________
Oto pięść moja. Zna ją świata ćwierć...
Kto ją ujrzy, ujrzy swoją... śmierć...

GG: 953253

Ostatnio edytowane przez Salazar : 11-09-2008 o 18:09.
Salazar jest offline  
Stary 01-09-2008, 18:49   #42
 
Nicolas's Avatar
 
Reputacja: 1 Nicolas nie jest za bardzo znany
Mając wciąż w głowie krótki tekst listu, który otrzymał w recepcji Wilhelm odebrał komórkę. Tuż przed wciśnięciem zielonej słuchawki spojrzał na wyświetlacz:
"Numer zastrzeżony"
Jeszcze zanim ktokolwiek mógł się odezwać, Wilhelm pewnym siebie tonem powiedział:

-Słucham?
-Podoba się list. - Zimny, elektroniczny głos rozległ się w słuchawce telefonu komórkowego. Rozmówca zapewne używał syntezatora, aby ukryć prawdziwą barwę głosu. - Mam nadzieję, że tak. - Po tych słowach zapadła krótka chwila ciszy przerwana przez Wilhelma.
-Zaiste interesujący. Z kim mam przyjemność? - "Któż to jest... Z kim to moje interesy się tak często krzyżowały." Myśli Wilhelma krążyły wokół otrzymanej wiadomości i obecnego telefonu. Poza tym wiedział, że rozmówca go w jakiś sposób obserwuje skoro wie, że już ma ten list.
-Pomyśl Wilhelmie. Nie nadepnąłeś w swoim nieżyciu nikomu na odcisk? - Elektroniczny głos nie pozwalał się niczego domyśleć.
-Hmm... - Myśli Wilhelma pognały do przeszłości. Zielone łąki Norymbergi... Ognisko na tle wieczornego nieba... i ból. - Zapewne kilku ich było. Tego, którego najlepiej pamiętam porąbałem na kawałki i nabiłem na pal. - Po tych słowach na ustach pojawił się lekki uśmiech satysfakcji.
-Przykro mi to nie ja. Proszę myśleć dalej Panie Wilhelmie, proszę myśleć.

I długi, ciągły sygnał. Rozmówca się rozłączył.
"Scheiße!"
I co teraz... Wilhelm szybkim ruchem schował komórkę do kieszeni marynarki i rozejrzał się po swoim apartamencie. Na pierwszy rzut oka nic. Ale skoro ktoś mógł go obserwować to lepiej to wszystko sprawdzić. Podszedł na środek salonu i rozejrzał się w koło. Nic. Potem ruszył do sypialni, przeszukał łóżko, szafy, okna. Znów nic. Jeszcze łazienka, ale tam również nie znalazł niczego ciekawego.
"Kto to był... Z kim jeszcze będę musiał się zmierzyć."
Myśląc podszedł do okna. Na ulicach niedługo zacznie robić się gwarno. Jest jeszcze wcześnie, ale to nie zmienia faktu, że ludzie będą iść do pracy... żyć przez kolejny zwykły dzień. Nieświadomi tego co się dzieje wokół nich. Wilhelm przeniósł wzrok na niebo. Zachmurzone. Mnóstwo chmur, które przesłonią wstające słońce. Promyki słoneczne nie dotrą do ziemi, nie oświetlą kroczących po niej ludzi. Wielkich panów uważających, że są ostatnim ogniwem ewolucji. Jakże się mylą.
Ventrue rzucił ostatnie spojrzenie pochmurnemu niebu i odwrócił się do środka pokoju. Z początku chciał pójść na dół, do recepcji i zapytać od kogo ta wiadomość, jednak przypomniał sobie, że recepcjonista już powiedział kto doręczył list. Kurier... Kim była ta osoba... bo przecież to nawet nie musiał być mężczyzna. Wilhelm zdjął marynarkę i ułożył ją na oparciu krzesła.
"Kimkolwiek by on nie był, niedługo trzeba będzie odpocząć."
 
Nicolas jest offline  
Stary 02-09-2008, 14:07   #43
 
Musiek's Avatar
 
Reputacja: 1 Musiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodze
Krew...jakże słodki to zapach. Dzieło, które swobodnie mógłbym przypisać Nestorowi. Jednakże, te znaki...Czemu ktoś zadał sobie tyle trudu, aby to wszystko przygotować. Meble upchane w innym pokoju. Te karteczki...czyżby to była ona? Jeśli tak, może jest ostro świrnięta.

Vincent nie mógł ukryć zachwytu tą perspektywą. Uśmiech pojawił się na całym jego obliczu. Nestor, dziwnie zamilkł, a może nie czuł potrzeby reagowania na to co się dzieje. Czasem wystarczy jak jeden z nich jest czujny.

Kartki były wydrukowane. Chyba autor nie chciał zdradzać swego charakteru pisma. Jednak, w świecie spokrewnionych, to nie ma znaczenia. Oczy, które skrywają cząstkę szaleństwa, być może samego Kaina, zaczęły błądzić po kartkach. Jednej z salonu i jednej zerwanej z szafy. [Oczy chaosu]

Napisy na obu kartkach, zaczęły się rozmywać zmieniając się w krótkie zdanie: "Don't worry my darling...". Mały przebłysk, szkarłatny cień postaci, która pozostawiła te notki.

Vincent usiadł po turecku i zaczął przyglądać się każdej krwawej linii tworzącej całość, odłamkom, które wyglądały na specjalnie wyrobione ostre kołki, być może z pancernego szkła, za pomocą których przybito ofiarę, oraz głównemu zainteresowanemu, mężczyźnie, pewnie dwudziestoparoletniemu, który zwisał ze ściany. Przeguby miał sine i wyglądało na to, że to one były głównym źródłem całej tej krwi.[Oczy chaosu]

Pasja....Pożądanie....gniew...bicie serca...on jeszcze żyje, jest przerażony. Dziwny szkarłatny cień przybija go do ściany. Jest dokładny, precyzyjny. Śmiertelnik broni się bezskutecznie, a cień nie zadaje żadnych zbędnych ran. Po prostu go przybija, długimi kawałkami szkła. Następnie zaczyna malować...a raczej wyładowywać samego siebie na pomieszczeniu. Wszelkie emocje tkwia teraz w tych ścianach...gniew...pożądanie...pasja


Krew była wszędzie. Namalowano nią krwawe linie na podłodze, ścianach, a nawet na suficie. Pasma wiły się wokół siebie tworząc coś na kształt kiści winogron. Widok był szokująco nieziemski.


Niesamowite. To ma być prezent dla mnie? Co ja mam z tym teraz zrobić. Zlizywać krwi nie będe, chociaż zapach jest niezły. Dobrze, że dziś już piłem.

Nagle Vincent zrozumiał czemu nie czuje obecności Nestora. Ta jego część, która odpowiadała za jego agresywną naturę, bała się. Zrozumiał, że jego kryjówka została splądrowana, urządzono tutaj festyn jakiego on sam by się nie powstydził, ale bez jego zgody. Najgorsze jest to, że mógł to byc każdy...

Podszedł do ofiary, po czym zaczął ją przeszukiwać. Nic, garnitur nałożony na nędzne wychudzone ciało, które...pod ubraniem...było pokryte ranami typowymi dla uderzeń bata.

Możliwe, że to jakiś ghul, poświęcony dla zabawy. Ktoś lubi się zabawiać w katowanie słabszych istot. Spokrewniony zaczął zagłębiać swój szalony wzrok prosto w jedną z tych ran. [Oczy chaosu]

Człowiek leży nagi, zakneblowany, przykuty łańcuchami. W powietrzu unosi się echo wymieszanych dzwięków. Krzyku i śmiechu. Nad mężczyzną stoi szkarłatny cień z batem w ręku. Uderzenie, krwawe acz niezbyt mocne...strach...

Spokrewniony zachwial się. Nie miał już siły aby móc koncentrować się na kolejnych wizjach. Dzisiaj i tak już nadużył tej mocy, zbyt wiele razy.

***

Po tym jak Vincent zadzwonił do szeryfa, zgłaszając swój problem z ciałem, uznał że plotki nie są przesadzone. Zaprawde nie mineło więcej niż 10 minut i już było po sprawie. Z wrednym uśmieszkiem, assamici, którzy przyjechali, odmówili ustawiania mebli, ku wielkiej przykrości Vincenta. Nie wyjaśniał kto był sprawcą całego zajścia, a oni nie pytali. Malkaviana nie ma sensu pytać o cokolwiek, bo nawet jak odpowie to cholera wie czy mówi prawdę.
Zanim się zjawili Vincent zebral kartki z calego domu i schował je bezpiecznie w kieszeni. Nie chcial, żeby sprawą zainteresował się ktoś jeszcze...

Pozamykał wszystkie zamki, okna. Poszedł do swojego łóżka gdzie usypał pod kołdrą z różnych szmatek, ubrań coś na kształt ciała. Sam zaś ułożył się miedzy niesprzątniętymi meblami na podłodze. Nigdy nic nie wiadomo...
 
__________________
Odważni żyją krótko...
...tchórze nie żyją wcale.

gg: 7712249

Ostatnio edytowane przez Musiek : 02-09-2008 o 15:58.
Musiek jest offline  
Stary 10-09-2008, 10:21   #44
 
Maju's Avatar
 
Reputacja: 1 Maju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwu
Zbyszek i Kimi

Noc, towarówka z łoskotem przewala się przez tory i przejazdy. Mimo tego hałasu słychać wyraźnie wysokie obroty silnika.. Jeszcze jeden skok przez krzaki i oślepiające światło. Czarne BMW zajechało drogę Zbyszkowi hamując z lekkim poślizgiem. Zbyszek zatrzymał się i przysłonił dłonią rażące światło reflektorów. Jedyne co dojrzał zanim przyzwyczaił się do światła to muskularna postać wysiadająca z maszyny.

- A ty coś za jeden?

W mroku, mglistym świetle reflektorów Krzykacz kogoś rozpoznaje.. ale czy to na pewno?
- Zbyszek??
- Wasilij? - Wasilij, jeden z ważniejszych Brujah w mieście. Ruska mafia.
- Kurwa stary, co ty tu odpierdalasz?? Krzyżanowski twierdzi, że cię porwali, a ty se jogging w krzakach uprawiasz??

Wszystko wymawia z wyraźnym i drażniącym radzieckim akcentem.

- Ta, przyjechaliście jak zwykle po sprawie policzyć trupy co?

Powiedział Brujah z nutą ironii akcentując zwrot "jak zwykle".

- Porwały mnie te zasrane pingpongi , zdaje się , że dogadali się z Sabatnikami i miałem im wyskoczyć z powitalnego tortu.

- Szukaliśmy cię. Nosferatu gdzieś wsiąkli i nie było od kogo się dowiedzieć co i gdzie. - widzisz jak spojrzał za twoje plecy i wyciągnął z nadludzką szybkością Desert Eagle zza pazuchy. - Ki chuj? - rzucił w stronę nadbiegającej sylwetki.

[...]

Kimi przeskoczył rozpędem przez krzaki. Pierwsze co zobaczył to dobrze zbudowany Rosjanin. Jego broń skierowana była w jego stronę. Warknął odruchowo. Wasilij po chwili opuścił lufę pistoletu.. w światłach samochodu szybko poznał i drugiego wampira.

- Towarzysz Kmielik, dobrze cię widzieć. Wsiadajcie zanim te dupki mongolskie się tu zlecą.

Automatycznie czerwone bestialskie oczy Kmielika zaczęły blednąć jak dogasające ognisko na wietrze. Kamil rozpoznał równie szybko spokrewnionego i już wiedział że nie powinien odmawiać.

- Mając żółtków za plecami, śmiało skuszę się na przejażdżkę.

Wsiedli. Kierowca z piskiem opon wymanewrował i pojechał z powrotem do bardziej cywilizowanej części Warszawy.

-Te mistrzu , możesz mi powiedzieć gdzie nas wieziesz i co to za zamieszanie w ogóle? - Zbyszek rzucił do Wasilija.

- Kolega Gangrel jest lepiej poinformowany Zbysiu, a wiozę cię do bezpiecznej dziupli. Wiesz, jest kilka miejsc niedostępnych w tym mieście.

Kimi wtrącił - zresztą jak zwykle swoje trzy grosze:

- Robi się powoli mały bajzel, Wasilij.. dzięki za to że się zjawiłeś - i to osobiście. Dzięki Tobie odzyskuję wiarę w prawdziwych krwiopijców. Może podrzucisz Nas do mnie, na Wawer? Mam tam niezłą metę.

Kimi nie chciał mieć kolejnych długów.. niedługo jeszcze zaczną nękać go Nosferzy o przysługi i będzie mieć jak to się mówi "zapierdziel w robocie"..

- Towarzyszu, tam to teraz jest niezły pieprznik. Nasi latają za żółtymi po całym Wawrze, tam teraz nie jest dobrze.

Za oknami migają latarnie, samochód jedzie w kierunku Północnej Pragi.

- Proponujesz więc swoją łajbę?

- Książęcą Kimi. - jego rosyjski akcent zaczyna powoli wkurzać. Wszystkie samogłoski przeciąga tak, że aż przechodzą nieprzyjemne dreszcze.

- Jasne.. nie ma sprawy.. Więc Brodaty? Jak mogę do Ciebie się zwracać? - odwrócił głowę w stronę wampira, o którego toczył się wieczór.

[...]

Zbyszek odrobinę zdezorientowany nową postacią, którą pamiętał jak przez mgłę.. Patrzył na rozmowę Ruska z Gangrelem. Kiedy usłyszał pytanie do siebie odpowiedział:


-Zbyszek , chociaż niektórzy wolą "ten cholerny harlejowiec" , tak na wstępie , wie ktoś może co się stało z moim caceńkiem?


Przypomniał nagle sobie skąd zna Gangrelitę, porwanie, zapiździały bar, to on tam był!

- Bar... no tak , został przed barem, mój motor został przed barem!! - jego myśli tak szybko wybuchły że przelały się z krzykiem na zgłodniałe krwi usta.
- Wasilij , mógłbyś po drodze zahaczyć o bar.... bar... jak on się tam nazywał... Te koleś, Ciebie tam widziałem przed barem jak zacząłeś walczyć z żółtkami nie? Nie pamiętasz jak ta buda się nazywała?

Brujah wziął krótki oddech, który pewnie zdał mu się za długą nieprzeniknioną ciszą, albo po prostu zdał sobie sprawę że wypada spytać najpierw o coś innego.

- W każdym razie , jak Cię zwą? Co robiłeś tak blisko miejsca gdzie mnie trzymali? I co to za jakaś zorganizowana akcja? Czemu kitajce obrały sobie za cel MNIE , a nie kogoś wyżej postawionego? I gdzie do cholery jest najbliższe miejsce gdzie mogę dostać krwi?

- Stary.. uspokój się. Wiele odpowiedzi Ci nie dam, bo nie potrafię, ale .. Nazywam się Kimi.

Brujah wyciągając rękę na przywitanie.

- Na miejsce gdzie Cie zaatakowali trafiłem przypadkiem, choć dziwny to przypadek bo szukałem tego co Cie porwał.. po części.. Żółtki kumają się z Sabatem, myślę ze miałeś być prezentem na ich powitanie.. wiesz coś w rodzaju 0.7 wódki, jeśli pamiętasz jeszcze normalne życie. Co robiłem tutaj? Chciałem Ci jakoś pomoc choć zanim zdążyłem cokolwiek zrobić.. bum.. i już jesteś. Pamiętam gdzie był ten bar, po co chcesz tam jechać.. posprzątane pewnie..

Kimi wiedział ze nie warto zgrywać tajemniczego, Ventrue, Świry, Torreadorzy.. uwielbiają to, ale najczęściej za to dostają po dupie. Kimi zawsze gra w otwarte karty.. no prawie zawsze.


- A do baru oczywiście chcę jechać po swojego Harleya Davidsona , prawdziwe cacko , wyglądasz na kogoś kto potrafi docenić piękną maszynę.

-Potrafi.. ale swojej się jeszcze nie dorobił.. ma tylko zwykła yamahę drag stara 650 .. z czasem.
Kimi podejrzewał że jest to motocyklista, kolejna rzecz która może ich połączyć.
-Ale mam coś na oku, tylko muszę jakoś ukręcić kasiorke. - - Posłuchaj, mamy godzinę może Wasilij wysadzi Nas pod Nasze motory i spotkamy się u Niego. Chciałbym żebyś mi opowiedział cokolwiek o żółtkach, jeśli chcesz możemy się odegrać na draniu, powiem szczerze ze jest mi to na rękę i może Ciebie wkręcę w interes, słyszałem same dobre.. heh.. jeśli można tak to nazwać rzeczy o Tobie.

Zbyszek przyjrzał się wnikliwie rozmówcy
- A dla kogo pracujesz?

- Bądź co bądź ale wolałbym przełożyć ta rozmowę na później.. przy pomruku Naszych silników. Generalnie z własnych pobudek.. ale i z obowiązku. Może się po drodze napijemy.. Wasilij, pod Elizjum mam motor, zajedź no tam, a później poprowadzę Zbyszka do tego baru.

Nie minęły dwie minuty i byli na miejscu

[...]

Gangrelita ubrał rękawiczki i kask, spuścił czarna jak noc szybę i ruszył odpalając motor nie głośno, ale na tyle żeby klienci hotelu na piętrze wiedzieli ze odjeżdża. Poprowadził ich do tamtego baru. Motor stał, nietknięty niczym Excalibur w skale. Kto wie może legenda Harley działa też na złodziei - nie tknęli.

Zbyszek dosiadł swojego żelaznego rumaka , przez chwile wstrzymując się z zapaleniem. Gładził dłonią kierownice i wyszeptał.

- Jesteś moje caceńko , na szczęście nikt mi Cię nie zabrał.

Po tych słowach zapalił silnik , który z łoskotem zaczął pracować. Na Twarz Zbyszka wszedł szeroki uśmiech.

- No to jazda !

Krzyknął głośno i ruszył z piskiem opon.
Pomimo tego iż Wasilij jechał bardzo szybko , Zbyszek najwyraźniej się nudził .
Był przyzwyczajony do szybszej i bardziej niebezpiecznej jazdy. Był mistrzem kierownicy.

Gangrel i Brujah za czarnym bmw po pół godzinie byli już przed potężnych rozmiarów budynkiem, MSWiA, tak przynajmniej głosiła tabliczka przy drzwiach.

Zbyszek zsiadł ze swojej maszyny w ewidentnie lepszym nastroju.

- No , jak dobrze jechać na swoich 2 kółkach. Teraz dawajcie krwi.


Wasilj otworzył drzwi do budynku oglądnął się za siebie
- Krew czeka na Was w środku, powiadomię ochronę żeby Was wpuściła, wejdźcie kiedy wyjaśnicie sobie wszystko
Możliwe, że czul się lekko urażony tym, że nie chcieli przy Nim rozmawiać, ale tak naprawdę nie obchodził go temat tej rozmowy.
Kimi nie zgasił wcale maszyny, oparł się nogą o asfalt, nie wyłączył świateł - jakby zastanawiał się czy aby na pewno nocować tu. Jego maszyna cicho mruczała zastanawiając się razem z Nim.
Podniósł przyłbicę i spojrzał na Zbyszka "Szalonego Harlejowca"

- Słuchaj jutro pojedziemy do Sheratonu, jeśli chcesz dobrą fuchę.. choć prosta nie, ale myślę że Ci się spodoba po dzisiejszych przeżyciach.
Spojrzał na krzykacza wyczekując reakcji..

-Pewnie i tak szukałem nowych zleceń ostatnio

Powiedział entuzjastycznie Brujah , zakładając swoje przyciemnione okulary.

- To co , że niby mamy tutaj spać , czy się z kimś spotkać?

- Właśnie, tak sobie myślę.. czy nie kopnąć się dalej w trasę... jednak lepiej chodźmy tutaj, będzie bezpieczniej, a Słońce już nadchodzi - wyszczerzył uśmiech.

-Co do zlecenia to sprawa na dużą skalę, mniej więcej: żółtki mocno liżą dupę Sabatowi, między innymi pewnie dlatego Cie łyknęli. Bo wiem ze głośno wyrażasz swoje opinie.


- No ok to ruszmy się po krew , bo zaraz dorwę pierwszego lepszego przechodnia i wypiję do zera.

Powiedział ruszając pospiesznym krokiem do wejścia.

Kimi zgasił motor, ruszył za Nim. W przygotowanym pokoju czekały na Nich dwie młode kobiety ubrane seksownie ale nie skąpo. Przywitały gości w dość miły sposób.

Zbyszek trochę zdziwił się na widok kobiet.
- Prezent powitalny...

Powiedział patrząc pytająco na Kimiego

- Do Nas nie trzeba nic mówić, tylko być delikatnym inaczej Wasilij byłby zły..
- uśmiechnęły się po czym zaczęły podchodzić wolnym krokiem do wampirów.

- A jak myślałeś to jest pobyt all inclusive.

Kimi zatopił grzecznie kły w kobiecie starając się trafić w widoczne już blizny.
Nie pił długo, szybko się oderwał od dziewczyny dziękując, ale baczniej obserwował towarzysza, wiedząc że ten jest wygłodzony.
Tego im trzeba nie było - zabić przypadkowo część stada Wasilijego

Brujah zaśmiał się rubasznie
- Hehehe , stary dobry Wasilij , o wszystkim pomyślał.

Podszedł do drugiej kobiety i bez ostrzeżenia wbił swoje kły w jej szyję.
Krew zaczęła powoli ściekać do jego wnętrza. Czuł jej słodki , rdzawy posmak w ustach . Z każdym łykiem chciał więcej , w końcu zaczął czuć na dnie swojej duszy cichy szept Bestii.
Oderwał się resztami silnej woli od ofiary , po czym upadł na ziemie , lekko dysząc.

Kamil zareagował szybko. Złapał .. oczywiście nie Zbyszka, ale ofiarę jego głodu, jak opadała mdlejąc. Posadził ją na fotelu, po paru minutach niezręcznej ciszy doszła do siebie i obie wyszły.
- Dawno nie piłeś? Mordo Ty jedna.. Dobrze że jej nie wypiłeś hehe.

- Ta , japońce nie pochwaliły się swoją kuchnią niestety.

Zaczął niezręcznie wstawać , czół jednak znów swoją wielką siłę.
Otrzepał swoją skórzaną kurtkę i beknął donośnie.

- Słuchaj, teraz pewnie bardziej się skupisz jak już nie czujesz Bestii. Mamy brak w grupie zadaniowej właśnie Brujaha. Wampirzyce którą przydzielił Twój primogen.. e.. wzięli na jakieś dziwne dochodzenie, może czegoś się tam dopuściła kiedyś i archont to odkrył. Nieważne. Chodzi o to że najlepiej było by gdybyś zadzwonił jutro do primogena, powiedział że się ze mną poznałeś i że chcesz żeby wkręcił Cie do mojej grupy, bo rozumiesz.. ja sam nie mogę teoretycznie. To nie będzie dla niego problem .

- No dobra , powiedz mi tylko w czym rzecz, co to za grupa zadaniowa?

-Możesz powiedzieć że wypaplałem Ci że chodzi o żółtków. Jeśli to przejdzie to wszystko Ci wyjaśnię. To jest grupa powiedzmy wielobranżowa i garoty i od szampana. A zajmuje się pewnym niedociągnięciem księcia a konkretnie żółtkami jak na razie. Mamy już nawet na jeden cel zielone światło. Mówię Ci, piszesz się na to - wyszczerzył kły - a szczerze powiem ze brakuje w tej grupie kogoś kto mi dorówna kroku na froncie zadań.


- A już myślałem , że przeprowadzacie dzieci przez jezdnie.
No ok zadzwonię rano skoroś taki tajemniczy. I tak skopałbym żółtkom tyłki na własną rękę , a skoro jeszcze coś z tego będę miał to tym lepiej.


-Tyle było by o tym, a teraz powiedz mi coś o sobie, też Ci zdradzę kilka informacji. Warto było by się poznać . Poglądy polityczne? -Odpowiem pierwszy - żeby nie było - Camarillia jest bo jest, bo niby nie ma lepszej alternatywy, nie odpowiada mi zabijanie dzieci, mordowanie wszystkiego w około i siebie nawzajem - jak mówią o Sabacie, ale czy plotki to prawda.. często nie . W każdym razie jestem tu i nie wycofuje się z niczego łatwo.


Zbyszek trochę się zdziwił na te pytania.

- Nie mam , dbam o własną skórę , chyba , że ktoś mnie wkurwia to wtedy pomogę też innym. Co do dzieci... hehehe sam znam kilkoro , których sam byś rozerwał na strzępy.

- Hm.. Niestety żyje według pewnych zasad i rzadko je łamię - ale to dobre zasady. Z innej beczki, sorry że tak pytam ale czasu mamy mało, a jutro poznasz takich.. e.. sztywniaków że nie pytaj, z Nimi ciężko pogadać. Jeśli będzie taka potrzeba - nie wahasz się zabić?

Zbyszek nachylił się z lekkim uśmieszkiem

-A wyglądam na takiego co się waha?

Kimi postanowił wyciągnąć trochę od Zbyszka, ale uważnie oglądał czy zbliża się do słynnej granicy nerwów Brujah.

- Wybacz stary , ale teraz wolałbym się położyć , słońce za chwile wstanie.

Może tak się pozbędę tego wścibstwa. Koleś jest w porządku ale co mu strzeliło do pały , żeby pytać mnie o takie rzeczy , co to rozmowy w toku?
Numer gaci też podać?


-Pogadamy przed misją , albo kiedyśtam , tymczasem

Po tych słowach położył się na swoim łóżku i zasnął.

-Nie ma sprawy..

Kimi usiadł na fotel i spojrzał na obraz górskich widoków wiszących na ścianie.
Cicho dokończył sam do siebie:
- Też zabijam. Zawsze i często. Jeśli ktoś zagraża mi.. lub zagrażać będzie Tobie. Dlatego muszę być pewien.. bo nie cierpię zabijać..
 
__________________
Here we stand, bound forevermore we're out of this world ,until the end...Here we are, mighty, glorious
At The End Of The Rainbow with gold in our hands...
Hammerfall - At The End Of The Rainbow
Maju jest offline  
Stary 11-09-2008, 16:02   #45
 
Salazar's Avatar
 
Reputacja: 1 Salazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumny
[MEDIA]http://pulpa1.googlepages.com/GraphicNovel.mp3[/MEDIA]



Wilhelm von Richtenstein:

Kolejna noc warszawskiego nieżycia. Od wczorajszej różniła się tym, że była niepewna, niebezpieczna. Sam nie wiesz jak to określić. Nad twoją nieśmiertelnością wisi katowski topór i tylko los rozsądzi czy dzierżą go pewne i władcze ręce, czy może zwykłe, śmiertelne trzęsące się członki.
Zagrożenie jednym, a potrzeby drugim. Czujesz głód. Zarówno ten krwi jak i wiedzy. Wiedzy o tym na czym dziś się zarabia. To uczucie jest drugą naturą twego jestestwa jako Kainity. Ventrue wypadałoby powiedzieć. Wypadałoby się czymś zainteresować w tej materii zanim znów pochłoną cię sprawy doczesno-polityczno-warszawskie.
Telefon odłożony na nocną szafkę zaczął wibrować.
“1 odebrana wiadomość”, tak oznajmił ci wyświetlacz, machinalnie przeszedłeś do skrzynki odbiorczej. Sms od Szeryfa następującej treści:
“Zamówienie wykonane. Proszę o odbiór i spotkanie. Elizjum, godzina 00.00.” Enigmatyczny wydźwięk, ale też lekki podmuch profesjonalizmu.
Zegarek wskazywał ledwie 21.40.
Przez okno sypialni widać wspaniałą panoramę nocnego miasta. Słychać tramwaje, autobusy, samochody. Noc jeszcze młoda i nie zapowiada się najgorzej.
Przed wyjściem na spotkanie należało się doprowadzić do porządku nocnego.
Ubrałeś się jak na Ventrue przystało, przejrzałeś newsy gospodarcze w gazetach, które ci zostawiano popijając jednocześnie słodką niewieścią krew. Cała scena mogła wyglądać niczym groteskowe odbicie poranka biznesmena.


Mimo pozornego spokoju, gdzieś na dnie umysłu dalej jednak walczy o swoje pomięty kawałek papieru, który wczoraj otrzymałeś, a który teraz pewnie leży w koszu na śmieci. Mimowolnie pojawia się przestrach o następną noc.
Kątem oka cały czas widziałeś przedmiot dający ci tyle razy odwagę. Kochany i ratujący z tylu opresji rapier. Prawdziwy skarb i zabytek.


Czy nic nie może być takie jak dawniej? Tylko podchody i podstępy?
Zamówiłeś taksówkę i zjechałeś na dół do recepcji. Tu też odbywały się części twej nocnej rutyny. Po kilku chwilach wyszedłeś przed główne wejście, taksówka już czekała. Mercedes. Dobrze utrzymany, ale i taryfa za jazdę nie była niska, więc coś za coś.
Droga do Elizjum zleciała szybko, choć znów w oczy rzucił się zaniedbany wieżowiec, o świetnej lokalizacji. Smakowity kąsek i pewnie równie drogi. Miasto powoli udawało się na spoczynek, aby podołać kolejnym trudom nadchodzącego tygodnia. Gdzieniegdzie było widać jakiś przechodniów, którzy wracali ze sklepów nocnych lub od znajomych. Wracali do swoich gniazd, pełnych ciepła i spokoju.
Zatrzymaliście się przed hotelem Sheraton. Taksówkarz zarobił na tobie zwyczajową dniówkę i pożyczył dobrej nocy.
Idąc w stronę wejścia zauważyłeś znajomą postać.

[MEDIA]http://pulpa1.googlepages.com/VampireBloodlines-27-MoldyOldWorld.mp3[/MEDIA]


Vincent:

Dzień minął spokojnie. Noc objęła świat w swe władanie. Otworzyłeś oczy nie zauważając poważnych zmian w otoczeniu. Dobry znak. Przynajmniej na razie. Wydarzenie z poprzedniego wieczoru dalej daje ci się we znaki. Jesteś mocno zaniepokojony, bo ktoś naruszył twoje sanktuarium, twoją enklawę. Zrobił to raz, może zrobić i drugi. Nie, nie, nie. Nikt nie ma prawa, aby zakłócać twą egzystencję w tak agresywny i… subtelny jednocześnie sposób. Kartki, karteczki, karteluszki. Miały w sobie coś intymnego. Spojrzenie na zegarek: 22.05. Wskazówki poruszają się tak wolno, tak wolno, że chciałoby się żeby całkowicie stanęły.
Pomruk twych myśli, to Nestor budził się do kolejnej nocy pełnej wrażeń.
Dźwięk szurania plastiku po szafce, dźwięk wibrującej komórki.
Sms, treść jak ostatnio można się było przyzwyczaić mało optymistyczna i nie zachęcająca do wychodzenia z domu: “Zamówienie wykonane. Proszę o odbiór i spotkanie. Elizjum, godzina 00.00.”
Poprzednia noc mogła dać w kość ilością wrażeń i nowych faktów, ale dziś trzeba zapisać nową kartę malkaviańskiej historii, historii Vincenta, no i Nestora, drugi osobowość dodała zdenerwowana, że się ją pomija.
Po dokonaniu cowieczornej toalety i paru codziennych zajęć, które wykonujesz przed wyjściem. Drogę do Elizjum można pominąć milczeniem, bo cóż jest ciekawego w jeździe komunikacją miejską przez mało przyjazne miasto o mało przyjaznych dla większości porach.
Ważniejsze było to kto czekał przed drzwiami centrum kainickiej społeczności.


Czarnowłosa piękność, Natasza. Była ubrana w ciemnoczerwoną marynarkę, pod którą miała głęboko wydekoltowaną bluzkę. Do tego luźne spodnie w takim samym odcieniu szkarłatu i buty na płaskim obcasie.
- Długo kazałeś na siebie czekać. - mruknęła ci do ucha, gdy tylko podszedłeś, a potem nie bacząc na to co powiesz, co zrobisz lub chciałbyś powiedzieć czy zrobić, zaciągnęła cię do środka. Nie brutalnie, raczej jak rozochocona nastolatka, która wreszcie umówiła się na randkę.
Najpierw przywitało was przyjemnie oświetlone i stylowe lobby.


Po niedługiej wędrówce korytarzami hotelowymi trafiliście na główną salę spotkań wampirzego rodu. Niedziela, nie było hucznej imprezy, tylko stonowana muzyka, lecąca z głośników, podkreślająca atmosferę tego mrocznego i tajemniczego miejsca. Zupełnie inny nastrój, a sala ta sama.
Kilku innych spokrewnionych, głównie Toreadorzy, siedziało przy stolikach lub na wygodnych pufach i cieszyło się nocnym życiem towarzyskim, gdzieniegdzie przemknął kelner z tacą pełną Vitae. No i Stanisław Kruk, zawsze obecny i zawsze dbający o wygodę swych gości.
Twoja towarzyszka zarzuciła ci ręce na ramiona, trzymała lekki dystans.
- Zatańczmy i poznajmy się lepiej.
Obydwu osobowościom rozwój sytuacji był trochę nie w smak. Nestor wolałby ją wyobracać w jakiejś wygodnej pościeli, a nie na parkiecie. Na dobrą sprawę Vincentowi też wydawało się to zabawniejszą alternatywą.
Za jej plecami widziałeś lożę VIP-ów. Siedział tam Książe, Szeryf i primogen Brujah. Rozprawiali o czymś żarliwie, jednak nie dane ci było usłyszeć o czym. Tuż przed wejściem do strzeżonej strefy stało dwóch Assamitów, w swych zwyczajowych strojach i rynsztunku. Specjalne kombinezony, katany, noże, karabiny, pistolety. Wyglądali jak mała armia, jak maszyny zniszczenia. Patrzenie na nich wyraźnie podjudzało twoją drugą jaźń.


Batory najwyraźniej zauważył cię i pokazywał wyraźnie na zegarek. Najwyraźniej dzisiejsza randka miała ograniczenia czasowe.

[MEDIA]http://pulpa1.googlepages.com/04-Marv.mp3[/MEDIA]


Kamil "Kimi" Kmielik i Zbyszek:

Ciemność, która nagle została rozświetlona mdłym światłem jarzeniówek. Ciężkie stalowe drzwi waszego schronu otworzyły się i stanął przed wami gospodarz tego miejsca, Wasilij.


Jego wygląd mógł zmylić, ale tak naprawdę był twardym sukinkotem. Ubrany jak na jego zawód przystało, ciemna marynarka i markowe buty Gucciego lub innego Prady. Dbał o to jak go postrzegają. Twarz zbira, ale ubiór biznesmana. Komponowało się to w obraz twardego przywódcy.
- Pobudka panowie. Kto rano wstaje temu Lilith daje… - uśmiechnął się. - Dobra towarzyszu Kmielik, twoja dzielnia jest już bezpieczna. - odwrócił się i przez ramię rzucił. - Za mną, bo się zgubicie. No i śniadanko. - odwrócił się podając butelkę Vitae. Sam zapach rozchodzący się wokół wskazywał, że nie jest to byle juha z pijaka, a najprzedniejsza krew.
Szliście ciemnym, podziemnym korytarzem, częścią całego labiryntu jaki mieściła w sobie siedziba Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.


Gdy szliście komórka Kimiego cicho zabrzęczała:
“Zamówienie wykonane. Proszę o odbiór i spotkanie. Elizjum, godzina 00.00.”
Sms takiej treści ukazał się na wyświetlaczu.
Po drodze na zewnątrz było trochę czasu na omówienie całej sytuacji.
Na parkingu przed budynkiem czekały cierpliwie wasze maszyny, gotowe do drogi. Całe miasto i jego drogi stały otworem.
Sytuacja była trochę niejasna, bo czy Zbyszek może dołączyć do ekipy? Na to pytanie Kimi nie mógł sam odpowiedzieć z braku uprawnień. Wypadało, więc działać według planu i najpierw go przedstawić. Krzyżanowski raczej nie będzie miał pretensji, a Książe dostanie kolejną rybkę do swego akwarium.
Nie to jednak było ważne. Nareszcie nastała pora na odrobinę adrenaliny jaka obydwu wam się udziela podczas szybkiej i karkołomnej jazdy.
Mijacie budynki z dużą prędkością, migają wam jedynie gdzieś z boku, patrząc przed siebie nie czujecie tej prędkości. Większość pojazdów jedzie z normalną prędkością, więc przeganiacie je bez problemu. Ulice Warszawy w nocy to prawdziwy poligon motorowych wyzwań. Jadąc rozpryskujecie wodę z licznych kałuży, pozostałości po wczorajszej burzy. Usłyszeliście za sobą sygnał policyjnego radiowozu, ale w dość gęstym warszawskim ruchu ulicznym nie mieli szans was dogonić.
Zbyszek jako wolny strzelec nie musiał się wcale podporządkować działaniom, których częścią był Kimi.
Tak czy siak, Kmielik musiał w końcu trafić pod Elizjum, w końcu odpowiedzialność za to zadanie jakoś go obarczała i chciał zrobić coś dla tej coraz bardziej skorumpowanej i bezlitosnej społeczności.

Zbyszek:

Można zadać sobie pytanie. Czy chcesz być częścią jakiegoś powalonego wampirzego komanda do spraw azjatów? Powód do zemsty już masz. Przykładem niech będzie ta nieszczęsna wczorajsza noc, pełna wstydu dla takiego Brujaha jak ty. Lecz twoja rola wśród Kainitów podpowiadała, żebyś wziął sprawę w swoje ręce, choć alternatywa była równie kusząco. Pozostawało tylko dokonać wyboru.
Wychodziło też na to, że Kimi ani Wasilij nie żądają niczego w zamian za pomoc, ot prosty przykład wampirzej solidarności.
Ta noc stanęła przed tobą otworem i tylko od ciebie zależało, którą ścieżką podążać.

Kamil "Kimi" Kmielik:

Niezależnie od decyzji Zbyszka w końcu trafiłeś pod Elizjum. Miałeś trochę czasu wolnego, więc można go było wykorzystać stosownie do swoich potrzeb. Teraz zdejmujesz kask i schodzisz z motoru, twoje spostrzegawcze oczy dostrzegły znajomą sylwetkę Wilhelma wysiadającą z taksówki przed hotelowym wejściem. Niewzruszony i poważny jak zawsze. Aż płakać się chciało.
 
__________________
Oto pięść moja. Zna ją świata ćwierć...
Kto ją ujrzy, ujrzy swoją... śmierć...

GG: 953253

Ostatnio edytowane przez Salazar : 11-09-2008 o 22:14.
Salazar jest offline  
Stary 17-09-2008, 01:15   #46
 
Nicolas's Avatar
 
Reputacja: 1 Nicolas nie jest za bardzo znany
Ventrue spojrzał na Kimiego stojącego obok swego motoru. Gangrel wyglądał na dość wesołego... Tymczasem wzrok Wilhelma nie wskazywał bynajmniej na to by był w dość dobrym nastroju... Choć z drugiej strony ciężko było wyczytać z jego spojrzenia jakiekolwiek emocje.
Kimi, jak to kazał się wczorajszej nocy tytułować ten Gangrel oczywiście musiał się odezwać pierwszy:

-Hej Will'y, co tam? Słyszałem że o 00.00 się spotykamy. Wiesz o tym coś?
-Również dostałem taką wiadomość... Podobno przygotowano wczorajsze zamówienia.- Po tych słowach Ventrue zaczął wpatrywać się w postać kainity. „Czyli wszyscy dostali taką wiadomość... Czego jeszcze może chcieć Szeryf. I to drugą noc z rzędu.”
-Ta.. Zgadnij co - Twarz Gangrela wykrzywiła się w pełny uśmiech. - mam dla Ciebie niespodziankę.

Tym razem Gangrel go na prawdę zaskoczył, choć i tego postarał się po sobie nie okazać. Podszedł parę kroków w jego kierunku. Wilhelm spodziewał się, że będzie to coś błahego... zupełnie nieważnego i niepotrzebnego. Choć z drugiej strony po wczorajszej nocy mógł mieć ciekawe informacje.

-Jaką znów niespodziankę, panie Kmielik?
-Jak zapewne pamiętasz wczoraj udałem się na Zabraniecką. Już nie będę nalegać na akcję oswobodzenia Brujaha, bo.. już jest w pełni sił, zdrów i wolny.

Pierwszym komentarzem Wilhelma na tę jakże "szczęśliwą" nowinę było prychnięcie. Chwilę czekał co dalej powie Kmielik. "Cholerny Gangrel myśli, że może sobie tak igrać w nieskończoność? Powinien uważać." Wilhelm dopiero po chwili odpowiedział by móc wpierw opanować to "szczęście" jakie go całego rozpierało:

-W takim razie niestety ten dzień w Warszawie nie był dniem wolnym od kolejnego Brujaha.
-I co więcej.. zgaduj...

Słowa Gangrela miały chyba tylko jeszcze bardziej rozsierdzić już i tak poddenerwowanego Ventrue. Ten przez chwilę patrzył w oczy Gangrela zastanawiając się czy by może się nie zabawić z nim, jednak w końcu zrezygnował. Po co marnować siły na pospólstwo.

-Nie wiem panie Kmielik, zakochał się pan w tym Brujahu? - Mimo treści ton Wilhelma nie był ani trochę weselszy. Wciąż ten sam beznamiętny głos.
-Oh nie panie.. Will'y, - rzekł ironicznie - jeśli się uda, zostanie on partnerem w tym interesie. Postaram się aby zastąpił miejsce tej dziwnej panienki z wczoraj. Przyda się ktoś do działania, bo Ciebie mamy od planowania, co nie?

I tu niestety Ventrue nie mógł zaprzeczyć... jednak nie miał zamiaru przyznać racji Gangrelowi, zwłaszcza w tej chwili. Zastosował więc stary chwyt... zmieniając temat:

-Lecz mniejsza o to. Dowiedział się pan czegoś o tych Azjatach?
-Ah Willy, zaraz sam się trochę dowiesz, tylko Zbyszek dojedzie i z Nim pogadasz. Powinien być tutaj lada moment.

W myślach Wilhelm przeklął dość siarczyście. "Współpraca z Brujah? Co to ma być... Ich da się tylko wykorzystać... Właśnie...". Ventrue uśmiechnął się delikatnie.

-W takim razie czekamy na tego... Zbyszka.
-Więc.. poczekajmy. Spotkałem znów Konemure, jest dużo do opowiedzenia... Jak tylko przyjedzie Zbyszek to pójdziemy do księżulka poinformować o nowym żołnierzu.

Po tych słowach Gangrel zaczął snuć opowieść o wczorajszym poranku. Ventrue tylko połowicznie przysłuchiwał się wywodowi Kimiego. Mówiąc szczerze ani nie interesowało go to, o ile nie rozwiązał problemu Konemure, ani bynajmniej nie miał zamiaru opowiadać o własnym poranku... Ten cholerny list i telefon. Kim była ta osoba? Kim był ten kolejny przeciwnik...
 
Nicolas jest offline  
Stary 17-09-2008, 16:49   #47
 
Musiek's Avatar
 
Reputacja: 1 Musiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodzeMusiek jest na bardzo dobrej drodze
Kolejna noc...kolejne wyzwanie. Trzeba przyznać, że dużo się nocą ostatnio dzieje co nie Vin?

Nestor stał na rękach w salonie i spoglądał na swoje drugie ja przygotowujące się na przejażdzkę do Elizjum.

Tam, gdzie dużo się dzieje, tam można nieźle namieszać. Jak narazie cały bałagan cholernie mi się podoba. Dziś spotkamy się z naszą królewną. Dziwne, że tak ochoczo zareagowała na Twój tekst, Nes. Jeżeli to ona załatwiła nam kryjówkę to napewno coś kombinuje, bądź po prostu dobrze się bawi.

Vincent założył niebieską koszulę, po czym zaczął powoli i elegancko zakładać zegarek...

Kombinuje czy nie, pewnie ją dziś spotkamy. Starszyzna nas pogania. O północy w Elizjum. Bla bla bla. Nie mogą się odpieprzyć? Poinformaować, że wszystko załatwione i mamy tylko odebrać? To nie, oni sobie wymyślają północ. Przecież my nawet nic nie chcieliśmy. Pieprzone zgromadzenie nadętych buraków, które nadużywają władzy nawet tam gdzie nie jest ona potrzebna.

Vincent nic nie odpowiedziawszy wyciągnal harmonijke i zagrał krótki blusowy kawałek, którego uczył się parę nocy temu. Kilka fałszów dało znać, iż nauka jeszcze nie skończona. Uśmiechnął się po czym wyszedł z mieszkania.

***

Na miejscu czekała już ona. Spokrewniona w czerwieni. Ucieszyła się jak małolata i zaczęła ciągnąc Vincenta do Elizjum. Tyle w niej emocji, pasji. Jeżeli jest w niej także czarna strona duszy, a napewno jest, wszystkie negatywne zachowania również muszą mieć taką moc co i pozytywne. To dawało do myślenia Vincentowi. Wiele wskazywało, iż to ona jest "malarką" z zeszłej nocy...

Vin, to ona. Napewno ona wdarła się do naszego schronienia. To mi przypomina film "Fatalne zauroczenie". Zabujała się, aż do psychozy. Porypana suka.

Tia, a my to co? Normalni, umysłowo zdrowi obywatele RP?

Vin, dla mnie to ona wygląda jak zajebisty zbiornik krwi. Nie mówie, żebyś ją zaraz odtrącił. Sprowokujmy ją...

Rozpoczęli taniec, idealnie dopasowani, on prowadził ona uległa ale i szczęśliwa napawała się chwilą. Jej szare oczy przypominały Vincentowi jak bardzo kochał taką barwę u kobiet. [Oczy Chaosu]

W głębi jej oczu, iskrzyło się ogromne cierpienie i samotność, niezrozumienie, ale też pokłady ukrytej agresji. Patrząc na nią swymi oczami chaosu, Vincent widział szkarłatny cień wokół niej, wijący się niczym wąż gotowy do ataku. Migające obrazy zdarzeń z jej życia przeleciały w ułamku sekundy przez umysł Malkaviana. Ręka, pisząca wyraźne drukowane litery... ręka malująca coś na ścianie... delikatna, stanowcza ręka.

Ciekawe, każdy spokrewniony tutaj dzierży jakieś wielkie cierpienie. Staje się to dość schematyczne, nieprawdaż Nes?

Nestor stał sobie przyglądając się szeryfowi, który wskazywał na zegarek. Zaczął się panicznie śmiać, po chwili gdy się uspokoił pokazał mu środkowy palec, co przy okazji zrobił także Vincent. Zawsze, będzie mógł powiedzieć, że to ta druga osobowość. Uśmiechnął się pod nosem.

Twarz szeryfa, stężała. Podszedł do Vincenta i Nataszy, ochroniarze już chcieli za nim ruszyć, ale wstrzymał ich stanowczym ruchem dłoni.
Z bliska wyraźnie było widać oraz czuć, iż góruje nie tylko wzrostem czy masą mieśniową, ale również mocą. Wszystko w nim buzowało.

"Chyba się zapomniałeś..."


Zadudnił, aż się rozeszło po sali.

"Nie przeszkadzaj, tańczę"

Odpowiedział Vincent zdobywając się na rozbrajający uśmiech z drobną nutką niepewności. Przerwał taniec, po czym ustawił się przed Nataszę w stosunku do szeryfa.

"Możesz się tu gibać ile dusza zapragnie, ale lepiej nie zapominaj następnym razem komu zawdzięczasz byt w tym mieście..."
Jego basowy, niski głos,a także stanowcze spojrzenie sprawiło, że Vincent mimowolnie cofnął się o pół kroku.

Spieprzaj Vin. Zaraz wstydu narobisz.

Spokrewniony, tak samo jak mimowolnie się cofnął, tak samo wrócił na swoje poprzednie miejsce.

"Mój byt to nie twoja zasługa lecz tych co rozstawiaja pionki..."

Nestor, powiedziawszy to uśmiechnął się jak wariat na myśl iż zaraz Batory, da się sprowokować do bójki w Elizjum.

Dajesz, pogwałć prawa. Powołaj spokrewnionych do buntu jednym uderzeniem.

Niestety, te tylko spojrzał się ze zrezygnowaniem, po czym rzekł do Nataszy:

"Co ty w nim widzisz? "
Po czym już odchodząc rzucił przez ramię:
"O północy w tamtym apartamencie. Chyba, że ta robota pana już nie kręci... "

Na te słowa Nestor odpowiedział półszeptem
"Kręci, kręci...i to jak!"

Assamici cały czas bacznie obserwowali całą sytuację, stojąc niczym dwa marmurowe posągi. Broń mieli schowaną choć spokrewniony mógł przysiąc, że wyciągali ją błyskawicznie gdy szeryf zareagował na zaczepke.

"Vincencie? Wszystko w porządku?"

Zabrzmiał nagle, słodki zaniepokojony głos zza pleców.

"Vincecie? Jestes tu? Nie moja droga. Na imie mi Nestor. Do usług."

Wampir polizał wargi tak jakby zobaczył smakowity kąsek po czym skłonił się oficjalnie.

Zakłopotanie wręcz wylewało się z niej niczym krew z tętnicy. Raczej nie spodobał jej się styl bycia agresywnego alter ego, Vincenta.

Pogrzebała chwilę w torebce po czym podała mu wizytówkę.

"Zadzwoń do mnie potem, gdy już trochę się wszystko uspokoi. Dobrze?"


Spokrewniony przyjął wizytówkę po czym gdy tamta zaczęła odchodzić, chwycił ją za przegub ręki. Usmiechnął się drapieżnie i tak jakby mówił o zaistniałej sytuacji.

"Sry for the mess, dziecinko"

"No problem, dear."

Odpowiedziała jakby od niechcenia. Choć przez ułamek sekundy można było zauważyć coś w jej oczach. Zaniepokojenie. Strach. Na chwilę dosłownie zamieniła się w zaszczute zwierzątko.

Nestor, usatysfakcjonowany, uspokoił uśmiech, dodając.

"To do później. Może wpadnie Vin."


Tam gdzie cofnął się Vincent w czasie wymiany zdań z szeryfem, siedział teraz dochodząc do siebie.

Dzięki, Nes. On był taki...taki...

Wiem Vin. Od tego masz mnie. Zobacz zostawiła ci wizytówkę.

Później, muszę się napić.

To fakt musimy się napić.


Po czym szalony kainita usiadł przy barze, popijając vite z kieliszka, co jakiś czas sprawdzając godzinę. Nie obchodziło go kto znajdował się na sali. W tej chwili, w jego głowie zagnieździły się szare oczy i...krew.
 
__________________
Odważni żyją krótko...
...tchórze nie żyją wcale.

gg: 7712249

Ostatnio edytowane przez Musiek : 17-09-2008 o 19:00.
Musiek jest offline  
Stary 19-09-2008, 00:43   #48
 
Zaczes's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodzeZaczes jest na bardzo dobrej drodze
Kamil miał humor tej nocy. Nie dość, że zyskał towarzysza, to dostawa nie sprawiła żadnego problemu. Przynajmniej tak przypuszczał. W drodze do Elizjum Zbyszek na chwile został z tyłu lub się odłączył. Szczerze mówiąc Kimi nie widział nawet kiedy.

"Na pewno dojedzie. Na bank.." Gangrelita snując takie myśli zabijał nutkę zwątpienia.

Pod Elizjum spostrzegł Wilhelma. Urzeczony jego pochmurnością jeszcze bardziej się rozweselił.


-Hej Willy, co tam? Słyszałem że o 00.00 się spotykamy. Wiesz o tym coś? - bezpośrednio zaczął rozmowę nadal starając się złamać oficjalność rozmów.
-Również dostałem taką wiadomość... Podobno przygotowano wczorajsze zamówienia.- Ventrue spojrzał na Gangrelitę.

W końcu chociaż ośmielił się na mnie patrzeć, dobrze.

-Ta.. - odparł pokazując, że w sumie go to nie interesowało - Zgadnij co, mam dla Ciebie niespodziankę! - entuzjastycznie zaczął nowy temat.

-Jaką znów niespodziankę, panie Kmielik?

Kamil spostrzegł nutkę zaskoczenia u Wilhelma, co prawda nic nie odpowiedział, ale podszedł z zainteresowaniem kilka kroków bliżej. Kmielik kontynuował.

-Jak zapewne pamiętasz wczoraj udałem się na Zabraniecką. Już nie będę nalegać na akcję oswobodzenia Brujaha, bo.. już jest w pełni sił, zdrów i wolny.

Kimi ze szczerym uśmiechem i lekkim rozbawieniem oglądał reakcję Wilhelma. Reakcje bardzo prosta do przewidzenia. A mówią, że Ventrue są skomplikowani. Wampir prychnął, a później starał się okazać jak bardzo nie podziela radości Gangrela.

-W takim razie niestety ten dzień w Warszawie nie był dniem wolnym od kolejnego Brujaha.

Kamil chciał prowokować dalej..

-I co więcej.. zgaduj... - wilczy uśmiech, sprawne oko z bliska dostrzegło by kły.

-Nie wiem panie Kmielik, zakochał się pan w tym Brujahu?

Chcesz mnie zbyć obojętnym tonem i kiepskim żartem? Inteligencja Ci zanikła panie mądry?

- Oh nie panie.. - rzekł ironicznie, udając obrażonego żartem - ..Willy, jeśli się uda, zostanie on partnerem w tym interesie. Postaram się aby zastąpił miejsce tej dziwnej panienki z wczoraj. Przyda się ktoś do działania, bo Ciebie mamy od planowania, co nie?

Ostatnie zdanie był też bardzo ironiczne, jednak Ventrue nie miał prawa tego zrozumieć.. ponieważ ich charaktery, poglądy i poczucie humoru były całkowicie różne.

Może gdyby Zbyszek tu był, podłapał by ten tekst

Wilhelm miał dość tematu, ale nie tak łatwo..
-Lecz mniejsza o to. Dowiedział się pan czegoś o tych Azjatach?

-Ah Willy, zaraz sam się trochę dowiesz, tylko Zbyszek dojedzie i z Nim pogadasz. Powinien być tutaj lada moment.

Ventrue uśmiechnął się delikatnie. Kamil stwierdził, że to znak że nei da się sprowokować. Przynajmniej tej nocy.

-W takim razie czekamy na tego... Zbyszka.

-Więc.. poczekajmy. Spotkałem znów Konemure, jest dużo do opowiedzenia... Jak tylko przyjedzie Zbyszek to pójdziemy do księżulka poinformować o nowym żołnierzu.
Oczekując na Zbyszka Kimi "z braku laku" zaczął opowiadać o wczorajszym poranku. Oczywiście ominął pewne szczegóły, a nawet pewne fakty.
Tak naprawdę myślał o tym, że czym prędzej przyjedzie Zbyszek tym więcej czasu zostanie mu dla siebie. A wtedy może dorwie się do internetu, odpisze na maile, odwiedzi tą najważniejszą stronę..

Musze w końcu kupić laptopa, a pewnie niedługo zarobię..
 
__________________
Live to Ride / Ride to Live
Zaczes jest offline  
Stary 29-09-2008, 20:39   #49
 
Maju's Avatar
 
Reputacja: 1 Maju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwuMaju jest godny podziwu
Zbyszek nie zamierzał gonić za Kimim. Pozostał celowo w tyle , po czym zaczął bezcelowo krążyć po ulicach , losowo wybraną trasą. To sprawiało iż lepiej mu się myślało.

Z jednej strony mogę pozostać neutralny , ale jak już ściga mnie Sabat i Kitajce to mam marne szanse na ucieczkę. Mogę starać się działać na własną rękę , ale to nie byłoby mądre. Mają jakąś... 1000 krotną przewagę liczebną. Chyba najmądrzej będzie współpracować na razie z Camarillą , przynajmniej dopóki nasze interesy idą w parze. Może nawet coś na tym zarobię , a w grupie trudniej kogoś upolować. Mam w dupie z kim przyjdzie mi pracować , ten gościu , Kimi wydaje się w porządku , ale nieco sztywny , zwłaszcza jak na Gangrela.... i podejrzanie uprzejmy... Czemu ten koleś ryzykował własne życie , żeby samemu mnie odbić? Jestem mu wdzięczny , ale muszę zachować umiar. Nie znam go i nie wiadomo co może knuć. Chyba pora złożyć wizytę książulkowi i jego bandzie pojebów z wyższych sfer. Krzyżanowski... mój primogen... jak widzę ten jego ryj to rzygać mi się chce , a ten jego krzyż na szyi.. chętnie bym mu go w dupę wsadził . Brujah polityk , niech go diabli.

Po kilku chwilach , był już pod Elizjum. Dostrzegł tam nowo poznanego Gangrela i jakiegoś wymuskanego gościa , który z nim gadał.
Zatrzymał się z piskiem opon niebezpiecznie blisko obu wampirów , po czym wyłączył silnik , zszedł z maszyny i zwrócił się do Kimiego , całkowicie ignorując sztywniaka obok.
- Co tam człowieku , gdzie ten wasz Mistrz Ceremonii z którym miałem pogadać??

-Idziemy, idziemy do niego, tymczasem poznaj pana Wilhelma, Członka Naszej grupy. Pan Ventrue, co mowi samo za siebie.. -
Kimi wskazał grzecznie otwartą dłonią Wilhelma.

Wilhelm zignorował manewr Brujaha. Jedynie w myślach skomentował ten "wyczyn": "Kolejny kretyn...". Ventrue póki co zamierzał milczeć i przyglądać się reakcji Gangrela. Możliwe, że z ich rozmowy dowie się więcej niż osobiście pytając tego idioty.

- Ventrue powiadasz...
Powiedział Zbyszek patrząc obojętnym wzrokiem na Wilhelma.
-... A to dopiero musi być poważna misja , prawda?

Dodał z nutą ironii w głosie.

Ventrue zbył Brujaha cichym prychnięciem, dopiero po chwili dodając:
-W takim razie albo panowie wybaczą - "I po co ja się tak do zwykłego plebsu odzywam..." - albo chodźmy do naszych zleceniodawców.

Zbyszek wszedł do ciemnego hallu hotelu. Recepcjonista na widok jego i Kimiego trochę się krzywi, ale w końcu różna klientela tu przychodzi. Gdy już zdawszy uzbrojenie weszli w miłe i ciemne progi elitarnego klubu do ich uszu dotarła delikatna muzyka, nastrojowa. Kilka wampirów obecnych w pomieszczeniu spojrzała w ich stronę, ale nie zaszczyciło was dłuższą obserwacją.
Motocyklista , który zdecydowanie wyróżniał się ubiorem z tłumu zatrzymał się na chwilę , odwzajemnił spojrzenia obecnych i powiedział głośno:
-Na co się gapicie?

Na końcu sali, w miejscu dla VIP-ów, zobaczył swojego drogiego Primogena. Wstał i zaczął iść przez parkiet w jego stronę.

Świetnie , teraz będzie pierdolił o tym jak mnie porwali. Aż mnie korci żeby mu jebnąć.

- No cholera. - stwierdził Krzyżanowski. - Calutki i zdrowiuśki. Chwała Wasilijowi. - przytulił cię po "rosyjsku".
Zaraz spojrzał na jednego z towarzyszy.
- Dobra robota panie Kmielik, dobra robota.
Obejrzał się z powrotem na podwyższenie, gdzie pod eskortą Assamitów siedzieli jeszcze szeryf Batory i książe.

Ten burak Batory nadal trzyma się ciepłej posadki jak widzę.

- Idź z nimi jak coś. Wtedy się wszystkiego dowiesz. - klepnął cię w ramię i odszedł w stronę wejścia.

- Dobra Piotruś , nie będę Ci na razie dupy zawracał , jeszcze pogadamy później , tymczasem.

Powiedział Brujah kierując się za wskazanymi.


Pożegnali się i wraz ze swoimi nowymi znajomymi ruszyli w stronę szeryfa, mijając jeszcze jakąś tańczącą parę.

O rany , kolejne dziwaki , już tęsknię za motorem i nocnym powietrzem.
 
__________________
Here we stand, bound forevermore we're out of this world ,until the end...Here we are, mighty, glorious
At The End Of The Rainbow with gold in our hands...
Hammerfall - At The End Of The Rainbow
Maju jest offline  
Stary 02-10-2008, 00:38   #50
 
Salazar's Avatar
 
Reputacja: 1 Salazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumnySalazar ma z czego być dumny
[MEDIA]http://pulpa1.googlepages.com/02-WhereDoThoseTubesGo.mp3[/MEDIA]


Nadeszła godzina zero. Bez większego entuzjazmu cała wasza grupa ruszyła do apartamentu. Kimi, Wilhelm i Zbyszek w miarę zwartą grupą, Vincent samotnie. Spotkaliście się przy windzie zamieniając ze sobą co najwyżej stosowne formułki. Nikt wam nie kazał przecież zawiązywać węzłów przyjaźni.
Luksusowe wnętrza Sheratonu powoli stawały się waszym drugim domem.

Wychodząc z windy natknęliście się na namiętnie całującą się parę. Młoda dziewczyna, na wasz gust niepełnoletnia całowała podstarzałego mężczyznę niczym pijawka wpijając się ustami w jego usta. Spojrzała się ponad jego głową na was, w oczach zalśniła iskierka poznania i po chwili przechyliła lekko głowę i zatopiła kły w jego szyi.
Nieostrożność czy celowe działanie w bezpiecznym miejscu?

Delikatne halogenowe oświetlenie dawało poczucie intymności z czego wasza towarzyszka w nieśmiertelności skrupulatnie korzystała. Nie interesując się dłużej dziwną parą stanęliście przed drzwiami swojego lokum operacyjnego.

Już przez drzwi dało się usłyszeć podniesione głosy rozmawiających.
- To oni wykonują robotę! - wyraźnie chrapliwy głos, lekko przechodzący w ostatnich sylabach w skrzek, to mówił Książę.
- Czemu bawisz się kurwa w gierki? Czemu nie podpiszesz kontraktu z Asamitami? - szeryfowy bas.
- Mało już z nas doją? Niech nasi się wykażą. - głos zaczął mu się uspokajać, najwyraźniej apogeum kłótni was ominęło.

Drzwi się otworzyły i spojrzały na was baczne oczy Batorego.
- Wasze rzeczy są w skrzynkach, miłej zabawy. - minął was rzucając groźne spojrzenia na trzon grupy.
Gdy mijał Zbyszka powiedział tylko:
- Odpuść sobie. - po czym ruszył ciężkim krokiem w stronę windy.

Kozłowski stał odwrócony plecami do drzwi, patrzył przez okno na parking. Pogoda ustabilizowała się, noc była ciepła, bezwietrzna, może dlatego w powietrzu coś ewidentnie wisiało. W pokoju paliła się tylko jedna lampka, nadająca pomieszczeniu dość ciepłą barwę, ale rzucała nieprzyjemne cienie, zwłaszcza na twarzy Księcia, gdy się odwrócił. Uczynił gest mający dać wam swobodę wyboru: siadajcie albo stójcie jeśli taka wola.
- Panie Kmielik. - zaczął. - Wie pan co to jest Maskarada? - nie czekał jednak na odpowiedź. - Najpewniej: tak. Nie mylę się? - spojrzał w stronę Gangrela w taki sposób jakby nie dostrzegał reszty grupy.
- Proszę po jedzeniu sprzątnąć ze stołu, a nie zostawiać żywy dowód naszego istnienia.
Przed twoimi oczami Kimi stanął mężczyzna na którym się posilałeś, ten z niezalizaną raną. Ot niedopatrzenie.
- Proszę się cieszyć, bo mogło się nie skończyć na reprymendzie.
Potoczył wzrokiem po waszych twarzach. Mogły się na nich odbijać różne emocje: zdenerwowanie, znużenie, przestrach. Jego rozbłyskujące dziwną energią oczy zatrzymały się na łysinie Brujaha.
- Pan, panie Zbyszku został tu zarekomendowany przez swego Primogena…. I tylko dzięki jego wstawiennictwu ma pan usankcjonowaną możliwość zemsty na porywaczach.
Poklepał jedną z metalowych skrzyni w których znajdował się wasz nowy ekwipunek.
Tu mieliście czas na ustalenie pewnych rzeczy z gospodarzem miasta i gdy chciał już wygłosić jedną ze swoich mów… zza okna rozległ się huk i dźwięki upadającej na ziemię blachy i masy szkła. Książę zerwał się ze swego miejsca podbiegł do okna. Niektórzy (a może wszyscy) z was ruszyli za nim.
Przed hotelem stał szereg palących się wozów, wszędzie walały się kawały karoserii, a siła wybuchu wywróciła jakiś motocykl. Wśród płomieni można było dojrzeć kilka ludzkich sylwetek, powoli rozpadających się na proch. To nie ludzie zginęli w tym inferno, tylko Kainici, kolejny policzek dla Camarilli, pytaniem pozostawało: od kogo?


Usłyszeliście chrobot ze strony Księcia, to jego dłonie miażdżyły marmurowy parapet zsypując okruchy na kosztowną wykładzinę. Nie minęła minuta od wybuchu, gdy zobaczyliście szybkie czarne sylwetki migające w ciemności nocy. Nominalni strażnicy Elizjum ruszyli na odwet.
W apartamencie nagle rozległa się symfonia Mozarta, a Tremere szybkim ruchem wydobył komórkę z kieszeni:
- Sabat? List? Już idę. - twarz mu stężała. - Sabat ma się was bać. Do roboty. Konemure siedzi w Markach. Magazyn Sony. Wykonajcie to dobrze. Chcę jego głowy! Na wczoraj! - zauważyliście jak na koniuszkach jego palców tańczą maleńkie ogniki, a blada ze starości twarz ściąga się w drapieżny sposób.
Przeszedł stanowczym i szybkim krokiem, zamiatając podłogę połą długiego płaszcza i wyszedł. Pozostawało planowanie i zobaczenie co wam dobry wujek Batory załatwił.


Zawartość skrzyń była następująca: plecak wojskowy, nieprzemakalne buty turystyczne, aparat Canon i obiektyw do niego, cztery zapalniczki benzynowe (na ich widok niektórzy mogli się wzdrygnąć), cztery Ericssony na kartę, słuchawki do komunikacji, walizeczka pełna funtów szterlingów, C4 z detonatorami, wytrychy, zestaw inwigilacyjny w którego skład wchodziły pluskwy i nadajniki GPS (przeznaczenie tych przedmiotów rozjaśniły niektórym z was stosowne plakietki), krótkofalówki, kamera, amunicja, karabin snajperski, dwa pistolety maszynowe, pistolety Glock i Socom, kluczyki do Mercedesa oraz Nissana Navara (do obu przyczepione były bileciki, że czekają w parkingu podziemnym).
Zauważyliście też mały dodatek: butelka Vitae z dołączonym bilecikiem “Krew niewiasty dla Herr Wilhelma.”
 
__________________
Oto pięść moja. Zna ją świata ćwierć...
Kto ją ujrzy, ujrzy swoją... śmierć...

GG: 953253

Ostatnio edytowane przez Salazar : 02-10-2008 o 00:56.
Salazar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172