Dowiedzieliście się od jakieś gnomki przechodzącej obok , że na południu pewien rolnik ma parę koni . Może uda Wam się wypożyczyć przynajmniej dwie sztuki. Jego 'posiadłość' znajdowała się na samym końcu miasta. Nazywano go Łysym Johnem.
Nie mając lepszej opcji ruszyliście pod podany adres.Droga zajęła wam około 10minut. Waszym oczom ukazała się wspaniała szopa.
Wokoło biegało pełno kur i gęsi. W powietrzu wisiał okrutny odór krowiego łajna. Gdy podeszliście bliżej, nie wiadomo skąd wyskoczył jakiś przygarbiony dziadek w starym, poszarpanym i spoconym podkoszulku. W ręku trzymał laskę i wymachując wam przed nosem, krzyknął
-Czego tu szukacie, parszywe złodziejaszki!Wynocha mi stąd, bo psami poszczuję i przedziurawię dupska moją wiatrówką!