- Zbyt wiele oczu...- powtórzył szeptem Rudiger, rozglądając na lewo i prawo. Nie miał zamiaru ryzykować kradzieży. Ani jemu, ani złodziejowi nie wyszłoby to na dobre. Cichym krokiem udał się za paserem, którego znał zresztą z widzenia. Trudno było nadążyć za niziołkiem, jednak nie od parady spędził wiele czasu na ucieczkach.
Paser kluczył, jakby chciał kogoś zgubić. "Bardzo mądrze", pomyślał Schneider. Miał dość kłopotów ze strażą, a czyhała nad nim jeszcze ewentualna groźba ze strony ludzi, których zdradził. W takich sytuacjach lepiej nie rzucać się w oczy. Czule przycisnął do siebie medalion, by wyglądało to na ściskanie ramion z zimna. Jego oddech prędko zamieniał się w jasny obłok.
Kamienica wydawała się bezpiecznym miejscem. Sprawiała nawet wrażenie opuszczonej, co w tej dzielnicy było nie do pomyślenia. Mimo najszczerszych chęci, Rudiger nie wychwycił niczego ponad skrzypnięcia schodów, ich oddechy i bicia serc.
Niziołek był bardzo familiarny. Odstraszyło go to nieco. Sztywno usiadł na wskazanym krześle, po chwili jednak wstał. Przełknął ślinę. "Do diabła, to też może być wtyka" - pomyślał przez chwilę. W końcu jednak uznał, że robi się z niego paranoik. Wyciągnął zza pazuchy medalion i z głuchym tupnięciem położył go na biurko, nie zdejmując z niego dłoni.
- Ile? - spytał ochrypłym głosem. |