Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-08-2008, 10:05   #11
 
Van der Vill's Avatar
 
Reputacja: 1 Van der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumny
- Zbyt wiele oczu...- powtórzył szeptem Rudiger, rozglądając na lewo i prawo. Nie miał zamiaru ryzykować kradzieży. Ani jemu, ani złodziejowi nie wyszłoby to na dobre. Cichym krokiem udał się za paserem, którego znał zresztą z widzenia. Trudno było nadążyć za niziołkiem, jednak nie od parady spędził wiele czasu na ucieczkach.

Paser kluczył, jakby chciał kogoś zgubić. "Bardzo mądrze", pomyślał Schneider. Miał dość kłopotów ze strażą, a czyhała nad nim jeszcze ewentualna groźba ze strony ludzi, których zdradził. W takich sytuacjach lepiej nie rzucać się w oczy. Czule przycisnął do siebie medalion, by wyglądało to na ściskanie ramion z zimna. Jego oddech prędko zamieniał się w jasny obłok.

Kamienica wydawała się bezpiecznym miejscem. Sprawiała nawet wrażenie opuszczonej, co w tej dzielnicy było nie do pomyślenia. Mimo najszczerszych chęci, Rudiger nie wychwycił niczego ponad skrzypnięcia schodów, ich oddechy i bicia serc.

Niziołek był bardzo familiarny. Odstraszyło go to nieco. Sztywno usiadł na wskazanym krześle, po chwili jednak wstał. Przełknął ślinę. "Do diabła, to też może być wtyka" - pomyślał przez chwilę. W końcu jednak uznał, że robi się z niego paranoik. Wyciągnął zza pazuchy medalion i z głuchym tupnięciem położył go na biurko, nie zdejmując z niego dłoni.

- Ile? - spytał ochrypłym głosem.
 
Van der Vill jest offline  
Stary 23-08-2008, 01:37   #12
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
Niziołek leżąc na pryczy i opierając się o ścianę obserwował swojego wspólnika. Był niezwykle spięty. W końcu bez słowa usiadł na krześle i gorączkowo spoglądał po pomieszczeniu. Milo wpatrzony tępo w przybysza pogrążał się w marzeniach o jakimś ciepłym i wielgachnym posiłku. Pieczona nóżka kurczaka, ogromny kufel piwa i kawał razowego chleba. Nie minęła chwila, a nagły zryw z krzesła przerwał rozmyślania pasera. Klient się denerwował, a to przyprawiło niziołka o uśmiech. W jednej chwili nieznajomy wyciągnął jakąś błyskotkę. Zdecydowanym ruchem położył przedmiot przed niziołkiem i wlepił w niego wzrok.

- Ile?- wyszeptał, myśląc, że jeszcze tutaj ktoś go może usłyszeć.

Milo wyraźnie zainteresowany wstał z posłania i podszedł do stoliczka. Z wielkim zaciekawieniem spoglądał na medalion.



Mimo początkowych oporów, wziął cenny przedmiot do ręki , a z kieszeni wyciągnął szkiełko powiększające. Ciepło przeszło przez jego ciało, taki przyjemny dreszcz, złodziej wciąż patrzył na niziołka z pewnością wyczulony na wszelkie sztuczki.

- Piękny... piękny - szeptał Milo nie mogąc się nadziwić - Skąd to masz? Jak to zdobyłeś? - człowieczek podniósł wzrok znad biżuterii. - Już gdzieś to widziałem.. coś podobnego.. mówże!
 
Maciekafc jest offline  
Stary 23-08-2008, 09:54   #13
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Młodzieniec wyrwany z płytkiego snu za pomocą szybkich ruchów wyćwiczonych w cyrku powstał na nogi. W lewej ręce trzymał już naszykowany sztylet, a prawa właśnie zakończył wyciąganie topora zdatnego do walki wręcz i rzutów. Fretka szybko skryła się wśród bagażu Bunga zaś przy prawym boku stał już wierny Maska, obnażając zęby.

- Ty ciulu, co biegi sobie urządzasz. – widząc, iż nie tylko on ucierpiał w zderzeniu ale i jakiś niziołek, który pogroził sprawcy zamieszania.
– Jeszcze raz, a zaprezentuję ci sztukę miotania toporami, w której jestem biegły.
Sytuacja powoli się uspokajała. Wyciągnięte noże i sztylety powoli znikały. Bungo nie chowała jednak jeszcze topora. Szybkim ruchem schował w cholewie sztylet, poczym lewą ręką obciągnął na skórzanej kurtce ubranie cyrkowca.

Zewsząd widział uśmiechy.

„Pewnie śmieją się z Maski” – pomyślał sam ironicznie się uśmiechając. „ Z wyglądu niby nic średni pies, gdzie tam mu do psów bojowych, jakie widywali, lecz pod maską cyrkowych sztuczek, które wykonuje wraz z Rdzawą, kryje się prawdziwy gladiator.”

Jak zwykle w takich razach Bungo nawiedziło wspomnienie Tamtej Walki.

Pułapka była zastawiona perfekcyjnie. Dwójka wampirów miała przewagę, gdyby nie pułapki, które w pierwszych chwilach walki zabiły jednego z nich, Bungo by nie zabawiał gawiedzi sztuczkami. Ciosy księcia były niezwykle szybkie, tresowany niedźwiedź wziął na siebie cały impet, lecz i reszcie sfory się oberwało. W kilka chwil z tuzina dzikich kotów zostało dwa, oraz Maska. Morr tamtej nocy musiał czuwać nad chłopakiem W ostatniej chwili udało mu się podciąć ścięgna nóg potwora, poczym dzięki Masce atakującej gardło, udało mu się zatopić osikowy kołek w sercu potwora.

Na chwilę twarz chłopaka zmieniła się jakby od bólu, gdy przypomniał sobie ranę wtedy otrzymaną. Odruchowo sięgnął do lewego boku, gdzie pazury potwora pozostawiły głęboką paskudną ranę. Morr i Shalya miały w swojej opiece Bungo pewnie tylko dzięki ich wstawiennictwu przeżył.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 23-08-2008, 11:43   #14
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Nagle ciszę nocy rozdarł gwałtowny krzyk. Po chwili drugi i trzeci. Zewsząd zaczęły dobiegać hałasy. Wśród nich można było rozróżnić okrzyki strachu, przerażenia, ale też walki. Zerwaliście się wszyscy na równe nogi. Czyżby jakaś grupa urządzała sobie bójkę? Nie byłoby to nic dziwnego w tej części miasta. Jednak nagle zobaczyliście, że z uliczek prowadzących na plac, na którym się znajdowaliście wybiegają ludzie. W ich oczach można było dostrzec błysk przerażenia.

-Uciekacie, ratuj się, komu życie miłe!
- Pomocy, pomocy!
- Cóż to za paskudztwa! Ratunku!


Krzyki rozlegały się dookoła. Z daleka dostrzegliście także łunę pożaru. Byliście zdenerwowani, coś się działo, jednak nie wiedzieliście co.



Rudiger Schneider i Milo Yellowflow


Siedzieliście w izbie, wpatrzeni w medalion. Jeden nie spuszczał drugiego z oczu, starając się przejrzeć wzrokiem siebie nawzajem. Nagle z ulicy zaczęły dobiegać hałasy. Były to krzyki ludzi, słychać biegają. Wtem za drzwiami do izby rozległy się kroki. Powolne, miarowe, ciężkie. Sytuacja osiągnęła punkt krytyczny, drzwi powoli otworzyły się, a pisk zawiasów napełnił izbę. Zza framugi zaczął sączyć się dym. Blade łapsko złapało futrynę. Patrzyliście z szeroko otwartymi oczami, jak do pomieszczenia wchodzi istota rodem z najgorszych snów.




-SSssggrrhhh- Wygała z siebie przeraźliwy pomruk

Istota w jednej ręce trzymała miniaturową kuszę, która niemal w tej samej chwili została skierowana w waszą stronę, nie dając wam czasu na reakcję. Byliście sparaliżowani strachem. Milo krzyknął momentalnie. Trzymał w górze rękę, z której sterczała pokaźnej długości igła. Rudgier spojrzał na swoje ciało. W jego brzuchu tkwił identyczny rodzaj pocisku. Zemdliło was, zakręciło wam się w głowie. Ostatnią rzeczą jaką pamiętacie były te obrzydliwe łapska chwytające was.

Baba Jaga i Mangust

W chatce Baby Jagi nastało głuche milczenie, gdy nagle z zewnątrz zaczęły dobiegać was krzyki przerażenia. Podenerwowani zbliżyliście się do drzwi. Nasłuchiwaliście dźwięków drugiej strony. Dało się słyszeć ciche i łagodne mruczenie, niby kocie. Ze szczelin w drzwiach i ścianach do chatki powoli dostawał się dym.
"Pożar! "– pomyśleliście.
Jednak kiedy obróciliście się w stronę izdebki, zdało się wam, że czujecie na sobie czyjś wzrok. Powolnymi krokami wchodziliście głębiej do domu. Nagle kątem oka dostrzegliście ruch na ścianie. Dziwny cień szybko przemknął przed wami. Nie wiedzieliście, z czym macie do czynienia. Wrażenie potęgowały krzyki z dworu oraz światło księżyca, które rozświetlało delikatnie mrok. Nagle poczuliście dziwne ukłucie w plecy. Mangust z przerażeniem wydobył z nich igłę długości dłoni. Zrobiliście jeszcze jeden krok, po czym upadliście na podłogę, było wam niedobrze i kręciło wam się w głowie. Baba Jaga zapewne już wiedziała, jaką to trucizną została potraktowana. Usnęliście.

Bungo i Berg Cerveza

Oboje znajdowaliście się na placu, kiedy grupy przerażonych ludzi tam wbiegały. Byliście światkami przeróżnych zajść. Za ludźmi na placu pojawiły się dziwne istoty. Najwyraźniej zapędziły one ludzi w ten ślepy zaułek. Byliście świadkami przeraźliwych scen. Jakiś mężczyzna próbował heroicznie bronić swej rodziny, za broń mając jedynie pałkę. Po chwili jednak i on i jego rodzina leżeli już na ziemi. Nie tylko on próbował się bronić. Wielu walczyło. Jednak dziwne istoty potrafiły powalać na odległość. Nie wiedzieliście jak to się dzieje. Zapanował chaos. Wtem na placu pojawiło się dwóch mężczyzn. Zobaczyliście w nich jakby wybawienie z opresji. Byli rośli i pięknej urody, odziani zaś byli w błyszczące pancerze. Na ich szatach lśniły brosze, z iście królewskimi emblematami. Rycerze Ci z impetem wpadli na dziwne istoty, widocznie igły nie mogły przebić ich zbroi. Cięli i siekali, jednak z jednego zabitego stwora zaraz powstawały dwa inne. Cóż to za szachrajstwo?! Stwory te musiały być jakieś magiczne lub zaklęte tajną mocą. Jednak rycerze niestrudzenie walczyli, starając się dać czas mieszkańcom na ucieczkę. Postanowiliście skorzystać z zamieszania. Nawet zwierzęta Bunda trzęsły się ze strachu, tak działała moc istot. Kiedy już odbiegaliście, oczywiście Berg trzymał się nieco dalej, może akurat to była jego szansa na zarobek. Gdyby tylko Bungo odłączył się gdzieś od grupy ludzi. Wtem ludzie zaczęli padać na ziemię jak muchy. Dostrzegliście 5 istot strzelających dachów. Ukłucie..igła.. także i wy padliście na ziemię.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Piękna kobieta, o kasztanowych włosach stała przy ogniu kominka. Odziana była w cudowne szaty, które były bogato zdobione, a delikatne jak jej skóra. Kobieta trzymała w rękach złotą harfę, iście mistrzowskiego wykonania. Struny harfy wydawały delikatne, kojące dźwięki. Kobieta szarpała jej struny z wielkim wdziękiem, grając zdawała się być zahipnotyzowana. Z jej ust padły słowa:

- Wracajcie..- ciche, wypowiedziane ledwo słyszanym szeptem.

Kobieta otworzyła oczy, przyciskając harfę mocno do piersi.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




Na placu pozostało dwóch rycerzy. W ferworze walki nie zauważyli, że istoty zabrały już wszystkich ludzi. Kiedy ich uszu dobiegła cudowna melodia, dziwne istoty zniknęły. Uniesione powiewem wiatru rozpłynęły się w powietrzu. Rycerze rozejrzeli się, byli sami na placu. Jeden z nich padł na kolana.

- Dlaczego! Dlaczego o wielcy bogwie pozwalacie na te okrutności!- zakrzyknął, a łzy pojawiły się w jego oczach, rozkładając ręce w poddańczym geście, wzniósł oczy ku niebu.

Jego przyjaciel podszedł do niego, kładąc mu rękę na ramieniu rzekł:

-Nie rozpaczaj Utherze, uratujemy ich.. odnajdziemy...- umilkł, również wznosząc oczy ku niebu.

Nastała cisza.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zbudziliście się wszyscy ciemnym i brudnym lochu. Cała wasza szóstka siedziała w jednej celi. Byliście przykuci kajdanami do ścian. Potworny smród smród ciemności, tak można by opisać wasze położenie. Bungo szybkim ruchem otworzył swoją torbę, ujrzawszy niej fretkę odetchnął. Jednak psa nie było nigdzie. Reszta dochodziła powoli do siebie, wciąż lekko oszołomiona trucizną. W kącie celi coś cię poruszyło. Okazało się, że był tam ktoś jeszcze. Był to stary człowiek, odziany w łachmany. Na widok, iż budzicie się powiedział szeptem:

- No śpiochy pobudka. Długo spaliście, wszyscy cali?

 
Mortarel jest offline  
Stary 23-08-2008, 18:47   #15
 
RavenOmira's Avatar
 
Reputacja: 1 RavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetny
Wszystko stało się za szybko...
Berga dopadła rządza mordu, zapragnął zabijać. Te tajemnicze istoty były idealne, zabijały. Nie, nie zabijały bo inaczej i on byłby martwy. W tym strasznym chaosie jaki powstal miał nadzieję, ze uda mu sie zabić...nawet złapał kogoś i skręcił mu kark...nie, to nie ten, ale zaraz go dopadnę...lecz nagle znikąd nastała ciemność...i spokój. Spokój jakiego dawno nie zaznał...

***
Przebudzenie nie było przyjemne. Tym razem chłód ściany nie pobudzał. Hamowało go zimno stali na jego ciele. Kajdany!!!

" Nie! Nie, tylko nie to! Krępuje mnie...nie mogę się ruszyć...nie mogę nie nie nie!!!!"

Powróciły wspomnienia. Mały chłopczyk leżał na łóżku. był nagi i przywiązany jakimis szmatami do poręczy. Co się dzieje? Nie mogę się ruszyć! To mnie krepuje! Co... I on. Znów ten widok. Ten rudzielec z tym swoim złowieszczym blaskiem w oku. Ten błysk. I znów ten głos. Niby ciepły, ale za każdym razem gdy go słyszał, przechodził go dreszcz. "Wiesz mój drogi...czas byś odpłacił mi za te wszystkie lata. Za to, ze cię karmiłem, ubrałem, przygarnąłem. Wiesz musze sprawdzić czy się nadasz. Czy klienci będą zadowoleni...

Ktoś szepnął.

Nie! Nie! Za wiele! Dość! Zabiję cię!! Przysięgam zabiję!!! Zdechniesz!!! Nie!!!

Berg nie zdawał sobie nawet sprawy, ze jego krzyk nie był już tylko wytworem jego wyobraźni. Naprawdę krzyczał. Nagle, sam nie wiedział jak, ale w mroku celi dojrzał twarz cyrkowca.
Te kajdany...nie...nie chce...ja...muszę się uwolnić...

- Aaaaaaaaaaaaaaargh!!! - wrzasnął w niebogłosy. Zaczął szarpać i ciągnąc łańcuchy z całej siły. Szarpał i szarpał. Czy jego siła będzie az tak wielka? Tak pragnął się uwolnić...wpadł w szał...nie mógł przestać, tylko szarpał i szarpał...
 
__________________
"Rzeczy trudne wymagają czasu. Rzeczy niemożliwe wymagają trochę więcej czasu"
RavenOmira jest offline  
Stary 24-08-2008, 02:19   #16
 
Maciekafc's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znanyMaciekafc wkrótce będzie znany
Niziołek oczarowany pięknością biżuterii początkowo nie zwrócił uwagi na dym zza drzwi. Dopiero dziwne krzyki i kroki na klatce schodowej zaniepokoiły hobbita. Nie miał pojęcia kto mógł zmierzać właśnie do nich. Od wielu dni nikogo tutaj nie widziano, nikt się nie szlajał. Gdy tupot stóp stawał się coraz głośniejszy, Milo tracił resztki spokoju i opanowania.

-O nie.. tylko... tylko.. tylko nie oni! - wrzasnął zagłuszając wszechobecny hałas.

Teraz już oboje bardzo zaniepokojeni czekali na dalszy rozwój sytuacji. Mimo ciężkiej i burzliwej przeszłości, Milo wciąż był strachliwym niziołkiem, który w takich sytuacjach najchętniej schowałby się pod łóżko. W mgnieniu oka, w pokoju znalazł się potwór. Coś na kształt nieumarłego, w każdym razie był tak straszny i obrzydliwy, że niziołek potężnie wrzasnął na jego widok. Żadne instynkty samozachowawcze nie działały. Sądząc po krzykach, w mieście nastąpił wysyp tych niechcianych istot. Z błyskawiczną szybkością, nawet bez ostrzeżenia (ach, ale te potwory są nie honorowe) bestia oddała dwa strzały...dwa celne strzały. Z bełtem w dłoni niziołek padł na twardą, drewnianą podłogę...

***

Tego dnia mały Milo był w świetnym humorze. Słońce już dawno osiągnęło zenit, a on dalej nie mógł rozgryźć pewnej zagadki. Siedział przed lichym domem i głowił się nad tym co znalazła jego starsza siostra dwa dni temu. Zbliżała się pora obiadu. Z izby wołała jego siostra, więc niziołek w wesołych podskokach zmierzał w kierunku jedynego dobra tej rodziny - pola uprawnego. Dzień jak co dzień. Ojciec ciężko pracuje, a posiłki jada się wspólnie. Do czasu. Zawsze Milo wchodził na głaz przed rozpadającym się drewnianym płotem, aby z wysokości mógł dostrzec ojca. Tym razem nigdzie go nie widział, nieco zaniepokojony wszedł przez furtkę na teren rolniczy. Błądzenie między wysokimi jak dla hobbita trawami i roślinami zajęło mu chwilkę. Trzask. Człowieczek odwrócił się nagle. "Co to było? Taaaato!?". Cisza.. Teraz już żwawiej przemierzał kolejne dróżki. Wybiegając zza zakrętu przy specyficznych, mniejszych słonecznikach, coś leżało na ziemi.. " O, znalazłem.". Chłopczyk podszedł bliżej. Na dróżce leżał jego ojciec, dla niziołka wyglądało to na ... drzemkę.
- Tatko, tatko.. chodźmy.
Nic.
- Tatko.. obiad!
Nic. Milo podszedł bliżej.
- No tatko.. obudź się, wstawaj!

...

"Pamiętaj.. nie może cię poznać, to będzie próba, nie zawiedź nas. W myślach niziołek powtarzał sobie słowa przełożonego. Nie mógł zawieść, kto by się nim wtedy zaopiekował? W gildii miał wszystko, nocleg, wyśmienite jedzenie, duuużo jedzenia, a także przyjaciół. Minęło sporo od śmierci ojca, "Czy on chciałby abym robił to co zamierzam?" Niziołek kiwnął głową chcąc przerwać rozmyślania. Czekało go nie lada wyzwanie, nie było czasu na wspomnienia i jakieś chore rozważania. Oho, nadchodzi. Milo widząc swoją ofiarę, mocniej ścisnął sztylet w dłoni. Dobrze ukryty za beczkami tylko czekał na ten moment, który właśnie nadchodził. Płynnie idący elf skręcił w uliczkę między kamienicami. Szedł tak lekko, wydawało się jakby płynął. Niziołek splunął. -Teraz.... W dwóch podskokach znalazł się stopę za przeciwnikiem. Z całej sili pchnął ostrzem podudzie elfa. Tamten natychmiastowo stracił równowagę i walną o bruk, a z jego ust dało się słyszeć długi gardłowy okrzyk bólu. Nie tracąc czasu Milo użył kozika ściskanego w lewej dłoni, płynnym ruchem przybliżył ostrze do gardła elfa. Zawahał się. Zobaczył strach w oczach ofiary, strach i przerażenie, usta wydawały się prosić złodzieja o zlitowanie się, w oczach mignęła iskierka nadziei, którą Milo pchnięciem w gardło zgasił na zawsze. Nie wyciągając ostrza spojrzał na wciąż otwarte oczy elfa... zerwał sakiewkę wiszącą u pasie i odbiegł...

***

Hobbit gwałtownie zerwał się. Żył, a śnił o śmierci.. nie swojej. Zbudził go wrzask.
- C-co się dzieje? G-gdzie jesteśmy? - cichutko, jakby bez krzty nadziei szepnął, jego oczy szybko przywykły do mroku panującego w pomieszczeniu. Znajdowało się tam pięć... nie, sześć postaci. Jedną znał, jego klient. Patrzył dalej. Wszyscy przykuci do ściany, ktoś zaszeleścił łańcuchami. A ten zapach.. cuchnęło gorzej niż w oborze jego ojca.. o którym też śnił. Pokręcił głową z nadzieją na odegnanie złych wspomnień. Pomieszczenie przypominało celę, a gdzie kraty? O są.. Przez mały otwór wpadały promienie rzucane przez księżyc. Spojrzał po zgromadzonych. Wszyscy odziani w brudne, biedne odzienie. Niektórzy jeszcze spali, na twarzach innych mieszało się zdziwienie ze zrezygnowaniem i smutkiem.

" Przecież ci ludzie nic nie mieli, nie osiągnęli. - parsknął.

Co się wydarzyło... Medalion.. krzyki.. kroki.. okropna twarz... ból.. sen.. Kolejne szybsze od poprzedniego, człowiek w płaszczu, bestia.. medalion. Znów ktoś szarpnął łańcuchami, daremnie. Niziołek doszedł do wniosku, że dziwna błyskotka musiała mieć związek z późniejszymi wydarzeniami.

" Jak nie on, to co? To kto?"

- No śpiochy pobudka. Długo spaliście, wszyscy cali?

Te słowa wyrwały niziołka z zadumy. W końcu ktoś przerwał te durną ciszę. Nie licząc brzdęków żelaza i chrapania kogoś w kącie.. żałosne. Słowa należały do starca. Był łysy, a po bokach sterczały resztki białych kudłów. Wyglądał na pijusa, na kogoś, kto wszystko przegrał, a smutek topił w gorzale. Końcówki uszu i nosa miał czerwone. To tylko potwierdziło przypuszczenia Mila.

Niziołek nie odezwał się.
 
Maciekafc jest offline  
Stary 24-08-2008, 15:22   #17
 
Van der Vill's Avatar
 
Reputacja: 1 Van der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumny
Z drżeniem dłoni Rudiger podał niziołkowi medalion. No, podał to za dużo powiedziane - raczej zmusił się do rozwarcia palców. W końcu paser musiał ocenić wartość tego draństwa. Nie można się było kurczowo trzymać rzeczy, jaką miał właśnie sprzedać.

Maluch wyglądał na zachwyconego drobiazgiem. Idąc za jego przykładem, Schneider przyjrzał się mu dokładniej. Wcześniej, w co nie mógł teraz uwierzyć, nie miał okazji w pełni docenić piękna przedmiotu, który udało mu się dorwać. To chyba była jego najlepsza zdobycz.

Wlepiając wzrok w błyskotkę, zignorował chyba wszelkie sygnały z zewnątrz. Już dawno nie osiągnął takiego stopnia spokoju. Po chwili jednak coś przerwało ten trans - seria trzasków wybudziła ich obu z letargu. "Ktoś się tu włamuje?" - przeszło przez myśl Rugiderowi. Przez chwilę zapałał gniewem go niziołka, który widocznie nie zadbał o bezpieczeństwo miejsca ich spotkania. Zaraz potem rozpaliła się w nim wściekłość na włamywaczy. Miał dość uciekania, krycia się i podkulania ogona. Wyciągnął zza zwojów płaszcza łom i stanął w rozkroku. Jeśli ktoś chciał dorwać jego jedyną rzec która była coś warta, musiał najpierw przejść obok niego. Warknął niemal zwierzęco.

Dziwaczne stworzenie stanęło przed nimi. Schneider poczuł, jak powietrze z niego uchodzi. Pomyślał, że to strach, aż do chwili, gdy uderzył skronią o podłogę i nawet tego nie poczuł.

***

- To szansa Twojego życia. - powiedział wysoki elf w ciemnym kapturze. - Nie zmarnuj jej.
Po chwili wyszedł z pomieszczenia, zostawiając złodzieja samego.
"Na Ranalda, szansa życia!" - mruknął w myślach Rudiger. - "Ten drań ma rację!"
Zasady były proste. Zero strażników, przed nim tylko zamki i parę pułapek. Kurz starego grobowca i metaliczny posmak złota. Wszystko, co znajdzie, będzie mógł zabrać ze sobą, wystarczy, że przyniesie zleceniodawcy jeden klejnot. "Jeden gówniany klejnot!" Zatupał nogami w śniegu, gdy wyszedł na ulicę. Było mu zimno, ale coś rozpalało go od środka. Wyrwać się z tej budy. Szansa życia!

*

- Mów, psie. Powiedziałem: mów! Gadaj! - uderzył jeńca po twarzy. Kastet odbił się od kości, rozcinając skórę.
- Powiem... - zaskomlał Rudiger Schneider. - Wszystko... wszystko powiem!

*

- Wywalić go, tutaj? Ta po prostu?
- Nie podważaj poleceń przełożonych, kutwa. Tak, zostawić. Co go tu czeka? W najlepszym wypadku biedota, nie różna od tego, jaką miał przez całe życie. A na poważnie, węszy za nim ten, kto mu to zlecił. I skurczybyk wie, że my też możemy wrócić.

Ciało twardo uderzyło o podłoże.

***

Oczy migotały na lewo i prawo. Schneider z trudem rozwarł powieki. Do nozdrzy doszedł go smród, tak bardzo różny od tego, jaki znał na codzień. Czyżby do już dorwali?
Nie.
Pamiętał strach o medalion, chciwe spojrzenie pasera. Pamiętał strzałkę, tkwiącą w jego brzuchu. Pamiętał paskudne stworzenie. Po chwili ciemność się rozrzedziła.

- No, śpiochy, pobudka. Długo spaliście, wszyscy cali? - spytał jakiś głos. Rudiger jęknął. Miał nadzieję, że ten ktoś go zrozumie.
 
Van der Vill jest offline  
Stary 24-08-2008, 15:39   #18
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację


Na widok Berga Cerveza, który wyrwał łańcuch ze ściany staremu człowiekowi błysnęły oczy.

-Hej Ty! Kudłaczu!- Zakrzyknął do Berga- Jak to zrobiłeś?! Proszę uwolnij też mnie. Spójrz, jak to żelastwo wpaja się w mą skórę. Uwolnij mnie z tego przeklętego miejsca. Życie mi jeszcze miłe. Nawet nie wiesz jakie okropne rzeczy dzieją się tutaj. Kilka dni temu ta cela była pełna ludzi, ja jestem ostatnim z nich. Teraz widzę, że i was tu przyprowadzono. Proszę uwolnij mnie, błagam Cię! Nie chcesz? Mam złoto! Dużo złota, tylko mnie uwolnij, zapłacę.

Zaczął gorączkowo rozprawiać dziadek.

-Zwą mnie Gustav Heintz! Zabierz mnie stąd…proszę..- na twarzy dziadka kolejno pojawiał się zarówno gniew jak i łzy. Widać było, że bardzo zależy mu na ucieczce z tego miejsca. Co też takiego dziadek wiedział lub widział, że tak bardzo chce stąd uciec? Co to znaczy dla was? Przecież jesteście takim samym położeniu jak on.
 
Mortarel jest offline  
Stary 24-08-2008, 22:26   #19
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
„ Sigmarze, czemu mnie to ciągle spotyka” - pomyślał Bungo na widok potworów. Wszystko wokół niego działo się jakby w dwóch tempach. Ludzie poruszali się jakby w beczce dziegciu za to potwory atakowały błyskawicznie. Niedaleko przez chwilę mężczyzna heroicznie bronił swojej rodziny, lecz zanim Bungo zdążył założyć kamień na proce nie było, kogo bronić. Maska zahartowany w wielu walkach, który brał udział w bitwie z wampirami stał jakby sparaliżowany.

- Bierz – zakrzyknął młodzieniec do psa, wskazując mu jednego z napastników. Poczym obrócił się rozkręcił proce na długim drzewcu.

Wydawało mu się, iż jego członki ważą tonę. Proca rozkręcała się straszliwie wolno. Zanim jeszcze nabrała odpowiednich obrotów, Bungo kontem oka dojrzał jak jego pies pada, chociaż żaden z potworów nie był nawet w pobliżu. Wypuszczony przez niego pocisk trafił potwora. W tym samym momencie Bungo poczuł ukłucie w szyję. Niezwykle wolno opadł na brudny bruk. Ostatnim widokiem, który dojrzał zanim zapadł w ciemność, to ciała dzieci rozszarpanych przez demony, których ojciec nie zdołał obronić.

*****

Oddech chłopaka jeszcze nie uspokoił się po szybkim biegu. Niezwykłym skokiem Bungo dopadł swoją młodszą siostrę, porwał w ramiona, wyniósł spod kopyt konia młodego szlachcica.

- Ty durniu mogłeś ją stratować – zawołał w kierunku zawracającego konia szlachetki. W tym momencie, ciężka jak młot kowalski, ręka ojca, powalił jednym ciosem Bunga na ziemię.

Broczący krwią z rozciętego łuku brwiowego, chłopak patrzył z niedowierzaniem jak jego ojciec, starszy osady, pada na kolana przed tym młodym paniczykiem.

- Panie wybacz, sami ukarzemy tego zuchwalca.
- Dobrze, ale pamiętaj, iż mała kara mnie nie zadowoli.
– powiedział dyszkantem szlachcic.

Godzinę później Bungo chłostany przez ojca słuchał jego pouczeń ojca.
- Te razy zbierasz nie za to, iż zaatakowałeś szlachcica, lecz za głupotę, iż uczyniłeś to gdy widziała cię cała wioska.
Słowa te zapadły głęboko w pamięć chłopaka, długo trwało zanim zrozumiał zawarte w nich przesłanie. Tego dnia bardziej bolało upokorzenie, jakie doznał on i jego ojciec, niż razy wymierzane przez rodziciela.

***

Niebo złociło się zachodzącym słońcem oraz łuną bijącą znad gospodarstwa.
W stronę płonących zabudowań z okrzykiem udręki pędził Bungo w towarzystwie swoich psów. Nagle spostrzegł, leżące na podwórzu ciała swojej rodziny. Nogi się pod nim załamały, z jękiem dopełzł do ciał swoich bliskich. Twarze martwych były takie spokojnie, blade, tak jakby spali. Gdyby nie byli tak lodowato zimni, a ogień pożogi gorący, długo by trwało zanim by poznał, iż są martwi. Wtedy tez to dojrzał na ich szyjach niewielkie ranki i prawda przyszła szybko niczym olśnienie.
"Wampiry zabiły jego rodzinę, te szlacheckie pijawki."
Chłopak już wiedział co godzi mu się uczynić.

***

Księżyc świecił jasno, rzucona na leśny dukt pochodnia oświetlała tocząca się walkę. To była rzeź. Pułapka doskonale przygotowana, lecz przeciwnik nienaturalny z łatwością zabijał kolejne zwierzęta ze sfory Bunga.
Cios, unik … oderwana łapa, głowa. W oczach potwora paliły się złośliwe ogniki to tylko zwykłe zwierzęta potrawa na stół. Głowa niedźwiedzia został odkopnięta daleko. W oczach dostatnio odzianego szlachcica pojawiło się zdziwienie, nagle pada z przeciętymi ścięgnami. Ręka uzbrojona w długie pazury po raz ostatni zaczepia o coś żywego, wtedy serce potwora przebija kołek.
Ranny Bungo ostatkiem sił wczepia się w obrożę Maski. Nie czuje już, iż wierny towarzysz mozolnie wyciąga go na trakt.

*****

Przebudzenie nie było przyjemne dla Bunga.
Tkwił w jakimś lochu na dodatek skuty. W sakwie była Rdzawa.
„Jak to się stało iż nie zabrali mi i jej” - pomyślał młodzieniec. Lecz nie zaprzątał sobie głowy na razie ta kwestią.
„Muszę się uwolnić, jestem zwinny, może się uda wysmyknąć”. Takie to myśli towarzyszyły skoordynowanym ruchom cyrkowca. Młodzieniec gwizdem przywołał fretkę jednocześnie cały czas próbując się oswobodzić.

- Klucz, klucz , klucz, przynieś klucz. – powtórzył kilkakrotnie zwierzątku. Była to jedna ze sztuczek, jakie Rdzawa poznała. Bungo wiedział, iż przyniesie do niego każdy klucz, jaki fretka znajdzie.

„Byle był właściwy, byle właściwy” modlił się w duchu młodzieniec.

Nagle głos jakiegoś starca zwrócił uwagę Bunga na innego więźnia, któremu udało się rozerwać okowy.

- Nieznajomy wysłuchaj mnie. Tkwimy w tym samym bagnie. Tylko, jeśli nas uwolnisz, masz szanse wyjść żywym z tej opresji. Więc na Sigmara pospiesz się, zanim te potwory nadejdą i zrobią z nas posiłek. – powiedział głosem nawykłym do występów i przemawiania.
W końcu jego umiejętności i głos stanowiły o wartości Bunga. Samym głosem potrafił wiele. Nakłonić nędznych liczykrupów do hojności, tam gdzie inni zbierali nędzne miedziaki Bungo zbierał często srebro.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 24-08-2008 o 22:28.
Cedryk jest offline  
Stary 24-08-2008, 23:50   #20
 
RavenOmira's Avatar
 
Reputacja: 1 RavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetny
Łańcuchy pękły!!!
Berg wyprostował się, poczuł olbrzymią ulgę, mimo że na rękach wciąż ciążyły mu pozostałości dawnego symbolu niewoli. Mimowolnie spojrzał na kajdany...nienawidził ich.

Nagle przemówił starzec. Berg popatrzył na niego uważnie. Ta twarz...taka podobna...

***
13-stolatek kucnął w kącie. Płakał, był cały posiniaczony, wszystko go bolało a najbardziej siedzenie...nie mógł usiąść. na łóżku siedział starzec...łudząco podobny do tego z lochu. Śmial się..."Co za straszny śmiech!!!" I potm te słowa, ten ciepły głos, który przyprawial o dreszcze...
"-I jak panie Conolly? Zadowolony?"
"- Jeszcze jak! To naprawdę niezły towar! Nieco narowisty ale to dobrze..."
"- Świetnie...a teraz pomówmy o zapłacie"

***

Łzy...
Starzec płakał i kipiał gniewem jednocześnie. Tak bardzo potrzebowal jego pomocy. Ale czy ktoś pomógl jemu kiedy on płakał i prosił o pomoc? Czy kiedykolwiek ktoś zlitował się nad losem wyrośniętego chłopaka? Czy ktokolwiek w dziecięcym burdelu pytał go o uczucia? Nie. Nikt i nigdy. Więc czemu on mial pomagać...Nachylił się nad starcem.

- Słuchaj dziadygo, nie obchodzi mnie ani to jak masz na imię, ani to ile masz pieniędzy. Jest takie piękne przysłowie - umiesz liczyć, licz na siebie. Jeśli mam się stąd wydostać, to zrobię to sam i bez niczyjej pomocy. Rozumiesz ? - po ostatnich slowach, dotknął dłonią twarzy staruszka.
" Zła skóra, do niczego się nie nadaje...tacy ludzie są zbędni...niepotrzebni, tylko zawadzają...a to co niepotrzebne należy likwidować."

Gdy już miał chwycić drugą dłonią glowę Gustawa, by skręcić mu kark usłyszał głos. Głos należący do cyrkowca...

Popatrzył na niego i na resztę z pogardą. "Słabi...są niczym bezemnie, jak pasożyty liczą na moją pomoc...nie mają prawa. Ja jestem w tej chwili panem sytuacji, ja dyktuje warunki, ja ja i tylko ja!!!" teraz dopiero uświadomił sobie, ze cela jest pełna skrępowanych ludzi. Tak bezbronnych...łatwych...

Z obłąkańczym smiechem podszedł do Bunga. Nachylił się nad nim i przypatrzył się jego twarzy. "Tak, to on"

- Ty, klaunie masz akurat w tej sytuacji najmniej do gadania. - dotknął jego twarzy. Taka gładka, przyjemna skóra - Wiesz co ładny jesteś...trochę szkoda, ze nikt już więcej nie ujrzy tej twarzyczki...

O tak...zabawi się z każdym z osobna. Wstał.

- Nie wzywaj swoich bogów...nie istnieją. Zawsze mnie zastanawiało jak to jest, gdy kopnie się kogoś z całej siły w głowę...ciekawe czy twój mózg rozpaćka się na ścianie czy też wycieknie ci przez uszy? Bardzo mnie to frapuje...

"Krew. Chcę poczuć...krew."
 
__________________
"Rzeczy trudne wymagają czasu. Rzeczy niemożliwe wymagają trochę więcej czasu"
RavenOmira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172